„W rozgrzanej pościeli obiecywał mi, że odejdzie od żony. Ciągle czekałam i wierzyłam w te słowa jak naiwna małolata”

kobieta w łóżku fot. Getty Images, Westend61
„Ufałam mu bezgranicznie i czekałam cierpliwie, wierząc, że wkrótce będziemy mogli być razem, bez ukrywania się. Wiedziałam, że kochał swoje dzieci, więc rozumiałam, że nie chce im robić krzywdy”.
/ 20.10.2024 17:30
kobieta w łóżku fot. Getty Images, Westend61

Byłam młodą kobietą, której brakowało w życiu miłości. Przez długi czas czułam, że coś mi umyka, że moje życie jest niepełne. Kiedy poznałam Mariusza, wszystko zaczęło się zmieniać. Był przystojny, szarmancki i wydawał się spełnieniem moich marzeń. Wiedziałam, że jest żonaty, ale to mnie nie powstrzymało.

Miał uporządkować swoje sprawy

Pierwsze miesiące naszego romansu były pełne ekscytacji. Każde spotkanie z Mariuszem niosło ze sobą dreszcz emocji. Czułam się wyjątkowa, czułam, że Mariusz jest dla mnie. Powtarzał mi, że jego małżeństwo już od dawna się rozpadło i że są razem tylko ze względu na dzieci. Jego słowa były dla mnie wystarczającym usprawiedliwieniem. Mówił, że potrzebuje czasu, by wszystko uporządkować. Uspokajał mnie, mówiąc, że muszę być cierpliwa. Kiedy dzieci oswoją się z sytuacją, wtedy będzie mógł powiedzieć żonie, że odchodzi. Wszystko musiało być zaplanowane w odpowiedni sposób, tak, żeby nie zranić nikogo niepotrzebnie.

– Naprawdę myślisz, że to się uda? – zapytałam go pewnego wieczoru, kiedy leżeliśmy obok siebie po kolejnym spotkaniu.

– Oczywiście – odpowiedział, ściskając moją dłoń i patrząc mi w oczy. – Wszystko musi się ułożyć, a ja zrobię to dla nas. Tylko daj mi trochę więcej czasu.

Jego słowa były jak miód na moje serce. Ufałam mu bezgranicznie i czekałam cierpliwie, wierząc, że wkrótce będziemy mogli być razem, bez ukrywania się. Wiedziałam, że kochał swoje dzieci, więc rozumiałam, że nie chce im robić krzywdy. Byłam gotowa na to czekać, bo wierzyłam, że nasza miłość była tego warta.

Każde spotkanie z Mariuszem było dla mnie jak spełnienie marzeń. Potajemne wyjścia, ukryte wiadomości, wszystko to nadawało naszej relacji dodatkowego smaku. Czułam się wyjątkowa, bo to dla mnie Mariusz chciał zmienić swoje życie. Wydawało mi się, że to jest prawdziwe, że naprawdę jesteśmy stworzeni dla siebie.

Czekałam i czekałam

Z czasem jednak zaczęłam odczuwać coraz większy niepokój. Minęło już kilka miesięcy, a Mariusz nadal nie rozmawiał z żoną o rozstaniu. Za każdym razem, kiedy poruszałam ten temat, znajdował nowe wymówki. Twierdził, że dzieci miały trudny okres w szkole, że Ewa przechodziła gorszy czas, że musiał poczekać na odpowiedni moment. Zawsze brzmiało to logicznie, ale zaczynałam się zastanawiać, jak długo jeszcze będzie to trwało.

Moja przyjaciółka, która od początku wiedziała o naszej relacji, zaczęła wyrażać swoje wątpliwości coraz głośniej.

– A może Mariusz nie zamierza odejść od żony – powiedziała pewnego dnia, kiedy spotkałyśmy się na kawę. – Co, jeśli tylko cię zwodzi?

– Nie, on mnie kocha – odpowiedziałam szybko, choć w środku zaczynałam mieć wątpliwości. – On zawsze mówi, że to tylko kwestia czasu. Nie mogę tak po prostu go zostawić.

– Martwię się o ciebie – westchnęła przyjaciółka. – Wydaje mi się, że on tylko szukał ucieczki od problemów, a nie nowego życia.

Te słowa utkwiły mi w głowie. Zaczęłam analizować każde nasze spotkanie, każde jego słowo. Czy naprawdę zamierzał odejść od Ewy? Czy ja byłam tylko chwilową ucieczką od jego codziennych problemów? Im dłużej o tym myślałam, tym więcej miałam wątpliwości. Ale nie chciałam uwierzyć, że mogłabym się tak mylić. Przecież tyle razy mi mówił, że mnie kocha, że chce ze mną być.

Zostawił mnie samą pod choinką

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, a ja coraz bardziej liczyłam na to, że Mariusz w końcu podejmie decyzję. Święta wydawały mi się idealnym momentem na zmiany. Wyobrażałam sobie, że wreszcie powie żonie o nas, że odejdzie i będziemy mogli rozpocząć nowe życie. Niestety, rzeczywistość okazała się inna.

Kilka tygodni przed świętami Mariusz spotkał się ze mną, ale jego twarz wyrażała coś, czego wcześniej nie widziałam – jakby nosił w sobie ciężar, z którym nie mógł sobie poradzić. Serce mi zamarło. Przeczuwałam, że to nie będzie miła rozmowa. Mariusz usiadł obok mnie, ale nie dotknął mnie jak zazwyczaj. Milczał przez dłuższą chwilę, zanim w końcu powiedział coś, co zmieniło wszystko.

– Nie mogę tego zrobić, nie teraz – wyznał, a ja poczułam, jak mój świat się wali. – Dzieci mnie potrzebują, zwłaszcza teraz, przed świętami. Nie mogę im tego zrobić.

– Obiecałeś mi! – wyszeptałam, starając się powstrzymać łzy. – Powiedziałeś, że odejdziesz. Że to tylko kwestia czasu.

– Wiem, ale sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż myślałem – odpowiedział z ciężkim westchnieniem. – Nie chcę cię ranić, ale nie mogę zostawić dzieci. Przepraszam.

Nie mogłam w to uwierzyć. Przez tyle miesięcy wierzyłam, że Mariusz naprawdę chce być ze mną. Teraz, kiedy nadszedł moment decyzji, wycofał się. Zostawił mnie z pustymi obietnicami i złamanym sercem.

Z rozpaczy pękło mi serce

Po tym, jak Mariusz zakończył naszą relację, przez długi czas nie mogłam się pozbierać. W głowie wciąż kołatały mi się pytania: dlaczego? Co takiego się zmieniło? Czy naprawdę nie mogło się udać? Próbowałam zrozumieć, dlaczego Mariusz zdecydował się zostać z żoną, mimo że tyle razy mówił, że ich małżeństwo nie ma już sensu. Nie mogłam znaleźć odpowiedzi, aż do momentu, gdy pewnego dnia przypadkiem spotkałam jego znajomego.

Byliśmy w sklepie, kiedy natknęłam się na mężczyznę, którego kiedyś widziałam z Mariuszem. Zaczęliśmy rozmawiać, a ja, z nadzieją na jakiekolwiek wyjaśnienia, wspomniałam o naszej relacji. Jego reakcja była zaskakująca.

– Mariusz? – zapytał, unosząc brwi. – Nigdy nie mówił, że planuje odejść od Ewy. Zawsze twierdził, że to tylko chwilowa przygoda, że nic się nie zmieni.

Czułam, jakby ziemia osunęła mi się spod nóg.

– Co? – zapytałam z niedowierzaniem. – Jak to możliwe? Mówił mi, że chce odejść, że to tylko kwestia czasu.

Znajomy Mariusza wzruszył ramionami.

– Dla niego to była tylko odskocznia od problemów w małżeństwie.

Te słowa były jak cios w serce. Nagle wszystko stało się jasne. Cała moja miłość, cała nadzieja – wszystko było oparte na kłamstwie. Mariusz nigdy nie zamierzał być ze mną, a ja byłam tylko ucieczką od jego codziennych problemów. Poczułam się oszukana i zdradzona.

Nikomu już nie zaufam

Po odkryciu prawdy o Mariuszu przez długi czas nie mogłam dojść do siebie. Czułam się jak idiotka, który dał się nabrać na słodkie obietnice. Przez tyle miesięcy czekałam na coś, co nigdy nie miało się wydarzyć. Moje serce było złamane, a ja nie mogłam przestać myśleć o tym, jak mogłam być tak ślepa.

– Jak mogłam być tak głupia? – mówiłam do przyjaciółki, kiedy spotkałyśmy się po odkryciu prawdy. – Cały czas wierzyłam, że on naprawdę mnie kocha.

– To nie twoja wina – odpowiedziała ciepło, starając się mnie pocieszyć. – Mariusz cię oszukał. Musisz teraz zadbać o siebie. Zasługujesz na coś lepszego.

Te słowa, choć pocieszające, nie od razu do mnie dotarły. Czułam się zgubiona i zdezorientowana. Nie wiedziałam, co zrobić ze swoim życiem, które nagle straciło sens. Jednak z czasem, z pomocą przyjaciółki, zaczęłam powoli odzyskiwać równowagę. Zrozumiałam, że muszę zostawić tę historię za sobą i iść dalej.

Stopniowo, krok po kroku, zaczęłam budować swoje życie na nowo. Wiedziałam, że muszę być silna i że nie mogę pozwolić, by przeszłość trzymała mnie w miejscu. Mariusz nie zasługiwał na moją miłość, ale ja zasługiwałam na coś lepszego. I choć jeszcze nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość, byłam pewna jednego – nigdy więcej nie pozwolę, by ktoś manipulował moimi uczuciami.

Patrząc wstecz, wiem, że to, co przeszłam, było bolesne, ale nauczyło mnie cennej lekcji. Nie można budować swojego życia na fałszywych obietnicach i kłamstwach. Zrozumiałam, że miłość, która wymaga ukrywania się i ciągłego czekania, nie jest prawdziwą miłością. Dzięki wsparciu przyjaciółki udało mi się odbudować swoje poczucie własnej wartości. Zrozumiałam, że zasługuję na więcej niż bycie czyjąś chwilową ucieczką.

Natalia, 28 lat

Czytaj także:
„Związałam się z mężczyzną w wieku mojego ojca. Wiedziałam, że tatuś się nie ucieszy, ale jednego nie przewidziałam”
„Jesienią lubiłam biegać po lesie. Mąż nie wiedział, że wracam spocona, także z innego powodu”
„Córka zrobiła z mojego domu jadłodajnię. To, że odbieram wnuczkę ze szkoły, nie znaczy, że wykarmię całą ich rodzinę”

Redakcja poleca

REKLAMA