Zawsze mówiłem sobie, że Dorota to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Przemyślane decyzje, harmonia w naszym małżeństwie, wspólne plany – tak miało być zawsze. Miałem szczęście, bo to ona była tą osobą, która zrozumie nawet wtedy, gdy ja nie potrafię siebie zrozumieć.
A jednak... coś zaczęło się psuć. Nie mogę powiedzieć, żeby to był jakiś wielki dramat – raczej drobne rysy, które pojawiły się między nami i z czasem zaczęły pękać. Coraz mniej rozmów, coraz mniej bliskości. Ale Dorota była przecież moim całym światem. Była. A potem przyszedł wieczór, którego nigdy sobie nie wybaczę.
Impreza firmowa. Niewinny toast, jeden drink za dużo, a potem... Marta. Nie wiem, kiedy sprawy wymknęły się spod kontroli. Żałuję wszystkiego. Pamiętam każdy szczegół tej nocy, choć dałbym wszystko, żeby wymazać ją z pamięci. Nie chciałem kończyć swojego małżeństwa przez chwilę słabości, przez głupie decyzje podejmowane w półmroku. Obiecałem sobie, że nigdy tego nie powiem Dorocie. Zrobię wszystko, żeby to naprawić, zanim prawda wyjdzie na jaw.
Ale potem usłyszałem słowa, które zmroziły mi krew w żyłach.
Mój świat runął
Kiedy Marta to powiedziała, poczułem, jak świat wali mi się na głowę. Siedzieliśmy w firmowej kuchni, w miejscu, gdzie na co dzień ludzie rzucają sobie żarty między łykami kawy. Ale tym razem nikt się nie śmiał. Nikt, bo byliśmy sami, a Marta patrzyła na mnie z tym chłodnym, pewnym siebie spojrzeniem, jakby wiedziała, że właśnie rozbiła mój świat na kawałki.
– Filip, jestem w ciąży. To twoje dziecko.
– Nie… To chyba jakiś żart, prawda? – wykrztusiłem, ledwie czując własny głos. – Marta, to niemożliwe...
– Niemożliwe? – odparła, mrużąc oczy. – A co, myślisz, że wymyśliłam to dla zabawy? Filip, przestań się oszukiwać. To się naprawdę dzieje.
Przygryzłem wargę tak mocno, że poczułem metaliczny smak krwi. Wszystko w środku krzyczało, że to nie może być prawda. Marta mówiła dalej, jej głos był równy, ale widać było, że traci cierpliwość.
– Zrobiłam test. Dwa razy. Byłam też u lekarza. I teraz ty musisz zdecydować, co z tym zrobimy. Ale nie licz, że będę udawać, że nic się nie stało.
– Ale... jesteś pewna, że... że to moje? – zapytałem cicho, jakby pytanie mogło wymazać rzeczywistość.
Marta zaśmiała się, ale był to gorzki, ironiczny śmiech.
– Naprawdę zadajesz mi to pytanie, Filip? Serio?
Nie odpowiedziałem. Czułem się jak ktoś, kto nagle znalazł się na skraju urwiska. W głowie kłębiły mi się myśli: „Co teraz? Jak to ukryć? Jak ochronić Dorotę przed tym wszystkim?”. Jednocześnie widziałem w oczach Marty determinację, której nie mogłem zlekceważyć.
– Posłuchaj, potrzebuję czasu – powiedziałem, wstając z krzesła. Moje nogi były jak z waty. – Muszę to przemyśleć.
– Masz czas, Filip, ale niewiele. Lepiej zacznij myśleć szybko, bo wkrótce twoje idealne małżeństwo może być tylko wspomnieniem.
Wyszedłem z kuchni, starając się wyglądać normalnie. Nie wiem, jak udało mi się dojść do swojego biurka. Moje ręce drżały, a w głowie powtarzało się jedno pytanie: „Jak mam to wszystko naprawić?”.
Dorota zawsze była moją ostoją. I teraz, pierwszy raz w życiu, bałem się, że mogę ją stracić.
Nie wiedziałem, co robić
Przez następne dni unikałem Marty jak ognia. Udawałem, że jestem zajęty – spotkania, telefony, „nagłe” wyjścia z biura. Ale wiedziałem, że to nie potrwa długo. Marta nie była typem kobiety, która odpuści. I nie odpuściła.
Dopadła mnie w parkingowym garażu, kiedy wychodziłem z biura po pracy. Usłyszałem stukot jej obcasów, zanim ją zobaczyłem.
– Marta, nie tutaj – syknąłem, rozglądając się nerwowo. Było późno, ale mimo to bałem się, że ktoś nas zobaczy. – Spotkajmy się... nie wiem, kiedy indziej.
– Nie, Filip. Teraz – przerwała, blokując mi drogę do samochodu. – Nie będę czekać w nieskończoność, aż łaskawie uznasz, że jestem wystarczająco ważna, żebyś się ze mną spotkał.
Westchnąłem ciężko, opierając się o dach auta.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytałem. Nie próbowałem nawet ukrywać zmęczenia. – Powiedz wprost, czego ode mnie oczekujesz.
– Chcę, żebyś był mężczyzną i wziął odpowiedzialność za to, co się stało. Nie będę się chować i udawać, że nic się nie wydarzyło. Ty może chcesz to zamieść pod dywan, ale ja nie. To twoje dziecko. Nie uciekniesz od tego.
– Proszę, tylko nie mieszaj w to mojej żony... – wyszeptałem, przymykając oczy.
– A co, myślisz, że to takie proste? Ona i tak się dowie. Lepiej, żeby usłyszała to od ciebie niż ode mnie.
Poczułem, jak zaciska mi się żołądek. Przecież tego właśnie się bałem.
– Błagam, daj mi czas. Nie mogę teraz powiedzieć jej o tym... nie mogę jej tego zrobić. Potrzebuję czasu, żeby to jakoś rozwiązać – powiedziałem, próbując brzmieć stanowczo, choć moje wnętrze krzyczało w panice.
Patrzyła na mnie przez chwilę, mierząc mnie wzrokiem, który mógłby przewiercić skałę.
– Dobrze, masz czas – powiedziała w końcu, krzyżując ręce na piersi. – Ale słuchaj uważnie. Jeśli wkrótce nic z tym nie zrobisz, sama powiem twojej żonie.
Obróciła się na pięcie i odeszła, zostawiając mnie samego w półmroku parkingu. Czułem, jakby ktoś założył mi na szyję pętlę i zaczął powoli ją zaciskać.
Tego wieczoru w domu ledwo mogłem spojrzeć Dorocie w oczy. Krzątała się po kuchni, opowiadając o swoim dniu, a ja przytakiwałem, nie słuchając jej ani słowa. Patrzyłem na nią i myślałem, jak bardzo ją zawiodłem.
Wiedziałem jedno – musiałem znaleźć sposób, żeby ocalić swoje małżeństwo, zanim Marta zniszczy wszystko, co zbudowałem.
Zrobiła to specjalnie
Wieczór zapowiadał się zwyczajnie. Dorota przygotowywała kolację, a ja siedziałem na kanapie, próbując oglądać jakiś mecz. W rzeczywistości nie widziałem ani jednej akcji. Myśl o Marcie i jej ultimatum spalała mnie od środka. Zastanawiałem się, czy uda mi się znaleźć wyjście, zanim wszystko się rozpadnie.
Wtedy usłyszałem pukanie do drzwi. Spojrzałem na zegarek – było już po dwudziestej pierwszej.
– Spodziewasz się kogoś? – zapytała Dorota, wyłaniając się z kuchni.
– Nie... – odpowiedziałem, ale w brzuchu poczułem bolesny skurcz.
Kiedy otworzyłem drzwi, zobaczyłem Martę. Stała na progu, ubrana w elegancki płaszcz, z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Marta? Co ty tu robisz? – syknąłem, starając się, by Dorota nie usłyszała mojego tonu.
– Musimy porozmawiać. Natychmiast – powiedziała, wchodząc do mieszkania, zanim zdążyłem ją zatrzymać.
– Przepraszam, a kim pani jest? – Dorota stanęła na środku salonu, trzymając ścierkę do rąk. Jej spojrzenie wędrowało między mną a Martą.
– To moja koleżanka z pracy, Marta – odpowiedziałem, czując, jak całe moje ciało spina się w obronnym odruchu. – Marta, to Dorota, moja żona.
– Tak, wiem – powiedziała Marta, uśmiechając się słabo. W jej oczach dostrzegłem coś, co zwiastowało katastrofę.
– Marta, możemy porozmawiać na zewnątrz? – zapytałem, próbując poprowadzić ją z powrotem w stronę drzwi.
– Nie – powiedziała, odsuwając się ode mnie. – Twoja żona zasługuje na to, żeby poznać prawdę.
– O co chodzi? – Dorota spojrzała na mnie, a w jej głosie pojawiła się nuta niepewności.
– Marta, proszę cię... – wyszeptałem, czując, jak serce wali mi jak młotem.
– Twój mąż zdradził cię ze mną – powiedziała Marta, patrząc prosto w oczy Doroty. – A teraz jestem w ciąży.
Cisza, która zapadła po tych słowach, była ogłuszająca. Dorota patrzyła na Martę z szeroko otwartymi oczami, jakby próbowała zrozumieć, co właśnie usłyszała.
– To jakiś żart, prawda? Filip, powiedz mi, że to żart – powiedziała Dorota, spoglądając na mnie z nadzieją, która powoli gasła.
Nie odpowiedziałem. Stałem jak sparaliżowany, niezdolny do wydania z siebie słowa.
– Przepraszam... – wyszeptałem w końcu.
To jedno słowo zadziałało jak iskra w beczce prochu. Dorota rzuciła w moją stronę ścierkę, który trzymała w dłoni, a potem odwróciła się na pięcie i wybiegła z salonu.
Usłyszałem trzask zamykanych drzwi sypialni, a potem spojrzałem na Martę, która odwróciła się do mnie z wyrazem zadowolenia na twarzy.
– No cóż, przynajmniej teraz wszystko jest jasne – powiedziała, wzruszając ramionami.
Nie pamiętam, co odpowiedziałem. Może nic. Jedyne, co pamiętam, to dźwięk łkania dobiegającego zza drzwi sypialni Doroty.
Nie spałem tej nocy
Leżałem na kanapie w salonie, patrząc na sufit, i zastanawiałem się, jak to wszystko naprawić. Za drzwiami sypialni panowała cisza. Dorota się nie odezwała, nawet nie wyszła, by wziąć szklankę wody. Zniknęła w tym pokoju, a wraz z nią moje życie.
O świcie usłyszałem kroki. Dorota wyszła z sypialni, ubrana w dres, z włosami związanymi w niedbały kok. Nie wyglądała na złą, ale na wyczerpaną. Jakby przez całą noc walczyła ze sobą.
– Powiedz mi, Filip... – zaczęła, a jej głos zadrżał. – Jak długo to trwało?
– To był tylko jeden raz – odpowiedziałem, szybko, jakby słowa mogły zmazać winę. – Nigdy wcześniej, nigdy później... To był błąd, Dorota. Chwila słabości.
Wtedy spojrzała na mnie. Jej oczy były czerwone od płaczu, ale pełne chłodnego spokoju.
– Jeden raz, tak? I akurat z tego jednego razu jest dziecko – uśmiechnęła się gorzko. – Jak mam ci uwierzyć? Jak mam ci wybaczyć?
– Nie wiem – odpowiedziałem szczerze. – Chcę tylko... naprawić to wszystko. Proszę, daj mi szansę.
– Naprawić? – powtórzyła z ironią. – Jak chcesz naprawić fakt, że zdradziłeś mnie i teraz spodziewasz się dziecka z inną kobietą? Masz może cudowną maszynę, która cofnie czas?
Milczałem.
– Jestem zmęczona. I wściekła. Ale najbardziej... jestem rozczarowana. – Jej oczy znowu się zaszkliły. – Kochałam cię. Nadal cię kocham, ale nie wiem, czy to wystarczy.
– Dorota, proszę... – zacząłem, ale przerwała mi.
– Mam jedną propozycję – powiedziała, podnosząc głowę i patrząc mi prosto w oczy. – Chcę, żebyśmy adoptowali to dziecko.
Zaniemówiłem. To ostatnia rzecz, jakiej się spodziewałem.
– Adoptowali? – wykrztusiłem w końcu.
– Tak – odpowiedziała stanowczo. – Jeśli mam dać ci szansę, chcę, żebyśmy razem zrobili coś dobrego. Coś, co zmieni nasze życie na lepsze. Ale pod jednym warunkiem: ta kobieta zniknie z naszego życia – powiedziała, a w jej głosie było słychać stal. – Nie chcę jej w pobliżu. Jeśli to dziecko jest twoje, może być nasze. Nie chcę, żebyś ją widywał, słuchał jej problemów, cokolwiek. Zrozumiałeś?
Byłem wstrząśnięty, ale skinąłem głową.
– Zgadzam się – powiedziałem, chociaż wewnętrznie czułem, że to dopiero początek piekła, które sami sobie zgotowaliśmy.
Postawiłem jej ultimatum
Z Martą spotkałem się dwa dni później w kawiarni, w której kiedyś spędzaliśmy przerwy na kawę. To miało być nasze ostatnie spotkanie. Siedziała przy oknie, popijając herbatę. Kiedy mnie zobaczyła, uniosła brew, jakby chciała mi przypomnieć, że to ona dyktuje warunki. Ale tego dnia było inaczej.
– Wybrałem Dorotę – powiedziałem stanowczo. – Nie chcę cię okłamywać. Ona wie o wszystkim, postawiła warunki. Jeśli nie chcesz być samotną matką, my możemy adoptować dziecko... A nasza relacja się kończy. Na zawsze.
Marta odłożyła filiżankę i wpatrywała się we mnie, jakby nie wierzyła w to, co słyszy.
– Żartujesz, prawda? – Jej głos był zimny, ale drżał od tłumionej złości. – Myślisz, że możesz tak to załatwić?
– Marta, masz wybór – powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. – Przepraszam za to, co się stało, ale ja wracam do swojej żony. Zrobię, co mogę, żeby jej to wynagrodzić.
Na chwilę zapadła cisza. Marta odchyliła się na krześle, splatając ręce na piersi.
– Wiesz, Filip, jesteś żałosny – syknęła. – Taki idealny mąż, który ratuje swoje małżeństwo. Ale wiesz co? Dorota nigdy ci nie wybaczy. Może teraz udaje, że jest silna, ale będziesz to odczuwał każdego dnia.
– Może masz rację – powiedziałem spokojnie, choć w środku czułem jej słowa jak ukłucie. – Ale to moje życie i moja decyzja. Ty musisz zająć się swoim.
Wyszedłem, nie odwracając się. Wiedziałem, że to nie koniec, ale teraz musiałem się skupić na Dorocie i naszym planie.
To miało nas połączyć, ale…
Marta urodziła w końcu zdrową dziewczynkę – Lilkę. Po porodzie spotkałem się z nią ostatni raz.
– To twoje dziecko – powiedziała, podając mi Lilkę zawiniętą w biały kocyk. – Ja nie chcę być częścią twojego życia. Ani jej. Nie jestem gotowa, by być matką. Chyba nigdy nie byłam.
Patrzyłem na Lilkę, która spała spokojnie w moich ramionach. Była taka mała, taka bezbronna.
Marta wyjechała tydzień później. Zostawiła po sobie pustkę, ale też pewien rodzaj ulgi. Dorota miała rację – ona nigdy nie chciała tego dziecka.
Adopcja Lili była formalnością, choć Dorota była bardzo stanowcza w jednym: Marta nie mogła już nigdy pojawić się w naszym życiu.
Lila wniosła do naszego domu światło, którego nie czułem od dawna. Była naszym nowym początkiem, choć Dorota wydawała się ostrożna w okazywaniu uczuć. Ale z czasem wszystko zaczęło się zmieniać.
Pewnego wieczoru zobaczyłem, jak Dorota siedzi z Lilką na kanapie. Dziewczynka leżała wtulona w jej ramiona, a żona głaskała ją delikatnie po głowie.
– Wyglądasz na szczęśliwą – powiedziałem cicho, stając w drzwiach.
Dorota spojrzała na mnie, a w jej oczach było zmęczenie, ale i nadzieja.
– Może jestem – odpowiedziała po chwili. – Ale to nie jest takie proste. Zaczęliśmy coś nowego, lecz stare rany nie znikają tak łatwo.
– Wiem – przyznałem.
Dorota podniosła Lilkę i delikatnie położyła ją w łóżeczku.
– Możemy spróbować od nowa – powiedziała, odwracając się w moją stronę. – Dla niej. Ale ty musisz pamiętać, że to ostatnia szansa. Nie zmarnuj jej.
Patrzyłem na Dorotę i naszą córkę. Wiedziałem, że to początek długiej drogi, ale byłem gotów ją przejść. Moje życie nigdy już nie będzie takie samo, ale to, co budowaliśmy z Dorotą na nowo, było prawdziwe. A Lilka była tego symbolem – nieodwracalnym, ale jednocześnie pięknym dowodem, że nawet po największych błędach można spróbować zacząć od nowa.
Filip, 35 lat
Czytaj także:
„Narzeczona wyjechała do miasta na studia i przepadła. Myślałem, że ma nowego faceta, ale prawda była dużo gorsza”
„Moją żonę wygrałem w zakładzie z kolegami. Czasami zamiast wielkiego uczucia potrzeba zwykłego szczęścia i sprytu”
„Przez 1 wiadomość przestałem ufać mojej dziewczynie. Oczami wyobraźni widziałem, co robi, gdy mnie nie ma obok”