Dyskoteka to nie jest najlepsze miejsce na szukanie dziewczyny. Jednak, z drugiej strony, w jakim innym miejscu młody, pracujący człowiek ma znaleźć sobie kogoś do pary? Zwłaszcza taki, który nie zostawia swojego życia w rękach losu, tylko przejmuje inicjatywę.
Ja należę do tego rodzaju ludzi. Dlatego co piątek ubieram się w najlepsze ciuchy, perfumuję i razem z kolegami jadę do naszego ulubionego klubu. Tam pijemy po piwie i ruszamy na parkiet, żeby szukać szczęścia. Pewnego razu znalazłem… No właśnie. Sam nie wiem co. Chyba to wymarzone szczęście. Chociaż zaczęło się od guza.
To był kolejny taki piątkowy wieczór. Zbliżała się godzina dziesiąta, a my już od dobrej godziny tańczyliśmy w najlepsze, kiedy do klubu dotarła spora grupa rozweselonych dziewczyn. Miały na sobie wyzywające stroje, a głowę każdej z nich zdobiły czerwone, migające światełkami rogi. Widywaliśmy już wcześniej takie grupki i od razu domyśliliśmy się, że to wieczór panieński.
Dziewczyny zasiadły na chwilę w jednej z lóż, wypiły po drinku, a potem też zeszły na parkiet. Popiskiwały, pokrzykiwały i pląsały do rytmów muzyki z ogromną werwą. Moi koledzy od razu zauważyli szanse na udany wieczór i zaczęli dyskretnie przesuwać się w kierunku rozchichotanej grupy. Szybko nastąpiły wspólne tańce i wygłupy.
Mnie przypadła do gustu niewysoka blondynka o pełnych kształtach. Przysunąłem się do niej w tańcu i zacząłem zagadywać.
– Pierwszy raz cię tutaj widzę…
– Bo pierwszy raz tutaj jestem.
– Ale tańczysz, jakbyś pół życia spędziła na parkiecie – uśmiechnąłem się.
– Bo kiedyś trenowałam taniec.
– Ja nie mam za sobą żadnych treningów. Jestem nieoszlifowanym diamentem. Zobacz… I zacząłem wyczyniać najdziwniejsze wygibasy, a ona śmiała się ze mnie. Dobrze wiedziałem, że kiedy mężczyzna rozśmieszy kobietę, to już połowa sukcesu.
– A ty często tu bywasz? – zapytała.
– Za często – uśmiechnąłem się. – Ale ma to swoje zalety. Pamiętam na przykład ceny wszystkich drinków, więc jeśli pójdziesz ze mną do baru, nikt cię tam nie oszuka.
– A niby dlaczego miałabym iść z tobą do baru? – zapytała zalotnie.
– No przecież mówię: żeby nikt cię nie oszukał – i puściłem do niej oko.
Znów się uśmiechnęła i poszliśmy. Chciałem jej kupić drinka, ale nalegała, że zapłaci za siebie. Potem stanęliśmy w kącie i zaczęliśmy się poznawać. Miała na imię Ewa. Rozmawiało się nam bardzo przyjemnie, bo cały czas żartowaliśmy. Było fajnie, choć muszę przyznać, że moja nowa koleżanka sprawiała wrażenie niezbyt wylewnej. Nie mówiła zbyt dużo o sobie. Ale uznałem wtedy, że to taka gra.
– Panieński? – spytałem, wskazując na grupę jej koleżanek, a ona skinęła głową. – A która to wychodzi za mąż?
– Zgadnij – odparła figlarnie.
Popatrzyłem na nie przez chwilę, a potem wybrałem jedną z nich. Taką, która wyglądała na najstarszą.
– Ta wysoka. Ta z takim chmurnym czołem – powiedziałem.
– E, nie masz oka do panien młodych. Chodź, lepiej zatańczymy.
Ta z chmurnym czołem szarpnęła ją za ramię
Poskakaliśmy chwilę do bardzo żywej piosenki, a potem zagrali wolny kawałek. Ewa zatrzymała się, popatrzyła na mnie, a ja rozłożyłem ramiona. Chwilę się wahała, jednak w końcu przysunęła się do mnie i zaczęliśmy kołysać się na parkiecie. To było dziwne uczucie. Od pierwszego słowa zamienionego z tą dziewczyną czułem, że coś nas łączy. Każda chwila potęgowała to wrażenie.
Teraz, kiedy poczułem ją blisko siebie, narastało we mnie przekonanie, że to może być właśnie ta, której szukam. Być może przemawiał przeze mnie wypity alkohol, ale w tamtym momencie tak czułem. Ona chyba też, bo zaczęła się we mnie wtulać coraz mocniej i mocniej. Zapomniałem przez to o bożym świecie.
Pewnie dlatego nawet nie zauważyłem, gdy podeszła do nas jedna z jej koleżanek. Szarpnęła Ewę za ramię. To była ta z chmurnym czołem. Ta, o której myślałem, że to jej wieczór panieński.
– Co ty, do cholery, wyprawiasz? Co powiedziałby mój brat!? – krzyczała.
– A co ja takiego robię? – Ewa udawała zdziwienie, choć wiedzieliśmy, że między nami coś się wydarzyło.
– No jak co?! Lepisz się do obcego faceta tydzień przed swoim ślubem! – parsknęła tamta.
– Jak to? To jest twój wieczór panieński!? – zdziwiłem się.
– Nie powiedziałaś mu?!
– Przepraszam cię – rzuciła Ewa do mnie, po czym odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę szatni.
Wzięła swoją kurtkę i machnęła na dziewczyny, że czas wychodzić. Nie mogłem w to uwierzyć. Na chwilę wręcz mnie sparaliżowało. Kumple to wszystko zauważyli i zaczęli się ze mnie nabijać. Żartowali, że wybrałem sobie na obiekt westchnień naprawdę niezłą aparatkę. Dziewczynę, która w swój wieczór panieński wyprawia takie rzeczy… Mieli rację.
Potem upiłem się, żeby o niej zapomnieć. Oczywiście rano obudziłem się z potwornym kacem i w fatalnym nastroju. Pocieszało mnie tylko to, że przecież tak naprawdę do niczego między nami nie doszło. A groziło mi, że odbiłbym komuś prawie żonę! To nie w moim stylu.
Już miałem wychodzić z klubu
Starałem się zapomnieć o Ewie. Przepracowałem sumiennie cały tydzień, a w piątek znów poszedłem na dyskotekę. Jednak od początku bawiłem się kiepsko. Nie chciało mi się tańczyć, nie smakowało mi piwo, byłem zmęczony i zniechęcony kolejnym wieczorem spędzonym na błąkaniu się po parkiecie.
Nie wiedziałem jednak, że tym razem wypad na miasto skończy się dla mnie aż tak źle. Koledzy tańczyli z dziewczynami, a ja siedziałem przy stoliku, sącząc piwo. Już miałem wychodzić, bo czułem, że tego wieczoru nie spotka mnie tu nic ciekawego, gdy nagle kątem oka zobaczyłem tę pochmurną dziewczynę. Tę samą, która zeszłego piątku odciągnęła ode mnie Ewę w tańcu.
Popatrzyłem w jej stronę i wtedy zobaczyłem, że jest z nią trzech facetów. Jeden z nich wyglądał na rozwścieczonego. Od razu domyśliłem się, o co chodzi, i kiedy stanęli przy mnie, byłem już gotowy. Szykowałem się do odparcia ciosów. Moi kumple od razu zauważyli, że dzieje się coś złego, i zeszli się do stolika.
– To ten! – wskazała na mnie laska.
– Ty gnoju! – wycedził przez zęby ten wściekły facet i rzucił się na mnie.
Uchyliłem się i pociągnąłem go za koszulę. Uczepił się mnie i obaj wylądowaliśmy na podłodze. Przygniótł mnie ciężarem swojego ciała i próbował okładać, ale wtedy złapali go moi kumple. Nie zdążył mi nic zrobić, tak szybko go odciągnęli. Za to darł się jak opętany:
– Ty pieprzony gnoju! Zabiję cię!
Wtedy zjawili się ochroniarze i zaczęli faceta pacyfikować. Chyba widzieli, kto zaczął, bo złapali gościa za fraki i wyprowadzili na zewnątrz. Wstałem, otrzepałem się i usiadłem przy stoliku. Nawet nie zauważyłem, że dziewczyna wciąż przy mnie stoi.
– Zadowolony? – spytała wściekła.
– Zależy z czego – odparłem z ironią. – Z tego, że twojego kolegę wyprowadzono, owszem.
– Z tego, że Ewa zostawiła mojego brata tydzień przed ślubem! – warknęła na to dziewczyna. Zrobiłem wielkie oczy.
– Chyba nie wyobrażacie sobie, że to przeze mnie – parsknąłem.
– A niby przez kogo?!
– Żartujesz? Ktoś, kto jest szczęśliwy, nie ucieka sprzed ołtarza dla byle nieznajomego… – odparłem, na co ona po prostu obróciła się i poszła.
Nie zrobiłem nic złego. Owszem, między mną a Ewą zaiskrzyło, ale przecież nie miałem zielonego pojęcia, że to jej wieczór panieński. Zresztą, nie o to chodziło. Gdyby to była porządna dziewczyna, zakochana w tym facecie, nic takiego by się nie zdarzyło. To chyba jasne jak słońce.
Byłem więc na nią zły. I to z wielu powodów. Po pierwsze, okazała się osobą niegodną zaufania. Kto to widział, żeby kilka dni przed ślubem flirtować z obcym facetem?! Po drugie, okazała się lekkomyślna. Naprawdę trzeba nie mieć oleju w głowie, żeby zgodzić się wyjść za kogoś, kogo się nie kocha. A po trzecie, ściągnęła na mnie kłopoty, a przecież wcale sobie na to nie zasłużyłem.
Miałem więc wielką ochotę jej nawrzucać. Nie wiedziałem, że będę miał ku temu okazję. A nadarzyła się ona nie tak długo po konfrontacji z jej byłym narzeczonym. Przez jakiś czas w ogóle nie pojawiałem się na dyskotece, bo po tym wszystkim miałem ochotę odpocząć od wszelkich zawirowań uczuciowych. Po miesiącu koledzy namówili mnie wreszcie na wspólne wyjście.
W klubie czekała mnie niespodzianka. Nie muszę chyba mówić, jak bardzo byłem zaskoczony, kiedy zobaczyłem Ewę. Poznałem ją od razu, choć od naszego ostatniego spotkania minęło sporo czasu. Ona też mnie rozpoznała, bo gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, spojrzała mi prosto w oczy, a potem speszona odwróciła wzrok.
Mimo to podeszła do mnie pierwsza. I to już po jakiejś minucie od chwili, gdy na siebie spojrzeliśmy.
– Cześć – powiedziała tak po prostu, jakby nic się nie wydarzyło.
– No cześć… – westchnąłem.
– Aż tak ci ciężko z tym, że się znów spotykamy? – spytała.
– Wolałbym, żebyśmy widzieli się w normalnych okolicznościach.
– Podobno Marek chciał cię pobić.
– Ma na imię Marek?
– Tak – skinęła głową.
– No to ładnie Marka załatwiłaś – dogryzłem jej.
– Słuchaj, ja wiem, że to nie wygląda dobrze… Ale uwierz mi, była w tym też jego wina – powiedziała.
– Nie interesuje mnie to. To są sprawy między wami, a my się w ogóle nie znamy. Nie wiem, czego ode mnie chcesz! – zezłościłem się, bo poczułem, że mnie wciąga w tę całą historię.
– Już niczego – odparła, odwróciła się i poszła.
Zrobiło mi się głupio, ale jej nie zawołałem. Też wróciłem do kumpli i udawałem, że nic się nie stało. Ale nie potrafiłem powstrzymać się od zerkania w jej stronę. Zresztą, ona też cały czas patrzyła na mnie. W oczach miała jakiś dziwny żal, ale i nadzieję. Chyba czuła, że to nie koniec.
Miała rację. Spotkaliśmy się na parkiecie. Niby przypadkiem. I znów gdy zagrali wolny kawałek, zatańczyliśmy go razem. Poczułem, że cały mój gniew się ulatnia. Byłem na siebie trochę zły, że plączę się w znajomość z dziewczyną, która wystawiła faceta przed samym ślubem. Ale z drugiej strony byłem też ciekaw, dlaczego to zrobiła. Chyba chciałem wierzyć, że jest porządną osobą, którą w tę przykrą historię uwikłały okoliczności.
Podobno wtedy przeżyła olśnienie
Tak właśnie przedstawiła mi całą sprawę. Opowiedziała o swojej długiej przygodzie z tym Markiem. Jeśli wierzyć jej słowom, poznała go jeszcze w liceum. Chodzili ze sobą siedem lat, zanim doszło do oświadczyn. Przyznała mi się, że przestała go kochać, ale bała się zakończyć związek. Obie rodziny znały się od dawna i naciskały na ślub. A Marek był w niej tak zakochany, że nie miała sumienia mu odmówić.
Powiedziałem jej szczerze, że według mnie bardzo głupio zrobiła, kierując się tym przy podejmowaniu decyzji o ślubie. Przyznała mi rację, choć próbowała się bronić.
– Nie wiesz, jak to jest, kiedy wszyscy dookoła mówią ci, że będzie dobrze, że będziecie razem szczęśliwi. Człowiek głupieje, sam nie wie, co myśli, co czuje. A potem nagle przychodzi olśnienie i dociera do niego, że ma zamiar popełnić wielkie głupstwo.
– I do ciebie dotarło to podczas tańca ze mną? – spytałem.
– Tak – odparła po prostu.
– To musiałem zrobić na tobie nie lada wrażenie – uśmiechnąłem się.
– Nie schlebiaj sobie. Byłeś tylko kroplą, która przelała czarę goryczy.
– Ależ niewdzięczna rola!
– Nie drocz się już ze mną! Po prostu tańczmy!
Tańczyliśmy całą noc.
Na koniec odprowadziłem ją do domu i umówiliśmy się na randkę. Jedną, drugą, trzecią… A teraz jesteśmy parą. Chodzimy ze sobą rok i jestem bardzo szczęśliwy. Ewa jest wspaniała, pasujemy do siebie jak dwie połówki jabłka. Choć muszę przyznać, że czasem czuję dziwny niepokój.
Przez okoliczności, w jakich się spotkaliśmy, wciąż mam wrażenie, że ona w końcu potraktuje mnie tak jak tego Marka. Tłumaczę sobie, że to inna sytuacja, bo my naprawdę się kochamy. Ale on chyba też tak myślał… Obym nie rozczarował się jak jej były narzeczony.
Kupiłem już pierścionek i czekam na dobrą okazję, żeby się oświadczyć. Zrobię to, zaryzykuję. Przecież ludzie czasem robią różne głupie rzeczy, a potem trzeba dać im drugą szansę. Chyba nie jestem naiwny?
Maciek, 30 lat
Czytaj także:
„W dniu moich urodzin znalazłem się na dnie. Jeden niespodziewany telefon zmienił wszystko i dodał mi wiatru w żagle”
„Mąż wiecznie porównywał mnie do swojej zmarłej żony. Przesadził, gdy kazał mi założyć jej sukienkę”
„Złapałam męża za rękę, gdy zdradzał mnie z kochanką. Bezczelnie zdjął jej majtki na biurku naszego syna”