„W Sylwestra powiedziałam mężowi, że mam go dosyć i odchodzę. On jednak miał dla mnie jeszcze większą niespodziankę”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Wavebreakmedia
„Patrzył na mnie przez chwilę, a ja widziałam, jak przełyka ślinę. Nie wyglądał na zaskoczonego. Nie spodziewałam się po nim zaskoczenia, bo to przecież byłaby jakaś stanowcza, wyraźna emocja, a on takich nie przejawiał”.
/ 31.12.2024 18:30
kobieta fot. iStock by Getty Images, Wavebreakmedia

Od dawna wiedziałam, że ten moment nadejdzie. Przez ostatnie dwa lata biłam się z myślami, czy w ogóle jestem w stanie to zrobić, czy może powinnam się pogodzić z losem i wegetować dalej u boku człowieka, którego przestałam kochać. Antoni nigdy nie był dla mnie ideałem, ale miał pewne cechy, które mnie kiedyś urzekły – spokój, ciepło, a przede wszystkim to, że zawsze był dla mnie. Z czasem jednak te same cechy zaczęły mnie drażnić. Spokój zamienił się w brak stanowczości, ciepło w niezdecydowanie, a jego nieustanne podążanie za mną – w brak charakteru.

Dawałam mu wiele szans

Przez ostatnie miesiące, a nawet lata, dałam Antoniemu wiele szans, aby udowodnił mi, że ma w sobie coś, co mnie przy nim zatrzyma. On jednak uparcie brnął w tę swoją bylejakość i rozlazłość. Aż w końcu zorientowałam się, że nie potrafię go już kochać, pożądać, a nawet szanować.

Mój oddech zamienił się w parę, kiedy wychodziłam na balkon. Sylwestrowa noc była mroźna, a nad miastem już od kilku godzin unosiły się światła fajerwerków. Siedziałam z kieliszkiem szampana, obserwując, jak kolejne kolorowe iskry rozpraszają się na czarnym niebie. Czułam w środku pustkę, która towarzyszyła mi już od lat. Dziś miał być ten dzień – dzień, w którym zakończę to, co tak długo mnie dusiło.

Mój mąż, krzątał się w salonie. Szykował kanapki i układał serwetki na stole z tą swoją nieznośną dokładnością. Zawsze taki był – pedantyczny, dokładny, ale jednocześnie bez krztyny inicjatywy. Odkąd pamiętam, to ja podejmowałam wszystkie decyzje, ja walczyłam z problemami, podczas gdy on z boku patrzył i wzruszał ramionami.

Nie mogłam tego znieść

Nie wiem, kiedy dokładnie przestałam go kochać. Może wtedy, gdy przyznał, że nie zamierza walczyć o awans, bo „to za dużo stresu”? Jedno wiedziałam na pewno – od dwóch lat byłam przekonana, że nasze małżeństwo jest martwe.

Zwlekałam jednak z wyznaniem prawdy. Bałam się przyznać, że przez tyle lat tkwiłam w czymś, co mnie unieszczęśliwiało. I właściwie po co? Chyba liczyłam po prostu, że w końcu okaże się, że Antoni ma jednak w sobie to, co kiedyś mnie urzekło. Że decyzja, na której zbudowałam życie, nie była zupełną pomyłką.

Gdy usłyszałam, jak mąż zawołał mnie do salonu, wzięłam głęboki oddech. To był ten moment. Wchodząc do pokoju, spojrzałam na niego – w jego oczach nadal widniała ta niezmienna, nudna łagodność.

– Antoni, musimy porozmawiać – zaczęłam.

Spojrzał na mnie zdziwiony, ale posłusznie usiadł na kanapie. Wziął do ręki kieliszek i podniósł go w moim kierunku.

– Może najpierw toast? Za nowy rok?

– Nie – powiedziałam stanowczo. – To ważne.

Wyrzuciłam to z siebie

Zamilkł, a jego twarz przybrała wyraz zaniepokojenia. Właśnie tego się obawiałam – jego bierności, tego, że przyjmie wszystko z rezygnacją, z tą akceptacją mięczaka, jak zawsze.

– Już cię nie kocham – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążyłam zmienić zdanie. – I chcę rozwodu.

Słowa zawisły w powietrzu, jakby czas się zatrzymał. Patrzył na mnie przez chwilę, a ja widziałam, jak przełyka ślinę. Nie wyglądał na zaskoczonego. Nie spodziewałam się po nim zaskoczenia, bo to przecież byłaby jakaś stanowcza, wyraźna emocja, a on takich nie przejawiał. Byłam gotowa na obojętność, płacz, a nawet, w skrajnej sytuacji, żal. Ale to, co usłyszałam, zszokowało mnie bardziej, niż mogłam sobie wyobrazić.

– Dobrze – odpowiedział spokojnie, odkładając kieliszek. – To w takim razie nadszedł czas, żebym i ja ci coś powiedział. Zbyt długo z tym zwlekałem, nie wiem czemu. Chyba po prostu nie potrafiłem wykonać pierwszego kroku. Liczyłem, że coś się jeszcze zmieni

Zmarszczyłam brwi. Nie tego się spodziewałam. „Co takiego on chce mi powiedzieć? Przecież na pewno nie to, że też chce ode mnie odejść. To byłaby żałosna próba odwrócenia kota ogonem”, pomyślałam gorączkowo.

– Co takiego? – zapytałam ostro.

Jak mógł mi to zrobić?

Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. Wyglądał, jakby zbierał myśli. Po chwili odwrócił się do mnie z wyrazem twarzy, który widziałam u niego po raz pierwszy – pewnością siebie.

– Od dawna cię zdradzam.

Na moment zapomniałam, jak oddychać. Moje serce waliło jak oszalałe, a w głowie kotłowały się setki myśli. „To żart. To jakiś chory żart”, pomyślałam.

– Co ty powiedziałeś? Chyba się przesłyszałam – wykrztusiłam, patrząc na niego, jakby wyrósł mu drugi nos.

– Nie, nie przesłyszałaś się, ale powtórzę: od dawna widuję się z innymi kobietami. Właściwie… z jedną z nich planuję przyszłość.

Zaniemówiłam. Przez lata żywiłam wobec niego pogardę – za brak ambicji, za brak odwagi, za jego bezradność. A teraz okazywało się, że ten człowiek nie tylko miał odwagę mnie zdradzać, ale też przyznać się do tego bez cienia skruchy?!

– Ty?! – wykrzyknęłam, czując, jak wzbiera we mnie furia. – Ty, który nie umiesz nawet sam wybrać, co zjeść na obiad?! Ty mnie zdradzasz?! Kobietę, która jest najlepszym, co ci się kiedykolwiek przydarzyło?!

Nie mogłam w to uwierzyć

Wzruszył ramionami z kpiącym uśmieszkiem, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

– Tak, ja. Od lat było widać, że mnie nie szanujesz. Każde twoje spojrzenie, każde słowo. Naprawdę myślałaś, że jest mi to obojętne? Że tak po prostu cierpliwie znoszę to, jak mnie traktujesz? Ty już dawno przestałaś być moją żoną, a ja twoim mężem.

Nie chodziło już o samą zdradę, ale i o to jak diametralnie zmienił się na przestrzeni kilku minut rozmowy. „To ten sam człowiek, którego uważałam za niedorajdę? Ten ślamazarny chłopczyk niezdolny do przejęcia jakiejkolwiek inicjatywy?”. Mąż stał wyprostowany, pewny siebie. Wręcz dumny. Teraz mówił do mnie z chłodnym wyrachowaniem, jakby miał w rękawie wszystkie asy.

– Jak długo? – zapytałam cicho.

– Trzy lata – odpowiedział bez wahania.

Trzy lata. Trzy lata! Przez ten czas żyłam w przekonaniu, że jestem lepsza, że ten bałwan powinien całować ziemię, po której stąpam, że trafiło się ślepej kurze ziarno, a on zabawiał się z innymi kobietami, mając w domu mnie?!

– Kim ona jest? – wycedziłam przez zęby.

– Nie musisz tego wiedzieć – odparł spokojnie. – To nie ma znaczenia.

Czułam, jak wszystko się we mnie gotuje. Przez tyle lat tkwiłam w tym związku, bo myślałam, że mam nad nim przewagę. Że to ja jestem tą silniejszą, lepszą.

– Jesteś żałosny – rzuciłam, chwytając swój kieliszek i wypijając go do dna. – Nie potrafiłeś nawet być szczery. Kryłeś się za moimi plecami, jak tchórz.

Wszystko się rozsypało

– Może – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Ale to ty spędziłaś ostatnie lata udając, że jesteś szczęśliwa, kiedy tak naprawdę w środku gotowałaś się w tej swojej żółci, frustracji i nieszczęściu. Ja zdążyłem zacząć nowe życie.

Od dawna uważałam, że Antoni nie ma charakteru, że jest nijaki. Nagle jednak przebiegł mnie zimny dreszcz, a w głowie pojawiła się niepokojąca myśl: co, jeśli stał się taki przy mnie? Jeśli przy innych kobietach jest duszą towarzystwa, prawdziwym facetem? „Nie, to niedorzeczne. Nikt go nie zna lepiej ode mnie. Nie mógłby aż tak udawać. Po prostu obrósł w piórka, chciał mi dopiec, bo tak naprawdę cierpi, że odchodzę. Pewnie połowę tego w ogóle zmyślił!”, pomyślałam.

Opuściłam mieszkanie jeszcze tej nocy. Sylwester minął mi na włóczeniu się po ulicach, w towarzystwie huków fajerwerków i nieznajomych śmiejących się na chodnikach. Czułam się upokorzona, zdradzona, ale jednocześnie dziwnie wolna. Wolna od tego dziwnego układu, od tych codziennych gierek i niewypowiedzianego żalu.

Patrząc w niebo, pomyślałam, że nowy rok faktycznie może być nowym początkiem. Tylko… po prostu nie do końca takim, jak sobie wyobrażałam. Ale to nie szkodzi. Ważne, że nie muszę już przed nikim udawać. Jestem sobą.

Hanna, 41 lat

Czytaj także:
„Choroba i rozwód sprawiły, że sięgnęłam samego dna. Niespodziewanie pojawił się ktoś, kto pokazał, że mam po co żyć”
„Ledwo pochowałam męża, a teściowa już zarządza moją przyszłością. To, co mi zaproponowała, nie mieści się w głowie”
„Dziadek nie wylewał za kołnierz, nie mógł się powstrzymać nawet w Wigilię. Dął mi pustą kopertę, bo butelka była ważniejsza”

Redakcja poleca

REKLAMA