„Udawałam przed mężem, że pracuję i czyściłam jego konto oszczędnościowe. To był plan, jak zarobić i się nie narobić”

kobieta na zakupach fot. Getty Images, Tom Werner
„Swój plan wprowadziłam w życie. Każdego dnia oszukiwałam Marcina, że wychodzę do biura, a wieczorem opowiadałam mu o swoich rzekomych zajęciach i wymyślonych współpracownikach”.
/ 03.08.2024 20:30
kobieta na zakupach fot. Getty Images, Tom Werner

Kiedy wychodziłam za mąż, byłam przekonana, że złapałam Pana Boga za nogi. Marcin był nie tylko przystojny i sympatyczny, ale przede wszystkim zaradny i całkiem zamożny. Prowadził własną firmę, która przynosiła przyzwoite dochody. W takiej sytuacji byłam przekonana, że ja nie będą już musiała pracować – tym bardziej, że przez większość swojego dorosłego życia miałam problem ze znalezieniem zajęcia, które odpowiadałoby moim wymaganiom. Tymczasem mój mąż nie brał pod uwagę sytuacji, w której miałabym zostać w domu. Dlatego wymyśliłam pewien plan. Niestety nie do końca się powiódł.

Nie odpowiadały moim ambicjom

Już podczas studiów zrozumiałam, że ciężko będzie mi znaleźć pracę, która spełniałaby wszystkie moje wymagania. A były one naprawdę spore. Przede wszystkim nie chciałam spędzać w robocie kilkanaście godzin na dobę. „Praca nie może koligować z życiem prywatnym” – myślałam, gdy na kolejnej rozmowie o pracy słyszałam, że moje obowiązki będą obligowały mnie do siedzenia w biurze przez co najmniej osiem godzin dziennie. Wliczając w to dojazdy z jednego końca miasta na drugi, to nie byłoby mnie w domu od wczesnego ranka do późnego popołudnia.

– Za takie pieniądze? Nie warto – tłumaczyłam swoją decyzję przyjaciółce, która dziwiła się, że nie chcę pracować w znanej i cenionej firmie.

No właśnie – pieniądze. To był kolejny powód, dla którego trudno było mi znaleźć odpowiednią pracę. Kochałam zakupy. Więc jasne dla mnie było to, że potrzebuję sporej gotówki, aby spełniać swoje marzenia o nowej sukience lub perfumach. A stawki proponowane w kolejnych firmach nie spełniały moich oczekiwań.

– To są stawki początkowe – słyszałam od pracowników działów HR. – Z czasem będą one coraz wyższe.

Ale ja nie chciałam czekać. Miałam swoje potrzeby i uważałam, że od samego początku powinnam zarabiać przyzwoite pieniądze. I byłam coraz bardziej rozczarowana tym, że nikt nie chce mi zapłacić tyle, ile potrzebuje.

Sposób na wszystkie problemy

Ciągłe niezadowolenie z otrzymywanych wypłat sprawiało, że nie byłam w stanie utrzymać się w jednej pracy dłużej niż kilka miesięcy. I kiedy w końcu dotarło do mnie to, że na początek nie wynegocjuję zbyt wysokich stawek, to wtedy na mojej drodze pojawił się Marcin.

Poznaliśmy się przez całkowity przypadek. Koleżanka zaprosiła mnie na urodziny, na które wcale nie miałam ochoty iść. Ale ponieważ głupio było mi odmówić, to zjawiłam się u niej o umówionej porze. „Posiedzę godzinkę i się zmyję” – myślałam. Tego wieczoru zamierzałam powysyłać swoje CV do kolejnych firm. Cały czas miałam nadzieję, że w końcu uda mi się spełnić moje oczekiwania finansowe.

– Poznaj mojego brata – usłyszałam. Obok koleżanki stał wysoki szatyn, który miał najbardziej uroczy uśmiech jaki widziałam w życiu. – Marcin jest zapracowanym biznesmanem, ale znalazł chwilę, aby wpaść na urodziny swojej młodszej siostry – dodała ze śmiechem.

Od razu zapaliła mi się czerwona lampka. Marcin był biznesmanem, a to oznaczało, że był też bogaty. „Może warto się nim zainteresować” – pomyślałam. A ponieważ brat koleżanki był też prawdziwym przystojniakiem, to stwierdziłam, że nic nie tracę.

I faktycznie to była dobra decyzja. Ten wieczór był jednym z najlepszych w moim życiu. Nie tylko świetnie się bawiłam w towarzystwie zabawnego i przystojnego faceta, ale także widziałam w jego oczach wyraźne zainteresowanie moją osobą. A to dobrze wróżyło na przyszłość.

– Spotkamy się jeszcze? – usłyszałam na koniec imprezy. Właśnie czekałam na zamówioną taksówkę, a Marcin uparł się by mi towarzyszyć.
Spojrzałam na niego z uśmiechem.

– A chcesz? – zapytałam. W odpowiedzi usłyszałam prośbę o mój numer telefonu i obietnicę, że to nie koniec.

Ślub był początkiem wymarzonego życia

Już po kilku randkach stwierdziliśmy, że chcemy być razem. W ciągu kilku miesięcy zaręczyliśmy się i ustaliliśmy datę ślubu.

– A to nie za szybko? – zapytała mnie mama, gdy poinformowałam ją o tym, że wychodzę za mąż.

– Nie ma na co czekać – odpowiedziałam. I dokładnie tak myślałam. Marcin był idealnym kandydatem na męża, a moje ewentualne zwlekanie mogłoby się skończyć naszym rozstaniem.

Ślub był wspaniały. Marcin nie żałował pieniędzy na uroczystość, która była niczym z bajki. A ja czułam się jak księżniczka. „Czeka mnie cudowne życie” – myślałam stojąc przed ołtarzem. Patrzyłam w oczy swojego przyszłego męża i byłam przekonana, że zapewni mi życie, o którym marzyłam przez ostatnie lata.

Podróż poślubną spędziliśmy na egzotycznej wycieczce, a po powrocie zabraliśmy się za urządzanie naszego gniazdka. Wszystko wydawało się idealne. Miałam być bogatą panią domu, której jedynym zajęciem będzie dobrze wyglądać. Przeliczyłam się.

Mąż zasugerował, abym poszła do pracy

Przez kilka pierwszych miesięcy naszego małżeństwa wszystko szło po mojej myśli. Marcin codziennie jeździł do firmy, a ja spędzałam dnie na zakupach, u kosmetyczki lub na spotkaniach z koleżankami.

– Ależ się ustawiłaś – mówiły mi z zazdrością w głosie.

A ja współczułam im, że każdego dnia muszą zrywać się o świecie, aby biec do biura i spędzać w nim czas od rana do wieczora. „Jestem szczęściarą” – myślałam. Jednak nie przewidziałam tego, że wszystko ma swój kresPewnego wieczoru mąż poprosił mnie o rozmowę. Byłam przekonana, że chce ustalić wakacyjny wyjazd.

– To gdzie jedziemy? – zapytałam wesoło.

Marcin spojrzał na mnie zaskoczony.

– Na razie nigdzie – odpowiedział. A potem zapytał, kiedy zamierzam wrócić do pracy.

– Do pracy? – zapytałam zaskoczona.
– No tak – odpowiedział mój mąż. – Chyba nie zamierzasz siedzieć całymi dniami w domu? – zapytał. A w jego głosie pojawiła się nutka pretensji.

– Poszukam czegś – obiecałam.

Ale ten pomysł wcale mi się nie podobał. „Mam pracować za marne pieniądze?” – oburzałam się w myślach. Nie mogłam zrozumieć sytuacji, w której mój bogaty mąż każe mi iść do pracy.

Wmawiałam mu, że pracuję

Początkowo myślałam, że Marcin szybko odpuści pomysł mojego powrotu do pracy. Dlatego też oszukiwałam go, że wysyłam CV, a w głębi duszy liczyłam na to, że ten głupi pomysł w końcu upadnie. Nic z tego.

– Jak tam twoje poszukiwania pracy? – zapytał mnie mąż przy kolacji. Jednocześnie spojrzał na mnie w taki sposób, który sugerował, że tym razem się nie wymigam.

– Cały czas szukam – powiedziałam. – Ale sam wiesz jak jest – westchnęłam. Ale Marcin nie dał się nabrać. Odłożył widelec i spojrzał mi prosto w oczy.

– Jeżeli masz taki problem ze znalezieniem pracy, to mogę ci pomóc – powiedział. A ja zrozumiałam, że już się nie wywinę. Marcin nie zamierzał odpuścić. Nie chciał mieć niepracującej żony.

– Nie trzeba – odpowiedziałam po chwili. – Mam kilka ofert pracy – zapewniłam go. To oczywiście nie była prawda, bo przez ostatnie miesiące nie wysłałam ani jednego CV. Ale co miałam mu powiedzieć?

Przez kilka kolejnych dni próbowałam wymyślić jakiś plan. A ponieważ nic nie przychodziło mi do głowy, to stwierdziłam, że będę improwizować.

– Od przyszłego miesiąca wracam do pracy – zakomunikowałam mężowi.

Wiedziałam, że nie mogę dłużej zwlekać, bo Marcin z każdym dniem robił się coraz bardziej natarczywy.

– O, to super – ucieszył się. – Jaka to praca? – zapytał.

Sprzedałam mu bajeczkę o pracy w biurze. Bo oczywiście żadnej pracy nie znalazłam. Stwierdziłam, że na razie będę udawać przed mężem, że codziennie wychodzę do pracy. „A potem coś się wymyśli” – próbowałam się pocieszyć.

Swój plan wprowadziłam w życie. Każdego dnia oszukiwałam Marcina, że wychodzę do biura, a wieczorem opowiadałam mu o swoich rzekomych zajęciach i wymyślonych współpracownikach.

– Chyba jesteś zadowolona? – pytał chwaląc moją nową sukienkę.

A ja oczywiście przytakiwałam ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. I zapewniałam go, że fajnie jest mieć własne pieniądze.
A ja ich nie miałam. Jednak na to też znalazłam sposób. Miałam dostęp do konta oszczędnościowego Marcina, na które regularnie wpływały całkiem spore kwoty. Ponieważ mój mąż prawie nigdy nie sprawdzał oszczędności, to nie miał pojęcia, że regularnie topnieją.

I chociaż wiedziałam, że to nie będzie trwać wiecznie, to nie mogłam powstrzymać się przed zakupem nowej sukienki lub torebki. „Jak tylko znajdę odpowiednią pracę, to wszystko mu oddam” – zapewniałam samą siebie. Ale chyba sama w to nie wierzyłam. Tym bardziej że wciąż nawet nie zaczęłam szukać jakiegoś zajęcia.

Wszystko wyszło na jaw

Nie wiem dlaczego byłam tak głupia, że sądziłam, iż mój plan się powiedzie. Rozczarowanie przyszło bardzo szybko.

– Karta odrzucona – usłyszałam w sklepie, gdy chciałam zapłacić za zakupioną biżuterię.

– Jak to odrzucona? – zdziwiłam się. – To niemożliwe – dodałam.

Jednak ponowna próba zapłaty zakończyła się fiaskiem. A gdy sprawdziłam stan konta, to okazało się, że jest puste. „I co ja teraz zrobię?” – pomyślałam przerażona. Właśnie uświadomiłam sobie, że wydałam wszystkie oszczędności swojego męża.

Przez kilka kolejnych dni gorączkowo próbowałam znaleźć jakieś zajęcie. Ale okazało się, że to wcale nie jest takie proste. A już na pewno nie za taką stawkę, która pozwoliłaby mi zwrócić wydane pieniądze. I wtedy uświadomiłam sobie, że nie mam wyjścia. Musiałam wszystko powiedzieć mężowi.

– Myślałaś, że się nie dowiem? – zapytał mnie Marcin, gdy skruszona o wszystkim mu opowiedziałam.

– Wiedziałaś? – zapytałam zdziwiona.

– Tak, wiedziałem – odpowiedział. – I wiesz co jest najgorsze? Że mnie okłamywałaś.

Nie wiedziałam co powiedzieć.

– Przykro mi – tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.

Marcin spojrzał na mnie.

– Mi też jest przykro – powiedział tylko.

Kilka dni później oświadczył, że nasze małżeństwo się skończyło. Próbowałam go przekonać, że się zmienię, ale to nic nie dało. Marcin stwierdził, że stracił do mnie zaufanie i że już nigdy go nie odzyska. A ja w jednej chwili zrozumiałam, że wszystko straciłam.

Anna, 30 lat

Czytaj także:
„Mąż przez całe życie więcej kombinuje, niż pracuje. Myśli, że kasa w moim portfelu sama się rozmnaża”
„Wakacje na Mazurach były czystą przyjemnością. Do czasu, aż zobaczyłem swoją dziewczynę baraszkującą w krzakach”
„Przed śmiercią żona wyznała, że byłem dla niej tanim zamiennikiem miłości. Pozbyła się ciężaru, a ja się załamałem”

Redakcja poleca

REKLAMA