Ostatnie urodziny spędziłem w wąskim gronie: tylko ja i butelka „Absolutu”. Zrezygnowałem z włączania telewizora, bo nie miałem ochoty na oglądanie „Szklanej pułapki”. Ileż można? W końcu wyłączyłem też radio, w którym prezenterzy posuwali głodne kawałki o miłości i pojednaniu. Dołowało mnie to zamiast uwznioślać, zamieniłem więc to wszystko na starą płytę Patti Smith, a szampana na butelkę dobrze schłodzonej wódki.
Nie dało się jednak uniknąć smętnego nastroju – duch zmian unosił się w powietrzu jak duszący smog. Wspominałem dawne czasy i powoli upijałem się na smutno, próbując znaleźć na wektorze mego życia miejsce, w którym skręciłem ku temu, co obecnie mam. A miałem niewiele.
Absolutnie się z nią zgadzałem
Właściwie, śmiało można powiedzieć, że poza długami i brakiem perspektyw, nie miałem nic. Nawet gdy spojrzałem na butelkę, od razu zrobiło mi się smutno, że niedługo będzie pusta. Odezwał się telefon i tym razem postanowiłem go odebrać, choćby tylko po to, by usłyszeć ludzki głos. Od pewnego czasu notorycznie mylono mój numer z jakimś centrum odnowy czy czymś w tym rodzaju, i miałem dość tłumaczenia, że na imię mam po prostu Kazik, nie używam żadnych tytułów przed nazwiskiem i nie, nie prowadzę zapisów na warsztaty.
– Czy to Akademia Kosmicznej Mądrości? – spytał miły kobiecy głos, kiedy odebrałem połączenie.
– A o co chodzi?
– Chciałam zgłosić rezygnację z przyjazdu na wiosenne warsztaty. Nie ma sensu, żebym zabierała komuś miejsce. Życie jest do dupy – znienacka przeszła do meritum.
Ciekaw byłem, jak doszła do tego wniosku co ja, ale musiałem działać ostrożnie. Napełniłem kieliszek wódką i sięgnąłem po papierosa.
– Różne są zdania na ten temat – powiedziałem, przysuwając popielniczkę. – Ale tendencja, faktycznie, jest spadkowa.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– „Spadkowa” to źle czy dobrze? – kobieta zdecydowała się zostać przy telefonie, co przyjąłem z ulgą.
– Raczej źle – mruknąłem. – Życie powinno być zabawniejsze.
– Dokładnie – przytaknęła z entuzjazmem, ale zaraz oklapła: – Tylko to tak nie działa. Nic nie pomoże zaklinanie rzeczywistości i udawanie, że jest super.
Z radością przytaknąłem jej słowom. W końcu jakaś bratnia dusza.
– Zgadzasz się z tym, co mówię? – zdziwiła się. – Na wykładach podkreślałeś raczej dążenie do kosmicznej harmonii, którą powinniśmy odnaleźć w sobie. Zdecydowanie wydałeś mi się przeciwnikiem szukania dziury w całym.
No i złapała mnie w potrzask
Zaciągnąłem się głęboko tytoniowym dymem i spojrzałem na sufit. Pasowałoby się wziąć w końcu za pomalowanie mieszkania. Jak można żyć w takim chlewie?
– Jesteś tam jeszcze? – głos kobiety przywołał mnie do rzeczywistości.
– Zastanawiałem się nad twoimi słowami – powiedziałem powoli, bo i myśli miałem dość leniwe. – Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Faktycznie, harmonia, równowaga, samoświadomość i te sprawy. Tak, one są bardzo… Jak by tu powiedzieć…
– Istotne? – szybko podsunęła odpowiednie słowo.
– Właśnie – ożywiłem się. – Są bardzo istotne, ale nie zapominajmy, że otoczenie cały czas na nas wpływa i to rzadko odbywa się zgodnie z kosmiczną harmonią. Powiedzmy sobie szczerze: otoczenie to syf jakich mało.
W rogu sufitu pierwszy raz dostrzegłem wielki, żółty zaciek, a tuż nad oknem kolonię organizmów grzybowych w dwóch kolorach, czarnym i niebieskim. Fascynujące, że ich kosmos nie przenikał się dotąd z moim. W zadumie analizowałem stopień rozwoju obcej formy bytu, a moja rozmówczyni analizowała głębię teorii, którą właśnie usłyszała.
Bałem się, że mnie spławi
– Czyli to, że mamy posrane życie, nie zawsze jest naszą winą? – spytała w końcu.
– Absolutnie – potwierdziłem, zduszając niedopałek, który parzył mi palce. – Nawet mikroskopijne zarodniki grzybów mają wpływ na naszą osobowość, nie wspominając o posranym szefie, upierdliwym sąsiedzie czy niedobranym partnerze. Jak w ogóle masz na imię, bo chyba niedosłyszałem?
– Natalia – przedstawiła się. – A ty to Patryk, prawda?
Już miałem potwierdzić w obawie, że się rozłączy gdy usłyszy prawdę, ale pomyślałem, że po pierwsze – kłamstwo ma krótkie nogi, a po drugie – nie koreluje z kosmiczną harmonią.
– Dokładnie to Kazik – uściśliłem. – Zastępuję Patryka.
– Zupełnie cię nie kojarzę z warsztatów. Jesteście razem? – dopytywała. – To znaczy, czy jesteście parą?
– Co znaczy „parą”? Z kim? Z Patrykiem? – oburzyłem się. – No wiesz, jak ci to mogło przyjść do głowy?
– Tak wszyscy mówią – powiedziała Natalia. – Pewnie to tylko plotki. Wracając do tematu, twoje podejście wydaje mi się bardziej liberalne niż Patryka.
– To by się zgadzało – przyznałem. – Jestem dość liberalny, choć mam wrażenie, że czasami za bardzo sobie pobłażam.
Zająłem właśnie pozycję półleżącą i pod fotelem dostrzegłem niepokojąco duży kłąb kurzu. Ręką bym się brzydził, ale bez problemów wygrzebałem go stopą. Ha, odnalazła się w końcu jedna z zaginionych skarpet! Trochę za późno, bo ostatnio powyrzucałem wszystkie, które były nie do pary. Czyli nie będzie mi potrzebna, zdecydowałem i wkopałem ją z powrotem w ciemną szczelinę.
– Właśnie rozstałam się z facetem, który mi zarzucił, że jestem za bardzo skoncentrowana na sobie – wypaliła ni z gruszki, ni z pietruszki Natalia. – Czuję się z tym podle, wiesz? Chyba dlatego zrezygnowałam z warsztatów.
Najwyraźniej też nie miała z kim pogadać
– To znaczy co? – dopytywałem – Szybciej dochodziłaś w łóżku od niego?
Roześmiała się swobodnie, a ja odetchnąłem z ulgą, że nie trafiłem na pruderyjną wyznawczynię kosmicznego ładu.
– Nie – zaprzeczyła. – W łóżku było całkiem okej. Chodziło o prasowanie bielizny. Nienawidzę tej czynności, a już prasowanie komuś majtek uznałam za przesadę. Ale teraz sama nie wiem. Może jednak…
– Wróć – przerwałem jej. – Twój facet łaził w wyprasowanych w kant gatkach?
– No, może nie w kant – znów się roześmiała. – Ale tak, chodził tylko w wyprasowanej bieliźnie. Innej nie włożył.
– Przecież to chore – skrzywiłem się.
– Naprawdę tak uważasz?
– No weź! – żachnąłem się. – To czemu sam ich, kurde, nie prasował?
– Uważał, że to należy do obowiązków kobiety – wyjaśniała Natalia. – Zawsze robiła to jego mama.
– To niech mu nadal prasuje – stwierdziłem. – Dobrze zrobiłaś, dziewczyno, że go pognałaś.
– Naprawdę?!
– Jasne! – zapewniłem. – Gdzie tu miejsce na kosmiczną harmonię? Niech się wali ze swoimi kalesonami.
Tydzień później zacząłem wielkie przemeblowanie
Tym razem roześmialiśmy się oboje.
– Pijesz, Natalio? – spytałem, nalewając sobie kolejkę.
– Alkohol? – spytała i zaraz zaprzeczyła. – Oczywiście, że nie.
– Ani trochę? – zdumiałem się.
– No, okazjonalnie kieliszeczek wina – uściśliła. – I to wszystko.
Odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej nie była ortodoksyjna.
– No to zrób sobie święto i ubzdryngol się tym winem – powiedziałem. – Z doświadczenia wiem, że to przynosi chwilową ulgę. A z czego składa się wieczność, jak nie z chwil właśnie?
Osuszyłem kolejny kieliszek i z entuzjazmem kontynuowałem wykład.
– Jest tylko jeden mankament tej praktyki – westchnąłem. – Trzeba ją odchorować następnego dnia, ale cóż, nie ma nic za darmo. Karma i te sprawy. Sama wiesz najlepiej.
– Nie mówisz poważnie, co? – spytała niepewnie.
– Wręcz przeciwnie, Natalio. Mówię poważnie, ale nie musisz się do tego stosować. Każdy wybiera własną drogę.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Muszę to sobie przemyśleć – odezwała się w końcu. – Mam mętlik w głowie, ale i tak czuję się lepiej niż pół godziny temu. Dziękuję za wsparcie i w ogóle za czas, który mi poświęciłeś.
– Hej, to ja dziękuję – zaprotestowałem. – Gdybyś chciała kiedyś pogadać, to nie przejmuj się porą dnia, dzwoń. Najwyżej cię spławię, jeśli będę miał kaca.
Roześmiała się i zakończyliśmy rozmowę. Ogólnie, dzięki niej, miałem całkiem udany wieczór – jakoś tak poczułem się lepszym człowiekiem i byłem zmotywowany, by zmienić swoje życie. Koniec z użalaniem się nad sobą. To ja powinienem wpływać na otoczenie, a nie otoczenie na mnie, do cholery.
Naprawdę coś się we mnie poruszyło, bo zaraz na drugi dzień wyciągnąłem spod fotela oblepioną kurzem skarpetę i wyrzuciłem ją do kosza. Krok ku doskonałości może niewielki, ale nie od razu Rzym zbudowano. Tydzień później zacząłem wielkie przemeblowanie, które było tylko wstępem do remontu zatęchłej nory, w której żyłem. W międzyczasie znów zadzwoniła Natalia.
Czy to randka? Sam nie wiem
– Chciałam ci jeszcze raz podziękować za inspirację – powiedziała. – Tak jak radziłeś, zrobiłam sobie święto i zabalowałam z przyjaciółką… Może trochę za bardzo mnie poniosło, bo następny dzionek miałam kiepski, ale wyleczyłam się z poczucia winy. Krystian nie był tego wart.
– Jasne – mruknąłem. – Tego kwiatu pół światu. Czyli wróciłaś do równowagi?
– Jak najbardziej, i myślę, czy jednak nie zapisać się z powrotem na te warsztaty. Są jeszcze wolne miejsca?
– Nie ma! – zapewniłem stanowczo.
– Szkoda, chciałabym cię poznać osobiście.
– Hmm – mruknąłem jak zadowolony z siebie kocur. – Po co nam do tego warsztaty? Powiedz tylko, gdzie i kiedy.
No i umówiliśmy się na spotkanie w poznańskim zoo. Czy to jest randka? Sam nie wiem. Podoba mi się ta dziewczyna i dobrze wpływa na moje życie. Co ma być, to będzie. Chyba zaufam kosmicznej harmonii i tyle w temacie.
Czytaj także:
„Sąsiadka nie sprząta po swoim psie, bo >>damie nie wypada<<. Rodzice małej Julki weszli z nią na wojenną ścieżkę...”
„Choroba odbierała mi szczęście i wolność. Po latach zrozumiałam, że muszę walczyć. Jeśli nie dla siebie, to dla córki”
„Koledzy nie pomagali w domu, cały tydzień siedzieli na kanapie, a potem narzekali, że żona nie jest w nastroju na amory”