„Udawała troskliwą przyjaciółkę, a później rzucała mi kłody pod nogi. Niedowartościowana lala pożałuje każdego słowa”

Smutna kobieta fot. iStock by Getty Images, urbazon
„Posiadała to, o czym marzy niejedna przedstawicielka płci pięknej – kochającego małżonka, gromadkę dzieci, własne mieszkanie, wyjazdy na wakacje za granicę, a od niedawna również nietypowy jak na nasze miasteczko zabieg z dziedziny medycyny estetycznej, jakim jest botoks”.
/ 30.10.2024 08:30
Smutna kobieta fot. iStock by Getty Images, urbazon

Kasia od zawsze lubiła zmyślać i ubarwiać rzeczywistość, zupełnie jak jej mama – zdawałam sobie z tego sprawę, odkąd tylko się poznałyśmy. Nie miałam jednak pojęcia, dlaczego nagle, po tak długim czasie bliskiej przyjaźni, zdecydowała się obrócić swoją broń przeciwko mnie.

Posiadała to, o czym marzy każda przedstawicielka płci pięknej – ukochanego małżonka, gromadkę dzieci, własne mieszkanie, poczucie bezpieczeństwa, zagraniczne wojaże, a niedawno zapuściła się nawet w świat oryginalnych zabiegów upiększających, takich jak botoks.

Plotła niestworzone opowieści

Może nie zaliczała się do ścisłej czołówki miejscowych piękności, ale też nie wtapiała się w szarą masę przeciętnych obywateli miasteczka. Z łatwością wykrzywiała usta w uśmiechu, gdy rozmawiała ze swoją niedoszłą ofiarą, lecz kiedy tylko znikała jej z pola widzenia, plotła na jej temat niestworzone opowieści.

– Zauważyłaś jego oczy z ciemnymi obwódkami? I te kłaki zarostu na pół gęby? Słyszałam, że od dłuższego czasu nie nocuje w domu. Gadają, że w jego związku to jeden kryzys goni drugi i lada chwila wezmą rozwód… – plotkowała o gościu z roboty, mimo że on nigdy się nie zwierzał i wiedzieliśmy o nim tylko tyle, co wszyscy – że jest żonaty i ma dwoje dzieciaków.

Kiedy zmyślona separacja przerodziła się w nieuleczalną chorobę ojca kolegi, Kaśka jak zwykle zrobiła zwrot o 180 stopni:

– Myślisz, że facet aż tak by się załamał po stracie ojca? Nie dam sobie wciskać kitu!

Kiedy znalazła się w potrzasku, potrafiła wszystkiemu zaprzeczyć, jednak nasza znajomość trwała zbyt długo, bym mogła uwierzyć, że to nie ona rozpowiadała plotki. To właśnie ona rozsiewała informacje o miłosnej relacji naszej przełożonej z dyrektorem, o tym jak ten drugi wyciągał z firmy horrendalne kwoty na postawienie swojej willi, o nałogu hazardowym rozpuszczonego jedynaka pani z księgowości, a na koniec o męskich upodobaniach kierownika kolejnego oddziału.

Wprawdzie w rzeczywistości wychodziło na jaw, że żadna z plotek – o zdradach, nałogu hazardowym, skłonnościach homoseksualnych czy nieślubnym dziecku – nie była prawdziwa, a kasa na postawienie domu wzięła się z pożyczki zabezpieczonej na biznesie małżonki, ale nieprzyjemny smród i tak się utrzymywał.

Szczerze mówiąc, nigdy nie powiedziałam Kaśce prosto w oczy, że kłamie. Owszem, usiłowałam delikatnie się jej sprzeciwić, ale robiłam to tak niezdarnie, że w sumie mogłam w ogóle siedzieć cicho.

– Ale z ciebie łatwowierna gąska! – tak zbywała moje nieporadne protesty.

Pokazała swoje inne oblicze

Kasia pokazała mi swoje inne oblicze w trakcie choroby mojego małżonka, a także po jego odejściu. Przez ten okres opiekowała się mną w taki sposób, jakbym należała do grona jej najbliższych. Przynosiła mi jedzenie, zachęcała do podniesienia się z łóżka, dbała o to, żebym przyjmowała tabletki nasenne i na uspokojenie, kiedy była taka potrzeba. Niejednokrotnie przesiadywała ze mną całymi popołudniami, a czasem nawet do późnych godzin wieczornych, rezygnując z czasu, który mogłaby spędzić z rodziną.

W tamtym momencie odkryłam zupełnie nowe oblicze Kasi – delikatną, lojalną i troskliwą kobietę. Wydawało mi się, że nawiązałyśmy niezwykłą nić porozumienia.

Miałam wrażenie, że zrobiłyśmy się dla siebie tak bliskie, jak najlepsze koleżanki, a nie tylko koleżanki z roboty, którymi byłyśmy do tej pory. Ale kiedy już dałam się porwać tej iluzji, Kaśka nagle przestała akceptować moje życiowe decyzje.

Z każdym dniem, gdy moje samopoczucie się poprawiało, jej nastrój wyraźnie się pogarszał. Moja decyzja o zastąpieniu czarnych ubrań szarymi przed końcem żałoby wywołała u niej irytację. Pozornie kierując się moim dobrem, zwróciła uwagę na to, że ludzie mogą mieć mi to za złe.

Ja jednak, nie do końca świadoma znaczenia własnych słów, odrzekłam, iż nie mam zamiaru publicznie okazywać rozpaczy i nikt nie powinien oceniać mojego uczucia do zmarłego małżonka.

Zauważyłam, że kipiała ze złości, gdy to usłyszała, ale prawdziwa furia nadeszła dopiero w momencie, gdy wykorzystałam fundusze z ubezpieczenia po mężu i oszczędności od rodziców, żeby uregulować część pożyczki hipotecznej. Zaraz po tej radosnej wiadomości Katarzyna zrezygnowała z dostarczania mi obiadów i poczęstunków w postaci zdrowych przekąsek domowej roboty, które przynosiła do pracy.

Na początku nie potraktowałam jej postępowania jako ofensywy wymierzonej we mnie.

Doceniałam jej pomoc

Niezależnie od okoliczności, doceniałam jej pomoc i od pewnego czasu mówiłam, żeby nie musiała mnie już dokarmiać. Chyba stwierdziła, że nie przyjęłam do wiadomości tego, czego chciała mnie nauczyć, bo niedługo potem zakomunikowała mi, że skończył się czas jej wizyt u mnie.

– Słuchaj, jestem matką – nie odwróciła wzroku, mówiąc to. – A poza tym, ostatnio usłyszałam, że moja koleżanka z dzieciństwa choruje na nowotwór. Powinnaś ją zobaczyć! Wychudzona jak patyk! Facet pijak, a jej córka dopiero co dostała się na uczelnię… Sama widzisz, że inni zmagają się z poważniejszymi kłopotami.

– Jasne, wszystko rozumiem. Gdybym jednak mogła się na coś przydać… – nie poddawałam się.

Damy radę sami – z godnością podniosła podbródek.

To zabawne, ale miałam takie poczucie, że problemy jej przyjaciółki sprawiły jej wręcz radość, a moje stopniowe usamodzielnianie się doprowadzało ją do białej gorączki. Nie będę kłamać, zabolało mnie to, jak z dnia na dzień przestała się do mnie odzywać, ale w końcu nie jesteśmy już dziećmi…

Kasia tak bardzo przejmowała się dolegliwością swojej przyjaciółki, że codziennie bombardowała mnie wiadomościami o jej stanie zdrowia, zupełnie nie dając mi dojść do słowa. W związku z tym postanowiłam nie zdradzać jej moich zamierzeń, które powoli zaczynałam realizować.

Miałam nowe zajęcia

Chcąc jakoś zagospodarować nadmiar czasu wolnego, zdecydowałam się uczęszczać na warsztaty z ceramiki, a także zdecydowałam się podszkolić swój angielski. Nawet wybrałam się na lekcje tanga, jednak szybko zorientowałam się, że nie jestem gotowa, by tańczyć w objęciach nieznajomych facetów.

Jednak dałam się skusić niedawno poznanym osobom z zajęć na parę wspólnych wyjść do knajpek i kawiarni. Kiedy przekraczałam próg jednej z nich, natknęłam się na pędzącą dokądś Kasię w towarzystwie męża. Rzuciliśmy sobie przelotne „cześć”, ale po paru dniach jedna z dziewczyn z roboty spytała mnie z troską w głosie, czy aby na pewno u mnie wszystko OK.

– Owszem, mam teraz nowe hobby – powiedziałam.

– No właśnie o tym mówię – stwierdziła. – To twoje nowe hobby… Nie mam zamiaru się mieszać, ale całą ekipę z pracy niepokoi, jak często pijesz i… Wiem, że próbujesz wypełnić tę pustkę, ale czy picie i romanse bez zobowiązań to faktycznie najlepsze rozwiązanie?

Kiedy usłyszałam te newsy o sobie, na początku parsknęłam z niepohamowanym śmiechem, ale po chwili się opamiętałam i zaczęłam ciągnąć znajomą za język, kto jej naopowiadał takich „cudownych” rzeczy na mój temat. Kręciła i próbowała wykręcić się od odpowiedzi, ale gdzieś w trakcie rozmowy olśniło mnie, że doskonale wiem, kto jest specem od wymyślania takich opowiastek.

Tamtego dnia należało wparować do gabinetu Kaśki, zrobić jej konkretną rozróbę, domagając się wytłumaczenia całej sprawy i przeproszenia mnie za te insynuacje. Jednak te niestworzone bzdury tak mną wstrząsnęły, że schowałam się w toalecie, żeby się tam wypłakać.

W duchu czułam palący wstyd

Gdy się uspokoiłam i wyszłam, Kaśki już nie było w biurze. Potem zaczął się weekend, który spędziłam sama w mieszkaniu, rozmyślając nad tym, ile osób poza współpracownikami z firmy dało wiarę tym idiotycznym plotkom, że jestem pijaczką i romansuje na prawo i lewo.

„Czy ty zwariowałaś?!” – wysłałam wiadomość do Katarzyny, ale na odpowiedź się nie doczekałam. Nie raczyła również odebrać moich połączeń. Nerwy sprawiły, że straciłam apetyt i cierpiałam na bezsenność, przez co w poniedziałkowy poranek prezentowałam się niczym mój własny duch. Przełożona obrzuciła mnie znaczącym wzrokiem, jednak nie skomentowała ani słowem.

Gdy szłam korytarzem, koleżanki z pracy nawet się nie odzywały, ale miałam wrażenie, że gdy tylko je minęłam, zaczynały obgadywać mnie i zmyślać coraz to nowe bzdury na mój temat. Później tego samego dnia dostałam maila od faceta z innego wydziału, który sobie ze mnie kpił. Zapytał ironicznie, czy mam ochotę zalać z nim robaka.

Wymamrotałam pod nosem wiązankę obelg, ale w głębi duszy czułam palący wstyd. Reszta dnia w robocie minęła mi przy biurku, bałam się nawet iść do kibla. W drodze do domu ryczałam, a następnego dnia wykończona poprosiłam o wolne. Po powrocie do firmy, szefowa zaprosiła mnie do siebie na pogaduchy.

– Jestem zawiedziona i zmartwiona tym, co o tobie słyszałam – zaczęła, ale nie skończyła, bo znowu zaczęłam płakać.

Z płaczem zapewniałam przełożoną, że wszystko, co o mnie usłyszała, to wierutne kłamstwa. Przedstawiłam jej dokładnie, jak wyglądała moja relacja z Kasią, którą szefowa od razu wezwała na dywanik.

Wyparła się wszystkiego

Nie było żadnym zaskoczeniem, że Kasia wyparła się wszystkiego, łącznie z tymi zmyślonymi historiami na temat naszej przełożonej. Zrobiła ze mnie jakąś nadwrażliwą wariatkę, a gdy wyszłyśmy z gabinetu, zagroziła mi:

– Jak mnie wyleją, to ty też wylecisz na zbity pysk. Zobaczysz, porozsiewam w sieci takie rzeczy na twój temat, że już nikt nie zechce cię zatrudnić, więc lepiej siedź cicho.

Póki co, obie ciągle mamy pracę. Zdaję sobie sprawę, że aktualnie skupiła się na kimś innym, ale plotki o mnie rozniosły się już poza firmę. Zorientowałam się, gdy ostatnio córka znajomych moich rodziców od razu spytała, czy mam problem z alkoholem. Stanowczo temu zaprzeczyłam i możliwie jak najspokojniej wytłumaczyłam jej, o co tak naprawdę chodzi.

Szczerze mówiąc, mam obawy, że moje słowa nie trafiły do niej. Aż mnie ciarki przechodzą, gdy pomyślę sobie, że te wszystkie kłamstwa mogły dotrzeć do uszu rodziców albo jakichś innych krewnych, a oni po prostu krępują się mi o tym powiedzieć. Kompletnie nie mam pojęcia, jak zatrzymać tę lawinę plotek na mój temat. Strach mnie ogarnia na samą myśl, jakie bzdury Kaśka już naopowiadała ludziom i co jeszcze może wykombinować, żeby mnie pogrążyć.

Każdego dnia nachodzą mnie myśli, że Kasia pewnie kolejny raz rozpowiada jakieś zmyślone opowieści na mój temat. Zdaję sobie sprawę, że nie powinnam tak się tym zamartwiać, w końcu moja kierowniczka trzyma moją stronę, ale czy ona zdoła ochronić mnie przed całą tą społecznością?

Od kiedy to wszystko się wydarzyło, żyję w potwornym napięciu i z poczuciem, że to co mnie spotkało jest po prostu nie w porządku. W jaki sposób mam się bronić przed tymi bezpodstawnymi zarzutami? Komu i gdzie powinnam wykrzyczeć całą prawdę o sobie?

Justyna, 32 lata

Czytaj także:
„Córka chce urządzić w domu imprezę halloweenową. Aż mnie skręca na myśl o tych pogańskich zwyczajach”
„Moja żona zawsze raz w miesiącu wyjeżdżała do ośrodka SPA. Dopiero po latach odkryłem prawdziwy cel jej podróży”
„Moi synowie nie trafili najlepiej z żonami. Mam wredne synowe o mentalności pustych glinianych dzbanów”

Redakcja poleca

REKLAMA