„W dniu pogrzebu męża wszyscy składali mi kondolencje, a ja myślałam tylko o tym, aby wrócić do domu i otworzyć szampana”

uśmiechnięta wdowa fot. Adobe Stock, Julia
„Ostatni raz musiałam udawać. Skryłam twarz za czarną woalką, aby wszyscy widzieli we mnie pogrążoną w rozpaczy wdowę. Jednak pod tą samą woalką skrywałam uśmiech, który był dowodem na to, że w tym dniu stałam się najszczęśliwszą kobietą świata”.
/ 12.01.2024 22:00
uśmiechnięta wdowa fot. Adobe Stock, Julia

Doskonale pamiętam dzień, w którym Janek mi się oświadczył. Było to 14 lutego, czyli w Dzień Zakochanych. I chociaż nie celebrowałam tego święta w jakiś szczególny sposób, to doceniłam pomysł Janka, który postanowił właśnie w tym dniu wręczyć mi pierścionek zaręczynowy.

"Jaki on romantyczny" — pomyślałam z uśmiechem na twarzy, jednocześnie zgadzając się wyjść za niego za mąż. Miałam pewne wątpliwości. Mój narzeczony był nerwusem i krzykaczem, któremu zdarzało się wybuchnąć nieadekwatnie do sytuacji. Był też zazdrośnikiem, który chciał mieć mnie tylko dla siebie. Ale wtedy nie wydawało mi się to groźne. Co więcej — byłam przekonana, że małżeństwo dobrze na niego wpłynie i z porywczego narzeczonego stanie się do rany przyłóż mężem. Byłam głupia i ślepa.

— Dobrze się zastanów, zanim wyjdziesz za niego za mąż — ostrzegała mnie przyjaciółka, gdy tylko podzieliłam się z nią radosną wiadomością.

— Dlaczego? — zapytałam zdziwiona. Nie rozumiałam, co Marioli przeszkadza w tym, że chcę wyjść za mąż za miłość swojego życia.

— Janek to nerwus, krzykacz i zazdrośnik — powiedziała przyjaciółka. — Nie chcę być złym prorokiem, ale mam przeczucie, że nie będziesz z nim szczęśliwa.

— Nie przesadzaj — zezłościłam się. — Może po prostu zazdrościsz mi tego, że usidliłam najprzystojniejszego faceta z naszej paczki? — zapytałam ironicznie. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że kilka lat temu Mariolka miała słabość do Janka, który jednak dał jej kosza.

— Nie zazdroszczę — odpowiedziała spokojnie Mariolka. — Po prostu nie chcę, abyś zmarnowała sobie życie.

— Spokojnie, nie zmarnuję — prychnęłam. — A ty nie wtrącaj się z nasze życie.

I na tych słowach niemal skończyła się nasza przyjaźń. Przez kolejne lata unikałam przyjaciółki, bo byłam pewna, że jest zazdrosna o mojego męża. Dopiero później okazało się, że to ona miała rację. Gdybym wtedy ją posłuchała, to teraz byłabym w zupełnie innym punkcie swojego życia.

Jesteś tylko moja

Dosyć szybko przekonałam się, że małżeństwo z Jankiem to największy błąd mojego życia. Już na weselu nie pozwalał mi z nikim tańczyć i niemal przez całą imprezę nie opuszczał mnie ani na krok. Wtedy byłam szczęśliwa, bo takie zachowanie kojarzyło mi się z zakochaniem i szaleńczą miłością. Nie zapaliła mi się czerwona lampka nawet wtedy, gdy mój świeżo upieczony małżonek nie pozwolił mi zatańczyć ze świadkiem.

— Przecież to tylko taniec, mój ty zazdrośniku — powiedziałam ze śmiechem i podniosłam się, aby ruszyć w tany z kolegą Janka. Jednak mój mąż mi nie pozwolił.

— Siedź przy mnie — syknął i pociągnął mnie za dłoń, abym nie mogła wstać. I nawet jeżeli byłam zaskoczona, to nie wzięłam tego za zły prognostyk.

— Dobrze, będzie tak, jak zechcesz — roześmiałam się i posłusznie usiadłam obok męża. Świadek spojrzał na nas ze zdziwieniem, ale nie powiedział ani słowa. Wrócił na parkiet i już do końca imprezy nie próbował prosić mnie do tańca.

Tak naprawdę to już ta sytuacja na weselu powinna dać mi do myślenia. Jednak wtedy byłam za młoda i za głupia. I dopiero kolejne wydarzenia w naszym wspólnym życiu pokazywały, że nie wszystko jest w porządku.

Doskonale pamiętam dzień, w którym Janek uderzył mnie po raz pierwszy. Właśnie wróciłam z pracy i z radością zakomunikowałam, że za kilka dni mam imprezę firmową.

— Wreszcie poznam swoich współpracowników — powiedziałam uradowana. Dla mnie to była świetna wiadomość, gdyż pracowałam w tej firmie zaledwie kilka miesięcy i nie miałam jeszcze możliwości poznania wszystkich kolegów i koleżanek.

— Nigdzie nie pójdziesz — warknął mój mąż. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Wprawdzie Janek już wielokrotnie pokazywał swoją złość, jednak zawsze miałam na to jakieś usprawiedliwienie.

— Oczywiście, że pójdę. Zależy mi na integracji ze współpracownikami — odpowiedziałam. Byłam zupełnie nieświadoma tego, że właśnie wywołuję furię u swojego męża.

— A ja ci mówię, że nie pójdziesz! — wrzasnął Janek. — Doskonale wiem, co dzieje się na takich imprezach i nie zamierzam pozwolić, aby moja żona brała w nich udział.

— Nie możesz mi tego zabronić — wypaliłam. I to był mój błąd.

— Właśnie, że mogę. Jesteś tylko moja i z nikim nie będę się tobą dzielił — usłyszałam. A potem poczułam, jak pięść mojego męża ląduje na moim policzku. Cios był tak mocny, że zatoczyłam się do tyłu, a na mojej twarzy pojawiły się łzy. Byłam tak zszokowana, że nie mogłam wydusić z siebie słowa.

Janek szybko do mnie podbiegł i zaczął mnie przepraszać.

— Kochanie, nie chciałem — szeptał i całował nie po twarzy. — Wybacz mi. To się więcej nie powtórzy.

A ja mu uwierzyłam. Byłam pewna, że to pierwszy i ostatni raz, gdy Janek podniósł na mnie rękę.

Żona musi być posłuszna mężowi

Na imprezę oczywiście nie poszłam. Wymigałam się chorobą. Wzięłam też kilka dni wolnego, aby nikt nie zauważył wielkiego siniaka, który wykwitł mi na policzku. "Niepotrzebnie go sprowokowałam" — mówiłam do siebie, gdy przed lusterkiem w łazience próbowałam zamaskować dowód agresji mojego męża. Cały czas wierzyłam, że to się więcej nie powtórzy.

Jednak każda ofiara przemocy domowej powie, że pierwsze uderzenie jest tylko zachętą i pozwoleniem do dalszych ciosów. Tak samo było w moim przypadku. Kilka miesięcy po pierwszym uderzeniu Janek wrócił nietrzeźwy ze spotkania z kolegami. Zebrało mu się na amory, na które ja nie miałam ochoty.

— Daj spokój Janek, jestem zmęczona — powiedziałam i odwróciłam się do niego plecami. I wtedy usłyszałam, jak mój mąż mruczy coś pod nosem.

— Ja ci dam zmęczenie! — krzyknął. Wtedy poczułam szarpnięcie. Przerażona odwróciłam się do męża i w jego oczach ujrzałam wściekłość. — Zapamiętaj sobie, że obowiązkiem każdej żony jest posłuszeństwo wobec swojego męża — wysapał i zaczął mnie okładać pięściami.

Początkowo byłam tak zszokowana, że nie zareagowałam. Ale potem zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki, która na szczęście miała zamek w drzwiach. Janek dobijał się jeszcze kilka minut, ale potem dał za wygraną. A ja przesiedziałam w tej łazience całą noc.

Koszmar trwał przez kolejne lata

Po tym wydarzeniu uświadomiłam sobie, że moje małżeństwo nie jest normalne. Wprawdzie następnego dnia Janek znowu mnie przepraszał i zwalał winę na alkohol, ale ja mu nie uwierzyłam. Zaczęłam się go bać. A on chyba to wyczuł, bo z każdym miesiącem jego agresja przybierała na sile. Tak naprawdę nie było tygodnia, żeby nie podniósł na mnie rękę. Po kilku miesiącach przestał mnie już nawet przepraszać.

— Co ci się stało w policzek? — zapytała mnie mama, do której wpadłam na kawę. Spojrzałam w lustro i zauważyłam siniak, którego nie dało się zamaskować makijażem.

— Uderzyłam się w szafkę. Niezdara ze mnie — powiedziałam z uśmiechem na twarzy. "Jesteś żałosna" — pomyślałam w duchu. No tak, w tym momencie zachowywałam się jak typowa ofiara przemocy domowej.

Mama spojrzała na mnie w dziwny sposób, ale nic nie powiedziała. Sama nie wiem, czy mi uwierzyła, czy po prostu nie chciała się wtrącać.

Zupełnie inne podejście miała moja przyjaciółka. Ona szybko zorientowała się, jaki koszmar przeżywam.

— Rozwiedź się z nim — powiedziała Mariola, gdy w końcu wszystko jej opowiedziałam. Mój koszmar trwał już kilka lat, a z każdym miesiącem było coraz gorzej. Już dawno straciłam nadzieję na to, że Janek się zmieni.

— Zabije mnie — odpowiedziałam cicho. Sama przed sobą musiałam przyznać, że boję się swojego męża.

— Pomogę ci — obiecała mi przyjaciółka. A ja mocno ją objęłam i przeprosiłam, że kilka lat temu nie chciałam jej słuchać.

— Daj spokój, skąd mogłaś wiedzieć — odpowiedziała Mariola.

Zginął w wypadku samochodowym

I kiedy ustaliłam z przyjaciółką swoje kolejne kroki, to okazało się, że nie będą one potrzebne. Kilka dni po naszej rozmowie do mieszkania przyszli policjanci. Początkowo myślałam, że przyjaciółka zawiadomiła ich o tym, że mój mąż mnie bije. Jednak powód był zupełnie inny.

— Pani mąż jechał samochodem pod wpływem alkoholu. Niestety miał wypadek i zginął na miejscu — powiedział jeden z policjantów. Spojrzałam na niego, nie wiedząc, co powiedzieć.

— Bardzo nam przykro — dodał. A ja im podziękowałam za wiadomość i poprosiłam, aby zostawili mnie samą.

W dzień pogrzebu świeciło słońce. A ja poczułam się, jakby to słońce było zwiastunem mojego nowego życia.

Oczywiście udawałam żonę pogrążoną w żałobie. O mojej kilkuletniej gehennie wiedziała tylko Mariola, która doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wcale nie jest mi smutno. Wszyscy inni składali mi kondolencje, współczując mi tego, że tak młodo zostałam wdową. A ja marzyłam tylko o tym, aby zakończyć tę farsę. Po powrocie do domu zamierzałam otworzyć szampana, który miał być symbolem mojego nowego życia.

Czytaj także:
„Zgodziłam się na małżeństwo z rozsądku. Teraz rozsądek podpowiada, żeby wywalić tego hulakę na bruk”
„Moja siostrunia uknuła intrygę, żeby odebrać mi spadek. Chciwa jędza jeszcze mnie popamięta”
„Zięć robi z mojej córki maszynę do rodzenia dzieci. Twierdzi, że będzie zapładniał do skutku, aż Zośka urodzi mu syna”

Redakcja poleca

REKLAMA