„Uważałam, że mam w życiu strasznego pecha. Los się odmienił, gdy poznałam pewnego miłośnika psów”

kobieta szczęśliwa z psem fot. Adobe Stock, verbaska
„Kiedy po powrocie do domu zadzwoniłam na podaną komórkę, w słuchawce usłyszałam jęk radości. Mężczyźnie, który ze mną rozmawiał, drżał głos, więc było jasne, że kocha swoją zgubę. Od tego wszystko sięzaczęło”.
/ 18.06.2023 10:30
kobieta szczęśliwa z psem fot. Adobe Stock, verbaska

Byłam w dołku. Właśnie się rozwiodłam, brakowało mi kasy, moja córka Kasia wkraczała w okres buntu… Generalnie nie miałam szczęścia do niczego - nigdy nic nie wygrałam, nie znalazłam... Ot, taki typowy człowiek-pech.

Kiedyś koleżanka powiedziała mi, że jestem strasznie marudna i zamiast zrzucać wszystko na pecha powinnam znaleźć sobie jakieś hobby, przygarnąć zwierzaka ze schroniska albo zacząć chodzić na zajęcia zumby i poznać nowych ludzi.

Może i miała rację? Sama nie wiem...

Tamtego dnia jednak wszystko się zmieniło. Martwiłam się, bo Kasia już dawno powinna wrócić ze szkoły. Od rana lało jak z cebra, więc kiedy wreszcie stanęła w drzwiach, była przemoczona do suchej nitki. Pod pachą trzymała... wystraszonego pekińczyka.

Przypominał brudną, futrzaną szmatkę i gdyby nie ogromne, połyskujące granatowo ślepia nikt by nie pomyślał, że ma do czynienia z cesarską rasą dumnych i pięknych czworonogów.

Kocham psy, ale gdy mojego ukochanego kundelka pokonała choroba, przysięgłam sobie, że już nigdy więcej! Dlatego przeraził mnie widok Kasi z bezdomnym i potrzebującym pomocy psiakiem. Czułam, że do naszego malutkiego mieszkania właśnie wprowadza się nowy lokator!

Był prześliczny!

Z tą swoją spłaszczoną mordką i frędzlowatymi uszami! Ogon miał jak pióropusz i nosił go dumnie, jakby chciał pokazać, że nawet w obcym domu, on nie traci animuszu i nie da sobie dmuchać w kaszę! Tym mnie ujął.

Wytarty do sucha, wyczesany i wygłaskany, obszedł wolniutko cały dom, a potem wziął w posiadanie nasz najwygodniejszy fotel. Po paru chwilach ułożył się na grzbiecie pokazując różowy brzuszek i chrapał tak głośno, jakby był ogromnym bokserem, a nie delikatną kruszyną po przejściach.

Najwyraźniej wiedział, że nic mu nie grozi i że obie z Kasią już się w nim zakochałyśmy na amen!
Niestety, kiedy odpoczął, najadł się i rozpoznał teren, zaczął tęsknić… Najlżejszy szelest przy drzwiach podrywał go na krzywe łapki i budził w nim jakieś nadzieje czy wspomnienia, bo zaczynał popiskiwać, kręcić się w kółko i sapać z taką rozpaczą, że i nam chciało się płakać.

„Musiał mieć dobrego pana albo panią” – myślałam

Mijały dni, a nasz pekińczyk stawał się coraz obojętniejszy. Leżał bez ruchu z nosem wtulonym w jedwabistą sierść i nie reagował na nasze zaczepki, pieszczoty i podsuwane mu smakołyki. Nos miał suchy i ciepły, końce uszu gorące, drżał i szybko oddychał. Trzeba było szybko sprawdzić, co mu jest.

– Jakiż to wspaniały okaz rasy! – zachwycił się weterynarz. – Wystawowy! Niemożliwe, żeby ktoś się go pozbył. Trzeba szukać właścicieli, pies ma czip, więc sprawa jest prosta!

Psiak był zdrowy, tylko w stresie. Weterynarz powiedział nam też, gdzie mamy jechać, żeby sprawdzić numer identyfikacyjny psiaka i dane właściciela. Tak zrobiłyśmy…

Kiedy po powrocie do domu zadzwoniłam na podaną komórkę, w słuchawce usłyszałam jęk radości. Mężczyźnie, który ze mną rozmawiał, drżał głos, więc było jasne, że kocha swoją zgubę.

Kiedy minęło pierwsze szaleństwo powitania, miły, całkiem przystojny pan opowiedział nam, że musiał nagle wyjechać służbowo i jego ukochanym Ambrożym miała zająć się sąsiadka. Wyszła z nim na spacer, odpięła smycz i… pies poszedł w długą, najpewniej szukając swojego pana.

Lał deszcz, więc sąsiadka pokręciła się trochę po najbliższych ulicach i wróciła do domu. Moja Kasia znalazła Ambrożego parę przecznic dalej.

Siedział skulony i trząsł się z zimna i rozpaczy

Kiedy zadzwoniłam, pan Ambroży rozklejał plakaty o zaginionym psie. Mężczyzna sprawiał wrażenie sympatycznego misia, a ja takich bardzo lubię! Co najważniejsze, od razu zaznaczył, że jest samotny i wspólnie ze swym pekińczykiem prowadzą kawalerskie gospodarstwo.

Na koniec zapytał, czy zgodzę się zjeść z nim kolację, a ja nie odmówiłam, tym bardziej że Kasia, głaszcząc Ambrożego, uśmiechała się tajemniczo.

Dziś jesteśmy już po kilku randkach i wszystko wskazuje na to, że ta znajomość będzie dalej się rozwijała.

Czytaj także:
„Mój narzeczony myśli, że to on mnie poderwał. Jeszcze nie wie, że to ja, aby go zdobyć, uknułam naprawdę słodką intrygę”
„Przyjaciółka wyznała mi, że ma romans w pracy. Ma wyrzuty sumienia, a nie powinna. Wiem, bo ja jestem kochanką jej męża”
„Od kilku lat żyjemy z mężem na odległość. On zarabia za granicą na chleb, ja siedzę z córką w domu i usycham z tęsknoty”
 

Redakcja poleca

REKLAMA