„Ukochany prędzej ożeni się z komputerem, niż ze mną. Bajkowe stwory kręcą go bardziej, niż miłość do grobowej deski”

załamana kobieta fot. iStock, courtneyk
„Nic go nie obchodzi: kocha mnie czy nie – on pracuje do piątej, wraca do domu, siedzi przy kompie, coś poczyta, przytuli mnie, idzie kimać. Jednym słowem, zachowywał się jak stary piernik. Pomocy!”.
/ 27.04.2024 19:15
załamana kobieta fot. iStock, courtneyk

Pozornie zwyczajne śniadanko w gronie najbliższych. Ja i mój ukochany, nasi rodzice i babcia Michałka, zasiadający przy stole.

– Ależ wy to ślicznie wszystko przygotowaliście, kruszynki… – odetchnęła babcia. – Gdybym tylko mogła jeszcze zobaczyć, jak bierzecie ślub, to już naprawdę mogę umierać.

Oj, mamuś, co ty gadasz?– zaoponowała moja przyszła teściowa, ale po chwili zmieniła ton.– Choć przyznam, że sama o tym myślę. Oczywiście nie o orszaku żałobnym, a o ceremonii ślubnej.

Zaraz potem ruszyła lawina gadania

Niby że już się dobrze znamy, że czas płynie jak szalony, no i że starczy już tego bujania się bez papierków – rodzina już dłużej nie przeżyje takiego stanu.

– Izunia, będziesz wyglądać przepięknie w białej sukience! – mama aż się wzruszyła. – A do tego jeszcze kolczyki z szafirami, te  po prababuni…

– Ode mnie na ślubny dostaniecie auto, choćbym miał na tym stracić – teść przebił wszystkich.

W tej chwili wydarzyło się coś nieoczekiwanego – mój niedoszły małżonek, którego imienia nawet nie chcę wymawiać, wymyślił sobie, że nagle zaczął się dusić i czym prędzej poleciał do toalety.

– I ja mam powiedzieć sakramentalne "tak" facetowi, który tak się zachowuje? – zapytałam niby niewzruszona, sięgając po następny kawałek ciasta. – Myślicie, że Misiek już się wyszumiał, żeby podejmować poważne życiowe decyzje?

Moi bliscy wymienili między sobą zakłopotane spojrzenia, kompletnie nie mając pojęcia, jak zareagować.

Kryzys czy może gorsze problemy?

– Zachowałaś się podle – stwierdził Michał, kiedy zostaliśmy tylko we dwoje. – Serio musiałem wyjść, bo zakrztusiłem się okruszkiem z ciasta!

– Oooo, biedactwo, ale jakoś żyjesz, co nie? – spytałam uszczypliwie. – W dodatku podsłuchiwałeś, mimo tej dramatycznej sytuacji.

Od jakiegoś czasu przeczuwałam, że musimy w końcu przeprowadzić szczerą rozmowę. Nasze życie w ostatnim okresie nijak się miało do idyllicznego obrazka. W lepszych momentach przemykaliśmy obok siebie w mieszkaniu, ledwo zamieniając ze sobą dwa zdania. W tych gorszych chwilach żarliśmy się o byle pierdołę. Ledwo znosiliśmy swoją obecność w jednym pomieszczeniu.

– I co, jak cię teraz zapytam o naszą przyszłość, to też mi odpowiesz, że nic ci nie jest? – Specjalnie zaczepnie zwróciłam się do Michała, który jak gdyby nigdy nic włączył komputer z zamiarem zagrania w jedną ze swoich gierek.

O co ci chodzi, Iza?

– Chcę wiedzieć, co dalej! – puściły mi nerwy. – Rodzice nie odpuszczą, niedługo znowu zaczną swoje, to chyba oczywiste, co nie? Jaki masz plan? Zadławisz się łyżką?

Ślub nam się nie przyda, skoro już teraz zachowujemy się niczym para z długim stażem, która wiecznie się kłóci. Ja odgrywam rolę wrednej jędzy, a on biednego, niewinnego misia...

– Przecież już mnie wcale nie kochasz – próbowałam wyrwać Michała z letargu. – Nie dostrzegasz, co się z nami ostatnio dzieje? Słuchasz mnie w ogóle?

Zerknął na mnie bardziej przytomnie

– Faktycznie, szału ciał brak – przyznał. – Ale może to nic nadzwyczajnego? Nie mam bladego pojęcia, nigdy wcześniej z nikim nie byłem tak długo jak z tobą – oznajmił i jak gdyby nigdy nic dalej wklepywał kody do swojej gry!

No po prostu nie mogę w to uwierzyć! Ja tu cała się trzęsę ze zdenerwowania, a on ma zamiar tłuc jakieś potwory w wirtualnym świecie? Drań bez serca!

No i znowu wdaliśmy się w pyskówkę. Michałek uznał, że doszukuję się problemów tam, gdzie ich nie ma. Pewnie przeżywamy trudny okres jak inne związki i ja bez sensu robię z tego wielkie halo. Samo przejdzie! W pewnym momencie dotarło do mnie, że on naprawdę tak uważa. Nic go nie obchodzi: kocha mnie czy nie – on pracuje do piątej, wraca do domu, siedzi przy kompie, coś poczyta, przytuli mnie, idzie kimać. Jednym słowem, zachowywał się jak stary piernik. Pomocy!

– Jestem za młoda na tak przeciętne życie! – odparłam ze złością, bo strasznie mnie zirytował. – Niczego od siebie mi nie dajesz. Co więcej, przypominasz mi rybkę w kuli, ciągle trzeba cię karmić, po tobie posprzątać, a nawet szczerej rozmowy nie da się z tobą przeprowadzić! Mam już tego serdecznie dosyć!

No i pogadaliśmy prosto z mostu

Kamień spadł mi z serca, daję słowo. Przeholowałam, i to ostro, ale przynajmniej coś z tego wynikło: Michał siedział z rozdziawioną jak ryba gębą i wgapiał się we mnie jak w obrazek.

– Zamknij paszczę, bo ci muchy nalecą – rzuciłam, a potem zaczęłam się pakować, mając nadzieję, że mój kochany jednak zmieni się z powrotem w istotę ludzką, rzuci mi się do stóp i przysięgnie, że się poprawi. Nic z tych rzeczy się jednak nie wydarzyło, więc zwyczajnie się zmyłam.

Bez sensu, jak zawsze robię wszystko bez zastanowienia, kierując się impulsem... W sumie to gdzie ja chciałam pójść? Moja kumpela Monika pojechała do babuni, a rodzinnego domu raczej nie mogę odwiedzić. Ale ze mnie gapa! Michał chyba też tak pomyślał, bo udało mu się mnie przytrzymać tuż przy windzie.

– Daj spokój, nie wariuj, Iza – chwycił mnie za dłoń. – Chcesz zwiać z chaty? Zachowujesz się jak dzieciak, wiesz?

Weszliśmy do środka i po dłuższej przerwie zaczęliśmy gadać. Michał chyba wziął to na serio, bo sięgnął nawet po swoje słynne wino od wujka z Włoch, które trzymał u nas od dawna i do tej pory nikt go nie ruszał. W gruncie rzeczy okazało się, że oboje mamy do siebie podobne pretensje: obojętność, ciągły brak wolnych chwil, skupianie się wyłącznie na własnej osobie, kompletny brak zainteresowania partnerem.

– Słuchaj, Iza, coś mi przyszło do głowy – oznajmił w pewnym momencie Michał. – Zorganizujmy sobie kilkudniowy urlop, wyskoczmy gdzieś razem. Na luzie pomyślimy, jak to dalej ogarnąć.

Idea może i niezła, ale raczej nierealna do spełnienia. Nigdy nie udawało nam się porozumieć w kwestii wakacyjnych wojaży. Można się spodziewać, że on znowu będzie nalegał na wyprawę w góry, a ja z kolei nad Bałtyk. I wiadomo, jak to się skończy – pewnie tak jak poprzednim razem, czyli awanturą. Ale czy to moja wina, że na samą myśl o pokonywaniu górskich szczytów mam ciarki?!

– Stary, to nie wypali, sam wiesz – powiedziałam, rozkładając ręce. – Przecież to właśnie o kierunek wyjazdu zawsze wszczynamy kłótnie, przypominasz sobie?

A ten rozwinął mapę i oznajmił:

– Skarbie, pojedziemy tam, gdzie tylko zapragniesz. Sama zdecyduj!

Zaledwie po pięciu minutach doszliśmy do porozumienia, że w ramach kompromisu ruszymy na Mazury! Ku mojemu zaskoczeniu, Michał, który zazwyczaj jest tak przemądrzały i ambitny, że choćbyśmy mieli się tułać po wsze czasy, nie zapyta o trasę.

Mój chłopak nie tylko zadzwonił do swojego kumpla z Olsztyna, żeby dowiedzieć się, gdzie są najfajniejsze miejsca agroturystyczne, ale – wyobraźcie sobie, że nawet opracował trasę przejazdu z uwzględnieniem ogrodów wartych zwiedzenia! Nawet nie miałam sumienia wspominać mu, że to trochę za wczesna pora na podziwianie roślinności; niech się cieszy.

– Słuchaj, w weekend musicie do nas zajrzeć. Rodzice twojego faceta też będą – powiadomiła mnie mama, gdy zadzwoniła na dwa dni przed naszym trikiem.

– A w jakim celu? – spytałam podejrzliwie, mając złe przeczucia.

– No wiesz, zanim kolejny rok zleci, musimy pogadać o tej waszej imprezie – zażartowała sobie mama, a mnie od stresu momentalnie skręciło w bebechach.

– Nie da rady, jedziemy na Mazury!– bąknęłam słabo. – Już wszystko pozałatwiane.

Chyba się wkurzyła, bo rozłączyła się bez słowa. Michał, który był tuż obok i doskonale wszystko słyszał, zrobił niezadowoloną minę.

– O matko – westchnął. – Nie ma sensu dalej ciągnąć tego tematu.

Może powinnam poczuć się dotknięta jego słowami, ale szczerze mówiąc, jak mogłabym, skoro w głębi duszy odczuwałam to samo? Zastanawiałam się, z jakiego powodu cała rodzina tak bardzo pragnęła pchnąć nas ku małżeństwu?!

Nagle w mojej głowie pojawiło się zupełnie klarowne pytanie:

„Czy ja naprawdę tego pragnę? Czy marzę o tej białej sukience i innych weselnych bibelotach?".

Hmm. Spróbowałam wyobrazić siebie jako główną bohaterkę ślubnej uroczystości i poczułam, że robi mi się niedobrze.

– A po co nam to w ogóle potrzebne? – zagadnęłam Michała.

– Nie mam bladego pojęcia – westchnął ciężko. – Sądziłem, że ci na tym zależy.

– Nic bardziej mylnego – oznajmiłam z pełną pewnością. – Właściwie to wręcz przeciwnie. Kto wie, może kiedyś w przyszłości… Ale na chwilę obecną to na pewno nie.

– Świetnie – Michał przytulił mnie mocno i przez moment poczułam się jak za dawnych czasów. – Nie byłem pewien, czego pragniesz, dlatego tak zareagowałem wtedy… Najzwyczajniej w świecie się przestraszyłem.

Zastanawiałam się, przytulając się do Michała: „Może to miłość nas jednoczy, a może jeszcze do niej nie dorośliśmy – musimy się sami o tym przekonać i dojrzeć do tego, by się rozstać albo podjąć ważną decyzję o wspólnym życiu". I tak znów zaczęliśmy gadać.

To my decydujemy

– I nie miałaś racji, mówiąc, że cię nie kocham – wyszeptał Miś. – Moja miłość do ciebie nigdy nie wygasła, tylko tak jakby ostatnio…

– Nie darzyłeś mnie sympatią, zgadza się? – dokończyłam za niego, a potem uzupełniłam: – Z mojej strony było podobnie. Chyba oboje się pogubiliśmy.

No i znowu rozbrzmiał dzwonek telefonu. Okazało się, że dzwoni tata Michała. Byłam na tyle blisko, że doskonale słyszałam, jak podniesionym głosem mówi... O czym my w ogóle myślimy? To oni zajmują się organizacją wszystkiego, a my bez słowa wsiadamy w samochód i odjeżdżamy?! Czegoś takiego w żadnym razie nie można zaakceptować!

– Tato, kompletnie nie możesz ingerować w to, jak żyjemy – głos Michała lekko się załamał, dlatego uścisnęłam mocniej jego dłoń. – Ani ja, ani Iza nie prosiliśmy, żebyś cokolwiek organizował.

– Z kim ty rozmawiasz w taki sposób? – ton mojego potencjalnego teścia ani trochę nie złagodniał. – Tak się tutaj trudzimy, chcemy tylko waszego szczęścia…

No to dajcie sobie spokój! A może czasem pomyślcie o własnej przyjemności? Tak jak my… Wracamy, w niedzielę nas nie będzie. Na razie, tato.

Michał zakończył rozmowę i oparł się o ścianę. Pot spływał mu po skroni.

– Oby tata nie dostał zawału – wysapał.

Ja tu myślę, że mój chłopak nie ma przede mną tajemnic! Chyba muszę go przeprosić za tę akcję z „rybą"… Może zrobię to już na mazurach. Chociaż w sumie…

– Misiek, wiesz, że cię kocham, prawda?

Iza, 30 lat

Czytaj także:
„Mąż od 20 lat miał drugą rodzinę. Ja dostawałam od niego tanie parówki, a kochanka wakacje w tropikach”
„Chciałam, by mąż mnie doceniał, a on tylko wymagał i karał. Ślub z nim to mój największy błąd w życiu”
„Straciłam ciążę tuż przed ślubem. Nie powiedziałam narzeczonemu, bo bałam się, że mnie zostawi”

Redakcja poleca

REKLAMA