Jako kobieta z bagażem trudnych doświadczeń nie mogę powiedzieć, że los mnie rozpieszczał. Po rozpadzie małżeństwa jedyną radością w moim życiu stała się córeczka Małgosia. Mama non stop próbowała mnie przekonać do znalezienia nowego partnera. Niestety, fakt, że mój mąż zostawił mnie dla piękniejszej i młodszej konkurentki sprawił, że kompletnie straciłam chęć na rozpoczynanie nowych związków.
Unikałam związków
Z każdym rokiem moja córeczka robiła się większa. Pewnego dnia dotarło do mnie, że niebawem opuści rodzinny dom i rozpocznie własne życie, podczas gdy ja będę mieszkać samotnie. Ten moment skłonił mnie do przemyślenia sugestii, które dawała mi mama. Nie rzuciłam się od razu w wir poszukiwań partnera, ale moje podejście do płci przeciwnej nie było już tak krytyczne jak wcześniej.
Choć nie zaliczam się do grona oszałamiających piękności, inwestuję w swój wygląd. Regularne wizyty u fryzjera i kosmetyczki pomogły – niedługo później pojawił się facet, któremu wpadłam w oko.
Pierwsze spotkanie z Hubertem miało miejsce podczas konferencji biznesowej. Od razu zrobił na mnie dobre wrażenie – był uprzejmy i kulturalny. Choć w moim wieku nie wierzę już w miłosne zauroczenia od pierwszej chwili, to jednak ta znajomość dawała mi powody do optymizmu. Widywaliśmy się nieregularnie, ale za każdym razem świetnie nam się układały rozmowy i naprawdę dobrze czułam się gdy byliśmy razem.
Od początku czułam, że jest parę lat młodszy. Miał za sobą nieudany związek – partnerka go zostawiła, co sprawiło, że przez pewien okres trzymał się z dala od randkowania. Doceniałam w nim to, że nie naciskał na szybkie zbliżenie fizyczne. Wyglądało na to, że zarówno jemu jak i mnie przyda się spokojne tempo w budowaniu tej relacji.
Bałam się tego spotkania
Po około pół roku randkowania postanowiłam, że czas przedstawić Huberta mojej rodzinie. Do tej pory nasze spotkania odbywały się na mieście – razem chodziliśmy do restauracji albo oglądaliśmy filmy w kinie.
Nie ukrywam, że towarzyszyły mi pewne obawy przed tą wizytą, głównie ze względu na moją córkę. Co prawda opowiadałam jej wcześniej o Hubercie, ale zawsze przedstawiałam go jako kogoś, z kim po prostu miło spędzam czas, nigdy jako potencjalnego partnera życiowego.
Nawet przez myśl mi nie przeszło, że może odrzucić Huberta. Z drugiej strony nie spodziewałam się też, że wpadną sobie w oko do tego stopnia, że stworzą parę. Gdy później wszystko sobie dokładnie przemyślałam, doszłam do wniosku, że ich wzajemna fascynacja była widoczna właściwie od pierwszego spotkania. Byłam chyba ślepa na te sygnały, albo może podświadomie wolałam ich nie dostrzegać.
Po wspólnym posiłku wszystko się zmieniło w relacji z Hubertem. Do tej pory zawsze miał czas i sam inicjował spotkania. Później zaczął wymyślać powody, by się nie widywać, przesuwać ustalone terminy i trzymać się na dystans. Na początku nie przywiązywałam do tego zbyt wielkiej wagi.
Nic nie przeczuwałam
Działo się to pod koniec lata. W związku ze zbliżającymi się moimi urodzinami postanowiłam zorganizować kameralną imprezę w gronie znajomych. Naturalnie wysłałam zaproszenie również do Huberta, ale tuż przed wydarzeniem zatelefonował z informacją, że niestety musi się wycofać z powodu nieprzewidzianych okoliczności.
Czułam się okropnie przybita. Po jakimś czasie odezwała się też Małgosia, tłumacząc, że musi pomóc znajomej i spóźni się na spotkanie. To przelało czarę goryczy. Zalała mnie fala złości i żalu. Kroiłam składniki do sałatki, a łzy same spływały mi po policzkach.
Nawet przez myśl mi nie przeszło, dlaczego tak naprawdę nie było ze mną Huberta i mojej córeczki. Gdyby nie to, że zauważyłam dziwną zmianę w zachowaniu Małgosi, pewnie nadal bym nie wiedziała, co się dzieje.
Od jakiegoś czasu widziałam, że wyraźnie się ode mnie dystansuje. Wracała do domu o późnych porach i natychmiast szła spać. Miałam przeczucie, że powodem może być mój związek z Hubertem. Kiedy pierwszy raz się spotkali u nas, prawie w ogóle się do siebie nie odezwali, ale pomyślałam sobie, że nie ma nic złego w tym, że ludzie potrzebują czasu, żeby się do siebie przekonać.
Myślałam, że go nie lubi
Nie zdążyłam nawet zadać jej tego pytania, bo sama pierwsza o tym wspomniała. Pewnego dnia weszła do mnie i od razu powiedziała, że wyjeżdża. To mnie kompletnie zaskoczyło.
W sumie miała własne pieniądze, a do tego dostała sporo od babci w nagrodę za świetne wyniki na egzaminie dojrzałości. Wydawało mi się wtedy, że planuje po prostu krótkie wakacje.
Ze zdziwieniem przyjęłam wiadomość o jej odpoczynku, bo faktycznie kiepsko się trzymała ostatnio. Ale radość nie trwała długo. Wkrótce oznajmiła, że rezygnuje ze studiów i planuje przeprowadzkę do Szkocji. Na początek chce tylko zarabiać, a dopiero później może wróci do nauki.
Kompletnie mnie zamurowało. A potem stało się coś jeszcze dziwniejszego – wyciągnęła papierosy i zaczęła palić. To zupełnie do niej nie pasowało. Byłam pewna, że kryje się za tym jakaś historia. Sporo czasu minęło, nim w końcu powiedziała mi, jak sprawy naprawdę wyglądają. Okazało się wtedy, że między nią a Hubertem narodziło się uczucie.
Kiedy pytałem o szczegóły, nie umiała dokładnie wyjaśnić, w jaki sposób to wszystko się wydarzyło. Mówiła tylko, że po prostu poczuli do siebie coś wyjątkowego. Zapewniała, że nie chciała wyrządzić mi krzywdy. Ponieważ jednak nie dawała sobie rady z tą sytuacją, postanowiła wyjechać. Stwierdziła, że rozpocznie nowe życie gdzieś z dala ode mnie.
To było nierealne
Powoli wszystkie fragmenty układanki zaczęły do siebie pasować. To było jak grom z jasnego nieba. Przecież on jest od niej starszy prawie o dwie dekady! Nie mieściło mi się to w głowie.
Tłumaczyła, jak próbowała walczyć z tymi emocjami, które wbrew jej woli zawładnęły jej sercem. Wspominała też o ich wspólnych staraniach z Hubertem, żeby mnie nie zranić. To ona zaplanowała przeprowadzkę do Szkocji, nie mówiąc mu ani słowa.
Mogłam po prostu przystać na tę sytuację. Mój matczyny instynkt ostrzegał mnie jednak, że to nie ma szans powodzenia. Tak duża różnica lat między nimi sprawiała, że nie mogłam uwierzyć w trwałość ich uczucia. A jednak nie chciałam, żeby ktokolwiek z nas cierpiał.
Zachęciłam córkę, by walczyła o relację z Hubertem. Uznałam, że prawdziwe uczucie na pewno wytrzyma wszelkie próby. Co prawda nie mówiłam całej prawdy o tym, co do niego czuję. Miałam jednak świadomość, że nasza droga nigdy się nie połączy. Uznałam, że lepiej zrezygnować z niego, niż stracić moją Małgosię.
Cierpiałam wewnętrznie
Miałam nadzieję, że ich relacja się zakończy, ale rzeczywistość okazała się inna. Pobrali się w zeszłym roku i tworzą naprawdę udany związek. Ona kontynuuje naukę na studiach, on pracuje w stolicy. Widujemy się niezbyt często. Prawdopodobnie każdemu z nas przyda się jeszcze trochę czasu na poukładanie tej sytuacji.
Nigdy nie zapomnę dnia ich ślubu. Podczas ceremonii wciąż przepływała przez moją głowę myśl, że to ja powinnam być na miejscu Małgosi. Ale nie czuję do nich urazy. Najwidoczniej los tak to zaplanował. Być może to, co czułam do Huberta, nie było prawdziwą miłością. Zastanawiam się tylko, czy kiedyś zbiorę w sobie dość odwagi, by znów spróbować odnaleźć miłość.
Iwona, 43 lata
Czytaj także:
„Pojechałam do Zakopanego na podryw. Liczyłam na ognisty romans, a zrobiłam z siebie pośmiewisko”
„Pokochałam żonatego faceta. Liczyłam na jego rozwód, ale byłam tylko zwykłą kochanką z delegacji”
„Byłem dumny z córki, że pomaga innym. Gdy chciała wpuścić do domu bezdomnego, uznałem, że są jednak granice dobroci”