„Zdradziłam męża tydzień przed ślubem, ale nie żałuję. Romans utwierdził mnie w przekonaniu, że naprawdę go kocham”

Kobieta, która zdradziła męża fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Dotknęłam jego dłoni, chciał coś powiedzieć, ale zamknęłam mu usta pocałunkiem. Kochaliśmy się na stole bilardowym. Długo i namiętnie. Tak, jak nigdy dotąd z Mariuszem mi się nie udało. Może mama miała rację i ja wcale go nie kocham, a ten ślub to błąd?”
/ 24.10.2021 05:35
Kobieta, która zdradziła męża fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Na temat swojego ślubu fantazjowałam od najmłodszych lat, więc kiedy przyszła wreszcie pora przygotowań do ceremonii, wszystko miałam dokładnie przemyślane. Tylko wygląd sukni spędzał mi sen z powiek. Przez te wszystkie lata wiele zmieniło się w modzie ślubnej, dlatego za poszukiwanie kreacji zabrałam się tuż po zarezerwowaniu sali i terminu w kościele, czyli jakieś dwa dni po zaręczynach z Mariuszem.

Sądziłam, że 10 miesięcy i 11 najlepszych salonów w okolicy wystarczą na znalezienie wymarzonej kreacji, tymczasem z każdą przymiarką przybywało wątpliwości. Przyjaciółki żartowały, że spolegliwa z natury Paulina zaczęła pokazywać rogi, ale ja byłam bliska rozpaczy, bo z 10 miesięcy najpierw zrobiło się osiem, a potem już tylko trzy. „Dzisiaj wreszcie wybiorę tę kieckę! To nie może być takie trudne!” – postanowiłam sobie, budząc się któregoś ranka. Ale tym razem zamiast przyjaciółek poprosiłam o pomoc mamę.

Moja rodzicielka jest specyficzną osobą. Nigdy nie przywiązywała wagi do ciuchów, podobnie jak do ceremonii. Zdziwiła się, kiedy rozpłakałam się przed Komunią Świętą na widok wystrojonych dziewczynek z mojej klasy. Swoim zwyczajem próbowała ratować sytuację, wmawiając mi, że przebijam je swoją naturalnością i nie potrzebuję loków, lakieru do włosów, brokatu ani szkiełek na sukience czy sztucznej koronki, co tylko pogłębiło moją rozpacz. Delikatnie mówiąc, z mamą różniło nas wszystko, nie tylko podejście do mody. Mimo wyraźnego zakłopotania moją propozycją mama tym razem postanowiła stanąć na wysokości zadania.

– Domyślam się, że sprawa jest pilna, więc lepiej załatwmy ją dzisiaj – uznała.

Mama była też jedyną osobą, która po zaręczynach zamiast mnie serdecznie uściskać, spytała, czy jestem pewna swojej decyzji? Widząc malujące się na mojej twarzy zdumienie, chciała się upewnić, czy muszę już teraz podejmować decyzję o ślubie, mając zapewne na myśli ciążę. Kiedy zaprzeczyłam, niezrażona drążyła dalej, pytając, czy na pewno kocham Mariusza czy tylko go lubię?

Oburzona zarzuciłam jej bezduszność, ale teraz, naciągając na ciało cieniutki jedwab, zaczęłam zastanawiać się, czy moja mama jest czarownicą, która czyta mi w myślach? Na samo wspomnienie jej pytań poczułam lekkie ukłucie w żołądku, potem w sercu i tuż pod piersiami. Po chwili bolała każda część ciała. Miałam wrażenie, że uduszę się, jeśli nie zerwę z siebie tej kiecki. Szamocząc się z materiałem, spojrzałam w lustro i aż odskoczyłam przerażona, bo od stóp po szyję pokryta byłam czerwonym krostkami.

– Zabierz mnie stąd! Zabierz! – krzyknęłam, wybiegając na oślep z przymierzalni.

Mama i pracownica salonu z trudem pomogły mi się uwolnić z wyszukanej konstrukcji. Oszołomiona nawet nie zauważyłam, że stoję w drzwiach salonu, mając na sobie jedynie majtki i podkoszulek i wdychając łapczywie powietrze. Szczęśliwie, nim ktokolwiek z przechodniów zdążył zauważyć mój negliż, mama okryła mnie swoim płaszczem.

– Już dobrze, poradzimy sobie z tym – tuliła mnie, gdy w domu zalewałam się łzami, i kategorycznie zabroniła mi nazywać się idiotką. – Chyba jesteśmy z tatą winni ci wyjaśnienie – dodała, kiedy już się uspokoiłam. – Wiesz, kochanie, że wierzę w przeznaczenie i także w to, że historia lubi się powtarzać. Widzę też, do czego zmierza twój związek, więc chyba nadeszła pora, abyś poznała prawdę o naszym małżeństwie – mama wymownie spojrzała na tatę, a ten chrząknął zakłopotany.

– Bo widzisz, córeczko, mama nie jest moją pierwszą żoną – wydusił wreszcie.

– Jak to nie jest?! – w jednej chwili zapomniałam o swoim problemie.

– Poczekaj, pozwól mi wyjaśnić – uspokoił mnie. –  Twoją mamę poznałem, kiedy jeszcze byłem kawalerem. To znaczy miałem narzeczoną, z którą planowałem ślub, ale pewnego dnia wpadłem na uczelni na tę niesamowitą dziewczynę i kompletnie straciłem dla niej głowę. To było coś, co trudno opisać słowami, jednak honor nie pozwolił mi złamać danego narzeczonej słowa. Wziąłem ślub, po którym oboje boleśnie przekonaliśmy się, że nasze wyobrażenia o związku mają się nijak do rzeczywistości. Mimo tego chciałem walczyć o swoje małżeństwo, ale po dwóch latach szarpaniny żona wystawiła mi walizki za drzwi. Może wyrzuciła mnie z nadzieją, że zacznę jeszcze bardziej starać się o jej względy? Jeśli tak, to miała pecha, bo tego samego dnia wpadłem na twoją mamę i tym razem już nie pozwoliłem jej odejść – tata roześmiał się, jakby opowiadał mi dobry dowcip.

Nogi się pode mną ugięły

– Kochanie, opowiadamy ci o tym, dlatego… – mama szturchnęła tatę łokciem w żebro.

– Bo uważacie, że ja też popełniam błąd – dokończyłam za nią. – Chcecie mnie przestrzec przed związkiem z mężczyzną, którego „jedynie” lubię – czułam, że z wściekłości tracę panowanie nad sobą, mama jednak najwyraźniej postanowiła kuć żelazo póki gorące.

– Kochanie, przecież widzę, że Mariusz nie jest miłością twojego życia. Rozumiem, że chcesz iść w ślady rówieśniczek i założyć rodzinę, zawsze taka byłaś, chciałaś tego samego, co inne dziewczynki, ale sama nie wierzysz w to, co robisz. Dlatego wpadłaś dzisiaj w panikę. Zrozum, jesteśmy po twojej stronie.

– Dosyć! Owszem, miałam atak paniki, ale nie oznacza to, że historia się powtarza. Zresztą nie widzę tu żadnego rycerza na białym koniu, nie mam nikogo oprócz Mariusza! Zrozumiano? – poderwałam się gotowa opuścić z hukiem ich mieszkanie.

Następnego dnia wróciłam do salonu sukien ślubnych i sama wybrałam odpowiednią kreację. W ciągu trzech tygodni uporaliśmy się z Mariuszem z resztą przygotowań, więc na tydzień przed ślubem postanowiliśmy wyjechać na kilka dni za miasto.

„Kto o mnie tak zadba, jak nie on?” – myślałam podczas podróży nad morze. Może nie czułam motyli w brzuchu na widok ukochanego, a nasz seks pozostawiał wiele do życzenia, ale Mariusz potrafił zadbać o mnie i nie wstydził się prac domowych. Żyło nam się dobrze, choć bez fajerwerków. Poza tym miałam już 30 lat i jeśli pragnęłam więcej niż jednego dziecka, to przyszła najwyższa pora na podjęcie ostatecznej decyzji.

– Pani pozwoli? – zapytał i z uśmiechem od ucha do ucha wyjął z mojej dłoni torbę. – Witam w naszym rodzinnym pensjonacie! – zagrzmiał, aż podskoczyłam z wrażenia.

Nim zdążyłam zrozumieć, co się dzieje, Sebastian, bo tak nazywał się chłopak, który odebrał bagaż, wręczał już Mariuszowi klucze od naszego pokoju i ściskał serdecznie jego dłoń.

– Fajny facet – skwitował mój narzeczony. – Wieczorem umówiliśmy się na partyjkę bilard i piwo. Chyba nie masz nic przeciwko temu? – rzucił, wchodząc do naszego pokoju.

Jasne, że miałam, bo nie tak wyobrażałam sobie nasz pierwszy wieczór, ale zaintrygował mnie nasz gospodarz, więc machnęłam ręką na romantyzm. Sebastian miał w sobie coś takiego, czego nie spotkałam w żadnym miastowym chłopaku – ciepło i naturalność.

W dodatku był bardzo spostrzegawczy. Widząc, że nie przepadam za piwem, natychmiast postarał się dla mnie o butelkę wina i lekkie przekąski. Włączył nawet muzykę, żebym się nie nudziła, bo o tej porze roku byliśmy jedynymi gośćmi w pensjonacie. Po skończonej partyjce, którą oczywiście wygrał, zaproponował, że nauczy mnie podstaw gry. Normalnie pewnie bym odmówiła, bo rywalizacja jest obca mojej naturze, ale po czterech kieliszkach wina miałam serdecznie dość siedzenia w kącie, więc z ochotą przystałam na propozycję gospodarza.

Sebastian aż zatarł ręce z radości i zrzucił z siebie gruby sweter. To, co ukazało się pod nim, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Dopasowany podkoszulek opinał każdy mięsień jego delikatnie wyrzeźbionego ciała. Dotąd tacy mężczyźni kojarzyli mi się z przygłupimi karkami, ale bicepsy Sebastiana sprawiały wrażenie tak naturalnych, jakby zostały wyrzeźbione ciężką pracą w obejściu, a nie na ławce do ćwiczeń. Przy Sebastianie blady Mariusz, z lekko zarysowującym się brzuszkiem i zwiotczałymi ramionami, wyglądał jak wymoczek z korporacji.

– No, to do dzieła! – zakomenderował Sebastian i nie czekając na reakcję Mariusza, ustawił mnie przy stole.

Nie przestając się uśmiechać i dolewać mojemu narzeczonemu piwa, wytłumaczył mi reguły gry, a ponieważ nie mogłam się skupić, uznał, że po prostu pokaże mi jak mam grać, przysunął mnie mocno do siebie i nachylił nad stołem. Poczułam, jak krew uderza mi do głowy. Miałam ochotę niczym kotka w rui otrzeć się o jędrne ciało Sebastiana, ale w tym momencie mój obiekt westchnień odsunął się ode mnie, uznając, że poradzę sobie sama. Oczywiście przegrałam tę partię z kretesem i dwie kolejne rozgrywki, lecz niewiele mnie to obchodziło. Zaraz po przyjściu do pokoju rzuciłam się na Mariusza. Ten najpierw dał się ponieść, ale w pewnej chwili uznał, że jestem zbyt agresywna i odsunął mnie od siebie.

– Chyba powinnaś ochłodzić się pod prysznicem – uznał.

– Jesteś dupkiem – warknęłam, odwracając się do niego plecami.

Przez kolejne dni unikaliśmy tematu nocnego falstartu, z trudem jednak przychodziło mi ukrywanie, że Mariusz działa mi na nerwy, a prawda była taka, że im lepiej poznawałam naszego gospodarza, tym bardziej irytował mnie przyszły mąż.

„Może jednak mama miała rację?”

Niepokój sprawił, że niemal przestałam sypiać. Żeby nie budzić Mariusza, całe noce krążyłam po budynku jak jakaś zjawa, aż którego razu wpadłam na Sebastiana. Siedział w części barowej i zamyślony wpatrywał się w okno. Na pytanie, o czym myśli, odpowiedział, że o swojej samotności, o tym, że żyjąc na odludziu nie ma szansy poznać nikogo, kto chciałby z nim dzielić los. Dotknęłam jego dłoni, chciał coś powiedzieć, ale zamknęłam mu usta pocałunkiem.

Nie czekając na moje przyzwolenie, jakby zrobił to Mariusz, podniósł się z krzesła, chwycił mnie w ramiona i zaniósł do piwnicy. Kochaliśmy się na stole bilardowym. Długo i namiętnie, a gdy wróciliśmy na górę, zegar na ścianie pokazywał świt.

– Mogłabym tutaj zostać – westchnęłam, na co Sebastian tylko się uśmiechnął.

Wróciłam do Mariusza, ale nie mogłam przestać myśleć o Sebastianie. Byłam gotowa rozstać się z nim jeszcze tej nocy, pójść za głosem serca i zostać z miłością mojego życia. Nim jednak zdążyłam podjąć jakąkolwiek decyzję, do pensjonatu przyjechał kolejny gość. Kobieta koło czterdziestki z chłopcem… Jak dwie krople wody podobnym do Sebastiana. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakaś ciotka albo kuzynka, ale młodsza siostra naszego troskliwego gospodarza szybko wyprowadziła mnie z błędu.

– To Iwona – szepnęła na widok kobiety. – Znajoma. Przyjeżdżała do nas z mężem, ale teraz woli odpoczywać tylko z synem. Zresztą nie ona jedna.

– Jak to? – zdziwiłam się.

– No, bywa u nas jeszcze taka Niemka i Finka. W przeciwieństwie do Iwony obie mają mężów, ale do nas przyjeżdżają tylko z dziećmi. Pokażę pani ich zdjęcia – zaproponowała i kliknęła w telefonie w ikonę ze zdjęciami.

Moim oczom ukazały się klony Sebastiana. Jedne w formie dziewczynek, inne chłopców bardziej lub mniej podobnych do ojca. Gdybym była słabszego zdrowia, pewnie zemdlałabym na ten widok, ale miałam w sobie tyle sił, żeby wziąć głęboki wdech i pobiec do pokoju, gdzie był Mariusz.

– Wyjeżdżamy! Dosyć się już nasiedzieliśmy na tym odludziu. Najwyższa pora, abyśmy sprawdzili, czy wszystko przebiega po naszej myśli – zaczęłam nas pakować, nie czekając na reakcję Mariusza.

Dwie godziny później byliśmy już w drodze, ale wizja klonów nie dawała mi spokoju. Przez kolejne tygodnie wykonałam setki testów ciążowych, snując w głowie najgorsze scenariusze, szczęśliwie żaden nie potwierdził moich obaw. Mimo strachu po kilku dniach przysięgłam miłość i wierność Mariuszowi i obiecałam sobie, że nie tylko nigdy nie wyjawię prawdy o tamtej nocy, ale też nie zdradzę ukochanego.

Jak na razie udaje mi się bez trudu wytrwać w postanowieniu, bo wbrew czarnym wizjom mamy, jesteśmy ze sobą już piętnaście lat. Muszę nawet przyznać, że z biegiem lat staliśmy się bardziej romantyczni niż na początku znajomości, co zdarza się niewielu parom.

Czytaj także:
„Faceci narzekają, kiedy żona poprosi o wyniesienie śmieci. Ja samotnie wychowuję trójkę dzieci, pracuję i ogarniam dom”
„Będąc małym chłopcem, zakochałem się w pewnej dziewczynie. Dziś jestem mężem jej córki”
„Myślałam, że to miłość, a on dybał na moje pieniądze! Połknęłam haczyk, bo byłam spragniona romansu”

Redakcja poleca

REKLAMA