„W Święta jestem słodka jak serniczek, bo babcia patrzy. Stara w końcu wyłoży nogi, a ja dostanę to, czego pragnę”

szczęśliwa rodzina fot. iStock, SolStock
„Przy przygotowaniach dosłownie stawałam na głowie, żeby ją zadowolić. Pamiętam, że gdy miałam 12 lat, pochwaliła mój sernik. O mało nie pękłam z dumy i latami pielęgnowałam w sobie to wspomnienie”.
Listy od Czytelniczek / 16.12.2024 15:12
szczęśliwa rodzina fot. iStock, SolStock

Zawsze kiedy słyszę zwrot „zło wcielone”, myślę o swojej matce. To ona zniszczyła mi życie. To przez nią od lat chodzę na terapię, leczę się z depresji i nie radzę sobie w relacjach międzyludzkich. 

Byłyśmy w domu dwie. Ja i moja dużo starsza siostra, Ania. Jest między nami aż 14 lat różnicy, dlatego... właściwie się nie znamy. Gdy miałam 5 lat, Ania wyprowadziła się za granicę i słuch właściwie po niej zaginął. Nie dziwię się, pewnie musiała się odciąć, żeby w ogóle być w stanie funkcjonować. Dzwoni maksymalnie 2 razy do roku, żeby zameldować, że żyje. Wiem, że ma męża, ale nikogo nie zaprosiła na swój ślub.

Był też tata. Jego znam jeszcze mniej niż Anię. Wkrótce po moim urodzeniu wziął nogi za pas i to chyba dlatego matka mnie tak znienawidziła. Podobno byłam trudnym niemowlakiem. Miałam kolki, płakałam dniami i nocami. Ojciec tego nie wytrzymał – tak zawsze wykrzykiwała mi w złości matka. Ja myślę, że pewnie już wcześniej chciał odejść, tylko szukał pretekstu. Czy ktokolwiek porzuciłby żonę i 2 córki tylko dlatego, że niemowlak płacze całe noce?

Nie zaznałam miłości

Mama obarczyła mnie wyłączną winą za rozpad ich małżeństwa i zmarnowanie jej życia. Opiekowała się mną tylko z obowiązku, pamiętam że czułam to już jako przedszkolak. Zawsze wiedziałam, że moja mama bardzo różni się od innych mam. Nigdy mnie nie przytulała, nie okazywała żadnej czułości, nie cieszyła się na mój widok. Z każdym rokiem było coraz gorzej. Obojętność zamieniała się w otwartą wrogość.

O ile w najmłodszych latach mama po prostu mnie tolerowała, z każdym rokiem było coraz gorzej. Gdy poszłam do szkoły, zrobiło się naprawdę źle. Życie zamieniło się w pasmo nieustannych pretensji i kar. Zaczęłam moczyć się w nocy, bo życie pod presją stawało się dla mnie coraz trudniejsze. Za każdą czwórkę matka karała mnie wielodniowym milczeniem. Szybko nauczyłam się sama zmieniać prześcieradło, żeby nie otrzymywać kolejnej kary za nocną wpadkę.

5 minut spóźnienia? Godzina klęczenia na grochu 10 minut spóźnienia? 2 godziny. Nie wiem ile dostałabym za 15 minut, bo nigdy się aż tyle nie spóźniłam. Choćby się waliło i paliło.

Czułam się samotna

W szkole miałam tylko jedną przyjaciółkę, ale nawet jej wstydziłam się przyznać, że mama mnie źle traktuje. Zazdrościłam jej, bo ona miała ze swoją mamą świetny kontakt. To w ich domu udawało mi się znaleźć ciepło, którego nie zaznawałam nigdzie indziej.

Ojciec się nami nie interesował. Ja go nawet nie pamiętałam, a on nie pamiętał o mnie. Nie wiem, czy płacił alimenty. Nigdy o to nie pytałam. W ogóle nie miałam odwagi o nic pytać, a co dopiero o znienawidzonego ojca. Moją główną zasadą było – być jak najciszej i się nie wychylać. Nie zwracać na siebie uwagi. Nie dawać powodu do kar. Nie rzucać się w oczy. Nie istnieć.

Święta źle mi się kojarzą

Nigdy mnie nie uderzyła, ale chyba wolałabym, żeby to zrobiła. Od dziecka nienawidziłam świąt. Oczywiście, zawsze dostawałam prezent. Zawsze nietrafiony, ale nie miało to większego znaczenia. Wolałabym, żeby chociaż raz do roku moja matka przemówiła ludzkim głosem i miała dla mnie miłe słowo.

Przy przygotowaniach dosłownie stawałam na głowie, żeby ją zadowolić. Pamiętam, że gdy miałam 12 lat, pochwaliła mój sernik. O mało nie pękłam z dumy i latami pielęgnowałam w sobie to wspomnienie. Mniej więcej do 16–tego roku życia nieustannie czekałam na jej atencję i strzępy zainteresowania. Potem wszystko zaczęło się zmieniać, a we mnie zaczęła rosnąć nienawiść.

Wiedziałam już, że mama zniszczyła mi życie. Że przez to, że nie potrafiła mnie pokochać, ja nigdy nie będę potrafiła kochać nie tylko siebie, ale też kogokolwiek innego. Zaczęłam odliczać dni do matury, gdy będę mogła uciec z domu i nigdy więcej jej nie widzieć. Zacząć życie na własny rachunek.

Po maturze poszłam do pracy

Znalazłam pracę w sklepie odzieżowym. Matka nie miała nic przeciwko, cieszyła się że wreszcie przestanę być darmozjadem. Kiedyś marzyłam o dziennych studiach, ale kto by się tym przejmował? Starałam się odkładać jak najwięcej, więc po roku pracy byłam w stanie się wyprowadzić i wynająć kawalerkę. 

Czułam się na świecie sama jak palec. Z matką nie chciałam utrzymywać zażyłych kontaktów (z wzajemnością), ojciec dawno temu się mnie wyrzekł, siostra nie była zainteresowana moim losem, a babcia...

Babcia była bogata

Tak, miałam jeszcze babcię. Nie była to raczej czuła starsza pani, u której mogłabym znaleźć pocieszenie. Nie była aż tak oschła jak matka, ale nigdy nie pozwalała mi się ze sobą spoufalić. Była bardzo bogata i mieszkała aż 300 km od nas. Przy rzadkich spotkaniach powtarzała jednak, że skoro Ania wyrzekła się rodziny i własnej matki, to cały majątek przepisze kiedyś na mnie.

Dobrze, że ty jesteś inna. Gdyby nie to, chyba musiałabym przepisać wszystko na kościół. Została mi chociaż jedna kochana wnusia, która wie, jak należy postępować.

Nie miałam złudzeń. Gdybym zerwała kontakty z mamą, nie zobaczyłabym ani złotówki. To dlatego raz do roku chowałam urazę do kieszeni i jechałam z matką na święta do babci. Nie miałam ochoty siadać z nią przy jednym stole i gdybym mogła, rzuciłabym jej opłatkiem w twarz. Zagryzałam jednak zęby i znosiłam jej przytyki przy świątecznych pierogach, żeby nie zawieść babci. Wiem, że to wyrachowane, ale miałam w tym osobisty interes.

Czy wielki dom z ogrodem i mieszkanie w bloku nie należało mi się po latach zniewag, których doświadczałam ze strony matki? Można powiedzieć, że to forma odszkodowania. Zawsze w Wigilię przybieram więc sztuczny uśmiech i cierpliwie znoszę przytyki mamy na temat źle zwiniętego przeze mnie makowca, za twardych pierników i jak zwykle nietrafionego prezentu.

Natalia, 29 lat

Czytaj także:
„Planowałam wymarzone święta, a dostałam piękną katastrofę. Na czele rodzinnej porażki stanął teść i mój mąż”
„Na świątecznym jarmarku obok prezentów znalazłam dawną miłość. Zakazane czucie rozpaliło mnie jak lampki na choince”
„Teściowa zdradziła mi swój przepis na sernik na Święta, ale chciała czegoś w zamian. To było obrzydliwe”

Redakcja poleca

REKLAMA