„Twierdził, że mnie kocha i dlatego wziął ze mną ślub. Szybko wyszło na jaw, że jego była wciąż siedzi mu w głowie”

zasmucona kobieta fot. Getty Images, Olga Rolenko
„Zapytałam go, po co się ze mną żenił, skoro nie potrafi pogodzić się z przeszłością. Powiedział, że to miała być dla niego forma terapii. Ale ja nie godziłam się na to. Nie potrafię i nie chcę żyć w cieniu innej kobiety”.
/ 30.04.2024 20:30
zasmucona kobieta fot. Getty Images, Olga Rolenko

Zdrada nie musi mieć wymiaru fizycznego. Niewierność uczuciowa może być równie bolesna. Gdy widziałam, jak Mirek z sentymentem wspominał swoją eksżonę, czułam się, jakby mnie z nią zdradzał. To nie w porządku. Skoro nie potrafił o niej zapomnieć, to po co brał ze mną ślub? Życie w cieniu jego byłej nie jest tym, o czym marzyłam, gdy przyjmowałam jego oświadczyny.

Miałam zacząć żyć na nowo

Każdy dorosły człowiek dźwiga jakiś bagaż. Poznałam Mirka jako wdowa. Mój pierwszy mąż, Karol, zginął sześć lat wcześniej. Pewnego dnia wyszedł z domu na szychtę i już nie wrócił. W kopalni doszło do wybuchu metanu. Pod zwałami życie straciło czterech górników. Wśród nich był Karol. Długo nie mogłam pozbierać się po tej tragedii. Nie myślałam, że w moim życiu pojawi się kiedyś jakiś mężczyzna. Aż pewnego dnia Zuza, moja przyjaciółka, namówiła mnie na coś, na co wcale nie miałam ochoty.

– Słyszałaś o błyskawicznych randkach? – zapytała z ekscytacją, która bardziej pasowała do nastolatki niż do kobiety w średnim wieku.

– A to przypadkiem nie jest filmowy wymysł?

– Żartujesz sobie, prawda? Takie wydarzenia naprawdę się odbywają. Dziś rano sprawdziłam kalendarz i okazuje się, że w sobotę będziemy miały okazję poznać kilku interesujących facetów – powiedziała i puściła do mnie oczko.

– Zaraz, zaraz. Co masz na myśli, mówiąc „my”? – zdziwiłam się.

– Idziesz ze mną i nie chcę słyszeć żadnych wykrętów. Już wpisałam cię na listę.

– Zuza, oszalałaś. Nie mam ochoty nikogo poznawać. Ani w ten, ani w inny sposób.

– Sylwia, kiedy wreszcie zamierzasz zrzucić z siebie emocjonalną żałobę? – zapytała znacznie poważniejszym tonem. – Od śmierci Karola minęło sześć lat. Już najwyższy czas, żebyś zaczęła żyć.

– Nie mogę. Czuję, że to nie w porządku wobec niego – powiedziałam ze łzami w oczach.

Zuza spojrzała na mnie ze zrozumieniem w oczach i położyła mi dłoń na ramieniu.

– Po prostu dotrzymasz mi towarzystwa. Z tobą będzie mi raźniej.

Uniosłam ręce w geście poddania. Zuza nie ma w zwyczaju łatwo odpuszczać. Skoro tak bardzo jej na tym zależało, zgodziłam się.

Poznałam go na błyskawicznej randce

W sobotnie popołudnie zaczęłam szperać w szafie w poszukiwaniu pasującej sukienki. „Ta się nada” – pomyślałam, gdy wyciągnęłam granatową midi z długim rękawem. Nie zamierzałam w nikim wzbudzać pożądania, bo szłam tam wyłącznie dla mojej przyjaciółki. Godzinę później zadzwonił telefon. Na ekranie wyświetlił się numer Zuzy.

– Gotowa?

– Przecież obiecałam.

– Więc schodź. Czekam na dole.

Formuła imprezy przewidywała pięć minut na zapoznanie się z każdym kandydatem. Chciałam stamtąd wybiec już po trzeciej rozmowie. Pierwszy facet, którego imienia nie pamiętam, na dzień dobry zaczął przechwalać się rodzinnymi pieniędzmi. Drugi (którego imię też wyrzuciłam z pamięci) przedstawił się jako wpływowy biznesmen z koneksjami na Wiejskiej. Trzeci, chyba Miłosz, opowiadał o swoich osiągnięciach na siłowni. To była tragedia! Spojrzałam na Zuzę, która siedziała przy stoliku obok. Uśmiechnęła się i uniosła kciuk w górę, jakby chciała powiedzieć, że dobrze mi idzie. „Po pierwszej turze znikam stąd” – powiedziałam bezgłośnie, licząc, że prawidłowo odczyta ruchy moich warg. Wtedy podszedł do mnie Mirek.

– Cześć, jestem Mirek i wcale nie chcę tu być, tak samo jak ty.

– Aż tak bardzo to widać? – zaśmiałam się.

– Masz minę, jakbyś pod przymusem słuchała wykładu o ekonomii Zimbabwe, więc tak. Widać to aż za dobrze.

– Skoro nie chciałeś tu przychodzić, to co sprawiło, że rozmawiamy?

– Namowy mojego kolegi – powiedział i wskazał na mężczyznę siedzącego przy stoliku Zuzy.

Rozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut. To było pierwsze i ostatnie „błyskawiczne zapoznanie”, które tego wieczora sprawiło mi autentyczną przyjemność. Mirek nie silił się, by mi czymkolwiek zaimponować. Był po prostu sobą i to mi się spodobało.
Po zakończeniu wszystkich randek prowadząca wręczyła mi formularz, na którym miałam zaznaczyć numer kandydata, z którym chciałabym się skontaktować. Miałam oddać pustą kartkę, ale pomyślałam o Mirku. „Kurczę, ten gość był naprawdę sympatyczny. A może by tak...” – rozmyślałam i zanim dokończyłam myśl, zaznaczyłam jego numer.

Akceptowałam jego bagaż

Następnego dnia sprawdziłam swoją skrzynkę mailową. Okazało się, że on też wskazał na mnie. Mieliśmy swoje dane kontaktowe, więc nic nie stało na przeszkodzie, żeby umówić się na spotkanie. „Na pewno nie zadzwoni. Przecież mówił, że nikogo nie szuka tak, jak ja ”. A jednak zadzwonił i zaproponował spotkanie, a ja zgodziłam się.

– Myślałam, że tylko dotrzymywałeś towarzystwa koledze – powiedziałam, gdy usiedliśmy przy kawiarnianym stoliku.

– Bo tak było. Ale gdy zacząłem z tobą rozmawiać, poczułem się, jakbym znał cię od wielu lat. Wiem, że to banalne, ale mówię serio. Z żadną kobietą od dawna nie rozmawiało mi się tak swobodnie, jak z tobą.

– To wcale nie jest banalne, bo ja poczułam się tak samo, gdy tylko usiadłeś naprzeciwko mnie i wypowiedziałeś pierwsze słowo.

Nastawiałam się na szybkie, najwyżej godzinne wyjście na kawę. Tymczasem do domu wróciłam dopiero po północy. Mirek okazał się świetnym kompanem do rozmowy. Nie licząc błyskawicznej randki, to było nasze pierwsze spotkanie, a ja dowiedziałam się o nim chyba wszystkiego. Opowiedział mi o swoim życiu. Nie mam tu na myśli wyłącznie banałów pod tytułem „praca i zainteresowania”. On naprawdę otworzył się przede mną. Mówił o nieudanym małżeństwie i o rozwodzie. Opowiadał, jak cierpiał, gdy jego małżeństwo stało się przeszłością. Rozumiałam go doskonale, bo choć nasze przeżycia były zgoła inne, to finalnie i tak sprowadzały się do tego samego.

Wróciłam do domu i zaczęłam rozmyślać. „Może Zuza ma rację. Może to najwyższy czas, by przestać żyć wyłącznie przeszłością i zacząć spoglądać w przyszłość”. Nie miałam wątpliwości, że Mirek to facet, z którym mogę stworzyć parę. Tak, ciągnął za sobą emocjonalny bagaż, ale bądźmy szczerzy. W pewnym wieku każdemu zaczyna ciążyć przeszłość.

Zaczęliśmy się spotykać. Pół roku później podjęliśmy pierwszą poważną decyzję – zamieszkaliśmy razem. Było nam ze sobą dobrze. Tworzyliśmy zgodną parę, a w naszym życiu nie pojawiały się żadne „dramy”. Kolejne miesiące szybko mijały, aż w końcu doszliśmy do wniosku, że nie musimy żyć na kocią łapę.

On wciąż myślał o swojej byłej

Byliśmy małżeństwem od kilku miesięcy, gdy pojawiły się pierwsze sygnały, że była żona wciąż spaceruje mu po głowie. Tamtego dnia wróciłam z pracy trochę później niż zwykle. Gdy weszłam do domu, Mirek już tam był. Siedział przed komputerem, odwrócony do mnie plecami. Na uszach miał słuchawki, więc nie słyszał, że weszłam. Chciałam go zaskoczyć, więc skradałam się na palcach. Gdy zobaczyłam, co ogląda, zatrzymałam się.

Na monitorze wyświetlał się filmik z ich wspólnych wakacji, a Mirek chyba szlochał. Wtedy jeszcze nie byłam tym zaniepokojona. Mój mąż ma sentymentalną naturę, więc pomyślałam, że tak po prostu wrócił pamięcią do tamtych dni. Nie chciałam wprawiać go w zakłopotanie, więc wycofałam się do przedpokoju i mocno trzasnęłam drzwiami.

– Wróciłam – krzyknęłam na tyle głośno, żeby mój głos przedarł się przez słuchawki.

Mirek pospiesznie zminimalizował okno odtwarzacza i jednym ruchem otarł oczy. Gdy się odwrócił, na twarzy miał szeroki uśmiech.

– Nareszcie! Nie mogłem się doczekać – powiedział, po czym podszedł i pocałował mnie w usta na powitanie.

Kilka tygodni później miała miejsce podobna sytuacja. Podobna, ale niepozostawiająca miejsca na jakiekolwiek wątpliwości. To było niedzielne popołudnie. Dopadła mnie migrena, więc położyłam się do łóżka (leki są w takiej sytuacji bezradne, jedynym wybawieniem jest dla mnie sen). Zasłoniłam rolety w oknach i ułożyłam się w wygodnej pozycji, ale tylko przewracałam się z boku na bok. Upragniony sen nie nadchodził.

Mirek, który był wtedy w drugim pokoju, najwyraźniej myślał, że zapadłam w drzemkę. Usłyszałam, jak rozmawia z kimś przez telefon. „Mówię ci, stary, wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Jak ona mogła ode mnie odejść? Przecież zapewniałem jej wszystko, czego potrzebowała”. Tu nastąpiła chwila przerwy. Najwyraźniej do głosu doszedł jego rozmówca. „To nie takie łatwe. Nie potrafię jej znienawidzić. Weronika wciąż nie jest mi obojętna i chyba nigdy nie będzie”.

Małżeństwo miało być dla niego terapią

Natychmiast zapomniałam o uporczywym bólu. Poczekałam, aż skończy rozmawiać i poszłam do salonu.

– Gdy zaczęliśmy się spotykać, zapewniałeś mnie, że twoja była żona należy do przeszłości – przypomniałam mu.

– Podsłuchiwałaś? – oburzył się.

– Nie. Przypadkiem usłyszałam. Ale nie o to chodzi. Powiedz mi, Mirek, czy ty wciąż ją kochasz?

– Oszalałaś? Nie! Ja tylko... sam nie wiem. Ciągle o niej myślę. Gdy kładę się spać i gdy budzę się rano. Ale ty powinnaś to rozumieć. Przecież regularnie odwiedzasz grób swojego byłego. Więc chyba wiesz, o czym mówię.

– To nie to samo. Mój mąż zmarł, a twoja żona odeszła od ciebie. Tylko głupi nie dostrzegłby różnicy.

– Więc jestem głupcem?

– Dobrze wiesz, że nie to miałam na myśli.

– Nie zamierzam tego słuchać – powiedział i wyszedł z mieszkania.

Nie mam wątpliwości, że jego gwałtowna reakcja była wynikiem zakłopotania. W jego oczach widziałam, że nadal coś czuje do eksżony. Gdy wrócił, zapytałam go, po co się ze mną żenił, skoro nie potrafi pogodzić się z przeszłością. Powiedział, że to miała być dla niego forma terapii. Ale ja nie godziłam się na to. Nie potrafię i nie chcę żyć w cieniu innej kobiety. Wróciłam do swojego mieszkania. Na szczęście nie wynajęłam go nikomu. Na razie jesteśmy w separacji, ale nie sądzę, że jeszcze wrócimy do siebie.

Sylwia, 44 lata

Czytaj także:
„Siostra obraziła się, że na Komunię dałam za mało kasy jej synowi. Wypchana koperta była najważniejsza tego dnia”
„Wątpliwości przed ślubem uratowały mnie przed marnym losem. Narzeczony pokazał swoje prawdziwe oblicze”
„Zrobiłem ukochanej test na uczciwość, mówiąc, że moja firma upadła. Bez wahania wybrała pieniądze i tyle ją widziałem”

Redakcja poleca

REKLAMA