„Uciekłam z małego miasta, by robić karierę, ale kasa i niewierny mąż nie dali mi szczęścia. Szczęście zostało w Mrągowie”

zakochana para fot. Adobe Stock, New Africa
„Przez następnych kilka tygodni widujemy się codziennie. Poznaję Hanię, jego pięcioletnią córeczkę. Jest koniec listopada. Dni, a szczególnie wieczory, są już bardzo zimne. Pewnego razu, gdy wracamy z pizzerii, skręcamy nad wodę. Drżę. Grzegorz zdejmuje szalik i otula mnie. I nie dziwi mnie, gdy się pochyla i całuje mnie w usta. Czekałam na to”.
/ 16.08.2022 09:15
zakochana para fot. Adobe Stock, New Africa

Staję przed zakładem fotograficznym. Na witrynie – zdjęcia. Mimowolnie się uśmiecham. O, to moja ciocia z wujkiem – była bardzo piękna, wszyscy mówią, że to po niej mam urodę. To pani Ola, żona aptekarza. A to… Nie mogę uwierzyć. Prawie przyklejam nos do szyby. To ja i Grzegorz. Zdjęcie ze studniówki. Ileż się zmieniło przez te dwanaście lat!

Od rana spaceruję uliczkami Mrągowa. Tu się urodziłam, tu, na ulicy Królewieckiej, przed zabytkowym kościołem wywróciłam się, gdy miałam pięć lat. Rok później zmarł tato. Zostałam sama z matką rencistką, która ledwo wiązała koniec z końcem. Czy wtedy postanowiłam, że nigdy nie będę biedna?

„Daj spokój, Ala, przecież w życiu nie liczy się najbardziej to, żeby zrobić karierę!” – mówił Grzegorz, gdy byliśmy już w liceum. Grzesiek – moja wielka miłość. Namawiałam go, żebyśmy uciekli. A on swoje: nie będziemy wyjeżdżać, tu nasze miejsce, rodzina… Tydzień po balu maturalnym skończyłam 18 lat. I pewnego wieczoru spakowałam plecak. Bilet już miałam – do Warszawy.

Spotkaliśmy się przypadkiem

A teraz wróciłam. Dwa dni temu pożegnałam matkę na miejscowym cmentarzu. Z zadumy wyrywa mnie charakterystyczny dźwięk komórki. Wiem, kogo zapowiada. Mojego męża.

–  Alicja? No, nie wygłupiaj się, brzoskwinko... Co, znowu się obraziłaś? I o co, o kogo, no chyba nie o tę siksę, tę jak jej tam… Słuchaj, Ala, ja naprawdę… – głos cichnie w miarę, jak odsuwam telefon od ucha. Smycz. I z kim mnie łączy ta smycz? Z mężem i wspólnikiem, z którym przez ostatnie pięć lat prowadziłam firmę budowlaną. Z mężem, który zdradzał mnie właściwie od dnia ślubu.

Zbliżam się do brzegu jeziora Czos. Robię zamach i rzucam komórkę. Patrzę, jak z miękkim pluśnięciem zapada się w zieloną toń.

– Nie szkoda pani telefonu? Albo jeziora? – słyszę za sobą głos.

Odwracam się. Policjant. Widzę na jego twarzy zaskoczenie. Zdejmuje powoli czapkę. Boże, przecież to… Grzegorz!

Godzinę później siedzimy już w małej kawiarni.

–  Tak ci się ułożyło, jak chciałaś – uśmiecha się. – Zrobiłaś prawdziwą karierę!

Milczę. Przywołuję na usta wytrenowany przez wiele lat przed lustrem beztroski grymas.

–  No, a ty? Ty też spełniłeś marzenia! Policja… Widzę, że masz obrączkę. Kim ona jest? – pytam.

Teraz on milknie. Spuszcza wzrok.

–  Nie znasz. Natalia była od nas młodsza. Mamy córeczkę, Hanię. Ale… dwa lata temu Natalia zginęła w wypadku samochodowym – szepcze.

Patrzę za okno. Nastrój spotkania pryska.

Czekałam na ten pocałunek

Idę do domu naokoło, przez całe miasto. O, tu zbieraliśmy z Grześkiem kasztany. W tej bramie schowaliśmy się kiedyś, gdy padał deszcz. Mokra bluzka przylepiła mi się do piersi. Zaczęliśmy się całować…

Następnego ranka do drzwi puka Grzegorz. Wyciąga rękę. Podaje bukiecik fiołków. Idziemy na spacer.

–  Kochasz swojego męża? – pyta nagle. Nie mam siły kłamać.

Opowiadam o kłótniach, upokorzeniach. O tym, że czeka mnie rozwód. Nawet nie wiem, kiedy i jak ląduję w jego ramionach.

–  Nie wracaj jeszcze do Warszawy. Zostań, ochłoń. Pomogę ci, Alu, przecież jesteśmy przyjaciółmi – mówi cichutko. Chlipię potakująco.

Przez następnych kilka tygodni widujemy się codziennie. Poznaję Hanię, jego pięcioletnią córeczkę. Jest koniec listopada. Dni, a szczególnie wieczory, są już bardzo zimne. Pewnego razu, gdy wracamy z pizzerii, skręcamy nad wodę. Drżę. Grzegorz zdejmuje szalik i otula mnie. I nie dziwi mnie, gdy się pochyla i całuje mnie w usta. Czekałam na to.

Następnego dnia w pokoju budzi mnie dźwięk telefonu.

–  Halo? To ty, Grzegorz? – zaspana chrypię w słuchawkę.

– Jaki Grzegorz, do cholery? Zresztą, nieważne. Słuchaj, brzoskwinko, narobiłaś głupot. Pozew rozwodowy? Nie, no jak ty to sobie wyobrażasz? Mamy firmę, zresztą… – głos rozpływa się, gdy powoli odkładam słuchawkę na widełki. Wyciągam wtyczkę.

Cichutko, żeby nie obudzić śpiącego Grzegorza. Niepotrzebnie odbierałam. Zapomniałam, że jedyny mężczyzna, na którego telefon mogę czekać, leży tuż koło mnie.

Czytaj także:
„Narzeczona widziała we mnie tylko portfel. Kiedy przestałem jej wystarczać, zamieniła mnie na ustawionego dyrektorka”
„Kolega z pracy wyświadczył mi drobną przysługę. Jego była żona zrobiła z tego aferę, a mnie wzięła za jego kochankę”
„Zaszłam w ciążę z młodszym o 7 lat przystojniakiem. Obiecał mi ślub, ale wyglądało na to, że nie mnie jednej”

Redakcja poleca

REKLAMA