Oboje z Oskarem planowaliśmy dziecko. Ja co prawda miałam 41 lat, ale nigdy dotąd nie byłam w ciąży. Wcześniej skupiłam się na pracy i rozwijaniu kariery zawodowej, nie miałam więc czasu na powiększanie rodziny. Zresztą, nie było też obok mnie odpowiedniego kandydata na męża, a co za tym idzie, ojca dla ewentualnego dziecka.
Byłam gotowa na dziecko
Zawsze uważałam, że warto najpierw przygotować grunt pod wszelkie tak poważne życiowe zmiany. Bo czy dziecko nie powinno mieć zapewnionego dobrego bytu? Wolałam najpierw właściwie się przygotować, mieć fundusze i odpowiednie lokum.
No i, co najważniejsze, poznałam Oskara. To wspólnie z nim doszłam do wniosku, że to dziecko naprawdę by się przydało. Że oboje chcielibyśmy się sprawdzić w roli rodziców. On co prawda był cztery lata młodszy ode mnie, ale dużo mówił o powiększaniu rodziny, miłości i współpracy pomiędzy obojgiem rodziców. Nic dziwnego, że nie byłam wcale zdumiona, gdy któregoś razu odkryłam, że jestem w ciąży. Uśmiechnęłam się tylko do siebie i pomyślałam: „No, to zaczyna się nasza wielka przygoda!”
Mąż szalał z radości
Kiedy powiedziałam Oskarowi, był wyraźnie uradowany.
– Wiedziałem, że nam się uda! – stwierdził podekscytowany i wziął mnie w ramiona. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, Ada!
Jeszcze tego samego dnia urwał się wcześniej z pracy i zabrał mnie na romantyczny wieczór. Najpierw było kino, potem wystawna kolacja w jednej z najbardziej luksusowych knajp w mieście, a potem niespieszny spacerek do domu. Czułam się szczęśliwa.
Podświadomie wiedziałam, że Oskar będzie świetnym ojcem. Nie przeszkadzało mi to, że jest trochę młodszy – był już przecież dostatecznie dojrzały do takiej decyzji, a poza tym… to nie była aż taka wielka przepaść! No i byliśmy od pół roku po ślubie, chociaż moi rodzice bardzo się na to zżymali. Matka stwierdziła, że zrobiłam to za późno, a ojciec marudził, że nie bardzo znają tego mojego wybranka. Z kolei jego rodzice zerwali z nim kontakt, bo zostawił przed ołtarzem dziewczynę, która była córką przyjaciółki jego matki.
Uznałam, że nie będę się przejmować naszą skomplikowaną sytuacją rodzinną i po prostu skupię się na Oskarze i naszym nienarodzonym dziecku.
Koleżanki były oburzone
– Jestem w ciąży!
Koleżanki, z którymi spotkałam się w naszej ulubionej kawiarni, by obwieścić im wspaniałą nowinę, wyglądały jakby je zatkało. Wszystkie, co do jednej.
– Ha ha! – rzuciła w końcu Kamila. – Dobry żart, Ada!
Jowita i Iga też się roześmiały, a ja popatrzyłam na nie w zdumieniu.
– Ja nie żartuję – stwierdziłam powoli. – Jestem w ciąży. Będziemy mieli z Oskarem dziecko.
Zapadła cisza, a one zdawały się mocno oburzone. Jedna patrzyła na drugą, jakby zupełnie nie wiedziały, jak się zachować. Co powiedzieć.
– Kurczę, Ada… – wymamrotała Jowita, po czym ułożyła dłoń na moim nadgarstku. – Tak ci współczuję…
Zamrugałam.
– Co? – Strząsnąłem jej rękę i usiadłam prosto. – Niby czego? Tego, że będę matką?
– No, po czterdziestce… – Iga odchrząknęła. – To trochę niebezpieczne. Tak myślę.
– Zwłaszcza że jeszcze nie rodziłaś – poparła ją natychmiast Jowita.
– W ogóle nie powinnaś się na to decydować moim zdaniem – stwierdziła z kolei Kamila tonem znawczyni. – Bo wiesz, Oskar. – Poruszyła sugestywnie brwiami, choć ja dalej nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. – Tak się cieszyłaś, że poderwałaś takie ciacho, no i że w ogóle udało ci się go usidlić. Ale patrz, to facet. Myślisz, że on się będzie chciał babrać w pieluchach?
– Tak się składa, że bardzo się ucieszył – burknęłam, coraz bardziej podenerwowana.
– Teraz się ucieszył – podkreśliła Kamila. – Poczekaj, aż się dzieciak urodzi. Albo aż się zrobisz trochę większa…
– Tak, Ada, to stanowczo dla ciebie za późno – zawtórowała jej Iga. – Nie lepiej dać sobie spokój? Po co ci dzieci? Macie przecież z Oskarem siebie.
Nie takiej reakcji się po nich spodziewałam. Tym bardziej, że wszystkie oprócz Jowity miały własne dzieci. Myślałam, że posiedzimy, one podpowiedzą mi, jak się do tego wszystkiego przygotować i gdzie szukać rzeczy do wyprawki dla malucha. W tej sytuacji rzuciłam wymyśliłam szybko jakąś wymówkę, twierdząc, że umówiłam się z Oskarem, o czym na śmierć zapomniałam i muszę lecieć. Pożegnałam się i wyszłam. Po drodze do domu nie mogłam zatrzymać płynących łez. Poczułam się strasznie. Jak ktoś, kto po prostu nie zasługuje, żeby w ogóle mieć dzieci.
Rodzice się nie cieszyli
Bardzo chciałam sobie poprawić humor, który kompletnie mi się zepsuł po rozmowie z koleżankami, dlatego w kolejny weekend postanowiłam odwiedzić rodziców. Oskar akurat nie mógł jechać ze mną, bo był w delegacji, dlatego zjawiłam się w rodzinnym domu.
– Cześć! – zawołałam od progu.
– Co tam słychać, córciu? – rzuciła matka, nie wychodząc z kuchni. – A gdzie Oskar? Nie ma go z tobą?
– Rozwodzicie się? – dodał ojciec z nadzieją.
Pytał o to za każdym razem, gdy przyjeżdżałam sama. Nie mógł przywyknąć do mojego młodszego męża, a ja już nawet na to nie reagowałam. Nie chciało mi się.
– Wręcz przeciwnie – stwierdziłam, wchodząc do kuchni, gdzie oboje przygotowywali posiłek. – Będziemy mieli dziecko.
Oboje wyraźnie zdębieli.
– Jak to dziecko? – spytał ojciec. – Tak teraz?
– W twoim wieku? – wypaliła matka. – Bój się Boga, Aduś! Dzieci to już nie dla ciebie. Był na to czas z pięć lat temu, ale…
– Ale go przespała – gderał ojciec. – Mówiłem, że będzie żałować. Mówiłem!
Niewiele już później mówiłam, choć zapowiedziałam, że urodzę to dziecko, niezależnie od tego, co kto uważa i co się komu wydaje. Dodałam też, że mam dla kogo żyć, a jeśli oni nie chcą w tym wszystkim uczestniczyć, to ich sprawa – z Oskarem sobie poradzę.
Rodzice zareagowali dość skrajnie: matka się obraziła, ale ojciec zaczął się trochę wycofywać.
– Oj, nie przesadzaj już, Adrianko – mówił. – Wiesz, że wnukiem zawsze się zajmę.
Niekoniecznie pocieszona, wróciłam do domu szybciej niż planowałam.
Byłam potwornie zmęczona
Byłam zmęczona
Ciąża rzeczywiście sporo mnie kosztowała. Na szczęście, poród przebiegł bez komplikacji, a Oskar cały czas był przy mnie. Stanowił nieocenione wsparcie – myślę, że każda kobieta mogłaby pozazdrościć takiego męża. Tyle tylko, że opieka nad małym dzieckiem rzeczywiście okazała się męcząca.
Mijały tygodnie, miesiące, nawet lata, a ja zwyczajnie nie miałam czasu ani siły się cieszyć. Kiedy Joasia, nasza mała córeczka, skończyła trzy latka, wciąż czułam się złą matką. Za starą. To uświadamiała mi nadal na każdym kroku matka, no i koleżanki, które prawie w ogóle przestały się ze mną spotykać. Tylko Jowita wpadała czasem, nie mogąc się nadziwić, że rzeczywiście zdecydowaliśmy się na dziecko. Ona swoich nie planowała – mówiła, że nie nadaje się na matkę.
To wszystko stanowiło ogromne wyzwanie. Dla mnie. Dla mojego organizmu i psychiki. Któregoś dnia Joasia zasnęła, Oskar miał wrócić dopiero następnego dnia, a ja teoretycznie miałam chwilę dla siebie. Teoretycznie, bo wcale nie czułam się odprężona. Miałam mętlik w głowie, bo może rzeczywiście nie byłam odpowiednią matką? W końcu od mojej małej córeczki dzieliło mnie 41 lat! Przepaść – jak mówiła Iga.
Tym razem jednak Oskar mnie zaskoczył. Wrócił jeszcze tego wieczora, a kiedy zobaczył moje oczy pełne łez i smutną minę, przytulił mnie mocno.
– Jesteś wspaniałą matką, Ada – stwierdził poważnie, gdy wytłumaczyłam mu, o co chodzi. – I nie daj sobie wmówić, że tak nie jest. Nawet nie próbuj!
Mam wsparcie w mężu
Choć wciąż martwi mnie, jak sobie poradzę z dorastającą córką, Oskar regularnie dodaje mi otuchy. Wiem, że wierzy we mnie i moje możliwość jak nikt inny. Cały czas pomaga mi zresztą przy Joasi – uzupełniamy się, wymieniamy obowiązkami, a on sporo bierze na siebie, chociażby spacery, żebym ja mogła się przespać.
Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym go przy sobie nie miała. Gdybym posłuchała rodziców i zerwała tę znajomość, gdy to jeszcze miało sens. Teraz cieszę się, że nie dałam sobie namieszać w głowie. A czy rzeczywiście jestem za stara na bycie matką? Cóż, czas pokaże. Ważne, że Oskar nigdy mnie nie opuści i stworzymy razem wspaniałą, kochającą się rodzinę.
Czytaj także: „Nie chcę być kurą domową. Nie widzę siebie w roli gospodyni. Gardzę życiem mojej mamy i sióstr, nie będę tyrać jak one”
„Żyję z zasiłków i dobrze mi z tym. Dzieci są w szkole, inni na mnie zarabiają, a ja siedzę i sączę drinki”
„Mam 40 lat i nigdy nie byłem na randce. Mama mówi, że i tak najlepiej mi będzie z nią, a ja jej wierzę”