Moja matka zawsze trzymała mnie krótko. Nie było zmiłuj się, kiedy coś przeskrobałam. Jawiła się jako strażniczka moralności, która co niedzielę chodzi do kościoła i grzecznie się modli w pierwszej ławce przed ołtarzem. Niemniej miała swoje tajemnice, które stała się głęboko ukryć przed światem.
Odkrycie było szokiem
– Mamo, nie wiesz może, gdzie są moje stare notatki z liceum? Wyrzucałaś je? – przy okazji wizyty u rodziców postanowiłam poszukać zapisków ze szkoły, które teraz z pewnością przydałyby się mojej Ani.
– Niczego nie wyrzucałam. Jeśli nie ma ich w domu, to powinny być w piwnicy – usłyszałam w odpowiedzi.
– Daj klucze, to zejdę i sobie poszukam.
– Wiszą w szafce w przedpokoju.
Nie przepadałam za piwnicami, napawały mnie dziwnym niepokojem. Po prostu nie lubiłam tego typu miejsc. Czego jednak nie robi się dla ukochanej córki, która w tym roku zdaje maturę? Uznałam, że moje notatki będą pomocne.
Piwnica była zawalona różnymi rzeczami od podłogi do sufitu. Jęknęłam tylko, bo wiedziałam, że znalezienie tego, po co tu przyszłam, zajmie trochę czasu. Żwawo zabrałam się za poszukiwania i po niespełna pół godzinie namierzyłam swoje zeszyty z liceum. Bardzo zadowolona miałam już się zbierać, kiedy nagle moją uwagę przykuło kolorowe pudełko.
Kierowana ciekawością, zajrzałam do środka. Cóż to było za odkrycie! Trzymałam w rękach pamiętnik mojej mamy z czasów panieńskich. Był to gruby zeszyt w pięknej, skórzanej oprawie. Przekartkowałam go naprędce i serce mi szybciej zabiło. Zdawałam sobie sprawę z tego, że czytanie cudzych dzienników jest – mówiąc delikatnie – nie w porządku.
Nie mogłam się oprzeć
Wścibstwo wzięło górę nad zdrowym rozsądkiem. Wcisnęłam pamiętnik za pasek i zakryłam swetrem. U rodziców zabawiłam jeszcze parę chwil – tyle, ile zajmuje wypicie filiżanki herbaty. Chciałam jak najprędzej znaleźć się u siebie i oddać pasjonującej lekturze.
Ani mężowi, ani córce nie powiedziałam o swoim odkryciu. Czekałam jedynie na stosowny moment, kiedy będę mogła poczytać sekretne zapiski. Czułam się jak mała dziewczynka, która podjadała cukierki z kuchennego kredensu, modląc się o to, aby rodzice nie nakryli jej na tym niechlubnym uczynku.
Po zapoznaniu się z paroma pierwszymi stronami musiałam wziąć głęboki oddech. Do tej pory miałam matkę za dewotkę, a tu proszę, niezłe z niej było ziółko. „50 twarzy Greya” przy jej pamiętniku to był pikuś.
Pisała o jakimś Joachimie, z którym spotykała się w klasie maturalnej. Jej rodzice, czyli moi nieżyjący już dziadkowie, nie mieli o tym bladego pojęcia. Uważali, że nie jest on najlepszą partią dla ich drogiej Haneczki. Haneczka tymczasem miała takie gadanie w poważaniu i wymykała się na schadzki pod pretekstem wspólnej nauki z koleżankami.
Z Joachimem nie tylko paliła papierosy i piła tanie wino, ale również uprawiała seks. Nie ukrywam, że dziwnie mi się zrobiło, gdy czytałam o miłosnych igraszkach własnej rodzicielki, aczkolwiek było to tak fascynujące, że z walącym sercem przewracałam kolejne kartki.
Pozory mylą
Sprawa z Joachimem się rypła, kiedy Hania poszła na studia. Zanim jednak z nim zerwała, miała w zanadrzu następnego absztyfikanta – przez krótki czas zabawiała się na dwóch frontach. Na studiach rozkręciła się na dobre. Za młodu była bardzo piękna i atrakcyjna – do tej pory nie mogłam wyjść z podziwu, oglądając jej zdjęcia.
Miałam ją za pilną studentkę, która dziewictwo straciła dopiero z moim ojcem. Przekonałam się, jak mylące były pozory. Używała życia, ile wlezie. Jak więc to możliwe, że mnie trzymała na smyczy i dawała nieproszone rady dotyczące wychowywania Ani?
Pamiętnik sprawił, że zaczęłam zupełnie inaczej myśleć o matce. Szczerze powiedziawszy, miałam do niej ogromny żal. Sobie pozwalała na wszystko, a mi na nic. Kiedy moje koleżanki szykowały się w piątek na imprezę, ja musiałam ślęczeć nad książkami, a potem pomagać w przygotowaniu kolacji. Nic dziwnego, że nie miałam przyjaciółek, skoro nigdzie nie wychodziłam z dziewczynami.
Zastanawiałam się, jak pogadać z mamą na ten temat i czy w ogóle jest sens prowadzenia tego typu rozmów. Przede wszystkim wścieknie się, i będzie miała rację, że naruszyłam jej prywatność. Medal miał i drugą stronę – w końcu to moja matka, a ja miałam prawo wiedzieć, skąd wzięła się tak radykalna zmiana w jej zachowaniu.
Prawda była niewiarygodna
Przeczytanie dziennika zajęło mi zaledwie dwa dni. Domyślałam się, że nie był to jedyny zeszyt, w którym matka prowadziła zapiski. Po tej lekturze nie byłam w stanie patrzeć na nią w taki sam sposób, jak do tej pory.
– Czy coś się stało? – zapytała, kiedy znalazłyśmy się same w kuchni.
Niedzielny obiad w rodzinnym gronie w ostatnią niedzielę każdego miesiąca był naszą familijną tradycją – nie trzeba chyba dodawać, że wprowadzoną przez Hannę. Nikomu nie przyszło do głowy, aby zaprotestować i coś zmienić. W sumie lubiłam te obiadki – cieszyłam się, że Ania ma świetną relację z dziadkami. Na pewno dziadkami byli o niebo lepszymi, aniżeli rodzicami.
– Nie, skąd – starałam się zachowywać, jak gdyby nigdy nic, ale kiepsko mi to wychodziło.
– Agnieszka, nie kłam – strofujący ton od razu przywrócił wiele wspomnień z dzieciństwa.
Nie mogłam się powstrzymać i wyrzuciłam z siebie wszystko. Mówiłam chaotycznie i strasznie nieskładnie, zarzucając ją pretensjami i wypominając liczne grzechy młodości. Rzecz jasna się popłakałam. Ona stała nieruchomo i wpatrywała się we mnie niczym sęp w ofiarę.
– Czytałaś mój pamiętnik? – głos jej nie drgnął.
– Tak i wcale tego nie żałuję. Przynajmniej wiem, jaka jesteś naprawdę.
Jednak jej powiedziałam
Reszta popołudnia upłynęła w atmosferze, którą dało się określić mianem neutralnej. Do domu wracałam z wielką ulgą. Na pytanie Ani, czy zaszło coś pomiędzy mną a babcią, odparłam, że miałyśmy małe nieporozumienie.
– Nic poważnego – zapewniłam.
Kilka dni później odebrałam telefon od matki.
– Możemy się spotkać? – usłyszałam po drugiej stronie.
– Skoro chcesz – nie miałam ochoty niczego jej ułatwiać.
– W takim razie przyjedź do mnie, póki ojca nie ma.
– Niech ci będzie.
Interesowało mnie, co ma do powiedzenia. Przybyłam na miejsce, zaparzyła kawę i pokroiła ciasto. Co jak co, ale jej szarlotka była wybitna – jabłkowy aromat nęcił niesamowicie.
– Nie będę owijać w bawełnę – zaczęła prosto z mostu. – Jestem zła, że przeczytałaś moje prywatne zapiski.
– Przepraszam – miałam koszmarne wyrzuty z tego powodu.
– Może jednak i dobrze się stało – kontynuowała – bo chcę ci coś wyznać.
Okazało się, że na trzecim roku studiów zaszła w ciążę, którą straciła. Była załamana i wtedy poznała Tadeusza, mojego ojca. Nie oszukiwała go, więc przyznała się do poronienia. Pomógł jej pozbierać się psychicznie. Najpierw zostali przyjaciółmi, a potem się w sobie zakochali.
– Pragnęłam ustrzec cię przed moimi błędami – jej oczy były pełne łez. – Serce by mi pękło, gdybyś narobiła takich głupot, jak ja, a potem tego żałowała.
Odjęło mi mowę
Matka rozpłakała się na całego. Przytuliłam ją mocno.
– Już w porządku, mamo, już w porządku – powtarzałam szeptem, nie kryjąc wzruszenia.
Tego dnia chyba po raz pierwszy pogadałyśmy szczerze i od serca. Uprzedziłam, że potrzebuję nieco czasu, żeby to wszystko przetrawić. Poprosiła o zachowanie tych informacji dla siebie.
– Niech to zostanie pomiędzy naszą trójką – miała na myśli siebie, ojca i mnie.
– OK – przytaknęłam.
– Masz prawo mieć żal – westchnęła. – Nigdy nie byłam matką, na jaką zasługiwałaś. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz.
– Mamo, proszę…
Obiecałam sobie, że będę dla niej bardziej wyrozumiała, ale najpierw poukładam to w głowie.
Agnieszka, 44 lata
Czytaj także:
„Żona wkręciła mnie w dwójkę dzieci i kredyt na mieszkanie. Ja musiałem tylko na to harować, bo ona nie miała zamiaru”
„Znaleziony portfel z pieniędzmi wybawił mnie od piekła. Bardziej przydadzą się mnie niż prawdziwemu właścicielowi”
„Siostra mamy to złośliwa stara panna. Mój ojciec sam postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście jest taka niedostępna”