„Uległam pokusie i spędziłam noc z moim eks. Poczucie winy pojawiło się, gdy zobaczyłam 2 kreski na teście ciążowym”

kobieta z testem ciążowym fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Obudziłam się z samego rana, przepełniona wstydem i zdruzgotana tym, że dałam się ponieść emocjom. Owszem, to były cudowne i pełne pasji chwile, nie zaprzeczam, ale nie planowałam wracać do tego związku. Za bardzo mnie skrzywdził”.
/ 01.06.2024 21:15
kobieta z testem ciążowym fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki... A ja jednak to zrobiłam i od razu tego gorzko żałowałam. 

A miało być tak pięknie

Zamknęłam drzwi od łazienki i bezwładnie osunęłam się na zimne kafelki. Puściłam wodę z kranu, by zagłuszyć jednostajny płacz mojej młodszej pociechy. Niekiedy zdawało mi się, że ten jęk wierci dziurę w mojej czaszce. Zerknęłam na zegarek. Jeszcze kilka godzin dzieliło mnie od momentu, aż Maciek wróci do domu. Gdy dziesięć lat temu los zetknął nas ze sobą, nic nie zapowiadało, jak marny los nas czeka.

Oczarował mnie swoją życzliwością, dowcipem i sympatycznym usposobieniem. W mgnieniu oka straciłam dla niego głowę. Ledwie kilkanaście miesięcy później mówiliśmy sobie sakramentalne „tak”, a po paru miesiącach wyszło na jaw, że spodziewam się dziecka. Obydwoje byliśmy wniebowzięci.

Czas oczekiwania na dziecko należał do najcudowniejszych momentów w mojej historii. Niestety, od kiedy na świat przyszła Ola, nasze relacje zaczęły się pogarszać. Moje samopoczucie było fatalne, zarówno pod względem mentalnym, jak i cielesnym. Nie umiałam się jednak zdobyć na to, by otwarcie powiedzieć, że potrzebuję wsparcia. W zamian za to całą winą obarczałam Maćka. Nasze konwersacje przestały być zwyczajne, bo każda z nich prędzej czy później przeradzała się w awanturę. Nic więc dziwnego, że mąż coraz częściej zostawał po godzinach w biurze.

Znalazł sobie pocieszenie

W parę dni po tym, jak nasza córeczka skończyła dwa latka, dostałam e-mail od kolegi Maćka z pracy. Znałam tego faceta, ale tylko z imienia i nazwiska, więc byłam dość zaskoczona, że do mnie pisze. W wiadomości nie było nic oprócz fotki przedstawiającej mojego męża w towarzystwie jakiejś seksownej blondyny.

Ta kobieta przyssała się do jego szyi, rozsiadając się wygodnie na udach. Ten widok sprawił, że poczułam się fatalnie. Mimo że ostatnio nam się nie układało, wciąż darzyłam go silnym uczuciem. W mgnieniu oka mój stabilny świat legł w gruzach.

Maciek nie zaprzeczył. Potwierdził, że widuje się z tą dziewczyną z pracy. Przyznał, że łączy ich intymna relacja. Wyraził ubolewanie, ale nie mógł się powstrzymać. Twierdził, że w naszym związku się dusi. Każde jego słowo kłuło niczym sztylet.

– Weź swoje graty i spadaj stąd – oznajmiłam stanowczo.

– Właśnie miałem taki zamiar. Wybacz, ale nie dam rady tego ciągnąć.

Nie mogłam mu wybaczyć

Kiedy wyszedł, zatrzaskując drzwi, czułam się tak, jakby moje życie dobiegło kresu, jakbym umierała w środku, ale… czas płynął dalej. Zanurzyłam się w natłoku obowiązków zawodowych i rodzicielskich. To straszne wyczerpanie, które do tej pory było moją zmorą, nagle stało się zbawieniem. Tylko dzięki niemu byłam w stanie zapaść w sen.

Po naszym rozstaniu panowała napięta atmosfera. Jakby tego było mało, moi bliscy sądzili, że powinnam dać szansę naszemu małżeństwu. Poradzili mi puścić w niepamięć jego postępowanie i skupić się na samodoskonaleniu. Ta ich postawa strasznie mnie irytowała, a do tego dochodziło jeszcze to, że mój były partner ciągle kręcił się w pobliżu, jakby nigdy nic się nie wydarzyło.

Jak tylko zerwaliśmy, od razu poleciał do tej swojej nowej. Ale nie wytrzymali razem nawet miesiąca. Łączył ich romans i nie sprawdzili się w związku. Wtedy nagle mój mąż sobie przypomniał, że przecież ma dziecko. A ja, mimo wszystko, nie zamierzałam utrudniać mu widywania się z naszą córeczką.

Ilekroć odwiedzał Olę, zawsze starał się mnie oczarować słodkimi słówkami. Usiłował naprawić nasze relacje, błagał o przebaczenie i przedstawiał jakieś wyjaśnienia. Ja jednak pozostawałam nieprzejednana. Ktoś, kto wyrządził mi tak ogromną krzywdę, nie ma prawa ponownie zawitać w moim życiu.

Moja determinacja mnie zawiodła

Późnym wieczorem mój tata przyjechał po Olę. Chcieli spędzić trochę czasu z ukochaną wnusią, a ja kolejnego dnia z samego rana jechałam na kurs doszkalający. Zaskoczył mnie dźwięk pukania do drzwi wejściowych. To był Maciej. Początkowo przyszło mi do głowy, że mogłam nie spakować czegoś ważnego dla córeczki. Jednak widok kwiatów i sporego wina od razu rozwiał moje wątpliwości co do celu jego wizyty.

– Można? – jego głos zabrzmiał niepewnie.

– Trzeba było zostać – mój ton był lodowaty jak nigdy dotąd.

Najrozsądniej byłoby po prostu zamknąć przed nim drzwi i nie wpuścić go do środka, ale jakaś przekorna cząstka mnie chciała zobaczyć, co z tego wyniknie. No i proszę. Gadaliśmy jak nigdy, płakaliśmy razem, obaliliśmy dwie flaszki wina…

Nasza miłość rozkwitła na nowo, płonąc intensywnie niczym za czasów naszej młodości. Mój ukochany tulił mnie czule, zapewniając, że już nigdy nie zawiedzie mojego zaufania. Prosił gorąco, bym dała mu jeszcze jedną, naprawdę ostatnią szansę na naprawienie wszystkiego między nami...

Obudziłam się z samego rana, przepełniona wstydem i zdruzgotana tym, że dałam się ponieść emocjom. Owszem, to były cudowne i pełne pasji chwile, nie zaprzeczam, ale nie planowałam wracać do tego związku. Za bardzo mnie skrzywdził. To, co raz pękło, już nigdy nie będzie w jednym kawałku. W najlepszym przypadku da się to jakoś pospinać do kupy, ale i tak nie będzie wyglądać jak dawniej.

Było już za późno

Uciekłam z mieszkania, zostawiając kartkę z uprzejmą prośbą o dokładne zamknięcie drzwi i zostawienie kluczy u rodziców. Maciek starał się do mnie dodzwonić. Tego ranka, kolejnego dnia, po paru dniach, tygodniu, dwóch, trzech... Nie dawałam mu żadnej nadziei.

Kiedy przychodził odwiedzić Olę, pilnowałam, aby w domu była moja mama, a ja sama gdzieś znikałam. Nie miałam ochoty, żeby znowu mnie zranił. Kiedy minął miesiąc, postanowiłam się z nim skontaktować. Chciałam mu przekazać istotną wiadomość.

– Spodziewam się dziecka.

– Serio? – na twarzy Maćka zagościł szeroki uśmiech. – Wspaniała nowina!

– Nie wydaje mi się… – na moim czole pojawiły się zmarszczki.

– W pojedynkę nie poradzę sobie z dwoma maluchami, ale do ciebie też nie mam zamiaru wracać.

– Przestań! Nawet tak nie gadaj! – jego mina zrobiła się nagle zupełnie inna. – To w ogóle nie wchodzi w grę!

– No ale…

– Ja wezmę na siebie opiekę nad tym dzieckiem. Ty zadbaj o siebie i Olę. Postaram się wam pomóc, daję ci słowo.

Tylko ja ponoszę odpowiedzialność

Perspektywa samodzielnego wychowywania dziecka napawała mnie przerażeniem, a ogromne poczucie osamotnienia skłoniło mnie do obdarzenia go zaufaniem. Mimo to, przez wszystkie 9 miesięcy nie doświadczyłam nawet odrobiny tego szczęścia, które towarzyszyło mi, kiedy w moim łonie rozwijała się Ola.

Wiedziałam, że to błąd. Moje uczucia do Maćka totalnie wyparowały, została tylko gorycz. Mimo to podjęłam decyzję, żeby ratować nasz związek. Odpuściłam sprawę rozwodową i zgodziłam się, aby mój mąż z powrotem zamieszkał z nami i na nowo wszedł w nasze życie. Mimo ogromnych starań Maćka, nie byłam w stanie wykrzesać z siebie choćby odrobiny czułości względem niego.

Dzień po dniu przybierałam pozę usatysfakcjonowanej kobiety, do której powrócił wymarzony partner. Niestety, od dłuższego czasu przestał nim być. Byłam totalnie załamana, jakbym utknęła w pułapce bez wyjścia. Natalia przyszła na świat jako spore, zdrowe i różowiutkie bobo. Maciek oszalał z radości. Wtedy przez chwilę łudziłam się, że może jakoś to będzie i wszystko się poukłada. Gdy wróciliśmy do mieszkania, to właśnie mój małżonek wziął na siebie lwią część opieki nad małą.

Nasze dziecko było chore

Byłam bezradna, nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Być może cierpiałam na depresję związaną z porodem albo po prostu okazałam się kiepską mamą, ale nie czułam żadnej bliskości z własnym dzieckiem. Nie pragnęłam go, a jego pojawienie się na świecie zmusiło mnie do porzucenia marzeń o nowym starcie i tkwienia w związku, który nic mi nie oferował.

To Maciej wziął na siebie obowiązki rodzica. I jako pierwszy dostrzegł, że z naszą małą córeczką zaczyna dziać się coś złego. Natalka żyła tylko w swoim własnym świecie. Tylko jak z Maćkiem gadała albo się z nim bawiła, to ten swój balonik otwierała. A ja to dla niej prawie jak jakaś nieznajoma byłam. Jak coś do niej mówiłam, to ona albo darła się wniebogłosy, albo mnie biła, albo ryczała, albo jakieś dziwne odgłosy z siebie wydawała.

Może czuła się niechciana? W końcu, kiedy miała przyjść na świat, ja w głowie układałam sobie życie tylko ze starszą córką. Przecież na początku nie byłam zachwycona i ta ciąża zupełnie pokrzyżowała moje plany. Jasne, że takie rozważania niosły ze sobą pewne skutki. Oprócz narastającego wyczerpania, zniechęcenia i irytacji, z każdym dniem rosło we mnie przeświadczenie, że jestem odpowiedzialna za chorobę Natalii, że to z mojego powodu tak cierpi.

Poprosiłam o pomoc

Dni mijały, a moje sumienie wciąż nie dawało mi spokoju. Borykałam się z poczuciem winy. Moja obojętna postawa spowodowały problemy, które są udziałem mojej młodszej pociechy. Nie dość, że Maciek umiał do Natalii trafić i przełamać jej opór, to jeszcze dołowało mnie to niemiłosiernie. Przerażała mnie myśl, że mogę tego dłużej nie zdzierżyć, skapitulować, umyć ręce, albo – co gorsza – skrzywdzić siebie lub córeczki.

W tej sytuacji zwróciłam się o pomoc do specjalistów: lekarza psychiatry i psychologa. Liczyłam, że dzięki nim uda mi się zrozumieć moją pociechę i samą siebie, a także pogodzić się jakoś z tą całą sytuacją.

Biorę udział w terapii i powoli zaczynam czuć poprawę. W końcu dotarło do mnie, że nie ponoszę odpowiedzialności za problemy Natalii i nie muszę do ostatnich dni topić się w smutku, jednak... nadal chciałabym to wszystko zostawić, wyrwać się z tego koszmaru i rozpocząć wszystko od nowa gdzieś daleko, bez tego ciężaru na barkach.

Zastanawiam się, czy mogę tak postąpić? Dałabym radę to puścić w niepamięć? Co będzie z Olą? Czy mam prawo, kierując się własnym interesem, oddzielić ją od taty i starszej córki? Rozbić ich wszystkich na kawałki? Z drugiej strony, co jeśli tego nie zrobię? Powinnam odejść w samotności, zostawić ich samych sobie? Na te pytania nie odpowie mi żaden specjalista, nie udzieli rady, nie powie, że to w porządku. Sama muszę zdecydować. Przeraża mnie, że kiedyś będę musiała podjąć tę decyzję...

Monika, 33 lata

Czytaj także:
„Dziwię się, że moja żona chce rozwodu. Doskonale wiedziała, że nie umiem trzymać łap przy sobie i mam wiele kochanek”
„Przyjaciele zabawili się w swatki, bo byłem samotny. Myślałem, że to żart, ale udało im się znaleźć moją drugą połówkę”
„Mój mąż to śmierdzący leń i malkontent. Gdzie się podział żywiołowy przystojniak, za którego wyszłam 20 lat temu?”

Redakcja poleca

REKLAMA