Uwielbiam las. To moja odskocznia. Wszyscy wkoło mają swoje problemy, zmartwienia, a ja? Ja mam swoje grzyby. Te poranki, gdy mgła jeszcze leży na ściółce, a rosa oblepia liście, są jak reset dla głowy.
Wiem, że Ewa, moja żona, tego nie rozumie – mówi, że w życiu trzeba być realistą, a nie marzycielem. Ale to jest mój sposób na radzenie sobie ze stresem. Zawsze wracam z lasu spokojniejszy, choć dzisiaj... dzisiaj nie było zwyczajnie.
Takiego znaleziska się nie spodziewałem
Kiedy idę do lasu, czuję, jak wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Szum liści, zapach mokrej ziemi, a przede wszystkim cisza. Tego właśnie potrzebuję. Świat zostaje za plecami, a ja mam chwilę dla siebie. Dzisiaj ruszyłem na swoją stałą ścieżkę, licząc, że natrafię na kilka dorodnych prawdziwków. Ostatnio nie miałem szczęścia – same maślaki i podgrzybki, a przecież nic nie smakuje tak, jak dobrze ususzony prawdziwek. Schyliłem się, żeby odgarnąć gałęzie, ale zamiast grzyba zobaczyłem coś zupełnie innego.
Leżał na ziemi, tuż przy kamieniu. Skórzany portfel, trochę obdarty na rogach, jakby swoje przeżył. Podniosłem go bez wahania, a w środku... mnóstwo pieniędzy. Serce zabiło mi szybciej. Zacząłem je przeliczać – setki złotych. Może trzy, cztery tysiące. To nie była drobnostka. Od razu poczułem, że ten portfel będzie ważył więcej niż mój kosz z grzybami.
– Co teraz? – mruknąłem pod nosem, rozglądając się dookoła, jakby ktoś mógł mnie przyłapać na gorącym uczynku. Las, oczywiście, milczał.
Z jednej strony, wiedziałem, że to nie moje pieniądze. Zawsze uczono mnie, żeby szanować cudzą własność. Ale z drugiej... W głowie miałem obrazy naszych niekończących się rozmów o rachunkach i długach. Ewa nie daje mi spokoju, bo wciąż brakuje nam na coś pieniędzy. Co by zrobiła, gdyby wiedziała o tym portfelu? Ona jest uczciwa do bólu. Powiedziałaby: „Trzeba oddać”. Ale Marek? On by się nie wahał ani sekundy. „Znalezione, nie kradzione”, słyszę jego głos w głowie.
Szybko schowałem portfel do kieszeni kurtki, czując, że waży teraz tonę. Zrobiłem parę kroków i się zatrzymałem. Nie mogłem tak po prostu udawać, że nic się nie stało. Co mam teraz zrobić?
Rozważałem różne opcje
Gdy wróciłem do domu, Ewa była już w kuchni. Zawsze jest pierwsza na nogach. Czułem, jak pot zaczyna mi się perlić na czole. Portfel w kieszeni stał się jak gorący kamień, którego nie mogłem wyrzucić.
– Jak było w lesie? – zapytała, nawet na mnie nie patrząc, zajęta przy garnkach. Jajka skwierczały na patelni, zapach rozchodził się po kuchni. Zwykle uwielbiam ten zapach, ale dzisiaj wszystko mnie drażniło.
– Inaczej... – rzuciłem szybko, bo nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Starałem się brzmieć normalnie, ale nawet w moich uszach zabrzmiało to podejrzanie.
– Inaczej? Coś się stało? – Ewa zawsze była czujna. Wiedziała, kiedy coś mnie gryzie, i teraz nie było inaczej. Zacisnąłem zęby. Nie mogłem po prostu wyrzucić tego z siebie, bo co wtedy? Oddać pieniądze? A jeśli to tylko zguba kogoś, kto ich nawet nie potrzebuje?
– No... nic takiego, mało grzybów – zbyłem ją. Musiałem wyczuć grunt, zanim cokolwiek powiem. Po chwili dodałem: – Tak sobie myślałem… A gdybyś znalazła portfel z pieniędzmi... co byś zrobiła?
Ewa postawiła talerze na stole i usiadła naprzeciwko mnie, patrząc z zaciekawieniem. Mogłem się spodziewać odpowiedzi, ale mimo to czekałem na jej reakcję.
– Oddałabym, oczywiście. Co za pytanie? Przecież to nie nasze pieniądze. A ty? Znalazłeś coś?
Przeszedł mnie zimny dreszcz. Jak ona to robi, że od razu wyczuwa? Szybko zaprzeczyłem:
– Nie, nie, tak tylko pytam... tak hipotetycznie.
Ewa wzruszyła ramionami, ale widziałem, że coś jej nie pasuje.
– Wiesz, w dzisiejszych czasach rzadko kto jest uczciwy. Ale ja wierzę, że zawsze warto postąpić właściwie. Pamiętasz, jak oddano mi zbyt dużo reszty w sklepie? Nawet nie zauważyłam, a tamta kasjerka za mną pobiegła. Nie chodzi o to, ile to było pieniędzy. Chodzi o zasadę.
Słuchałem jej, ale myśli krążyły wokół portfela, który wciąż miałem w kieszeni. Wiedziałem, że Ewa by go oddała bez wahania. Ale czy ja byłem gotów na to samo?
Mój kolega Marek zawsze miał inne podejście do życia. On nie widział problemu w naginaniu zasad, jeśli miało to przynieść korzyść. „Świat jest dla cwańszych”, mawiał. Dlatego postanowiłem porozmawiać z nim, zanim podejmę decyzję. Z Ewą nie mogłem. Ona widzi wszystko czarno-białe. Uczciwość i zasady. Ale Marek... on miał w sobie coś, co czasem mnie przekonywało, że świat nie jest tak prosty.
Przyjaciel mnie podpuszczał
Znaleźliśmy się w naszej ulubionej knajpce, jak zawsze przy piwie. Zanim jeszcze o cokolwiek zapytałem, Marek już śmiał się, opowiadając, jak wywinął się z kolejnej trudnej sytuacji. Jego beztroska była zaraźliwa, ale dzisiaj nie mogłem jej podzielać.
– Słuchaj, znalazłem coś w lesie – zacząłem, starając się brzmieć spokojnie, choć w środku czułem narastający niepokój.
– Grzyby? – zaśmiał się. – Cały Grzesiu, tylko grzyby mu w głowie!
– Nie, tym razem coś innego. Portfel. Cały wypchany pieniędzmi.
Jego uśmiech zniknął, a na twarzy pojawił się wyraz zainteresowania.
– Poważnie? – zapytał, nachylając się nad stołem. – I co? Masz go?
– Mam. Ale... nie wiem, co z nim zrobić. Wiesz, to kupa forsy. A z drugiej strony, pewnie ktoś tego szuka.
Marek popatrzył na mnie, jakbym był z innej planety.
– Stary, co tu jest do zastanawiania się? „Znalezione, nie kradzione”, przecież to proste! Pomyśl – ten ktoś, kto zgubił tyle kasy, nawet nie wie, gdzie to zrobił. Pewnie już machnął ręką. A ty masz szansę załatać sobie trochę dziurę w budżecie.
– No ale... Co jeśli to czyjeś ostatnie pieniądze? – zapytałem, choć jego słowa zaczęły we mnie rezonować.
– Ostatnie pieniądze? No a co to za różnica? Ktoś, kto zgubił portfel, pewnie ma tyle, że nawet tego nie zauważył. A jak nie? To jego problem. Ty masz w ręku wygraną los na loterii, stary. Czego się boisz?
Poczułem, jak coś we mnie się ściera. Marek miał swoje argumenty. Zawsze przekonywał, że w życiu trzeba brać to, co los daje. Ale czy mogłem tak po prostu to przyjąć?
– A co byś zrobił na moim miejscu? – zapytałem, choć odpowiedź była oczywista.
– Zatrzymałbym. Nikt nie musi o tym wiedzieć. To twoja szansa. I to nie jest kradzież, pamiętaj. Przecież nie wyciągnąłeś tych pieniędzy z niczyjej kieszeni.
W jego głosie było coś, co sprawiało, że przez moment poczułem ulgę. Może miał rację? Może to było szczęście, które los mi podsunął? Ale gdzieś głęboko czułem, że to nie jest takie proste.
Kolejne dni były dla mnie ciężkie
Portfel leżał ukryty w szufladzie, a ja nie mogłem o nim przestać myśleć. Z jednej strony, Marek miał rację – przecież nikt nie wiedział, że go znalazłem. Z drugiej strony, czułem, że nie potrafię tak po prostu go zatrzymać. Coś we mnie się buntowało. Każdego ranka, kiedy Ewa przygotowywała śniadanie, zastanawiałem się, czy nie powiedzieć jej o wszystkim. Ale wiedziałem, co by zrobiła. „Oddaj, Grzegorz, to nie nasze”, powiedziałaby bez wahania. Nie mogłem się z nią skonfrontować. Może sam byłem tchórzem.
W końcu nie wytrzymałem. Postanowiłem wrócić do lasu, przejść się tą samą ścieżką, gdzie znalazłem portfel. Może ktoś tam będzie, ktoś, kto go szuka. Sam już nie wiedziałem, na co liczyłem, ale czułem, że muszę coś zrobić.
Dotarłem na miejsce i zacząłem się rozglądać. Przez chwilę wydawało mi się, że jestem sam, ale po chwili dostrzegłem starszego mężczyznę. Miał na sobie starą, wyblakłą kurtkę i wyglądał, jakby czegoś szukał. Przechadzał się nerwowo między drzewami, pochylając się co chwilę, jakby liczył, że coś znajdzie na ziemi.
– Zgubił pan coś? – zapytałem, zbliżając się do niego. Serce waliło mi jak młot. Mężczyzna podniósł na mnie wzrok. W jego oczach widziałem zmęczenie, a może nawet rozpacz.
– Tak, zgubiłem... Portfel – powiedział, a ja poczułem, jakby ktoś mnie uderzył w brzuch. – Miałem tam wszystkie swoje oszczędności. Nie wiem, co teraz zrobię...
Stałem przed nim, czując się jak złodziej. W głowie słyszałem głos Marka. Ale przecież patrzyłem na człowieka, który wyglądał, jakby ten portfel był dla niego wszystkim. Zacząłem się pocić.
– Gdzie pan go zgubił? – zapytałem, choć doskonale znałem odpowiedź.
– Gdzieś tutaj. Szukałem już wszędzie, ale... może ktoś go znalazł i zabrał. Tyle pieniędzy, kto by nie chciał zatrzymać. To były moje ostatnie pieniądze... Nie wiem, co zrobię, jeśli się nie znajdą. Że też zapomniałem go wyjąć z kurtki przed wyjściem wtedy…
Poczułem, jak żal zaciska mi gardło. Starszy człowiek spuścił wzrok, patrząc w ziemię, jakby nie miał już sił dalej szukać. Przedstawił mi się jako Zygmunt i coś mówił o portfelu. A ja stałem tam, nie mogąc się ruszyć. Portfel miałem w domu, wiedziałem, że mógłbym mu go oddać, ale się wahałem.
Biłem się z myślami
Wracając do domu, czułem się coraz gorzej. Myśli wirowały w mojej głowie. Widok tego starszego człowieka nie dawał mi spokoju. To nie był bogaty biznesmen, który mógłby machnąć ręką na zgubione pieniądze. To był ktoś, kto potrzebował tej gotówki, może nawet bardziej niż ja.
Całą noc przewracałem się z boku na bok, walcząc z własnym sumieniem. Wiedziałem, że muszę podjąć decyzję. Z samego rana, jeszcze zanim Ewa wstała, włożyłem portfel do kieszeni i wyszedłem z domu. Wiedziałem, co muszę zrobić.
Wracając do lasu, byłem pewien, że Zygmunt tam będzie. To był człowiek, który nie poddałby się tak łatwo. I rzeczywiście, gdy tylko dotarłem na miejsce, zobaczyłem go znowu, kręcącego się po tej samej ścieżce, jakby ciągle miał nadzieję, że zguba się znajdzie.
Zrobiłem kilka kroków w jego stronę. Serce waliło mi jak oszalałe. „To tylko kilka tysięcy”, myślałem, „a dla niego to całe życie”. Zygmunt zauważył mnie, spojrzał z tym samym zmartwionym wyrazem twarzy.
– Znalazłem pański portfel – powiedziałem, wyciągając go z kieszeni. Czułem, jakby kamień spadł mi z serca, ale jednocześnie coś we mnie umarło.
Zygmunt patrzył na mnie przez chwilę, jakby nie dowierzał. Potem jego twarz rozjaśniła się ulgą, a może nawet łzami. Chwycił portfel drżącymi rękami.
– Nie wiem, jak ci dziękować, chłopcze. To moje oszczędności... Bez nich nie wiem, co bym zrobił – mówił, ściskając portfel, jakby był najcenniejszą rzeczą na świecie. – Gdyby ktoś inny go znalazł, pewnie już bym go nie zobaczył.
Patrzyłem na niego, próbując się uśmiechnąć, ale w środku czułem mieszankę ulgi i... żalu? Te pieniądze mogłyby mi pomóc, ale wiedziałem, że zrobiłem to, co trzeba.
– Cieszę się, że mogłem pomóc – odpowiedziałem, a potem odwróciłem się i ruszyłem w stronę domu. Z każdą chwilą oddalałem się od tego miejsca, od Zygmunta, od portfela. Ale te wszystkie myśli zostawały w mojej głowie, jakby ciągnęły się za mną.
Zawsze będę się nad tym zastanawiał
Wróciłem do domu, a w środku panowała cisza. Ewa była w pracy, więc miałem trochę czasu, by poukładać sobie wszystko w głowie. Siadłem w kuchni, wpatrując się w kubek z herbatą, który trzymałem w dłoniach. Z jednej strony czułem, że zrobiłem to, co trzeba. Zygmunt odzyskał swoje pieniądze, a ja mogłem spojrzeć sobie w oczy bez wstydu. Ale jednocześnie coś we mnie mówiło, że straciłem szansę. Te pieniądze mogły nam pomóc. Mogłem z nimi zrobić coś, co zmieniłoby nasze życie na lepsze. Ale tego nie zrobiłem.
Ewa wróciła do domu późnym popołudniem. Jak zawsze rzuciła torbę na krzesło i zaczęła opowiadać o swoim dniu w pracy. Słuchałem jej, ale moje myśli były gdzieś indziej. Mimo to, nie mogłem jej powiedzieć o portfelu. O tym, co zrobiłem. O dylemacie, który mnie dręczył. Może bałem się, że pomyśli, że zastanawiałem się nad czymś, co dla niej było oczywiste. Wiedziałem, że w jej oczach uczciwość była bezdyskusyjna.
– Grzegorz? – jej głos wyrwał mnie z zamyślenia.
– Tak? – spojrzałem na nią, próbując wyjść z tej bańki myśli.
– Jesteś jakiś nieswój. Wszystko w porządku?
– Tak, wszystko dobrze – skłamałem. Przecież nie mogłem jej powiedzieć, że miałem w kieszeni kilka tysięcy, które mogły zmienić naszą sytuację. Wolałem, żeby myślała, że nic się nie wydarzyło.
Minęło kilka dni, a ja nadal czułem, że coś między mną a Markiem się zmienia. Zadzwonił do mnie raz, chciał się spotkać, ale ja nie miałem ochoty słuchać jego beztroskich opowieści. Wiedziałem, że Marek nigdy nie zrozumie mojego wyboru. W jego oczach byłem głupcem, który odrzucił łatwą szansę. Ale ja... ja nie mogłem z tym żyć. Nasza przyjaźń zaczęła się ochładzać, jakby nasze wartości już nie były zgodne.
Czas mijał, a ja wciąż czułem pewien niedosyt i wracałem do tego pamięcią. Mimo to wiedziałem, że zrobiłem dobrze. Może życie nie wynagrodzi mi tego w żaden sposób. Może nie dostanę za to żadnej nagrody. Ale przynajmniej mogłem zasypiać z czystym sumieniem. Choć czasami, gdy patrzyłem w sufit, zastanawiałem się, co by było, gdybym podjął inną decyzję.
Grzegorz, 44 lata
Czytaj także:
„Na grzybobraniu żona miała lepsze zajęcie, niż szukanie okazów. To, co zobaczyłem w lesie, zniszczyło nasze małżeństwo”
„Spacery po lesie były moim hobby. Dbałem o swoją kondycję i łowiłem panie chętne do pomocy przy rozkładaniu kanapy”
„Codziennie chodziłam do lasu. Mąż myślał, że przytulam się do drzew, a ja miałam tam lepsze doznania”