Zakończyłam rozmowę telefoniczną i ogarnęło mnie poczucie kompletnej bezradności. Najchętniej wykasowałabym Pawła ze swojego życia i ucięła wszelkie relacje. Ale to nie wchodziło w grę. Nie dość, że był moim eksmężem, to jeszcze ojcem naszej córki.
Byłam wściekła
Świetnie wiedział, że dla dobra dziecka jestem gotowa na każde ustępstwo. Tym razem wymyślił, że mała powinna być w Wigilię z nim i jego rodziną. Oczywiście od razu się sprzeciwiłam – święta bez córeczki były dla mnie nie do pomyślenia. Problem w tym, że jego uzasadnienie było całkiem logiczne.
– Ostatnią Wigilię była u ciebie, razem z twoimi rodzicami – tłumaczył. – Przecież ustaliliśmy, że będziemy się wymieniać. Raz święta u jednych, raz u drugich.
Jestem w pełni przekonana o jej pragnieniach – sama mi o wszystkim opowiedziała kilka dni temu, kiedy wróciła od swojego ojca.
– U taty będzie ogromna choinka, taka wielka, że dotknie sufitu – wykrzyczała od razu po wejściu, nim zdążyłam pomóc jej się rozebrać. – I odwiedzi nas prawdziwy Mikołaj!
„No tak, pewnie zatrudnił kogoś do przebrania się, stać go na takie ekstrawagancje” – westchnęłam w duchu, układając jej mokre od śniegu kozaki przy wejściu. Jak tu konkurować z kimś takim, gdy ledwo wiążę koniec z końcem i nie mam stałej pracy?
Jednak widok szczęścia na twarzy mojej małej wszystko rekompensował. Wiedziałam dobrze, że moja córeczka spędzi cudowne chwile ze swoim tatą. Bo choć on potraktował mnie podle, to trzeba przyznać, że jest naprawdę dobrym ojcem. Nawet jego matka, z którą nigdy się nie dogadywałam, okazała się świetną babcią. Ale w środku po prostu się gotowałam.
Zostawił nas
Mogłam się złościć, ale i tak nie miałam wyjścia – nasza córka musiała część świąt spędzić z ojcem. Sama tego pragnęła, do tego sąd wydał taką decyzję. Wszystkie karty były po jego stronie. Miał duże lokum i stałą pracę. Ja natomiast po rozstaniu mieszkałam z małą w jednopokojowym mieszkaniu, łapiąc się różnych tymczasowych zajęć.
Wszystko się zmieniło w moim życiu jakieś dwa lata temu. Paweł pewnego dnia po prostu odszedł. Nasza mała Martynka właśnie obchodziła swoje trzecie urodziny. Nikt się tego nie spodziewał. A powód? Zakochał się w kimś innym. Nawet nie próbował tego ukryć, otwarcie przyznał, że znalazł sobie nową partnerkę.
Miałam okazję ją zobaczyć. Elegancka kobieta, ubrana w markowe ciuchy. Kompletne przeciwieństwo tego, jak ja wyglądałam – wiecznie zajęta mama, której czas pochłaniały obowiązki domowe i opieka nad córką. W tej konkurencji nie mogłam się z nią mierzyć.
Wszystko zaplanowali
Kiedy mój związek małżeński się rozpadł, zostałam z pustymi rękami. Częściowo sama się o to prosiłam, bo przed ślubem przystałam na intercyzę. Według jej zapisów wszystko, co mój mąż wniósł do naszego związku, miało przy rozwodzie wrócić do niego.
– Tata mi to doradził – tłumaczył się Paweł. – On też prowadzi własną firmę. Gdyby coś mu nie wypaliło w interesach, to moja mama musiałaby odpowiadać finansowo. A dzięki intercyzie jest bezpieczna od skutków jego biznesowych niepowodzeń.
Rodzice męża dali nam duże mieszkanie na własność. Gdyby coś nie wypaliło, to przynajmniej mielibyśmy dach nad głową, bo nieruchomości nie dałoby się zabrać za długi firmy. Dziś widzę, że teściowie dokładnie przemyśleli swoją strategię, a całe gadanie o zabezpieczeniu przyszłości było tylko przykrywką. Mama ostrzegała mnie przed takim rozwiązaniem, ale nie chciałam jej słuchać.
Na początku małżeństwa wszystko wyglądało idealnie. Podczas gdy mój mąż chodził do pracy, ja skupiałam się na urządzaniu nowego lokum i dbaniu o siebie w czasie ciąży.
Nie spodziewałam się tego
Sytuacja nabrała jeszcze piękniejszych barw, gdy na świat przyszła Martynka. Paweł dosłownie oszalał na jej punkcie. Nawet moja mama, która wcześniej miała wątpliwości co do zięcia, musiała przyznać, że jest wspaniałym ojcem.
– Widzisz, miałam rację, mówiąc, że będzie ideałem – powiedziałam z dumą.
– Muszę przyznać, że faktycznie świetnie sprawdza się jako ojciec – odpowiedziała szczerze mama. – Ale zauważyłam, że coraz rzadziej znajduje dla ciebie czas.
– No wiesz, mama, on ma dużo pracy, a po powrocie chce być z małą – wytłumaczyłam. – To chyba naturalne?
Milczała, ale wydaje mi się, że przeczuwała przyszłe wydarzenia. Kompletnie nie zwracałam uwagi na to, że mój mąż coraz częściej wymykał się z domu wieczorami, był dla mnie niemiły i skupiał całą swoją uwagę tylko na naszej córce. Byłam tak łatwowierna, że bez zastanowienia wierzyłam w jego wymyślone historie o służbowych wyjazdach w weekendy! Pewnie reagowałam typowo, jak większość żon, które dowiadują się jako ostatnie o romansach swoich mężów.
Nie mam z nim szans
Mój eks zachował się całkiem przyzwoicie podczas rozwodu. Najpierw pomógł mi sprzedać mieszkanie, a później załatwił mi mniejsze lokum. Na rozprawie sądowej nie kłócił się o wysokość alimentów – zgodził się na wszystkie moje warunki. To on pokrywa koszty przedszkola i zajęć pozalekcyjnych Martynki.
Ale nawet jeśli postąpił fair w tych sprawach, to i tak nie potrafię mu wybaczyć, że odszedł do innej kobiety! Mimo jego porządnego zachowania, wciąż jestem na niego wściekła.
Rozejrzałam się po naszym lokum. Z córeczką rozpoczęłyśmy już świąteczne porządki i dekorowanie. W kąciku salonu stało nieduże drzewko świąteczne, a na kuchennym blacie leżał papierowy łańcuch, którego nie zdążyła dokończyć.
Nie mogłyśmy się wprost doczekać Bożego Narodzenia – obie byłyśmy podekscytowane szykowaniem wszystkiego na ten wyjątkowy czas. Teraz jednak ta radosna atmosfera kompletnie zniknęła.
Było mi przykro
Od dłuższego czasu wiedziałam, że w te święta moja córka będzie u taty, ale starałam się o tym nie myśleć. Dopiero telefon od Pawła sprawił, że ta myśl naprawdę do mnie dotarła. Bo jak będą wyglądać święta tylko z rodzicami, bez wesołego szczebiotu mojej małej? Prezenty też tracą sens, kiedy w domu brakuje dzieciaków. Nawet gdy odbierałam córeczkę z przedszkola i oglądałam jej koszyczek wykonany z folii, nie potrafiłam się szczerze ucieszyć.
– Mamo, czemu nasza choinka jest taka mała? – spytała córeczka. – Przecież tata zawsze wybierał wielkie drzewko! – wskazała ręką w oddali.
– Sama nie poradziłabym sobie z transportem takiego olbrzyma do mieszkania – odpowiedziałam może nazbyt ostro, bo spojrzała na mnie zaskoczona. – Ale zobaczysz, kiedy razem ją udekorujemy, będzie wyglądać wspaniale – dodałam z wymuszonym uśmiechem.
Razem robiłyśmy ozdoby świąteczne, chociaż szczerze mówiąc, nie było mi do tego. Kiwałam tylko głową, gdy mówiła, co chce powiesić na choince. Starałam się wykrzesać z siebie uśmiech, podczas gdy ona fantazjowała o tym, jakiego Mikołaja spotka u taty i co od niego otrzyma w prezencie. Kiedy w końcu poszła spać, wślizgnęłam się do kuchni i po prostu się rozpłakałam.
Nie mam nic do gadania
Wreszcie dotarło do mnie to, przed czym tak długo się broniłam. Od tej pory muszę się pogodzić, że będę rozstawać się z Martynką także w momentach, które są dla nas najcenniejsze i kiedy najbardziej chciałabym być przy niej. Jedyne, co mogę zrobić, to przełknąć gorzką pigułkę, bo w weekendy, święta i podczas letnich miesięcy mój eks i teściowa będzie mieć wpływ na kształtowanie osobowości mojego dziecka.
Córka na pewno zawsze będzie utrzymywać z nimi relacje. W końcu tatuś może sobie pozwolić na rozpieszczanie małej prezentami, fundowanie jej nauki jazdy konnej i zagranicznych wyjazdów. Nie mam szans z nim konkurować. Zostaje mi tylko to, że mocno kocham swoją córeczkę. Obawiam się jednak, że za parę lat sama miłość może nie wystarczyć. Istnieje ryzyko, że w końcu wybierze życie z ojcem.
Julia, 30 lat
Czytaj także:
„Zagraliśmy z mężem w jasełkach dla seniorów. Ta wyprawa do Betlejem okazała się ważniejsza niż 40 lat małżeństwa”
„Teściowa boi się mojego karpia i na Wigilię przynosi swoje jedzenie. Pożałuje, że przekroczyła próg mojego królestwa”
„Święta marzeń okazały się porażką. Zamiast płakać nad rozlanym barszczem zrobiłam coś, czego nikt się nie spodziewał”