Gdy zobaczyłam go w kadrach – wręcz odebrało mi mowę. Mimo upływu lat wiedziałam, że to on. Ileż to razy w podstawówce przez niego płakałyśmy! Zmordowane, upokorzone…
Oświadczyłam podwładnym, że chcę być obecna przy zatrudnianiu każdej kolejnej osoby z personelu, nawet gdyby miała to być rejestratorka. To jest prywatna przychodnia i oprócz kompetencji liczą się także ogólne wrażenie i kultura.
– Nikt nie pomyślał, że będą skargi na sprzątaczkę – broniła się kadrowa.
– Już nie będzie skarg – przerwałam jej. – Sama wybiorę.
Nazajutrz wezwano mnie na spotkanie z przyszłym konserwatorem. Zakończyłam konsultację, przeprosiłam resztę pacjentów i poszłam do kadr.
Potrzebował tej pracy
Weszłam – i oniemiałam. To chyba sen… Kufel? Minęło 25 lat, ale nie mogłam się mylić. Poznałabym tę wredną gębę na dnie piekła. On mnie nie rozpoznał.
Usiadłam, kadrowa podsunęła mi dokumenty. Rzuciłam okiem, zadałam kilka pytań pro forma… Wiedziałam, że go przyjmę.
– Powiedzieli już panu, że rozmawiamy tylko o połowie etatu? – spytałam, patrząc na gada, ciekawa, czy moja twarz z czymś mu się skojarzy. Nic na to nie wskazywało.
Nadal miał tik w lewym oku, mocniejszy niż kiedyś. Gapił się na mnie jak rozbitek na odpływającą tratwę.
– Potrzebuję pracy – powiedział tylko. – Mam długi.
– To nowy budynek, naprawy są rzadkością – wzruszyłam ramionami i wtedy przyszła mi do głowy szatańska myśl. – Chyba że… Nowa sprzątaczka zaczyna o 16.00. A gdyby pan pilnował czystości od rana? Taka brygada szybkiego reagowania na korytarzu i w toaletach. Jak pan to widzi?
Kadrowej aż długopis z ręki wypadł. Kufel zbladł jak prześcieradło.
– Pani Marzenko, muszę wracać do pacjentów – wstałam. – Jeśli pan się zdecyduje, wyrażam zgodę. Jeśli nie, szukamy dalej. Do widzenia.
Poszłam prosto do gabinetu, oparłam czoło o kafelki nad zlewem.
Jakoś udało mi się odsunąć myśli o całej tej sprawie do końca pracy i nawet nie zajrzałam do kadr, żeby zapytać, na czym ostatecznie stanęło.
Zanim dotarłam do domu, zdążyłam już sobie wytłumaczyć, że niepotrzebnie się ekscytuję. Nie jestem przecież dzieckiem, żeby szukać sprawiedliwości po latach, tylko dorosłą kobietą, która wie, że życiem rządzi przypadek, a nie przeznaczenie.
Miałam koszmary
Wieczorem zadzwonił mąż zapytać, jak minął dzień. Coś tam mu powiedziałam, potem gadaliśmy o nim, a ja poprosiłam, żeby poszukał mi pewnych perfum w sklepie bezcłowym.
– Wrócę za trzy tygodnie – obiecał.
– Więc na razie będę o tobie śnić – westchnęłam i rozłączyłam się.
Zamiast Maksa w moim śnie pojawił się jednak Kufel. Wynurzył się z niebytu w swoim szpanerskim dresie sprzed lat, z gwizdkiem w dłoni, i skinął na mnie ręką z niesmakiem:
– Ty, pulpet, skocz po materace. Odrobina dodatkowego ruchu ci się przyda. Tylko migusiem!
Obudziłam się po północy zlana zimnym potem i nie zmrużyłam oka aż do rana.
Wspomagając się kawą z termosu, dojechałam jakoś do pracy. Otwieram drzwi przychodni – i co widzę? Kufel w jakiejś wyświechtanej wiatrówce i w spodniach z wypchanymi kolanami jeździ mopem po korytarzu i kłania mi się w pas! To był cudowny widok.
– Powinien pan mieć służbowy strój – rzuciłam mu w przelocie. – Jeszcze ktoś z pacjentów pomyśli, że jakiś menel się tu kręci!
I od razu poczułam się lepiej.
Czy teraz też rozmyślał o przerwanej kontuzją karierze, jak wówczas, gdy przyszło mu uczyć wuefu dziewczyny w licum? Ile się nasłuchałyśmy, że mógł być jak Baggio czy inny Maradona, zamiast tracić życie na takie niekształtne mimozy jak my! A potem kazał nam biegać wokół szkoły, aż padałyśmy ze zmęczenia na trawę, spłakane i nieszczęśliwe.
Wspomnienia wróciły
W czwartek wieczorem zadzwoniła do mnie na Skypie przyjaciółka z Hamburga. Przyjeżdża na dwa tygodnie. Niby ma tam dobrych lekarzy, ale mnie ufa najbardziej – znamy się od pieluch! Chciałaby zrobić badania, bo w końcu zaczęli się z Dieterem starać o malucha.
– Przerażona jestem – wyznała. – Muszę z kimś pogadać.
– Chyba ci zazdroszczę, Dorotko – odparłam. – My z Maksem ciągle się mijamy. Nawet nie ma kiedy pogadać o potomku…
– No tak, czasem życie bywa straszne – westchnęła.
– A czasem cudowne! – roześmiałam się. – Nie zgadniesz, kto u mnie objął zaszczytną posadę sprzątaczki!
Zgadywała chyba z pół godziny, a kiedy jej wreszcie powiedziałam, uśmiechnęła się od ucha do ucha.
– Z mopem? – upewniła się. – Kufel? Muszę to zobaczyć! Ty wiesz, że on mi się czasem jeszcze śni w koszmarach?
I przypomniała, jak kazał nam wisieć głowami w dół na drabinkach, a potem ta, która nie umiała wysoko podnieść nóg, obrywała piłką.
– Nienawidzę go, jakby to było wczoraj – wyznała.
– To zapraszam w poniedziałek! – zaśmiałam się. – Gwarantujemy pełną satysfakcję.
Podwójna zemsta
Dorotę zobaczyłam ją w poczekalni już parę minut po pierwszej. Wysłała mi SMS-a, żebym się nie stresowała. Poprosiłam ją do gabinetu na końcu. Weszła dumna i szczęśliwa.
– Nabrudziłam w łazience – wyjaśniła. – I poszłam do recepcji powiedzieć, żeby ktoś posprzątał. Mistrz futbolu właśnie pognał z wiadrem.
– To już przesada! Co to znaczy „nabrudziłam”? Aż się boję pomyśleć…
– Zwymiotowałam na kafelki – wzruszyła ramionami. – To się chyba zdarza ciężarnym w przychodni ginekologicznej, nie?
Powiedziałam, że jednak przegięła, na co tylko się obruszyła.
– A pamiętasz, jak byłam niedysponowana i chciałam się zwolnić z ćwiczeń, a ten frajer powiedział, że zmyślam? I zaproponował, żebym mu to udowodniła?!
Pamiętałam, stale to robił dziewczynom. Nawet tym, które miały zwolnienia od matek. Dorocie dokuczał zawsze, bo ją wychowywała babcia, która by się ze wstydu spaliła, gdyby miała napisać własną ręką cokolwiek na temat kobiecej fizjologii.
Tyle tylko, że teraz same wychodziłyśmy na oprawców, niewiele różniących się od tego buca.
Dorota postukała się w głowę:
– Źle na to patrzysz, Alu. On zawsze może się zwolnić, nikt go tu siłą nie trzyma. A my? Co mogłyśmy zrobić?
Nic, to fakt. Nawet poskarżyć się nie było komu.
– Dobra, na fotel! – rzuciłam.
– Ale potem zapraszam cię do knajpy – zastrzegła się Dorota. – Musimy wypić za sprawiedliwość i za nasze przyszłe dzieci, żeby nigdy w życiu nie natknęły się na taką szumowinę.
Wybiła mi z głowy litość
Spotkanie z Dorotą znów uświadomiło mi, z kim mam do czynienia. Skąd mi w ogóle przyszło do głowy litować się nad Kuflem?
I jakim prawem on pozwolił sobie na luksus zapomnienia twarzy osób, które skrzywdził? No, jakim?! Dlaczego ja go natychmiast poznałam, a on mija mnie codziennie po kilka razy i nawet przez pusty łeb mu nie przejdzie, że mnie zna?!
Wpieniało mnie to maksymalnie i jak tylko miałam okazję, robiłam mu na złość. Nie wycierałam butów przed wejściem do przychodni, a raz udało mi się dziada niby przypadkiem walnąć drzwiami. Pragnęłam konfrontacji. Wreszcie, mijając go kiedyś rano, upuściłam pod nogi butelkę soku, która roztrzaskała się na posadzce.
– Zaraz posprzątam, pani doktor – usłużnie zerwał się z mopem.
Rozejrzałam się wokół. Pacjentów było mało, tylko dwoje siedziało w głębi pod gabinetem dermatologa.
– I kto by pomyślał, panie Kufel – spojrzałam na niego – że pulpet z I B zostanie panią doktor, prawda?
Otworzył usta jak ryba. Czy groza sytuacji dotarła do niego?
– Gdyby pan zamierzał zmienić pracę, służę adresami. Kilka dawnych uczennic przyjmie pana z otwartymi ramionami. Czeka pana kariera!
– Ja… Ja…
– A teraz sprzątamy! – zakomenderowałam, wskazując na mopa. – Szybko, zanim ktoś w to wdepnie!
Zwolnił się z pracy jeszcze tego samego dnia. Zniknął, ale miałam tyle nowych, krzepiących wspomnień, które powoli wypierały te dawne. Teraz, gdyby znów mi się przyśnił, na pewno nie będzie to koszmar.
Czytaj także: „Mój facet przehulał cały majątek i wpędził nas w długi. Zabiorę mu dzieci tak, jak on zabrał moje oszczędności”
„Widziałam, jak mąż zdradził mnie ze swoją przyjaciółką w dniu jej ślubu. Jeśli się przyznam, zniszczę dwa małżeństwa”
„Mój syn jest przestępcą. Ludzie wytykają mnie na ulicy palcami, a moje dziecko gnije w więzieniu”