Zmiana mieszkania była świetną decyzją, chociaż początkowo wcale tak nie uważałam. Sama myśl o segregowaniu rzeczy, pakowaniu pudeł i generalnych porządkach przyprawiała mnie o ból głowy. Nie mogłam pojąć, dlaczego mam się przez to wszystko przedzierać tylko dlatego, że mój mąż, Bartek, zapragnął przestronniejszego lokum i dziecka. Szczególnie że właśnie wtedy zaczęłam mieć coraz więcej wątpliwości co do naszego związku i zastanawiałam się, czy to małżeństwo w ogóle ma sens.
Miałam wątpliwości
W mojej głowie wciąż pojawiały się wspomnienia z okresu narzeczeństwa – te wszystkie szalone chwile spędzone razem, gorące momenty w różnych miejscach, spontaniczne wypady nad morze… To wszystko sprawiało, że robiło mi się przykro. Bo jak nazwać taką relację, w której nie czułam już tych motylków w brzuchu?
Nie odczuwałam potrzeby ciągłego kontaktu, a rano nawet nie miałam ochoty wstać z łóżka, żeby pożegnać się z Bartkiem przed jego wyjściem do pracy. Próbowałam porozmawiać z mamą, ale ona tylko machnęła ręką i stwierdziła, że zwariowałam. W końcu Bartek to solidny facet, na którym można polegać. Jakby to było najważniejsze dla kobiety!
– Córeczko, ty po prostu nie wiesz, co dobre – powiedziała ponuro, a ja znowu poczułam się jak ta gorsza, która zawsze wszystko psuje.
Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego mama ciągle wypominała ojcu, że skupia się tylko na przyjemnościach życia i unika wszelkich zobowiązań. Ta kwestia nie dawała mi spokoju przez lata. Kiedyś przyszła mi myśl, że ta niechęć do brania na siebie odpowiedzialności mogła przejść na mnie w genach od taty. Mimo to wzięłam się w garść, spakowałam co wartościowsze rzeczy, a pozostałe wyrzuciłam. I tak właśnie znaleźliśmy się na Jeżycach.
Imponowali mi
Około miesiąc później poznaliśmy się z Aldoną i Waldkiem. Dopiero wtedy dotarło do mnie znaczenie maminych słów. Początkowo, przez jakieś dwa tygodnie, myślałam, że wszystko to jedna wielka gra. Wydawało mi się, że bawią się w idealne małżeństwo na pokaz, a gdy zostają sami, śmieją się z tych wszystkich, których nabrali na swoją gierkę.
Trudno uwierzyć, że małżeństwo z szesnastoletnim stażem, które na co dzień zmaga się z wychowywaniem dwójki nastolatków, może wciąż okazywać sobie tyle uczucia i delikatności.
– Przestań mi opowiadać takie rzeczy, to mnie dobija – Bartek pokręcił głową gdy usłyszał moje przemyślenia. – Co ty mi tu mówisz o piętnastu latach? Moi rodzice niedawno świętowali trzydzieści pięć lat razem!
– Ale to przecież inna sytuacja. W ich wieku to nic nadzwyczajnego, nie? Po co robić z tego wielką sprawę, że są nadal małżeństwem? W tym wieku ludzie zostają razem raczej z przyzwyczajenia niż z wyboru!
W przypadku Aldony i Waldka wszystko przedstawia się kompletnie odmiennie. Ta dwójka ma w sobie niesamowity magnetyzm i są naprawdę wyjątkowi – każde na swój sposób. Ona pracuje w wydawnictwie, on z kolei to ceniony specjalista inżynier. Jednak najważniejsze jest to, że gdy są razem, widać, jak bardzo do siebie pasują.
Nie mogłam uwierzyć
Z perspektywy czasu zrozumiałam, że ta znajomość jest dla mnie bezcenna. Na początku, kiedy targały mną rozterki, często myślałam o tym, co by Aldona zrobiła w podobnej sytuacji. Obserwowanie ich związku sprawiło, że w końcu uwierzyłam, że prawdziwa miłość istnieje i nie chodzi w niej o chwilowe uniesienia, ale o stałość uczuć. Może Bartek nie przywiązywał do tej relacji takiej wagi jak ja, ale najważniejsze, że czuł się dobrze wśród nowych znajomych.
Ostatnio chodziło mi po głowie, żeby zaproponować Aldonie wspólne chodzenie na basen – tak dla lepszej sylwetki przed wiosną. W zeszłą środę, kiedy jadłam lunch, zauważyłam ją w mieście i od razu wyskoczyłam z restauracji.
Chciałam ją zawołać, ale wtedy zobaczyłam coś dziwnego – obściskiwała się z wysokim, przystojnym facetem. Pomyślałam najpierw, że może to ktoś z rodziny – brat albo jakiś kuzyn? Ale szybko odrzuciłam ten pomysł, bo który normalny człowiek ściska się z krewnymi na środku ulicy przez całe pięć minut, kompletnie ignorując wszystko dookoła?
Kompletnie nie wiedziałam, jak to wszystko rozumieć. Całe zdarzenie wprawiło mnie w taki stan zmieszania, że nawet nie wspomniałam o tym Bartkowi. Próbowałam wmówić sobie, że mogłam się pomylić i to wcale nie musiała być Aldona.
Myślałam, że żartuje
Kolejnego dnia rano odezwała się z pomysłem, żeby spotkać się na kawę po pracy. Pomyślałam, że to idealna okazja, by wyjaśnić tę dziwną sytuację.
– Jesteśmy przyjaciółkami, no nie? – spytała, gdy zajęłyśmy miejsca w kawiarni.
– No jasne – odpowiedziałam bez wahania.
– Muszę cię o coś prosić… – rozpoczęła Aldona. – Co byś powiedziała, gdybym zafundowała ci weekend w spa, a ty w zamian będziesz opowiadać, że byłyśmy tam razem?
– Nie rozumiem… – odparłam zdezorientowana.
– To przecież jasne. Musisz trzymać język za zębami – westchnęła Aldona, patrząc na mnie z wyższością.
– Czy to ma jakiś związek z tym typem w puchówce? – wyrzuciłam z siebie bez ogródek, bo nie mieściło mi się w głowie to, co właśnie słyszę.
– A ty skąd o nim wiesz? – złapała mnie za rękę. – Może Waldek ci nagadał?
Nie było tak idealnie
– Przypadkiem zauważyłam was wczoraj. Aldona, powiedz mi, co się dzieje?
– Kompletnie zwariowałam – wypuściła powietrze z płuc, zachwycona jak kot, który właśnie dobrał się do pysznej śmietany. – Zdaje się, że wpadłam po same uszy. Na pewno mi to minie, ale daj mi trochę czasu. Wspomożesz kumpelę w potrzebie?
– Co znaczy „minie”?
– Nie próbuj mi wmówić, że ty nigdy nie przeżyłaś takiego chwilowego zauroczenia.
Patrzyłam osłupiała, nie mogąc ogarnąć tego, co przed chwilą dotarło do moich uszu.
– Co ty na to? Mówię ci, ten ośrodek to istne cudo, zaledwie godzina autem. Na bank ci się spodoba.
Miała mnie za naiwną
– Co takiego? – zerwałam się na równe nogi z takim impetem, że moje krzesło wylądowało z trzaskiem na ziemi. – Myślisz, że będę kłamać przed Bartkiem, żeby ty mogła się spotykać z kimś na boku za plecami swojego męża?
– Daj już spokój z tymi dramatami i nie rób z siebie niewinnej – prychnęła Aldona, wstając od stołu. – Zafunduję ci weekend w spa, co ty na to?
– Nie licz na moją pomoc – oznajmiłam stanowczo, nerwowo próbując zapiąć kurtkę drżącymi palcami. – Przykro mi, ale chyba źle cię oceniłam. Serio uważasz, że jestem kimś, kto bez zastanowienia wciska kit rodzinie? Tak po prostu?
Może faktycznie za bardzo się nakręciłam i niepotrzebnie zrobiłam z tego wszystkiego dramat – w końcu ludzie często robią sobie nawzajem takie przysługi i nikt się tym nie przejmuje. Ale ja to jednak potrafię się wygłupić…
Małgorzata, 34 lata
Czytaj także:
„W Wigilię podzieliłem się kromką chleba z bezdomnym. Pierwszy raz nie czułem się samotny w Święta”
„Mąż w Święta chciał pokazać, że jest głową rodziny. Byłam w szoku, gdy zobaczyłam, co robi z karpiem”
„Sąsiedzi okazali mi więcej serca niż dzieci. Jeden telefon sprawił, że nie zostałam w Święta sama jak palec”