„Ukochana złamała mi serce. Zrobiłem jej dziecko, a ona wystawiła mnie za drzwi. Wiedziałem, że jej rodzice maczali w tym palce”

Zdradzony mężczyzna fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk
„Gdy któregoś poniedziałku zobaczyłem na stołówce śliczną dziewczynę, momentalnie wywietrzała mi z głowy Dorota, wraz z resztką wczorajszego alkoholu. To było jak grom z jasnego nieba. Istne czary. Złapałem w magazynie jednego z kolegów i zacząłem go podpytywać, kim jest ta ślicznotka”.
/ 29.08.2022 15:15
Zdradzony mężczyzna fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk

Dorota nie powiedziała mi wprost, że nie pasuję do jej towarzystwa. Po prostu, po trzech wspólnie spędzonych latach usłyszałem: „Za bardzo się różnimy”. Czyli co? Jako magazynier w firmie tekstylnej odstaję od krakowskich studentów? Woli kogoś wykształconego, oczytanego, obytego, znającego języki?

No może, może, chociaż ci studenci wcale nie zachowywali się jak elita. Pili jak inni na umór i spadali pod stół, a klęli nie mniej ordynarnie niż zawodowi kierowcy czy budowlańcy. Wielkich różnic między nimi a sobą nie dostrzegałem.

Wcale nie czułem się gorszy od jakiegoś magistra czy innego doktorka. Zarabiałem nieźle, dodatkowo robiłem kurs na kierowcę ciężarówek i kończyłem szkołę górniczą. Wszystko po to, by naszemu przyszłemu małżeństwu zapewnić godny byt. Nie wyszło, co odebrałem niemal jak fizyczny cios. Nic dziwnego, że się upiłem. Choć właściwie upijałem się regularnie, co weekend, gdy praca nie zajmowała mi rąk i myśli.

Próbowałem walczyć, ale nie wiedziałem jak

Jak nagle stać się lepszym, godniejszym jej ręki? Nie starczyło mi pomysłu i w końcu dałem sobie spokój. Mało to dziewczyn na świecie? Na pewno jakąś sobie znajdę. W pracy kumplowałem się z Haliną, starszą ode mnie, sympatyczną szwaczką, która nieraz rozprawiała o swojej córce.

Mówiła, że załatwia jej zatrudnienie w naszej firmie i jak dobrze pójdzie, lada dzień Ewelina zawita w zakładzie, aby przysposabiać się do pracy w szwalni. Tych zachwytów Haliny nad córką słuchałem jednym uchem, zbyt skacowany, by się skupić.

Ale gdy któregoś poniedziałku zobaczyłem na stołówce śliczną dziewczynę, momentalnie wywietrzała mi z głowy Dorota, wraz z resztką wczorajszego alkoholu. To było jak grom z jasnego nieba. Istne czary. Złapałem w magazynie jednego z kolegów i zacząłem go podpytywać, kim jest ta ślicznotka. Zaśmiał się.

– Nie wiesz? Ty? Najlepszy kumpel Halinki? Przecież to jej słynna córa! Wcześnie musiała ją sobie zrobić…

No jasne! Jak mogłem tego nie skojarzyć. Kiedy bliżej przyjrzałem się Ewelinie, zauważyłem podobieństwo do matki. Poza tym czarne oczy, śliczny uśmiech, twarz jak z obrazka, dwadzieścia dwa lata… No, cudo.

Od rozstania z Dorotą minęło dość czasu i poczułem, że jestem gotowy na nowy związek. Gdy nie napotkałem oporu, przystąpiłem do zmasowanego ataku. Kawa, lody, spacery, wycieczki, dyskoteki, cudowne noce, wreszcie wspólne wakacje. Po półtora roku zaczęliśmy otwarcie rozmawiać o ślubie. Rodzice Eweliny zaakceptowali nasz związek bez większych zastrzeżeń. Jakieś anse miał tylko przyszły teść, który po kilku wspólnych imprezach truł Ewelinie, że za dużo piję.

– Niech patrzy na siebie – denerwowałem się. – Abstynentem nie jest…

Gdy się okazało, że Ewelina jest w ciąży, popłakaliśmy się oboje z radości. Inaczej niż w większości podobnych przypadków, gdy młodych na wieść o wpadce ogarnia panika. Nas nie – przecież się kochaliśmy i pragnęliśmy zostać małżeństwem. Zaczęliśmy mocno przyśpieszone przygotowania do ślubu. Lokal, lista gości, suknia, obrączki, zaproszenia. I nagle spadł na mnie kolejny grom z jasnego nieba. Tym razem tak okropny, jakbym dostał nie tylko obuchem w głowę, ale i pięścią w splot słoneczny.  Ewelina się rozmyśliła.

Dlaczego? Co się stało? 

– Co?! – nie dowierzałem. – Co ty mówisz? Skarbie, dobrze się czujesz? Może to jakieś lęki ciążowe, sam nie wiem…

– Po prostu nie chcę być twoją żoną. Przepraszam – pokręciła głową.

Nie zrobiłem potężnej awantury, w końcu Ewelina była w ciąży. Usiedliśmy na spokojnie i porozmawialiśmy. Dlaczego? Co się stało? Ewelina próbowała tłumaczyć, ale ja nie bardzo rozumiałem albo nie chciałem zrozumieć. Co to niby znaczy, że jest zbyt młoda, niegotowa i nie poradzi sobie z moimi problemami?

Nie uda nam się, bo nie zamierzam się zmienić. A po co mam się zmieniać? Co ze mną nie tak? Kocha mnie, ale musi myśleć o dziecku, a ja się nie zmienię. Znowu to powtórzyła. Czyli głównie chodziło o mnie, nie o nią. Za dużo piję? Może i tak. Imprezuję co weekend? W tygodniu też się zdarza? No, owszem. Czasem wybuchnę? Bywa. Ale takie wady, to żadne wady, ma je większość facetów w Polsce.

Czyżby chodziło o coś innego? Może po prostu mnie nie kochała i wreszcie zdobyła się na uczciwość. Właściwie to małżeństwo najbardziej stręczyła jej matka. Czyżby Halina szukała dla swojej córki kawalera z perspektywami? Cóż, ja takie miałem.

Dostałem ostatnio odpowiedź z kopalni, gdzie złożyłem podanie, od przyszłego roku miałem być górnikiem pełną gębą. Zdałem egzamin na kierowcę tirów, dla tych też pracy nie brakuje. Co się zatem zmieniło? Czemu już nie nadawałem się na zięcia? Zapłodniłem Ewelinę i przestałem być potrzebny. Wystarczą alimenty.

Gdy wytknąłem to Ewelinie, rozpłakała się, ale zdania nie zmieniła. Mało ją obchodziło, że stawia mnie w kłopotliwej sytuacji. Taki wstyd przed rodziną i znajomymi… Znowu alkohol pomógł mi się uporać z rozpaczą i upokorzeniem. Odwołałem księdza, urząd stanu cywilnego, rozliczyłem się z restauracją, jubilerem.

Mniejsza o to, że stałem się obiektem kpin. Najbardziej bolało, że czeka mnie los niedzielnego ojca, który swoje dziecko będzie widywał tylko w weekendy. Zmieniłem pracę, poszedłem pracować w kopalni. Większa kasa na pewno mi się teraz przyda.

To chyba ona jest niedojrzała, nie ja!

Odbyłem jeszcze kilka poważnych rozmów z Eweliną, czy to naprawdę koniec, czy jeszcze kiedyś będziemy razem, bo przecież dziecko potrzebuje ojca. Powiedziała, że wszystko zależy ode mnie, bo ojciec to nie tylko dawca materiału genetycznego. Zaś dziecko to nie lalka, wymaga odpowiedzialności, zaangażowania, opieki, stałości.

Patrzyłem na nią, nic nie rozumiejąc. Ukryta kamera? Przecież dokładnie to samo myślałem, tylko to Ewelinę podejrzewałem o brak odpowiedzialności i dojrzałości. To ona potraktowała mnie instrumentalnie! To ona uciekła do rodziców i wykluczyła mnie ze swojego życia.

Nie było jednak czasu na wzajemne przerzucanie się pretensjami, bo pojawiły się komplikacje ciążowe. Badania prenatalne, usg, wizyty u lekarzy. Przezierność fałdu karkowego, ten medyczny termin zaczął mnie prześladować, śnił mi się po nocach. Zaistniało ryzyko, że nasze dziecko urodzi się chore bądź niepełnosprawne. Lekarz dał nam to wyraźnie do zrozumienia, choć niczego nie przesądzał.

Przeczesywaliśmy internet, szukając informacji, ale to wcale nie pomagało. Tylko bardziej się denerwowaliśmy. Z drugiej strony, czy będziemy to dziecko kochać mniej, bo urodzi się z zespołem Downa czy Turnera? Pytanie bez sensu, bo tego nigdy nie wie się z wyprzedzeniem…

Przez moment byliśmy jak prawdziwa, szczęśliwa rodzina. Mama, tata i Weronika. Po cichu liczyłem, że dziecko nas zbliży, sklei to, co się rozpadło, ale nic takiego nie nastąpiło. Ewelinę pochłonęła opieka nad małą, ja zszedłem na dalszy plan.

Pomagałem z doskoku, ile mogłem, nasi rodzice też, ale cała sytuacja nie była normalna. Czegoś brakowało, a ja nie wiedziałem, czego. Podobnie jak nie wiedziałem, co miałbym w sobie zmienić. Mniej pić? A co w zamian? Gdy zewsząd osaczają cię różne problemy, najlepiej utopić cały ten syf w piwie. To najprostsza i w gruncie rzeczy najtańsza metoda.

Zresztą czy w ogóle warto się starać? Po co? Czy istniała choć minimalna szansa, że Ewelina do mnie wróci? Z drugiej strony nie chciałem do śmierci na pytanie: „kim jestem?” odpowiadać: „ojcem dziecka pewnej kobiety”. Chciałem po prostu być ojcem. I mężem. Tylko nie wiedziałem, jak to poukładać, a rodzice Eweliny nie pomagali. Halina przestała być moją koleżanką…

Najchętniej odcięłaby mnie od dziecka

Miałem się nie wtrącać i tylko płacić alimenty. Parę razy próbowała zamknąć mi drzwi przed nosem, ale nie pozwoliłem. Jej mąż groził wezwaniem policji; nie przejąłem się. Dopiero po kolejnej szarpaninie na korytarzu, pod obstrzałem ciekawskich spojrzeń sąsiadów, zacząłem trzeźwiej myśleć.

Uważają mnie za awanturnika i alkoholika? Może słusznie. Może taki właśnie jestem, ale koniec z tym. Zrobię sobie detoks, jakiego świat nie widział. Oddam się pod opiekę psychologa, dowiem się, co we mnie jest nie tak, i to naprawię. Pójdę na odwyk, do AA, zaszyję się, jak będzie trzeba, nażrę się środków uspokajających i wyciszę jak trusia, byle nie pozbawili mnie kontaktu z dzieckiem.

Wynajmę adwokata, do sądu pójdę. Nie wychodziło mi w życiu z kobietami, ale nie dopuszczę, by nie wyszło mi z córką. Będę walczył o to, co dla mnie ważne, o to, co kocham. I zmienię się, jeżeli to jedyna droga do wygranej. Zmienię się, jestem gotowy. 

Czytaj także:
„Choć wpajałam córce dobre zasady, Janka wyrosła na materialistkę. Kalkulowała każdy element życia z precyzją księgowej”
„Szefowa traktowała mnie jak niewolnicę. Za marne grosze urabiałam sobie ręce po łokcie, a jej wciąż było za mało”
„2 lata czekałam na wizytę przyjaciółki, a ona mnie wystawiła. Przygruchała sobie jakiegoś amanta i poszłam w odstawkę”

Redakcja poleca

REKLAMA