„Udawałam miłość do męża, żeby żyć w luksusach za jego pieniądze. Nie chciałam ledwo wiązać końca z końcem”

Udawałam miłość do męża, żeby żyć w luksusach fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Cały czas wydawało mi się, że jestem gorsza, głupsza, że na niego nie zasługuję. Spotykałam się jednak z nim, bo kupował mi prezenty, drogie torebki, zabierał mnie do restauracji, na wycieczki, bo koleżanki mi go zazdrościły. Wreszcie chciały się ze mną przyjaźnić, wreszcie było coś, w czym byłam lepsza, wreszcie im dorównałam”.
/ 16.06.2022 09:30
Udawałam miłość do męża, żeby żyć w luksusach fot. Adobe Stock, Halfpoint

Wyszłam za mąż bez miłości. Pragnęłam żyć w luksusie, bez obaw, że nie starczy mi do pierwszego, że nie będę miała za co kupić nowych butów na zimę, albo wysłać dziecka na kolonie. To był dla mnie wtedy priorytet. Teraz nagle zrozumiałam, że zrobiłam wielki błąd, który chcę naprawić.

W moim domu nigdy się nie przelewało

Zawsze na wszystko brakowało nam pieniędzy. Tata był na rencie, bo stracił nogę w wypadku na budowie, a mama pracowała jako sprzątaczka. Miałam jeszcze czworo starszego rodzeństwa. Wszystkie ubrania, buty, rzeczy do szkoły zawsze miałam albo po siostrach, albo po jakichś kuzynkach. Pamiętam, jak bardzo chciałam mieć nowe dżinsy albo nową kurtkę. Takie ze sklepu, w których nikt przede mną nie chodził. Nigdy nie jeździłam na wycieczki szkolne ani na kolonie, bo rodzice nie mieli pieniędzy. Już w liceum zaczęłam sobie dorabiać, jak tylko się dało.

Jeździłam zbierać owoce, myłam sąsiadce okna, robiłam zakupy, czasem wypastowałam podłogę. Od dziecka obiecywałam sobie, że zrobię wszystko, żebym nie była biedna, żeby mnie było stać na ładne ubrania, ładne mieszkanie, żeby te rzeczy były nowe, drogie i markowe. Patrzyłam na moje starsze siostry, które zaraz po szkole powychodziły za mąż, niby z wielkiej miłości, i pracowały, jedna w sklepie, a druga w rejestracji osiedlowej przychodni i nadal klepały biedę. Ja nie chciałam tak żyć. Wiecznie w pośpiechu, wiecznie z ciężkimi zakupami. A gdzie czas dla siebie? Gdzie relaks? Gdzie zwiedzanie świata, kino, teatr? Chciałam inaczej.

Zawzięłam się, że pójdę na studia

Poszłam. Dostałam nawet stypendium. Ale i tak starczało tylko na najpotrzebniejsze rzeczy. Wciąż odstawałam od tych koleżanek, które mi imponowały, z którymi chciałabym się zaprzyjaźnić. I wtedy poznałam Roberta. On się mną zainteresował, mimo że na tle tych moich przyjaciółek wyglądałam szaro i nijako. Robert był jak z innego świata. Innego niż mój. Kilka lat starszy, miał już własną firmę, własne mieszkanie i piękny samochód. Powiedział, że się we mnie zakochał od pierwszego wejrzenia. Imponował mi, nawet bardzo, ale nie czułam szybszego bicia serca ani motyli w brzuchu, kiedy był blisko.

Właściwie to nawet nie czułam się przy nim swobodnie. Cały czas wydawało mi się, że jestem gorsza, głupsza, że na niego nie zasługuję ani do niego nie pasuję. Spotykałam się jednak z nim. Spotykałam się, bo kupował mi prezenty, zabierał mnie do restauracji, na wycieczki, bo koleżanki mi go zazdrościły. Wreszcie chciały się ze mną przyjaźnić, wreszcie było coś, w czym byłam lepsza, wreszcie im dorównałam. Zanim zdążyłam się zastanowić, Robert mi się oświadczył. Dostałam piękny pierścionek z brylantem i ogromny bukiet czerwonych róż. Poza tym poczułam się, jakbym dostała obuchem w głowę. 

Nie sądziłam, że tak prędko będę musiała podjąć tą decyzję. W ogóle zresztą o tym nie myślałam. Wiedziałam, że coś w moich uczuciach do Roberta jest nie tak, że to nie jest wielka miłość, nie czułam, że pragnę spędzić z nim resztę życia, że nie potrafię bez niego funkcjonować.

Nie czułam tego, ale się zgodziłam

Przecież właśnie teraz spełniały się moje marzenia, moje życiowe postanowienia. Wychodzę za bogatego faceta i nigdy już nie będę biedna. On zapewni mi dostatnie, luksusowe życie, będę z nim szczęśliwa. Pół roku później wzięliśmy ślub i przeprowadziłam się ze skromniutkiego pokoiku w akademiku do pięknego mieszkania mojego męża. Wcześniej nie chciałam, mimo że Robert proponował mi to wielokrotnie. Moi rodzice byli zachwyceni nowym zięciem, tylko Gośka, najstarsza siostra, zapytała, czy ja jestem pewna, że go kocham.

– Jasne że kocham – odpowiedziałam. – Dlaczego w ogóle pytasz?

– Bo jakoś tego nie widać – stwierdziła.

– Ty nie musisz tego widzieć. Ja wiem, co wiem i tyle – odpysknęłam.

Gośka już więcej nic nie mówiła, popatrzyła tylko na mnie jakoś smutno. W głębi duszy uważałam, że pewnie mi zazdrości, bo ze swoim mężem nigdy nie dorobi się nawet takiego mieszkania jak nasze, nie mówiąc już o czymkolwiek innym. W podróż poślubną pojechaliśmy do Hiszpanii. Było bajecznie.

– Dobrze mi z tobą, kochanie – powtarzałam ciągle mężowi.

– Kocham cię, skarbie – odpowiadał.

– Ja też cię kocham – mówiłam, choć to była nieprawda.

Po powrocie ja zajęłam się studiami, a Robert swoją pracą. W sumie dobrze nam było razem, spokojnie i dostatnio.

Byłam pewna, że Robert bardzo mnie kocha

Czułam to i ze wszystkich sił starałam się również go pokochać. Wierzyłam, że tak się stanie, że tak może być.

– Jak tylko skończysz studia, zrobimy sobie dzidziusia – powiedział mi pewnego wieczoru, a mnie zimny dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa.

Nagle zdałam sobie sprawę, że to moje małżeństwo jest na całe życie, że jeśli będziemy mieli wspólne dziecko, będziemy już rodziną, taką pełną, nierozerwalną.

– Z dzieckiem to może jeszcze troszeczkę poczekajmy – wykrztusiłam.

– Poczekamy – roześmiał się.

Może rzeczywiście byłoby tak, jak zaplanował, gdyby pewnego dnia Kaśka nie namówiła mnie na fitness.

– Otworzyli tu niedaleko nową siłownię. Mówię ci, wypas – kusiła.

Nie musiała zresztą specjalnie na mnie naciskać. Chętnie korzystałam ze wszystkich dostępnych mi już teraz luksusów. Tyle tylko, że to właśnie wyjście okazało przełomem w moim życiu. Nagle zrozumiałam, co znaczyło stwierdzenie mojego męża, że zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia.

Adam był trenerem na tej nowoczesnej siłowni

Chodził, udzielał porad, regulował urządzenia, pomagał. I co chwila zerkał w moją stronę. Ja też nie mogłam się powstrzymać. Kiedy nasze spojrzenia się spotykały zaczynały między nami strzelać iskry.

Ale się na ciebie gapi – szepnęła Kasia.

Ja natychmiast opuściłam wzrok. Nie chciałam, żeby zauważyła, że ja również gapię się na niego. Moja koleżanka była jednak za sprytna, nie dała się oszukać.

– Spodobał ci się, co nie? – bardziej właściwie stwierdziła, niż zapytała.

– Co ty wymyślasz? – próbowałam się wypierać, ale Kaśka tylko się roześmiała.

– Mam oczy i widzę. Prawie zapomniałaś, że masz męża.

A ja rzeczywiście zapomniałam. Nie potrafiłam myśleć o nikim innym, jak tylko o Adamie. Byłam zauroczona, zafascynowana, nieprzytomna. Kilka dni później poszłam na siłownię sama, a on od razu wiedział, po co tam przyszłam.

– Kończę o 22 – szepnął. – Poczekaj na mnie w barku.

Poczekałam. A później czułam się jakbym po raz pierwszy w życiu poszła na randkę. Dopiero teraz miałam motyle w brzuchu, dopiero teraz czułam, że Adam jest tym kimś, z którym nie chcę się rozstawać nawet na chwilę. Spotykaliśmy się codziennie i codziennie zapewnialiśmy się nawzajem o swojej wielkiej miłości. Po tygodniu znajomości znaleźliśmy się w łóżku, w maleńkiej kawalerce Adama. Miałam wrażenie, że jestem w niebie. Nawet przez chwilę nie czułam się z własnym mężem tak, jak z Adamem.

To on był moją miłością i moim przeznaczeniem...

Musiałam jednak wracać do domu, do Roberta.

– Muszę już iść – szepnęłam, podnosząc się niechętnie.

– Zostań – poprosił, a kiedy milczałam dodał po chwili. – Zostań ze mną na zawsze. Zakochałem się w tobie.

– Nie mogę – nie miałam pojęcia, jak mam z siebie wydusić prawdę, ale wiedziałam, że muszę. – Nie mogę – powtórzyłam. – Mam męża.

Zobaczyłam, jak w oczach Adama pojawia się zdumienie, a potem złość.

Jesteś mężatką? I nie powiedziałaś mi o tym? Dlaczego? – zerwał się z wściekłością i gwałtownie zaczął wciągać na siebie ubranie. – Jak mogłaś?

– Zakochałam się – wyznałam. – Bałam się, że nie będziesz chciał mnie znać.

– I miałaś rację!

– Wysłuchaj mnie, proszę. Moje małżeństwo to jedna wielka pomyłka.

– Jasne! – zaśmiał się. – Wszystkie tak mówicie! W domu pewnie stary, bogaty mąż, a na boku młody kochanek.

– To nie tak. Mój mąż nie jest stary, tylko bogaty. Wyszłam za niego właśnie z tego powodu. Ale rozwiodę się. Obiecuję, rozwiodę się z nim dla ciebie.

– A skąd wiesz, że ja chcę, żebyś się rozwodziła? Ja nie jestem bogaty, nie zapewnię ci życia, do jakiego przywykłaś.

– Adam, to naprawdę nie ma znaczenia. Kocham cię i chcę być z tobą.

– Nie wierzę ci. Idź już, proszę.

– Adam, ja naprawdę się rozwiodę, tylko nie odpychaj mnie, proszę.

– Idź już – usłyszałam w odpowiedzi.

Nie miałam innego wyjścia, jak tylko ubrać się i wyjść

Szłam do domu i płakałam. Jak ja mogłam wyjść za Roberta, przecież wiedziałam, że to, co czuję do niego, to nie jest miłość? Jak mogłam wmówić sobie, że da się tak żyć? Zanim dotarłam do swojego luksusowego mieszkania, znalazłam jedyne rozwiązanie, trudne, ale innego nie było. Muszę się rozwieść z Robertem, bez względu na wszystko. Obojętnie, czy Adam będzie chciał ze mną być, czy nie. Może jak już będę wolna, zdołam go przekonać. Jeśli nie, trudno. Nie dam rady przez resztę życia udawać kochającej żony...

Dotarło do mnie, że te pieniądze, mój życiowy priorytet, były jedynie ułudą. To wcale nie o nich marzyłam. Moje kompleksy z dzieciństwa zasłoniły mi to, co w życiu ważne. Mam nadzieję, że jeszcze poukładam sobie życie... Późno nauczyłam się, o co w nim chodzi, ale może jeszcze nie za późno.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA