Z Anitą od ponad dwudziestu lat mieszkałyśmy w sąsiednich połówkach bliźniaka-szeregowca. To Anita była świadkiem wszystkich moich życiowych katastrof, a ja byłam ulubioną ciocią jej dwóch synów, w których wychowaniu miałam spory udział. Zwłaszcza kiedy jej mąż umarł.
Jak na kobietę przystało, Anita była wrażliwa, intuicyjna i skłonna wierzyć w różne dziwactwa. Co kilka dni przylatywała do mnie na kawkę i ploteczki, i wtedy opowiadała o tym, w co się właśnie wkręciła. Dzięki niej moja osobista encyklopedia wiedzy wzbogaciła się o znaczenia słów typu: „hipnoza regresywna”, „biologia totalna”, czy „masaż krzyżowo-czaszkowy” . Jednak mimo jej fascynacji nigdy nie miałam ochoty doświadczyć działania tego wszystkiego na własnej skórze, choć w pewnym momencie byłam skłonna.
Nudziłam się
Kilka miesięcy temu przeszłam na wcześniejszą emeryturę i był to dla mnie trudny okres. Miałam za dużo czasu. Życie stało się nudne. Pałętałam się po dwóch piętrach wąskiego domu, próbowałam coś robić w ogródku, znaleźć sobie hobby, ale czułam, jak dopadają mnie różne tęsknoty za przeszłością. Za tym, co było cudowne, za tym, co mogło być, ale co z niepojętego powodu się popsuło, w tym moje trzy małżeństwa. A nad tym wszystkim unosiła się jak mroczny całun śmierci pewność, że w życiu nie czeka mnie już nic ciekawego.
Anita jak zwykle wpadła po południu na kawkę . Zrobiłam cappuccino, postawiłam na stole kruche ciasteczka i nagle zaintrygowało mnie jej milczenie. Przyjrzałam się bliżej. Była jakby w lekkim szoku.
– Co jest? – spytałam, siadając po drugiej stronie stołu.
Anita machinalnie wzięła łyżeczkę i zaczęła mieszać kawę w filiżance.
– Jestem w szoku – powiedziała.
– To widzę. Z jakiego powodu?
– Nie uwierzysz.
Aha, pomyślałam.
– Znasz mnie. Nie muszę wierzyć, by cię wysłuchać z ciekawością.
Wal śmiało.
Upiła kawy, odstawiła filiżankę i znów zamieszała łyżeczką. Jakby kawa miała się zrobić słodka od samego mieszania. Westchnęłam i litościwie dorzuciłam jej kostkę cukru. Nie zauważyła, ale mieszała dalej.
Nie wierzyłam w takie rzeczy
– Byłam na tzw. ustawieniach rodzinnych – powiedziała. – Koleżanka z pracy ma od zawsze problemy z facetami.
– A kto nie ma – mruknęłam.
– Faceci od niej odchodzą, a ona zostaje ze złamanym sercem. Psycholożka powiedziała, że to może z powodu przeszłości jej matki. Otóż jej matka miała kiedyś narzeczonego, z którym bardzo się kochali. Jednak pewnego dnia o coś się strasznie pokłócili. On obraził się i odszedł. Wyjechał z miasta i miesiąc później oświadczył się swojej dawnej dziewczynie. Ożenił się. Mama koleżanki też wyszła za mąż za pierwszego, który ją zechciał. Nie była w małżeństwie szczęśliwa, jej dawny ukochany pewnie też nie, skoro żenił się jeszcze dwa razy. Ale nigdy więcej się nie spotkali.
– Co ty powiesz.
– Nie drwij. No więc psycholożka zaproponowała Kaśce ustawienia rodzinne. To takie coś, co uruchamia pole energetyczne, tę rodzinną bańkę, i wtedy można wykasować złe zapisy i człowiek wreszcie może ułożyć życie po swojemu.
Nie mogłam się powstrzymać i prychnęłam. Anita zmierzyła mnie spojrzeniem, ale nie zareagowała w inny sposób, ale jej wzrok mówił coś jeszcze – ona miała dodatkowy powód, by mi o tym powiedzieć.
– O co ci chodzi? – zmrużyłam oczy.
– O ciebie. Też powinnaś sobie te ustawienia zrobić.
– Niby dlaczego? – zdziwiłam się.
Westchnęła teatralnie, jakby zadziwiona moją głupotą.
– Zawsze chciałaś mieć szczęśliwe małżeństwo i nigdy ci nie wychodziło. To nie było normalne. Coś musi tkwić w twojej przeszłości.
Wybrałam inną opcję
Nie miała racji. Miałam szczęśliwe dzieciństwo. Moi rodzice nigdy się nie kłócili, kochali mnie oboje, a dla taty zawsze byłam jego małą księżniczką. Nawet kiedy miałam trzydzieści lat, i czterdzieści. Był moim największym przyjacielem. Kiedy umarł osiem lat temu, poczułam, jakby zniknęła najważniejsza część mojego świata.
Chociaż w pierwszej chwili odrzuciłam pomysł Anity, to najwyraźniej ziarno zostało rzucone na żyzną ziemię. Zakiełkowało. I rosło, podlewane tęsknotą, nudą i lękiem przed beznadziejną, samotną przyszłością, ale nie chciałam żadnej psychoanalizy. Pojechałam do ciotki Wandy, bo tylko ona mogła coś wiedzieć o naszej rodzinie.
Prawda zmieniła wszystko
Wanda była młodszą siostrą mojej mamy. Mieszkała na drugim krańcu Polski, więc nie widywałyśmy się zbyt często. Miała już osiemdziesiąt cztery lata, była na wpół ślepa, ale pamięć miała doskonałą.
Wyciągnęła suchą, pomarszczoną dłoń i odnalazła moją.
– Myślę, że przysłał cię tu mój anioł stróż, byś w końcu rozwiązała mój problem.
– Że co? – zdziwiłam się.
Jakim cudem mój problem stał się rozwiązaniem jej problemu?
– Ja już długo nie pociągnę, ludzie w pewnym wieku potrafią wyczuwać swój koniec. Od jakiegoś czasu staram się kończyć moje sprawy na tym świecie. Pogodziłam się z tymi, z którymi się kłóciłam, spisałam testament, ale zapomniałam o Andzi i jej tajemnicy. Powinnaś poznać prawdę, zanim umrę.
– Jezu, ciociu, bo ja tu zaraz zejdę! Czy to znaczy, że tata nie był moim tatą?
Zaśmiała się cicho.
– Jesteś tak samo niecierpliwa jak Jędrek. Tak samo żywiołowa. Nawet włosy masz po nim.
– Kim… jest… Jędrek?
No i usłyszałam historię. W końcu sama się dopraszałam.
Żyłam w kłamstwie
Moi rodzice pobrali się z miłości. Jednak moja mama, Anna, bardziej kochała tatę Michała, duchowo, niż cieleśnie. Szczególnie, kiedy okazało się, że tata nie może mieć dzieci, choć zawsze o nich marzył. Tak więc pewnego dnia mama przyszła do taty i powiedziała, że od jakiegoś czasu ma kochanka, Andrzeja, który działa na nią jak afrodyzjak. I że bardzo przeprasza, bo naprawdę kocha Michała, ale chce mieć dzieci. I że właśnie jest w ciąży. I że w takim razie wezmą rozwód. Ale wtedy tata powiedział, że nie.
– Powiedział, że bardzo chce mieć dziecko, i że to cudownie, że to będzie dziecko jego ukochanej żony – opowiadała ciocia Wanda. – I że wychowa je jak własne. I nie chce słyszeć o rozwodzie. Być może gdyby Andzia nie kochała Michała, odeszłaby do Jędrka i tak. Ale nagle znalazła się między młotem i kowadłem – tu ciocia zachichotała. – Ale ani młot, ani kowadło nie miały nic przeciwko temu, by zostawić wszystko jak jest.
I tak przez kilka następnych lat wszyscy w miasteczku wiedzieli, że Jędrek jest kochankiem Andzi, i że ty jesteś jego córką. A jednocześnie Andzia wciąż żyje ze swoim mężem, który nie ma nic przeciwko wychowaniu nie swojego dziecka.
– Żyli w trójkącie? – zdumiałam się. – A Jędrek… to wujek Jędrek? O matko!
Byłam w szoku. Pamiętałam jak przez mgłę wielkiego, rubasznego faceta z szopą czarnych, kręconych włosów, który był przyjacielem rodziny i często do nas wpadał. Grał z rodzicami w karty w sobotnie wieczory… Potem wyjechał.
– Tak. Wyjechał, kiedy miałaś pięć lat. Chyba namiętność się wypaliła. Wiem, że ożenił się i miał dzieci. Tak więc, kochana, wcale nie jesteś jedynaczką. Masz przyrodnie rodzeństwo, i to chyba liczne.
Zdobyłam adres i pojechałam trzysta kilometrów dalej, do miasta, gdzie żyła moja rodzina. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Ojciec, niestety, już nie żył, ale miałam trzy siostry i dwóch braci, którzy byli do mnie podobni i z wyglądu, i z charakteru. Nagle przestałam być samotna. I zrozumiałam, skąd we mnie wziął się taki dziwny charakter. A kiedy zrozumiałam, to się z nim pogodziłam.
Czytaj także: „Była taka dobra, że prawie zagłaskała mnie na śmierć. Pod płaszczykiem miłości skrywała się chciwa pijawka”
„W szkole byłam dla niego popychadłem, a teraz on czyścił mi podłogi. Zemsta jest słodka”
„Jednej nocy przyśnił mi się kolega syna. Teraz marzę o nim również na jawie i próbuję go poderwać”