„Nie chciało mi się pracować, więc owinęłam szefa wokół palca. Jestem ładna i mądra, więc nie będę brudzić sobie rąk”

szczęśliwa kobieta fot. iStock, JLco - Julia Amaral
„Nie interesuje mnie pozycja królowej prowincji, ja chcę więcej. Ambicji mi nie brakuje, problem w tym, że charakterem zdecydowanie bardziej przypominam tatę, myślę też, że w gruncie rzeczy bardziej go kocham, lubię i szanuję”.
/ 16.08.2024 14:17
szczęśliwa kobieta fot. iStock, JLco - Julia Amaral

Nie żebym nie wierzyła w siłę kompetencji. Wierzę, ale jeśli chodzi o moje własne, czasem miewałam wątpliwości. Nawet dosyć często. Szczerze mówiąc, uważam, że się za bardzo do swojej roboty nie nadaję, ale innej nie udało mi się znaleźć. A poza tym co z tego? Bezdyskusyjny wydawał mi się zawsze wpływ osób trzecich na przebieg zawodowej drogi. W tym względzie akurat wątpliwości nie mam.

Weźmy za przykład moich rodziców. Wycofany, zamknięty w sobie ojciec, który może był jedynie i wyłącznie nieśmiały, ale sprawiał wrażenie obrażonego na cały świat, robił za rodzinną fajtłapę i nie tylko nigdy do niczego nie doszedł, ale też mu to wcale, ale to wcale nie przeszkadzało. Olewał imieniny kolejnych szefów, wstrzymywał się od picia wódki z kolegami z pracy, unikał prywatnych rozmów i kontaktów z nimi. Dało mu to opinię odludka i skończonego dziwaka. Jestem absolutnie przekonana, że bardzo skutecznie przeszkodziło w awansach.

Matka przeciwnie. Brylowała na każdym gruncie. Po dziś dzień nie ma takiej dziedziny, której jej wiedza, doświadczenie i światopogląd by nie obejmowały, w jej własnym mniemaniu rzecz jasna. Uważa, że zna się na wszystkim, a co więcej, zna wszystkich. To w każdym razie na pewno prawda. Oczywiście tych, których znać należy i wypada w miasteczku, z którego pochodzę.

Jeśli trzeba było iść na jakiś bankiet, a ojciec nie zamierzał, szła sama, więc z reguły chodziła sama. Bardzo jej to nie przeszkadzało. W końcu ich małżeństwo umarło śmiercią naturalną, ale mama nie uznała tego za tragedię. Nie sprawdziła się jako żona, za to zawędrowała na dyrektorskie stanowisko, a teraz ma emeryturę dwukrotnie wyższą niż jej były i podrywa chłopaków na Teneryfie albo innej Krecie. Nigdy nie słyszałam, żeby narzekała.

Wymyśliłam, że sposób jest jeden

A ja? Przypatrując się obojgu rodzicom, nie tylko doszłam do oczywistych wniosków na temat tego, jak urządzony jest ten nasz piękny świat. Przede wszystkim dowiedziałam się rzeczy podstawowej: chcę być jak matka, chcę ją naśladować, tyle że na większą skalę. Kolejne pokolenia powinny iść do przodu – czyż nie?

Nie interesuje mnie pozycja królowej prowincji, ja chcę więcej. Ambicji mi nie brakuje, problem w tym, że charakterem zdecydowanie bardziej przypominam tatę, myślę też, że w gruncie rzeczy bardziej go kocham, lubię i szanuję. A jednak nie wyobrażam sobie, by iść w jego ślady, cieszyć się takimi jak on drobnymi przyjemnościami i małym, cichym, skromnym życiem. No nie, dla niego to może być okej, ale nie dla mnie. Nigdy, przenigdy.

Tylko jak zrobić karierę w Warszawie – bo gdzież by indziej? – będąc tak onieśmieloną życiem dziewczyną? Niepewną siebie i wszystkiego, co myśli i robi? Żyjącą zawsze w cieniu twardej, dominującej matki? Przekonaną o niewystarczającym wykształceniu, wiedzy, umiejętnościach i nieodpowiednim charakterze?

Wyszło mi, że sposób jest jeden. Znaleźć sobie protektora, mężczyznę z pozycją – im wyższą, tym lepiej. Proste. Nie chodziło mi o romans, który coś tam w pewnym momencie ułatwi, ale potem może tylko utrudnić. Nic z tych rzeczy, facet miał się we mnie zakochać i roztoczyć nade mną opiekuńcze skrzydła na tak długo, jak będzie trzeba. Dopóki nie odbiję się na tyle wysoko, bym mogła istnieć samodzielnie.

Miał nie tylko wpływać na kolejne awanse i podwyżki, również czegoś mnie nauczyć. Poczynając od rzeczy najważniejszej – sprawnego i swobodnego funkcjonowania w środowisku drapieżników. Dawania sobie rady z ich zębami, pazurami i kopniakami. Odwzajemniania ich. Miał wzmocnić we mnie pewność siebie, a właściwie dopiero ją stworzyć, ustawiwszy mnie w należytym miejscu. Tak to sobie wykombinowałam. Z oczywistych względów nie mógł to być jakiś latawiec, bo taki szybko by się mną znudził. Miał mnie pokochać i być mi wiernym. Dlaczego nie? Czy nie jestem tego warta, nie zasługuję? W końcu każdy mężczyzna prędzej czy później skusi się na wdzięki młodej i niebrzydko zbudowanej kobiety. To tylko kwestia czasu – podpowiadały lepiej doświadczone koleżanki przy okazji rozmów na tematy różne.

A czym bym mu się odpłaciła? Wszystkim, całą sobą. Nie jestem typem prostytutki, otrzymałby w podarunku więcej niż tylko moje w sam raz bujne, świeże ciało. Obserwując dyskretnie „szefa wszystkich szefów”, nasłuchując krążących na jego temat plotek, stwierdziłam, że do moich celów nadaje się jak nikt inny. Co za traf! Postanowiłam mierzyć wysoko, ale wybór wydawał się jedyny. Trafiła kosa na kamień, powinien zapłonąć ogień!

Na służbowe bankiety przyprowadzał żonę – nieładną, grubawą, bez gustu. Zdawała się do niego nie pasować, ale nikt nigdy nie złapał go na flirtowaniu z inną. W ogóle nikt nigdy go na niczym nie złapał – ani na bankiecie, ani nigdzie indziej. Jawił się jako postać krystalicznie czysta, przynajmniej w kwestii obyczajowej. Albo tak dobrze się ukrywał, w co wierzyła cyniczna połowa firmy, albo rzeczywiście należał do ostatnich przyzwoitych, czym z wypiekami na twarzach podniecały się osoby sentymentalne, na ogół piękniejszej płci.

Bardziej pasował do wyobrażeń tych drugich: elegancki pań w średnim wieku, siwiejący na skroniach, spokojny i zawsze uprzejmie, ciepło uśmiechnięty. Łatwiej było go sobie wyobrazić w kościele, otoczonego gromadką dzieci w różnym wieku niż na rozpustnej, podlanej alkoholem balandze podczas wyjazdu integracyjnego. Wiedziałam, że na nich bywał, ale co z tego, skoro uosabiał sopel lodu. Dlaczego miałby nagle zacząć mnie podrywać? Najwyższą bezczelnością z mojej strony byłoby snuć tego typu scenariusze, gdyby… Gdyby nie to, że mu wpadłam w oko. Kobieta zawsze wyczuwa takie rzeczy, każda.

Złapał przynętę. Byłam o tym przekonana

Pewnego jesiennego poranka, gdy dochodziłam już do biura, jak zawsze na wszelki wypadek odpowiednio ubrana i zrobiona, on akurat wysiadał z służbowego samochodu. Nikt inny w firmie nie jeździ taką bryką. Co za szczęście, że odważyłam się włożyć ten fioletowy kapelusz – pomyślałam natychmiast z zadowoleniem. Był świetny, miękki, filcowy, z dużym rondem i w połączeniu z tym eleganckim szarym płaszczykiem i butami na obcasach…

Natychmiast zakołysałam biodrami. I rzeczywiście, poczułam jego intensywne spojrzenie dokładnie na tej części ciała, o którą mi chodziło. Niosło mnie, gdy lekkim krokiem sunęłam, udając całkowitą nieświadomość tego, co się dzieje. Zachowywałam się tak, jakbym w ogóle go nie zauważyła, ale wiedziałam, że złapał się na haczyk. Zadanie numer jeden przez przypadek wykonane – dałam się zauważyć. Zadanie numer dwa – stopić lody, zawrzeć bezpośrednią znajomość i przekształcić ją w zażyłość. Bagatelka.

Wyjazd integracyjny, pierwszy w mojej karierze, dosłownie spadł z nieba kilkanaście dni później. Dyskretnie dowiedziałam się, że szef wszystkich szefów się na nim pojawi, co zdarzało się nie tak często. Może właśnie ze względu na mnie? – przeleciało mi przez myśl, trochę nieskromnie, ale przecież wszystko jest możliwe. Jeśli rzeczywiście wpadłam mu w oko… Może jednak będzie chciał mnie poznać i mój plan wreszcie nabierze rumieńców. Byłam tak podekscytowana, że w poprzedzające wyjazd noce nie mogłam spać. Na moim wyglądzie wcale tak źle się to nie odbiło – zrobiłam się mniej puciata, a z podkrążonymi oczami bardziej interesująca.

Rzeczywiście. Rozpoznał mnie, gdy wchodziłam do hotelu, a on stał w holu.

– Witamy najpiękniejszą kadrę – rzucił w moim kierunku z tym swoim ojcowskim uśmiechem. – Firma nie upadnie, jak długo będziemy w niej mieli takie skarby.

– Oj, tak – podchwycił ktoś. – Dysponujemy bogatymi złożami skarbów!

Usłyszałam męski rechot i trochę się spłoszyłam. Twarz zaczęła mnie palić, a nogi zrobiły się jakby miękkie. Jakże chciałam rzucić jakąś ciętą, dowcipną ripostę, ale posłuszeństwa odmówiły i oszołomiona głowa, i suche nagle gardło. A może to lepiej, właśnie on na pewno gustuje w dziewczynach delikatnych, nieśmiałych, a nie ostrych kobietach. Na wszelki wypadek przywdziałam przymilny uśmieszek, ale ich uwagę i tak zajęły już koleżanki. Tego jednak postanowiłam się trzymać.

Zabójczy kontrast między rozbuchanym ciałem i subtelną anielską duszyczką rzuconą na pożarcie diabłom. Trzeba będzie mnie obronić, królu mój. W końcu o to przecież mi chodzi, żebyś mnie bronił.
Po długim namyśle doszłam do wniosku, że lepiej ułatwić mu zadanie i wkroczyć na powitalny bankiet pojedynczo i nie dołączać do innych dziewczyn, więc pod pierwszym lepszym pretekstem wróciłam do pokoju i puściłam resztę przodem.

Nikt jednak nie zwrócił na mnie żadnej uwagi, gdy weszłam, mimo że włożyłam najwęższą spódnicę. Bez trudu go odnalazłam i ustawiłam się w pobliżu, niewykluczone nawet, że mnie spostrzegł, ale jego wzrok prześlizgnął się dalej, obojętny, trochę nieobecny. Kurczę.

Obudziłam się z wściekłym kacem

Nie widziałam, co robić, bo jednak spodziewałam się jakiegoś innego przebiegu zdarzeń. Ktoś do mnie podchodził, zagadywał, ale zdecydowanie nie był to on, tylko jakieś podchmielone chłystki bez znaczenia. Postanowiłam przeparadować kilka razy tak, aby mnie rozpoznał. To ja, to ja – mowa mojego ciała przeszła w dramatyczny okrzyk, ale nic to nie dało, przyciągnęło jedynie jeszcze więcej chłystków.

W desperacji pochłaniałam coraz szybciej pyszne słodkie drinki. Jeszcze jeden i jeden. Śmiałam się coraz głośniej i głupiej, a kiedy szef naszego działu podpłynął w samą porę, by uratować mnie przed niechybnym runięciem, oparłam się na jego opiekuńczym ramieniu i pozwoliłam odprowadzić do pokoju. W ramach podziękowania dostał buziaka, takiego niewinnego, w policzek. Zdążyłam już poznać go na tyle, by wiedzieć, że na nic więcej nie zasługuje.

Rano obudziłam się ze wściekłym kacem. Nie wykorzystałam szansy – myślałam przygnębiona. Kiedy będzie kolejna? Miałam się „dać poderwać”, a nawet sama nie poderwałam. Wieczór zakończył się niczym, żałosnym, smętnym niczym. Co się ze mną stanie? Cała przyszłość utonęła nagle w mglistych i burych ciemnościach. Mój szef uśmiechnął się szeroko, kiedy tylko mnie zobaczył na śniadaniu.

Siedział w kierowniczym gronie i coś długo szeptał temu, na kim mi naprawdę zależało, zerkając co chwilę w kierunku mojej smętnej osoby. Może o mnie – coś w rodzaju nadziei nagle wróciło.
Ale szef wszystkich szefów wyglądał na zmęczonego. Nie zwracał na mnie uwagi. Po śniadaniu odjechał, widziałam przez okno. Poszłam leczyć ból głowy. Czułam się niepocieszona, kompletnie załamana. – Gej – warknęłam przy pierwszej nadarzającej się okazji, gdy była o nim mowa.

– A wiesz, może coś w tym jest…

– Jaki gej? Antek widział go z szefową kadr w pewnym znanym uzdrowisku! Nie pamiętam, Kołobrzegu czy Świnoujściu, czy jeszcze gdzie indziej.

– Tą chudą? Trzy ćwierci od śmierci? Antek się chyba upił albo naćpał, miał przewidzenia. Niemożliwe!

– A ktoś inny rzeczywiście widział go w gejowskim klubie. I czy jakaś baba w tej firmie coś osiąga, powiedzcie same?

– No, właśnie kadrowa, błyskawiczna kariera. Wszystko jasne!

– Daj spokój z tą kadrową. Przecież to niemożliwe. Po prostu niemożliwe!

Chciało się wyć. Gruba nieforemna żona, chuda zabiedzona kochanka. Nie mogłam się pogodzić z tą niesprawiedliwością. Co za afront, jaka obraza. Dla moich bioder, piersi, nóg, których pożądać winien każdy. On przede wszystkim, stary ramol. Niech już by lepiej wolał facetów!

Ale, przyznać muszę, ostatnio dostałam kopa w górę. Twardo stoi za mną mój szef. Tamten buziak wtedy… Był naprawdę niewinny i nic więcej się nie wydarzyło. Nawet nie próbował, nie mówiąc o braku zachęty. A jednak mnie wspiera. Dziwne. Czyżby to moja praca mu się tak podobała? Trudno uwierzyć, jestem przecież taka głupia, niedouczona. Coś się za tym musi kryć. Tylko co?

Daria, 31 lat

Czytaj także:
„Romans w beskidzkim schronisku okazał się krótszy, niż letnia burza w górach. Mój ukochany miał już plany z kimś innym”
„Zaciągnąłem kredyt na podróż do Japonii, by tam rozkręcić swój biznes. Kraj kwitnącej wiśni mnie zweryfikował”
„Wczasy w Mielnie były gorętsze niż piasek w Egipcie. Z babskiego wyjazdu zrobił się romans mojego życia”

Redakcja poleca

REKLAMA