Pozornie zwyczajne śniadanko w gronie najbliższych. Ja i mój ukochany, nasi rodzice i babcia Michałka, zasiadający przy stole.
– Ależ wy to ślicznie wszystko przygotowaliście, kruszynki… – odetchnęła babcia. – Gdybym tylko mogła jeszcze zobaczyć, jak bierzecie ślub, to już naprawdę mogę umierać.
– Oj, mamuś, co ty gadasz?– zaoponowała moja przyszła teściowa, ale po chwili zmieniła ton.– Choć przyznam, że sama o tym myślę. Oczywiście nie o orszaku żałobnym, a o ceremonii ślubnej.
Zaraz potem ruszyła lawina gadania
Niby że już się dobrze znamy, że czas płynie jak szalony, no i że starczy już tego bujania się bez papierków – rodzina już dłużej nie przeżyje takiego stanu.
– Izunia, będziesz wyglądać przepięknie w białej sukience! – mama aż się wzruszyła. – A do tego jeszcze kolczyki z szafirami, te po prababuni…
– Ode mnie na ślubny dostaniecie auto, choćbym miał na tym stracić – teść przebił wszystkich.
W tej chwili wydarzyło się coś nieoczekiwanego – mój niedoszły małżonek, którego imienia nawet nie chcę wymawiać, wymyślił sobie, że nagle zaczął się dusić i czym prędzej poleciał do toalety.
– I ja mam powiedzieć sakramentalne "tak" facetowi, który tak się zachowuje? – zapytałam niby niewzruszona, sięgając po następny kawałek ciasta. – Myślicie, że Misiek już się wyszumiał, żeby podejmować poważne życiowe decyzje?
Moi bliscy wymienili między sobą zakłopotane spojrzenia, kompletnie nie mając pojęcia, jak zareagować.
Kryzys czy może gorsze problemy?
– Zachowałaś się podle – stwierdził Michał, kiedy zostaliśmy tylko we dwoje. – Serio musiałem wyjść, bo zakrztusiłem się okruszkiem z ciasta!
– Oooo, biedactwo, ale jakoś żyjesz, co nie? – spytałam uszczypliwie. – W dodatku podsłuchiwałeś, mimo tej dramatycznej sytuacji.
Od jakiegoś czasu przeczuwałam, że musimy w końcu przeprowadzić szczerą rozmowę. Nasze życie w ostatnim okresie nijak się miało do idyllicznego obrazka. W lepszych momentach przemykaliśmy obok siebie w mieszkaniu, ledwo zamieniając ze sobą dwa zdania. W tych gorszych chwilach żarliśmy się o byle pierdołę. Ledwo znosiliśmy swoją obecność w jednym pomieszczeniu.
– I co, jak cię teraz zapytam o naszą przyszłość, to też mi odpowiesz, że nic ci nie jest? – Specjalnie zaczepnie zwróciłam się do Michała, który jak gdyby nigdy nic włączył komputer z zamiarem zagrania w jedną ze swoich gierek.
– O co ci chodzi, Iza?
– Chcę wiedzieć, co dalej! – puściły mi nerwy. – Rodzice nie odpuszczą, niedługo znowu zaczną swoje, to chyba oczywiste, co nie? Jaki masz plan? Zadławisz się łyżką?
Ślub nam się nie przyda, skoro już teraz zachowujemy się niczym para z długim stażem, która wiecznie się kłóci. Ja odgrywam rolę wrednej jędzy, a on biednego, niewinnego misia...
– Przecież już mnie wcale nie kochasz – próbowałam wyrwać Michała z letargu. – Nie dostrzegasz, co się z nami ostatnio dzieje? Słuchasz mnie w ogóle?
Zerknął na mnie bardziej przytomnie
– Faktycznie, szału ciał brak – przyznał. – Ale może to nic nadzwyczajnego? Nie mam bladego pojęcia, nigdy wcześniej z nikim nie byłem tak długo jak z tobą – oznajmił i jak gdyby nigdy nic dalej wklepywał kody do swojej gry!
No po prostu nie mogę w to uwierzyć! Ja tu cała się trzęsę ze zdenerwowania, a on ma zamiar tłuc jakieś potwory w wirtualnym świecie? Drań bez serca!
No i znowu wdaliśmy się w pyskówkę. Michałek uznał, że doszukuję się problemów tam, gdzie ich nie ma. Pewnie przeżywamy trudny okres jak inne związki i ja bez sensu robię z tego wielkie halo. Samo przejdzie! W pewnym momencie dotarło do mnie, że on naprawdę tak uważa. Nic go nie obchodzi: kocha mnie czy nie – on pracuje do piątej, wraca do domu, siedzi przy kompie, coś poczyta, przytuli mnie, idzie kimać. Jednym słowem, zachowywał się jak stary piernik. Pomocy!
– Jestem za młoda na tak przeciętne życie! – odparłam ze złością, bo strasznie mnie zirytował. – Niczego od siebie mi nie dajesz. Co więcej, przypominasz mi rybkę w kuli, ciągle trzeba cię karmić, po tobie posprzątać, a nawet szczerej rozmowy nie da się z tobą przeprowadzić! Mam już tego serdecznie dosyć!
No i pogadaliśmy prosto z mostu
Kamień spadł mi z serca, daję słowo. Przeholowałam, i to ostro, ale przynajmniej coś z tego wynikło: Michał siedział z rozdziawioną jak ryba gębą i wgapiał się we mnie jak w obrazek.
– Zamknij paszczę, bo ci muchy nalecą – rzuciłam, a potem zaczęłam się pakować, mając nadzieję, że mój kochany jednak zmieni się z powrotem w istotę ludzką, rzuci mi się do stóp i przysięgnie, że się poprawi. Nic z tych rzeczy się jednak nie wydarzyło, więc zwyczajnie się zmyłam.
Bez sensu, jak zawsze robię wszystko bez zastanowienia, kierując się impulsem... W sumie to gdzie ja chciałam pójść? Moja kumpela Monika pojechała do babuni, a rodzinnego domu raczej nie mogę odwiedzić. Ale ze mnie gapa! Michał chyba też tak pomyślał, bo udało mu się mnie przytrzymać tuż przy windzie.
– Daj spokój, nie wariuj, Iza – chwycił mnie za dłoń. – Chcesz zwiać z chaty? Zachowujesz się jak dzieciak, wiesz?
Weszliśmy do środka i po dłuższej przerwie zaczęliśmy gadać. Michał chyba wziął to na serio, bo sięgnął nawet po swoje słynne wino od wujka z Włoch, które trzymał u nas od dawna i do tej pory nikt go nie ruszał. W gruncie rzeczy okazało się, że oboje mamy do siebie podobne pretensje: obojętność, ciągły brak wolnych chwil, skupianie się wyłącznie na własnej osobie, kompletny brak zainteresowania partnerem.
– Słuchaj, Iza, coś mi przyszło do głowy – oznajmił w pewnym momencie Michał. – Zorganizujmy sobie kilkudniowy urlop, wyskoczmy gdzieś razem. Na luzie pomyślimy, jak to dalej ogarnąć.
Idea może i niezła, ale raczej nierealna do spełnienia. Nigdy nie udawało nam się porozumieć w kwestii wakacyjnych wojaży. Można się spodziewać, że on znowu będzie nalegał na wyprawę w góry, a ja z kolei nad Bałtyk. I wiadomo, jak to się skończy – pewnie tak jak poprzednim razem, czyli awanturą. Ale czy to moja wina, że na samą myśl o pokonywaniu górskich szczytów mam ciarki?!
– Stary, to nie wypali, sam wiesz – powiedziałam, rozkładając ręce. – Przecież to właśnie o kierunek wyjazdu zawsze wszczynamy kłótnie, przypominasz sobie?
A ten rozwinął mapę i oznajmił:
– Skarbie, pojedziemy tam, gdzie tylko zapragniesz. Sama zdecyduj!
Zaledwie po pięciu minutach doszliśmy do porozumienia, że w ramach kompromisu ruszymy na Mazury! Ku mojemu zaskoczeniu, Michał, który zazwyczaj jest tak przemądrzały i ambitny, że choćbyśmy mieli się tułać po wsze czasy, nie zapyta o trasę.
Mój chłopak nie tylko zadzwonił do swojego kumpla z Olsztyna, żeby dowiedzieć się, gdzie są najfajniejsze miejsca agroturystyczne, ale – wyobraźcie sobie, że nawet opracował trasę przejazdu z uwzględnieniem ogrodów wartych zwiedzenia! Nawet nie miałam sumienia wspominać mu, że to trochę za wczesna pora na podziwianie roślinności; niech się cieszy.
– Słuchaj, w weekend musicie do nas zajrzeć. Rodzice twojego faceta też będą – powiadomiła mnie mama, gdy zadzwoniła na dwa dni przed naszym trikiem.
– A w jakim celu? – spytałam podejrzliwie, mając złe przeczucia.
– No wiesz, zanim kolejny rok zleci, musimy pogadać o tej waszej imprezie – zażartowała sobie mama, a mnie od stresu momentalnie skręciło w bebechach.
– Nie da rady, jedziemy na Mazury!– bąknęłam słabo. – Już wszystko pozałatwiane.
Chyba się wkurzyła, bo rozłączyła się bez słowa. Michał, który był tuż obok i doskonale wszystko słyszał, zrobił niezadowoloną minę.
– O matko – westchnął. – Nie ma sensu dalej ciągnąć tego tematu.
Może powinnam poczuć się dotknięta jego słowami, ale szczerze mówiąc, jak mogłabym, skoro w głębi duszy odczuwałam to samo? Zastanawiałam się, z jakiego powodu cała rodzina tak bardzo pragnęła pchnąć nas ku małżeństwu?!
Nagle w mojej głowie pojawiło się zupełnie klarowne pytanie:
„Czy ja naprawdę tego pragnę? Czy marzę o tej białej sukience i innych weselnych bibelotach?".
Hmm. Spróbowałam wyobrazić siebie jako główną bohaterkę ślubnej uroczystości i poczułam, że robi mi się niedobrze.
– A po co nam to w ogóle potrzebne? – zagadnęłam Michała.
– Nie mam bladego pojęcia – westchnął ciężko. – Sądziłem, że ci na tym zależy.
– Nic bardziej mylnego – oznajmiłam z pełną pewnością. – Właściwie to wręcz przeciwnie. Kto wie, może kiedyś w przyszłości… Ale na chwilę obecną to na pewno nie.
– Świetnie – Michał przytulił mnie mocno i przez moment poczułam się jak za dawnych czasów. – Nie byłem pewien, czego pragniesz, dlatego tak zareagowałem wtedy… Najzwyczajniej w świecie się przestraszyłem.
Zastanawiałam się, przytulając się do Michała: „Może to miłość nas jednoczy, a może jeszcze do niej nie dorośliśmy – musimy się sami o tym przekonać i dojrzeć do tego, by się rozstać albo podjąć ważną decyzję o wspólnym życiu". I tak znów zaczęliśmy gadać.
To my decydujemy
– I nie miałaś racji, mówiąc, że cię nie kocham – wyszeptał Miś. – Moja miłość do ciebie nigdy nie wygasła, tylko tak jakby ostatnio…
– Nie darzyłeś mnie sympatią, zgadza się? – dokończyłam za niego, a potem uzupełniłam: – Z mojej strony było podobnie. Chyba oboje się pogubiliśmy.
No i znowu rozbrzmiał dzwonek telefonu. Okazało się, że dzwoni tata Michała. Byłam na tyle blisko, że doskonale słyszałam, jak podniesionym głosem mówi... O czym my w ogóle myślimy? To oni zajmują się organizacją wszystkiego, a my bez słowa wsiadamy w samochód i odjeżdżamy?! Czegoś takiego w żadnym razie nie można zaakceptować!
– Tato, kompletnie nie możesz ingerować w to, jak żyjemy – głos Michała lekko się załamał, dlatego uścisnęłam mocniej jego dłoń. – Ani ja, ani Iza nie prosiliśmy, żebyś cokolwiek organizował.
– Z kim ty rozmawiasz w taki sposób? – ton mojego potencjalnego teścia ani trochę nie złagodniał. – Tak się tutaj trudzimy, chcemy tylko waszego szczęścia…
– No to dajcie sobie spokój! A może czasem pomyślcie o własnej przyjemności? Tak jak my… Wracamy, w niedzielę nas nie będzie. Na razie, tato.
Michał zakończył rozmowę i oparł się o ścianę. Pot spływał mu po skroni.
– Oby tata nie dostał zawału – wysapał.
Ja tu myślę, że mój chłopak nie ma przede mną tajemnic! Chyba muszę go przeprosić za tę akcję z „rybą"… Może zrobię to już na mazurach. Chociaż w sumie…
– Misiek, wiesz, że cię kocham, prawda?
Iza, 30 lat
Czytaj także:
„Mąż od 20 lat miał drugą rodzinę. Ja dostawałam od niego tanie parówki, a kochanka wakacje w tropikach”
„Chciałam, by mąż mnie doceniał, a on tylko wymagał i karał. Ślub z nim to mój największy błąd w życiu”
„Straciłam ciążę tuż przed ślubem. Nie powiedziałam narzeczonemu, bo bałam się, że mnie zostawi”