„Upiłam się na plaży i wrzuciłam do morza... zamówienie na męża. Nie spodziewałam się, że faktycznie ktoś je znajdzie”

Mężczyzna, który znalazł list w butelce fot. Adobe Stock
Nigdy nie przypuszczałam, że mogłabym zrobić coś podobnego. Ale alkohol, pusta plaża i chandra to zaskakująca mieszanka.
/ 26.03.2021 11:47
Mężczyzna, który znalazł list w butelce fot. Adobe Stock

Moje wakacje zapowiadały się niezbyt różowo. Dwa tygodnie przed wyjazdem moja przyjaciółka stwierdziła, bardzo mnie przepraszając, że jednak ze mną nie pojedzie, bo całkiem niedawno poznała fajnego chłopaka. Zbliżyli się do siebie i wspólne wakacje stały się palącą koniecznością. Byłam zła na cały świat i nawet chciałam odwołać wyjazd, ale potem popukałam się w głowę. W końcu harowałam cały rok, dwa tygodnie nad morzem należały mi się jak psu miska zupy.

Zrobiłam jeszcze przegląd bliższych znajomych, którym mogłabym zaproponować wspólny wyjazd, ale w zasadzie większość z nich była dzieciata, żonata lub przynajmniej w związkach. Czyli sprawa przegrana na starcie. Cóż, szykowały się „fajne”, samotne wakacje… Oby chociaż pogoda dopisała.

Samotne wakacje nie były moim marzeniem

Na pogodę faktycznie nie mogłam narzekać. Przez pierwszy tydzień słońce prażyło jak na patelni i zdążyłam się nawet opalić na smakowity brąz, którego jednak nie miałam komu zaprezentować. Miejsce, wybrane ze względu na pustkę i zamiary nudystyczne, teraz odstraszało swą ciszą. Kto by pomyślał, że w sezonie przyjeżdżają tu tłumy, skoro w czerwcu było tak pusto, że na horyzoncie ledwie majaczyły parawany i ludzkie sylwetki.

Czułam się bardzo samotna. Czasem zamieniałam słówko z gospodynią, ale to było wszystko. W pensjonacie mieszkałam tylko ja i dopiero w drugim tygodniu dołączył jakiś mężczyzna. Niestety, kompletnie nieinteresujący z wyglądu i zachowania, więc i wakacyjny romans odpadał w przedbiegach. Jednak chyba ten turysta miał o mnie nieco lepsze zdanie, bo kilka razy próbował zagadać, a gdy spotkaliśmy się na plaży, zaproponował nawet spacer, ale zbyłam go dość szybko i raczej mało uprzejmie.

Tak czy siak, wakacje nie były specjalnie udane. Po ambitnych planach dobrej zabawy, jakie snułyśmy z Kaśką, zostało mi kilka butelek dobrego alkoholu w walizce i złość. Dlatego ostatniego dnia pobytu wzięłam na plażę wino i najzwyczajniej się upiłam, złorzecząc nawet Posejdonowi. Potem dopadła mnie jakaś głupawka i na wyszarpanej z notesu kartce złożyłam… zamówienie na męża.

Zawierzyłam szukanie miłości morzu

Tak, tak. Pracowicie wypisałam cechy, które powinien mieć mój przyszły, dodałam adres e-mailowy i odcisnęłam resztki szminki na kartce, którą wrzuciłam do butelki. Korek wbiłam z powrotem kamieniem i pięknym zamachem wrzuciłam niecodzienną pocztę do niecodziennej skrzynki pocztowej. Posiedziałam jeszcze chwilę na brzegu, a potem poszłam do domu, bo zbierało się na sztorm. W pokoju padłam jak nieżywa na łóżko i wiem tylko, że śniłam o rybaku, który wyławia z morza butelkę.

Budzik zadzwonił oczywiście w momencie, gdy przystojny mężczyzna zaczynał mnie całować! Po alkoholowym wieczorze było mi bardzo niedobrze, a w ustach ciągle czułam smak wina. Na kacu spakowałam walizkę i wyszłam z pensjonatu, pożegnawszy się wcześniej z gospodynią. W drodze na przystanek minęłam wakacyjnego sąsiada. Ukłonił mi się uprzejmie i życzył miłej podróży. Tylko w kącikach ust czaił mu się zastanawiający uśmiech. Prędko wyjęłam z torebki lusterko, ale właściwie oprócz podkrążonych oczu i bladej skóry nie miałam na twarzy nic, co mogłoby wywoływać wesołość.

Usiadłam na walizce, czekając na autobus. Na dworcu w Warszawie czekała na mnie Kaśka. Prezentowała sobą taki widok, że byłam pewna, że jej wakacje minęły równie nieciekawie, jak moje.
– Boże, nawet sobie nie wyobrażasz, co to za palant! – powitała mnie takimi słowami. – Po tygodniu musiałam się ewakuować – westchnęła ciężko. – Mam nadzieję, że chociaż ty miałaś dobre wakacje.
– Nie licząc wczorajszej libacji na plaży i dzisiejszego kaca, nie działo się absolutnie nic szczególnego – zapewniłam ją i dodałam złośliwie: – Gdybyśmy pojechały razem, byłoby dużo ciekawiej… Kasia spuściła głowę.
– Wiem. Idiotka ze mnie i tyle.
W przepraszającym geście złapała moją walizkę i pomogła mi ją zaciągnąć do domu, a potem rozpakowała i wyjęła rzeczy, podczas gdy ja brałam szybki prysznic.

Kiedy wyszłam z łazienki, podała mi komórkę.
– Chyba dostałaś jakieś powiadomienie… Jedną ręką wycierałam włosy, a drugą zaczęłam odczytywać e-mail. Ze zdumienia przysiadłam na sofie, a wtedy Kaśka zaczęła mnie wypytywać.
– Co? Bo wyglądasz jakoś nietęgo…
– A bo to takie dziwne. Wczoraj trochę popiłam na plaży, a potem złożyłam… zamówienie na męża. Kaśka wytrzeszczyła na mnie oczy. – No, w tym sensie, że napisałam na kartce, kogo szukam i podałam adres e-mailowy.
– I?
– No i właśnie przyszła odpowiedź.
– Pokaż! – zażądała Kaśka natychmiast.

Ktoś odpisał!

Prawie wyrwała mi z ręki telefon i zaczęła czytać na głos: – „Piękna Syreno…”, że co? Zaczerwieniłam się po korzonki włosów, mówiąc, że chyba właśnie tak się podpisałam. Kaśka roześmiała się i czytała dalej: – „Wprawdzie nie mam 190 cm wzrostu, szerokich barów ani, tym bardziej, niebieskich oczu, tylko zwyczajne szare, ale Twoje niecodzienne zaproszenie na randkę kazało mi do Ciebie napisać. Bo jeśli w dobie internetu ktoś wykorzystuje tak romantyczne metody, jak list w butelce, może to tylko dobrze wróżyć. Mam nadzieję, że ten e-mail do Ciebie dotrze, Syreno, bo 'koperta' świadczyła o tym, że zanim 'wysłałaś' list, musiałaś go tęgo zakropić i nie mogę być pewny, czy literki adresu e-mailowego trochę ci się nie poprzestawiały. Pozdrawiam, Robert. P.S. Motocykla też nie posiadam. Ale za to mam kota. Rudego sierściucha o imieniu Stefan”.

– No, Monika! To znaczy, Syrenko… Od tej strony to ja cię nie znałam – było widać, że Kaśka ubawiła się moim listem. – Ale muszę przyznać, że facet stanął na wysokości zadania. Widać, że nie jest mydłkiem. Co zrobisz? Odpiszesz oczywiście?
Sama nie wiem… Miałam nadzieję, że odezwie się jakiś Szwed lub w ostateczności Duńczyk – zażartowałam.
– Puknij ty się w głowę, sieroto! – Kaśka nakreśliła na skroni spore kółko. – Wrzucasz butelkę do morza i myślisz, że fale płyną w odwrotną stronę? – zaśmiewała się przez chwilę, a potem podsunęła sobie mojego smartfona i zaczęła coś pisać.
– Co robisz?
– Odpisuję mu. Bo skoro ty nie chcesz, to ja biorę tego gościa w ciemno! Wyrwałam jej telefon z rąk.
– Odczep się i napisz list do własnego faceta, tego zostaw! – pokazałam jej język i sama zaczęłam odpisywać na e-mail.

Ruszyła lawina korespondencyjna. Robert okazał się świetnym gawędziarzem i tylko długo wzbraniał się przed wysłaniem zdjęcia czy randką. Dopiero po dwóch tygodniach wymiany e-maili zgodził się na spotkanie w Warszawie, bo okazało się, że oboje mieszkaliśmy w stolicy. Nie powiem, na randkę szłam bardzo podekscytowana. Założyłam nową sukienkę i zrobiłam staranny makijaż, żeby powalić faceta na kolana. W rękach trzymałam czerwoną torebkę, która miała być znakiem rozpoznawczym.

Tego się nie spodziewałam

Parę minut po czasie weszłam do kawiarenki, w której się umówiliśmy, wybrałam stolik przy oknie i usiadłam, kładąc torebkę na stoliku. Tajemne hasło od razu poderwało mężczyznę z przeciwległego stolika. Z uśmiechem podszedł do mnie, a ja w tej samej chwili zaniemówiłam.
– To… ty? – zapytałam z takim rozczarowaniem w głosie, że facet powinien się obrazić i natychmiast sobie pójść.
– Ja, Syrenko. Mogę się dosiąść? Stefan zabronił mi wracać do domu wcześniej niż za dwie godziny. Wiesz, będzie strasznie rozczarowany, bo zdążył cię już polubić.
– Siadaj – wskazałam mu krzesło. – Nie możemy Stefanowi robić takiej przykrości.
Robert ulokował się wygodnie naprzeciwko mnie, cały czas się uśmiechając.

– Ty wiesz, ile czasu szedłem za tą nieszczęsną butelką, czekając, aż wreszcie morze wyrzuci ją na brzeg?
– To znaczy, że mnie śledziłeś? – trochę się najeżyłam.
– Nie do końca. Szedłem na spacer, ale nie zdecydowałem się cię wyminąć, bo widok siedzącej na plaży kobiety, która pociąga z gwinta, jest taki… niecodzienny. Pomyślałem nawet, że może trzeba ci będzie pomóc dojść do pensjonatu, a kiedy zobaczyłem, że do butelki wepchnęłaś jakąś kartkę i prosto poszłaś w kierunku domu, stwierdziłem, że pomoc należy się raczej butelce niż tobie.
– Dżentelmen! – pisnęłam z udawanym oburzeniem.
– Jak widzisz, było warto. Bo chyba mam rację, że jakoś nie zainteresowałem cię podczas wakacji, choć ja od razu chciałem cię bliżej poznać. Bo takich oczu i brwi po prostu nie sposób zapomnieć.

Trochę się zaczerwieniłam, ale fason trzymałam do końca.
– Nie myśl sobie, że kupisz mnie tanim komplementem. Gdybyś w e-mailu nie napisał o kocie, nie miałbyś szans. Żadnych!
Robert roześmiał się i przywołał kelnerkę, prosząc o szampana.
– Cóż. Musimy wypić za zdrowie Stefana. Bez jego pomocy, tajemnicza Syrenka nie siedziałaby obok mnie…

Wieczór upłynął nam miło. A nawet bardziej niż miło. Okazało się, że Robert był doskonałym przykładem na to, że pierwsze wrażenie może być mylące. Udowodnił mi to zresztą podczas kolejnych spotkań i udowadnia do tej pory, a Stefan, tak jak jego pan, bardzo mnie polubił.

Tegoroczne wakacje zamierzamy spędzić już razem, we dwójkę, bo Stefana zostawimy u mamy Roberta. Mój chłopak często uśmiecha się tak tajemniczo, że chyba planuje jakieś romantyczne oświadczyny w nadmorskiej scenerii. Oby tylko nie włożył pierścionka do butelki. Bo co, jeśli ten odpłynie do Danii lub Szwecji? 

Więcej prawdziwych historii:
„Od 3 lat muszę żyć ze świadomością, że przeze mnie zginęła moja żona. Nie mogę sobie z nią poradzić…”
„W domu ja zarabiałem pieniądze, a żona nimi zarządzała. Przypadkiem dowiedziałem się, że mamy same długi…”
„Moja mama skrywała mroczny sekret. Nie byłam jej biologicznym dzieckiem. Nie byłam też adoptowana…”

Redakcja poleca

REKLAMA