„W delegacji straciłam reputację i najadłam się wstydu. Nie żałuję, bo dzięki temu mam cudownego męża”

szczęśliwa para fot. Getty Images, Oliver Rossi
„Gdy w poniedziałek pojawiłam się w biurze, aż czułam na sobie palące spojrzenia współpracowników. Rozmowy milkły, gdy wchodziłam do kuchni i przez cały dzień prawie nikt się do mnie nie odezwał. Wiedziałam, że jestem spalona i to na własne życzenie”.
/ 06.04.2024 22:00
szczęśliwa para fot. Getty Images, Oliver Rossi

To był pierwszy dzień mojej pracy w firmie farmaceutycznej. Długo ubiegałam się o tę posadę i bardzo mi na niej zależało. W tamten wtorek weszłam więc do eleganckiego biura ubrana w dopasowany kostium i nowe czółenka – strój, który analizowałam i dobierałam aż trzy dni. Czułam się pewna siebie i profesjonalna, dopóki nie zderzyłam się w drzwiach z najprzystojniejszym mężczyzną, którego kiedykolwiek widziałam.

– O rany, przepraszam bardzo! Nie zauważyłam!

– Nic się nie stało – zaśmiał się facet. – My się jeszcze nie znamy. Piotr.

– Karolina. To mój pierwszy dzień pracy. Jestem młodszym menedżerem do spraw marketingu – uśmiechnęłam się promiennie.

– Wspaniale, witaj na pokładzie! Ja jestem dyrektorem sprzedaży – uścisnął mi dłoń. – Muszę biec na spotkanie, ale mam nadzieję, że będzie ci tu u nas dobrze. Na pewno zobaczymy się wkrótce znowu – dodał, posyłając mi serdeczny uśmiech, po czym ruszył w stronę wind.

Byłam oczarowana

„O rany!”, pomyślałam z zachwytem. Profesjonalizm i skupienie, którymi emanowałam jeszcze kilka minut wcześniej, nagle zupełnie wyparowały. Mogłam myśleć tylko o nim. Wspominałam jego promienny uśmiech, gdy podpisywałam swoją umowę, przywoływałam jego niebieskie oczy, gdy szefowa wprowadzała mnie w zasady panujące w biurze. Byłam kompletnie zauroczona, jak jakaś głupia nastolatka, a nie poważna dorosła kobieta.

– Mówię ci, co za facet! – opowiadałam wieczorem przez telefon Julce, mojej przyjaciółce. – Z łóżka bym nie wyrzuciła – zachichotałam.

– No to kto wie? Może jeszcze czeka cię jakiś biurowy romans – zasugerowała.

Oczywiście, to były tylko niewinne żarty, ale nie dało się ukryć, że Piotr zrobił na mnie ogromne wrażenie. Gdy następnego dnia spotkałam go w kuchni przy porannej kawie, serce zabiło mi mocniej!

– Znowu się spotykamy! I jak twój pierwszy dzień? Jakie pierwsze wrażenia o firmie? – zagaił.

– Bardzo fajnie, myślę, że się tu odnajdę – odpowiedziałam, posyłając mu promienny uśmiech.

Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań, po czym Piotr, ku mojemu niezadowoleniu, wrócił do swoich obowiązków.

Był żonaty

Przez następne dwa czy trzy tygodnie dokładnie opracowywałam swoje biurowe stylizacje. Dbałam o to, żeby zawsze mieć makijaż, ułożone włosy i ładnie pomalowane paznokcie. Chociaż w poprzednich firmach zdarzało mi się przyjść do biura i w bluzie i zupełnie bez makijażu, tutaj nie pozwalałam sobie na nic takiego. Gdy Piotr wchodził do kuchni, oczy od razu zaczynały mi się świecić. Niestety, pewnego dnia mój zapał ostygł, a wszelkie nadzieje na romans przepadły.

– Dobrze, kochani, lecę, bo jestem umówiony z żoną – rzucił któregoś razu, gdy piliśmy w kuchni kawę w większym gronie.

„Żona? No świetnie...”, pomyślałam z zawodem. Do końca dnia miałam zepsuty humor – zwłaszcza że zbliżał się wyjazd integracyjny, na który od tygodnia czekałam już przebierając nóżkami. Liczyłam, że w mniej zobowiązującej atmosferze uda mi się nawiązać z Piotrem bliższą relację, a może nawet jakiś flirt? Ale teraz to wszystko runęło w gruzach, a ja zupełnie straciłam chęci na wyjazd, do którego zostało już tylko kilka dni.

Dobrze nam się rozmawiało

Gdy dotarliśmy na miejsce, nadal byłam markotna. Nie cieszył mnie ani elegancki hotel ze SPA, w którym zostaliśmy zakwaterowani, ani perspektywa bliższego poznania reszty współpracowników. Rozsiadłam się samotnie na małym pomoście nad jeziorem i powoli sączyłam kieliszek wina, wpatrując się w niebieską taflę wody.

– Można się dosiąść? – usłyszałam za sobą znajomy głos, na dźwięk którego aż podskoczyłam.

Piotr!

– Jasne – odparłam uprzejmie, acz bez ekscytacji.

– Fajnie, że tu jesteśmy, w końcu można się bliżej poznać, a nie tylko wymieniać kilka zdań na szybko przy ekspresie do kawy – zagaił z uśmiechem. – Widzę, że jesteś bardzo intrygującą dziewczyną.

– Naprawdę? – zachichotałam. – To bardzo miłe, dziękuję.

Rozmawialiśmy o swoich poprzednich pracach, o domach, o bliskich i o zainteresowaniach. Zanim zauważyłam, minęły dwie godziny i zbliżała się pora obiadu.

– Ale się zagadaliśmy – zauważył Piotr. – Ciężko się oderwać od rozmowy z tobą – puścił do mnie oko.

Myślałam, że zemdleję z wrażenia. „Ale przecież ty masz żonę! Przestań ze mną flirtować”, pomyślałam z przyganą.

Wylądowaliśmy w łóżku

Byłam przekonana, że ta piękna sytuacja między nami była tylko jednorazowa i więcej się nie zdarzy, ale się pomyliłam. Po obiedzie Piotr znowu się do mnie przysiadł. Rozmawialiśmy coraz więcej i śmielej, zwłaszcza że mieliśmy we krwi coraz więcej alkoholu. W którymś momencie odniosłam wrażenie, że zaczynamy ze sobą flirtować i to bez hamulców. No cóż, byłam podpita i niesamowicie oczarowana Piotrem.

Nie wiem jak, kiedy i dlaczego, ale wieczór skończyliśmy w jego sypialni. Chociaż nasza wspólna noc była niesamowita i upojna, rano obudziłam się z nieznośnym poczuciem winy. „Co ja narobiłam?”, myślałam w panice. „Nie dość, że poszłam do łóżka ze współpracownikiem po kilku tygodniach w nowej firmie, to jeszcze z żonatym!”.

Było mi wstyd

Ulotniłam się z sypialni Piotra, zanim zdążył się obudzić. Po cichu wślizgnęłam się do pokoju, który dzieliłam z koleżanką z działu.

– O proszę, a kto to zawitał? – uśmiechnęła się znacząco.

– Hej, lecę pod prysznic – unikałam jej spojrzenia i w żaden sposób nie zamierzałam ciągnąć tematu tego gdzie spędziłam noc.

– Jasne. Widzę, że wiesz, jak się dobrze bawić – zachichotała prowokując mnie dalej. – Ja nie pisnę słowem, ale wiesz, uprzedzę cię: wszyscy was widzieli, a Piotr ma żonę. Mogą być problemy.

„Wielkie dzięki za ostrzeżenie”, pomyślałam z przekąsem i uciekłam po łazienki. Śniadanie zjadłam jako jedna z pierwszych, a potem wymówiłam się bólem głowy i szybko wsiadłam w samochód, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu. Nawet nie zdążyłam minąć się z Piotrem, a moje wymówki chyba nie brzmiały przekonująco, bo współpracownicy patrzyli na mnie z rozbawieniem, gdy wymyślałam migrenę, żeby tylko ewakuować się z hotelu.

Miałam wyrzuty sumienia

Już po drodze zadzwoniłam do Julki i opowiedziałam jej wszystko, co zaszło.

– Czyś ty upadła na głowę?! – zaatakowała mnie. – Dziewczyno, tyle starałaś się o to stanowisko, to dobra firma, dobre pieniądze, dobry wpis w CV, a ty już po miesiącu zrobiłaś z siebie puszczalską, która idzie do łóżka z pierwszym lepszym żonatym?

– Ja to wszystko wiem, nie musisz mnie dobijać – poprosiłam ją zbolałym głosem.

Cały weekend przeleżałam w łóżku. Byłam kompletnie załamana. „Jak mogłam zrobić coś tak głupiego? Przecież mogę w ten sposób przekreślić całą swoją karierę, bo że zniszczyła sobie reputację było już pewne...”, myślałam. Wiadomość, którą przysłał mi Piotr następnego dnia, tylko wszystko komplikowała.

Zaskoczył mnie

„Karolina, mam nadzieję, że nie czujesz się źle z tym, co się stało. To ja zainicjowałem całą sytuację, bo po prostu kompletnie się w tobie zadurzyłem. Jesteśmy z żoną w separacji, żyjemy już osobno. Nie zdradziłem jej, a ty nie uwiodłaś zajętego mężczyzny. Wiem, że czas i miejsce mogły być nieodpowiednie, ale chcę, żebyś wiedziała, że niczego nie żałuję”, brzmiał SMS.

Gdy w poniedziałek pojawiłam się w biurze, aż czułam na sobie palące spojrzenia współpracowników. Rozmowy milkły, gdy wchodziłam do kuchni i przez cały dzień prawie nikt się do mnie nie odezwał. Wiedziałam, że jestem spalona i to na własne życzenie.

Pod koniec tygodnia złożyłam wypowiedzenie. Nie chciałam do końca swojej kariery w tej firmie być „tą, która zaliczyła żonatego w swoim pierwszym miesiącu”, a wiedziałam, że zabawne dla innych łatki mogą przylgnąć do kogoś na bardzo długo. W jeden wieczór straciłam reputację i perspektywę świetnej pracy.

A jednak do dziś wspominam tę historię z niemałym rozrzewnieniem... Dlaczego? Bo od tamtego momentu zaczęliśmy tworzyć z Piotrem parę. Już pół roku później jego rozwód był sfinalizowany, a my zaręczeni. Tworzymy szczęśliwą rodzinę już od pięciu lat. Obydwoje odeszliśmy z firmy, w której się poznaliśmy i mamy inne prace. Więc jaki z tego morał? Chyba taki, że czasem nawet z najgłupszej decyzji może wyjść coś wspaniałego...

Czytaj także: „Mąż mnie olewał, więc chciałam uleczyć smutki w łóżku sąsiada. Przystojniak zamiast cukru, pożyczył moje serce”
„Zostałam bezrobotna po 50-tce. Nie miałam szans z młodymi, więc sama stworzyłam sobie miejsce pracy”
„Już na starcie urlopu ośmieszyłam się przed napakowanym adonisem. Letnia przygoda miała smak wstydu i porażki”

Redakcja poleca

REKLAMA