„W małżeństwie jestem najszczęśliwsza, gdy nie widzę męża na oczy. Wpada tylko na numerek, a potem spada do siebie”

„To było ciężkie do przeżycia, bo miałam wrażenie, że jednocześnie moglibyśmy skoczyć za sobą w ogień, a także samych siebie nawzajem do niego wrzucić”.
30.09.2024 19:30

Ja i Krzysiek doskonale wiemy, że nie ma znaczenia, ile lat jesteśmy już razem, przy sobie czujemy się zakochani Jak nastolatkowie. Waśnie i spory nie są nam obce, ale już to wszystko przerabialiśmy.

Nasza przygoda zaczęła się całkowicie przypadkowo. Chociaż dziś uważam, że to było przeznaczenie.

– Kaśka? – zawołał mnie mężczyzna w długim płaszczu.

– Krzysztof? – odpowiedziałam zdziwiona.

Jak to jest możliwe, że to naprawdę jest on

Przecież miało nie być go w Polsce.  Od słowa do słowa postanowiliśmy udać się do pobliskiej kawiarni. W końcu mieliśmy dużo do nadrobienia.

Nie wiem, ile to już lat się nie widzieliśmy. Prawdopodobnie około pięciu.  Krzysztof mieszkał za oceanem razem z naszą córką Zuzanną. Nie stawałam im na przeszkodzie, przede wszystkim dlatego, że Zuza pragnęła studiować za granicą. Taka okazja mogła się nigdy więcej nie zdarzyć.

Krzysiek wyjechał do Stanów znacznie wcześniej, niż Zuza zaczęła studia. Myślę, że nasza córka miała wtedy około 16 lat. Początkowo mówił, że to chwilowe, ale ja czułam, że to nowa rzeczywistość, do której muszę się przyzwyczaić.

Nie wiem jak to możliwe, że Krzysiek wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. No może poza kilkoma siwymi włosami więcej na jego bujnej czuprynie.

Wyglądasz olśniewająco – powiedział mój mąż.

– Widzę, że dla ciebie czas też jest wyjątkowo łaskawy – Roześmiałam się.

– A to ciekawe, sądziłam, że stres i kłopoty potrafią odbić się na wyglądzie. Ty zawsze należałaś do spostrzegawczych, sądziłam, że od razu się zorientujesz.

– Masz jakieś problemy, coś nie tak z twoim zdrowiem?

– Nie, przeciwnie Jestem zdrów jak ryba. To nie o mnie chodzi. Miałem bardziej na myśli naszą córkę.

Chodzi ci o Zuzę? Nie mówiłeś, że masz z nią jakieś problemy. Ona też wcale nie skarżyła się ani na swoje życie, ani na ciebie.

Przyznam szczerze, że zaczęłam się niepokoić. Co prawda widywaliśmy się z Zuzą tylko na święta i urodziny, ale myślałam, że mamy dobry kontakt.  Przecież rozmawiałyśmy praktycznie codziennie.  Krzysiek czytał mnie jak otwartą książkę. Od razu mnie uspokoił.

– Widzę, że się trochę przestraszyłaś. Nie, Zuza nie sprawia mi żadnych problemów. To bardziej chodzi o koszykówkę, na której punkcie tak bardzo się zafiksowała. Ciągle wyciągam je na boisko i każe ze sobą ćwiczyć. Nie mam już 20 lat, żeby codziennie uganiać się za piłką i wysportowaną młodą dziewczyną

Ja i Krzysiek Rozstaliśmy się mniej więcej wtedy, gdy Zuza miała około 10 lat. To nie było jedno z tych rozstań, które kończą się agresją, złością i odbijają na dziecku. Od początku zależało nam na naszej córce i nie mieliśmy zamiaru kopać pod sobą dołków.  Nie wszystko było idealne, ale staraliśmy się, by nasza córka wyrastała w miarę zgodnej rodzinie.

Dlaczego się rozwiedliśmy?

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. w tym momencie wyczyściłam już swoją głowę ze wszystkich starych problemów. Tak naprawdę, gdy się pobieraliśmy, czułam, że jesteśmy sobie pisani na dobre i na złe. Nie było dla nas rzeczy niemożliwych i nie do przeskoczenia.

Na początku wszystko było jak w bajce. Planowaliśmy wspólne życie, rodzinę, kariery wszystko udawało nam się ładnie połączyć we spójną całość.  Jednak idylla miała swój koniec.  Wyglądało na to, że mamy dwa bardzo silne charaktery, które w jednym niewielkim mieszkaniu stają się nie do zniesienia.

Czułam, że tłamsiliśmy w sobie emocje, dusiliśmy się, wyrzucaliśmy sobie na głowę wiadra emocjonalnych pomyj. W końcu wszystko ledwo w gruzach. Udało nam się przeżyć ze sobą pięć wspaniałych lat  i trzy, których wolałabym nie pamiętać. 

To było ciężkie do przeżycia, bo miałam wrażenie, że jednocześnie moglibyśmy skoczyć za sobą w ogień, a także samych siebie nawzajem do niego wrzucić. Byliśmy jak ogień i woda. Szczególnie jeżeli na sali było również szczęście naszego dziecka.

To rozwód przyniósł nam ukojenie

Przypomnieliśmy sobie, za co tak naprawdę się lubiliśmy. Nie chodziło o miłość czy namiętność, ale zwykłą przyjaźń. nauczyliśmy się na nowo rozmawiać, czuć, współpracować. Wspólnie dbaliśmy o nasze dziecko, choć mieszkaliśmy osobno. Być może właśnie dlatego, gdy Krzysiek wyjechał do Stanów, tak ciężko było mi się z tym pogodzić.

Wiedziałam, że będę tęsknić za jego bliskością, energią, dowcipami, ciepłem i wsparciem, jakie dawał mi jako przyjaciel.  Choć miałam na uwadze  to, że gdy byliśmy razem, to skakaliśmy sobie do gardeł, w głębi duszy zawsze wiedziałam, że Krzysiek jest moją jedyną i prawdziwą miłością i taka nigdy więcej mnie nie spotka.

Dziś, gdy siedzieliśmy w urokliwej kawiarni na przedmieściach, ponownie Spojrzałam w jego piękne niebieskie jak ocean oczy i przypomniałam sobie, jak bardzo kiedyś go kochałam. Patrzyłam na niego i czułam, że on myśli podobnie. Patrzył na moje usta w taki sposób, i jakby znów chciał ich skosztować.

Nasza rozmowa kleiła się jak nigdy, dlatego zaprosiłam go do swojego mieszkania na wspólną kolację. Jednak nie zdążyliśmy niczego zjeść, bo gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania, nie mogłam powstrzymać swoich żądzy. Krzysiek wszystko to odwzajemnił.  Przywarł do moich ust, jak jakby pragnął tego od bardzo dawna. Moje serce drżało niebezpiecznie,  bałam się że to błąd,  ale nie potrafiłam się powstrzymać.

Poszliśmy na całość

Dawne uczucie wróciło, a ja nie miałam zamiaru się ograniczać. w końcu wiedziałam, że Krzysiek to moja wielka miłość.  Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze. Pomijając to, co wydarzyło się w nocy, i jeszcze piękniejsze było to, co wydarzyło się nad ranem. Krzysiek obudził mnie delikatnymi pocałunkami szyję, odgarnął mi włosy i powiedział do ucha:

– Marzyłem o tym od dawna. Przyjechałem do kraju, Bo dostałem pracę na jednym z uniwersytetów. Tak naprawdę przyjąłem tę posadę tylko dlatego, że wierzyłem, że uda mi się ciebie odzyskać.  Kocham cię, nigdy nie przestałem  i nigdy nie przestanę.  Ciągle o tobie myślę i żałuję tych wszystkich straconych chwil bez ciebie u mojego boku  – powiedział Krzysiek.

Przyznam szczerze, że mnie zatkało. Sądziłam, że takie myśli chodzą tylko po mojej głowie.  Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Krzysiek dodał:

–  Wiem, że to zabrzmi absurdalnie, ale nie bierz mnie za wariata. Pobierzmy się. Pobierzmy się na nowo i zacznijmy razem piękniejsze, nowe i wspólne życie.  Jesteśmy dla siebie stworzeni, czy tego chcesz, czy nie – zaśmiał się

– Wiem to, też tak myślę. Boję się jednak jednego. Pamiętasz, dlaczego się rozstaliśmy?  Nie umiemy ze sobą żyć w jednym mieszkaniu.  Nie potrafimy dojść do konsensusu przyziemnych sprawach.

Razem, ale osobno

– Ale kto tu mówi o wspólnym mieszkaniu? Wiem, jaka jest rzeczywistość, temu nie da się zaprzeczyć. Nie mam zamiaru zmuszać Cię do wspólnego mieszkania. Chcę tylko żebyśmy byli razem. Razem, ale osobno. Gdy poczujemy, że jesteśmy gotowi na to, żeby ze sobą zamieszkać, to wtedy to zrobimy.

Zrobiliśmy to. Pobraliśmy się na nowo. I to w trybie natychmiastowym, bez zbędnych ceregieli, ceremonii, gości, czy drugich imprez. To już mieliśmy za sobą.  Teraz chcieliśmy mieć tylko siebie. Córce daliśmy znać, dopiero gdy było po wszystkim. Nie kryła zaskoczenia, ale czułam, że jest jeszcze bardziej szczęśliwa niż my.

Gdy ktoś pyta mnie, czy jestem szczęśliwa w swoim małżeństwie, w końcu mogę powiedzieć, że tak. Żyjemy osobno, ale razem. w dwóch osobnych mieszkaniach, ale we wspólnych sercach.

Katarzyna, 50 lat

Czytaj także:
„Żona zostawiła mnie z córką, bo wybrała życie ze swoim gachem. Pojawiła się po 11 latach i liczyła na gorące powitanie”
„Przypadkiem poznałam sekret matki. W domu zgrywa świętoszkę, a na mieście robi takie rzeczy, że aż wstyd”
„Żona ciągle kłóciła się z moim bratem. Nie wiedziałem, że to tylko teatrzyk, który miał mi zamydlić oczy”

Redakcja poleca

REKLAMA