„W spadku po babci dostałam pierścionek. Związany z nim sekret zaprowadził mnie prosto w czyjeś męskie ramiona”

dziewczyna fot. iStock by Getty Images, AntonioGuillem
„Pierścionek znów zrobił mi psikusa. Podczas rozwieszania prania na balkonie zsunął mi się z palca i wylądował na balkonie sąsiada. Nie było innego wyjścia, jak tylko go odwiedzić i zabrać zgubę”.
/ 12.07.2024 22:00
dziewczyna fot. iStock by Getty Images, AntonioGuillem

Babcia nigdy nie lubiła nosić obrączki. Na serdecznym palcu z dumą nosiła cieniutki, elegancki pierścionek ze srebra. Jego powierzchnia pokryta była delikatnym, zawiłym ornamentem. Choć ten drobiazg na pewno kosztował niewiele porównując z typową biżuterią weselną, to wyglądał na dłoni babci niezwykle gustownie i stylowo.

Pierścionek mnie intrygował

– Dlaczego cały czas to nosisz, babciu? – dociekałam.

– Złoto to nie dla mnie. Jeszcze zgubię i będzie kłopot.

Mimo to od dawna czułam, że jest to owiane jakąś tajemnicą. Zawsze, wypowiadając te słowa, unikała mojego wzroku. Miałam wrażenie, że babcia skrywa jakiś poważny sekret i chyba z tego powodu tak bardzo intrygował mnie jej srebrny pierścionek. Moja ciekawość dodatkowo się wzmogła, kiedy babcia po tym, jak dziadek odszedł z tego świata, dołożyła do trumny obydwie złote obrączki – swoją i jego.

– Jestem już wdową, nie ma potrzeby, żebym dalej ją nosiła – wyjaśniała wymijająco.

Natomiast ja miałam w swoim otoczeniu kobiety, które także owdowiały i do końca swoich dni nosiły obrączki na palcach. Czasami jednak je spieniężały, bo w życiu nie zawsze jest kolorowo, a kruszec ma jakąś wartość.

Moja babcia nie chciała jednak rozwodzić się nad tym tematem. Ona po prostu taka była. Srebrny krążek nosiła tam, gdzie zazwyczaj znajduje się obrączka. Nawet gdy leżała na łożu śmierci, wciąż miała go na ręce. Wtedy też przekazała mi ten pierścionek.

– Miej go zawsze przy sobie – rzekła. – On da ci szczęście.

Nie rozstawałam się z nim

Odejście ukochanej babuni wstrząsnęło mną bardzo mocno, dlatego nie dopuszczałam nawet myśli, że mogłabym postąpić wbrew jej ostatniej woli. Trudno mi to wytłumaczyć, ale kiedy założyłam na palec prezent od niej, odczułam przypływ pozytywnej aury.

„Może babcia nade mną czuwa?” – dumałam.

Naturalnie dokładnie przyjrzałam się temu klejnocikowi, który odziedziczyłam. Wewnątrz odkryłam grawerunek, ale napis był już mocno wytarty. Zdołałam tylko odszyfrować, że chyba były tam czyjeś imiona i jakaś data… Chyba 15 maja, ale nie byłam tego pewna. Mama też nie miała pojęcia, kiedy ją o to zapytałam.

– Nie mam pewności, czy ten pierścień rzeczywiście należał babci – przyznała mama. – Chyba nosiła go od czasów wojny. Możliwe, że gdzieś go znalazła.

– A może była czyimś aniołem stróżem? – zastanawiałam się. – I ten ktoś z wdzięczności ofiarował jej pierścionek?

– Kto wie – odparła mama z wahaniem. – Wiesz przecież, że seniorka niechętnie wracała do tamtych wspomnień. Była wtedy bardzo młoda, a wojna odebrała jej te beztroskie lata.

Udało mi się dowiedzieć tylko tyle

Z radością patrzyłam na klejnot na moim palcu, wierząc, że przyniesie mi pomyślność. Dałam sobie w końcu spokój z próbami rozwikłania rodzinnej zagadki. Czas leciał jak szalony, a ja zdążyłam już wyprowadzić się od rodziców i zacząć żyć na własny rachunek. Udało mi się nawet kupić lokum.

Niestety, nie wszystko szło po myśli – wciąż nie miałam nikogo u boku. Moje relacje z facetami za każdym razem kończyły się źle. Choć prawdę mówiąc, słowo „relacja” w odniesieniu do moich prób bycia w związku to i tak spore nadużycie.

Nie miałam szczęścia w nawiązywaniu trwałych relacji z facetami. Spotykałam się z kimś od czasu do czasu, ale to były raczej niewinne flirty, zupełnie nic poważnego. Chyba było we mnie coś, co nie pozwalało zostawać im przy mnie na dłużej. No cóż, takie życie.

W pewnej chwili przestałam się tym przejmować, bo na horyzoncie pojawiła się nowa kwestia. Pierścionek po babci, który nosiłam przez lata, nagle zaczął mi się zsuwać z palca. Do tej pory nigdy nie miałam z nim kłopotów, leżał jak ulał.

A tu taka niespodzianka…

Kiedyś, idąc do mieszkania, musiałam wyjąć coś z torby. Nagle ześlizgnął mi się z palca i wylądował na wycieraczce sąsiada z dołu.

– No świetnie! – w mgnieniu oka schyliłam się, żeby go podnieść.

Mam doskonały refleks, więc w ostatniej chwili udało mi się uskoczyć, akurat w momencie, gdy drzwi od mieszkania sąsiada uchyliły się. Gdyby mnie przyłapał na majstrowaniu przy jego wycieraczce, to miałabym przechlapane. Na bank zacząłby wypytywać, o co chodzi. Ale byłam już bezpieczna, stojąc na półpiętrze. Ten dziwny pierścionek wciąż próbował mi jednak uciec. Któregoś razu potoczył się prosto pod zaparkowane niedaleko bloku auto, a później wylądował tuż przed stopami jakiegoś gościa.

– Ej, uważaj! – wykrzyknęłam niespodziewanie, sprawiając, że podskoczył z zaskoczenia i chyba też trochę ze strachu.

– Co się stało?! – spytał podniesionym głosem.

– A, nic takiego – machnęłam ręką, a następnie… niemalże upadłam przed nim na kolana.

– Co pani wyprawia? – znów się przeraził i starał się mnie podnieść.

Okazało się, że to mój sąsiad

Rzuciłam na niego okiem. Nie był za bardzo w moim typie, ale trzeba przyznać, że całkiem, całkiem: słusznego wzrostu, do tego dobrze zbudowany, a te oczy koloru nieba – po prostu cudowne. Ale zaraz się opamiętałam. Już dość tych miłosnych zawirowań.

– Przepraszam, coś mi spadło – powiedziałam.

– Może pomogę pani to znaleźć? – zaproponował grzecznie.

Podziękowałam, bo wypatrzyłam właśnie zgubiony pierścionek. Leżał prawie obok jego butów. Przykryłam go dłonią.

– W porządku, już mam.

Szybkim krokiem odeszłam, nie oglądając się za siebie. Ale niedługo później pierścionek znów zrobił mi psikusa. Podczas rozwieszania prania na balkonie zsunął mi się z palca i pofrunął piętro niżej, lądując na balkonie tego samego sąsiada. Nie było innego wyjścia, jak tylko go odwiedzić i zabrać zgubę. Stanęłam więc pod jego drzwiami – trochę zła, a trochę zażenowana tym, co będę musiała mu opowiedzieć, żeby wejść na jego balkon.

Przeleciało mi przez myśl, że pewnie pomyśli, że jestem jakąś wariatką. Albo że próbuję go poderwać i umyślnie upuściłam pierścionek prosto na jego taras.

Nie był zaskoczony

– To chyba pani zguba – rzekł, pokazując mi przedmiot, który miał w ręce. – Dopiero go zauważyłem.

Wyciągnął dłoń z klejnotem w moim kierunku. Nie to jednak najbardziej mnie zaskoczyło. Mężczyzna miał na palcu bardzo podobny pierścionek, z tą różnicą, że ten wyraźnie był męskim wariantem. Kiedy tylko mój wzrok padł na ten przedmiot, zastygłam w zaskoczeniu, co chyba nie umknęło jego uwadze, gdyż  kontynuował swoją wypowiedź:

– No właśnie, też byłem zaskoczony – odparł z uśmiechem. – Dostałem tę błyskotkę w spadku po dziadku, a pani zapewne odziedziczyła swój po…

– Babci – weszłam mu w słowo.

– A więc to pani jest wnuczką Kazimiery! – uradował się nagle, choć ja kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi.

– Ale… ja… To znaczy o czym pan w ogóle mówi? – spytałam zupełnie już zdezorientowana.

Odkryłam jej tajemnicę

Babcia nigdy nie była skłonna do zwierzeń, jednak dziadek mojego sąsiada Antoniego – który dostał imię po przodku, razem z rodowym sygnetem – znał fakty, o których nie miałam w ogóle pojęcia. Okazało się, że moja babcia w czasie wojny była zaręczona z pewnym mężczyzną. Mieli stanąć na ślubnym kobiercu dokładnie piętnastego maja.

Nim los ponownie ich złączył, zostali brutalnie rozdzieleni przez wojnę. Jedyną pamiątką, jaka im pozostała, były niewykorzystane obrączki. Wymienili je w nadziei, że przyniosą im szczęście niczym amulety. Niestety, zawiodły. Minęło wiele lat od zakończenia tej strasznej wojny, zanim dane im było się znów spotkać.

Moja babcia żyła w przeświadczeniu, że Antoni nie żyje – on myślał podobnie o niej. Gdy zupełny przypadek sprawił, że znów stanęli twarzą w twarz, oboje zdążyli już założyć własne rodziny. Uczucie, które narodziło się w czasach wojennej zawieruchy, ostatecznie spełzło na niczym…

Pierścionki nas połączyły

– Dziadek do końca życia nie mógł sobie tego darować – powiedział Antek. – Nosił ten pierścionek zawsze przy sobie, w ogóle się bez niego nie ruszał.

Przytaknęłam smutno.

– U mojej babci było podobnie – przyznałam.

Wyszło na to, że nieustannie o sobie myśleli i strasznie za sobą tęsknili, no i najwidoczniej trochę tego magnetyzmu przeniknęło do ich błyskotek.

Kiedy okazało się, że te przedmioty przynoszą faktycznie wiele szczęścia, wraz z Antonim zdecydowaliśmy, że wykorzystamy je w trakcie naszego ślubu. Magia naprawdę istnieje! Mój sąsiad miał w sobie to coś, a wszystko, co sprawiło, że nasze drogi się skrzyżowały, było tak niesamowite, iż po prostu nie mogło się potoczyć inaczej.

Zupełnie jak nasi dziadkowie lata temu, my też od razu wpadliśmy sobie w oko. Od tamtej pory minęło dość dużo czasu, a my wciąż jesteśmy razem. Wiedziemy szczęśliwe i spokojne życie, rzecz jasna, pod ich czujnym okiem.

Julia, 29 lat

Czytaj także:
„Myślałam, że przyszła teściowa wyklnie mnie i moje nieślubne dziecko. Podobno dla niej to wielki grzech i wstyd”
„Byłam pechowcem z kiepską pracą i posuchą w miłości. Myślałam, że gorzej być nie może”
„Wujek po śmierci mojego ojca chciał pozbawić mnie spadku. Tata nawet po śmierci nade mną czuwał”

Redakcja poleca

REKLAMA