„Tuż przed ślubem zmieniłam... pana młodego. Jestem pewna, że będziemy się kochać do grobowej deski”

para młoda fot. Adobe Stock
„– Muszę zmienić zaproszenia ślubne. – Ale jak to? – zachichotała nerwowo. – Przecież zaproszenia są już rozesłane. Nie da się nic zmienić. A co jest grane? Chcesz zaproponować inną godzinę ślubu? Ksiądz coś pomylił? – Pan młody się zmienił”.
/ 13.05.2022 15:13
para młoda fot. Adobe Stock

Filipa poznałam na wakacjach, na które pojechałam z dwójką moich najlepszych przyjaciół, Iwoną i Leszkiem. Spędzaliśmy cudowne, leniwe wakacje w Mielnie i jak zwykle gadaliśmy o wszystkim i o niczym, zaśmiewając się do rozpuku. Mieliśmy podobne zainteresowania i poczucie humoru, uwielbialiśmy razem spędzać czas. Znaliśmy się od liceum, przyjaźń przetrwała próbę czasu, choć byliśmy już po trzydziestce. Iwona miała męża, a my z Leszkiem wciąż bezskutecznie poszukiwaliśmy drugich połówek.

Postanowiliśmy się rozerwać i poszliśmy na imprezę

Trochę dałyśmy się z Iwonką ponieść fantazji i wystroiłyśmy się bardziej niż normalnie. Ładny makijaż, lekko falujące włosy i krótkie sukienki sprawiły, że poczułyśmy się o dekadę młodsze. Przed wyjściem napiliśmy się po kieliszku wina, a później tańczyliśmy i doskonale się bawiliśmy. Nagle podszedł do mnie wysoki blondyn i ewidentnie zaczął mnie podrywać. Uznałam go za flirciarza, który wśród turystek szuka łatwej zdobyczy, więc opierałam jego namowom, żebyśmy poszli na drinka. Iwonka dawała mi znaki, że powinnam się zgodzić, więc w końcu podeszłam z nim do baru i zamówiliśmy po kieliszku wina.

Okazało się, że Filip był interesującym mężczyzną i partnerem do rozmowy. Flirtował ze mną tak otwarcie, jak dawno nikt. Po drinku poszliśmy potańczyć i do rana nie schodziliśmy z parkietu. To była nasza noc.

Obudziłam się po południu. Iwonka najwyraźniej czekała tylko, aż otworzę oczy, bo od razu podbiegła i zaczęła wypytywać o nieznajomego. Odparłam, że obawiałam się, że to była tylko znajomość na jeden wieczór i więcej już się nie zobaczymy.
– Nie wymieniliście się nawet numerami? – zapytała zdumiona.
– Jakoś nie. Chyba zapomniał mnie zapytać. A może po prostu nie chciał – wyjaśniałam. Prawda zaś była taka, że sama byłam zawiedziona takim obrotem sprawy.
– Oj tam, jasne, że chciał. Widziałeś go, Leszek? Był nakręcony jak pozytywka, co? Podobałaś mu się bardzo!
– Nie wiem, nie przyglądałem się – odpowiedział Leszek. To był dla mnie znak, że pewnie obie dałyśmy się ponieść wyobraźni. Leszek był bowiem najbardziej spostrzegawczym i wnikliwe patrzącym na świat mężczyzną, jakiego znałam. Pamiętał, jaką miałam sukienkę w dniu, gdy się poznaliśmy. Zawsze wiedział, gdy miałam gorszy nastrój i że nie przepadam za czyimś towarzystwem. Śmiałam się, że czyta świat jak otwartą księgę, więc skoro on nie widział flirtu, to znaczy, że go nie było.
– Daj spokój, zapomnijmy o nim i chodźmy gdzieś na obiad! – oznajmiłam, żeby uciąć temat. Jednak kiedy zeszliśmy do hotelowej recepcji, czekała mnie niespodzianka. Ktoś zostawił dla mnie bukiet róż i bilecik. Nigdy dotąd nie spotkało mnie nic równie romantycznego! Iwona aż zaczęła piszczeć. Podekscytowana wyjęłam karteczkę.

„Było tak pięknie, że grzechem byłoby tego nie powtórzyć. Spotkajmy się w La Palmie. Filip” – przeczytałam głośno, a Iwonka omal nie zemdlała.
Była wyjątkową romantyczką i takie rzeczy chwytały ją za serce. Leszek się nie odezwał, a po kwadransie wymówił się od obiadu. Nie zwróciłyśmy na to uwagi i powiedziałyśmy, że weźmiemy mu coś na wynos, gdyby zgłodniał. Same wciąż rozmawiałyśmy o mojej randce i kombinowałyśmy, w co powinnam się ubrać.
– Ta moja krótka biała sukienka do twoich opalonych nóg to będzie coś! Zobaczysz! – namawiała mnie Iwonka, choć doskonale wiedziała, że nie lubię sukienek. Najlepiej czułam się w jeansach i bluzie z kapturem, ale podczas gorącego letniego wieczoru w ładnej restauracji to by się nie sprawdziło. Postanowiłam więc pożyczyć od niej kieckę. Poszłam we wskazane miejsce o umówionej porze, trochę się obawiając, czy Filip na pewno tam będzie. Stał przed restauracją, nerwowo spoglądając na zegarek.
– Pięknie wyglądasz! – powiedział z uśmiechem na mój widok. – Podoba mi się to, że jesteś taka elegancka i z klasą. Nie to co niektóre babki, które wciąż noszą tylko bluzy!

Trochę oburzył mnie ten komentarz, bo ja właśnie byłam jedną tych „niektórych babek”, ale nie dałam nic po sobie poznać. Tym bardziej, że on był niezmiernie elegancki, opalony i taki… nieznajomy. Dawno już nie spotykałam się z nikim, kogo nie znałam. Cały czas spędzałam z Leszkiem i Iwoną, a randka z kimś obcym to była dla mnie zupełna nowość. Wydało mi się to niezmiernie ekscytujące. Usiedliśmy przy stoliku, a ja nie wiedziałam, co zamówi, co lubi, czy pije wino, czy wodę, czy jest wegetarianinem, czy uwielbia schabowego? Nie wiedziałam, jakie lubi filmy, jakie ma ubrania i co robi w wolnym czasie. Przez te wszystkie niewiadome wydawał się taki fascynujący w porównaniu z moją dwójką, którą znałam na wylot. Z przyjemnością go słuchałam, zauważając, jak bardzo się od siebie różnimy, bo to było jak odkrywanie nieznanych lądów.
– Lubisz piłkę nożną? Ja nigdy nie byłam na żadnym meczu.
– Zabiorę cię. Zobaczysz, że ci się spodoba! – zapewnił mnie, a ja byłam gotowa iść od razu.

Filip podczas kolacji delikatnie dotykał mojej dłoni i włosów. Kiedy wróciłam do hotelu po randce, byłam totalnie zakochana. Z każdym dniem było coraz ciekawiej. Nie chodziłam nigdzie z przyjaciółmi, bo każdą wolną chwilę chciałam spędzać tylko z nim.

Po powrocie z wakacji wciąż pisałam z Filipem i widywaliśmy się tak często, jak tylko to możliwe, a Iwona wciąż mnie o niego wypytywała.
Nie wydaje ci się, że wiele was dzieli? – zdumiewała się, gdy jej o nim opowiadałam. – Ty jesteś przedszkolanką, on biznesmenem. Ty marzysz o rodzinie, on nie lubi dzieci. Ty kochasz kino, a on mecze. Ty wierzysz w Boga, on w siebie. To może być uciążliwe na dłuższą metę.
– Oj, Iwona. Nie chcę wyjść za mąż sama za siebie. Chcę widzieć świat także jego oczami – odparłam.
– Dobrze usłyszałam? Za mąż? Chyba nie planujesz… – zaczęła zdumiona, a ja pokazałam pierścionek.
– Przecież znacie się dopiero dwa miesiące! Maryśka, nie poznaję cię!
– Wiedziałam, że tak zareagujesz dlatego nic nie mówiłam. Nawet go nie znasz, a już go skreślasz.
– Nie skreślam, ale sama przedstawiasz mi go jako swoje przeciwieństwo! Mówiłaś Leszkowi?
– Nie. Może ty mu powiedz. On nastawiony jest do Filipa jak do jeża.
– Bo boi się o ciebie, tak samo jak ja!

Oświadczyny nawet dla mnie były zaskoczeniem

Nie podejrzewałam, że Filip zadeklaruje się tak szybko. Początkowo myślałam, że lepiej by było, gdybyśmy najpierw lepiej się poznali, ale kiedy dowiedział się, że ze względów religijnych chciałabym poczekać z seksem do ślubu, najwyraźniej uznał, że nie ma na co czekać. Zamówiliśmy ślub w kościele, salę i zaczęliśmy układać listę gości. Wtedy zaczęłam dostrzegać to, o czym wspomniała Iwona. Filip nie zamierzał zaprosić nikogo ze swojej rodziny.
– A rodzice, rodzeństwo? Przecież mówiłeś, że masz brata i siostrę.
– Mieszkają za granicą, nigdy nie mieliśmy dobrych kontaktów. Z rodzicami podobnie. Poza tym czy to musi być takie weselicho? Zaprośmy kilka najbliższych osób i wystarczy! Ja zaproszę kumpli z biura.
– To twoi najbliżsi? – żachnęłam się.
– Oczywiście. Spędzam z nimi dziesięć godzin dziennie.

Po naszej rozmowie wróciłam do domu pełna wątpliwości. Wiedziałam, że jeśli powiem cokolwiek Iwonce, ta natychmiast każe mi odwołać ślub, a ja potrzebowałam wsparcia i żeby ktoś mnie wysłuchał, tak żeby bez presji podjąć decyzję. Uznałam, że lepiej jak zadzwonię do Leszka.
– Przyjeżdżaj. Zrobię ci moją słynną herbatkę na zmartwienia.
– Tę ze śliwowicą? – zaśmiałam się.
– Tę samą! Działa cuda.

Pojechałam i przy cudnej herbacie z prądem opowiedziałam mu o wszystkich wątpliwościach. Im więcej mówiłam, tym bardziej nabierałam przekonania, że popełnię błąd, wychodząc za kogoś, kto reprezentuje tak skrajnie inne podejście do życia w każdej dziedzinie. To co wcześniej wydawało mi się ekscytujące, teraz zaczynałam postrzegać jako różnice nie do pokonania. Nie chciałam skończyć wkrótce jako rozwódka, tłumacząca w sądzie rozstanie niezgodnością charakterów.

Leszek siedział tuż przy mnie i wysłuchiwał wszystkiego bez złośliwych komentarzy. Nagle zrozumiałam, o ile swobodniej czuję się przy nim niż przy Filipie. Mogłam być sobą. Znał mnie od wielu lat i widział w każdych okolicznościach: chorą, zestresowaną i zrozpaczoną. W dresie i bez makijażu. Mimo to nigdy nie uciekł. A miałam wrażenie, że Filip, wielbiciel eleganckich kreacji, czmychnie, gdy tylko zobaczy mnie w mojej nieśmiertelnej bluzie z kapturem.
– To co? – zapytał w końcu. – Data ustalona, tylko się cieszyć.
Wyczuwałam w jego głosie smutek i nagle przeszło mi przez myśl, że to nie tylko wrażenie. Przecież przez cały ten czas, odkąd poznałam Filipa, Leszek był jakiś nieswój i niechętnie poruszał temat mojego chłopaka. Czy to możliwe, żebym była aż tak ślepa? Może miałam wielką miłość tuż przed sobą, a tego nie dostrzegałam.
– Data ustalona, ale pan młody jeszcze nie do końca – powiedziałam odważnie, bo wiedziałam, że za późno już na snucie domysłów i sugestii.
– Jeżeli pan młody ci nie odpowiada, ja bardzo chętnie zastąpię go w tej roli – zaśmiał się, patrząc mi pytająco w oczy, a ja w jednej chwili wyzbyłam się wszelkich wątpliwości.

Dwa tygodnie później umówiłam się na mieście z Iwonką. Nic jej nie powiedziałam, więc przyjaciółka nie miała pojęcia, jak dużo zmieniło się od czasu naszego ostatniego spotkania.
– I co? Podekscytowana? – zapytała, niczego nie podejrzewając.
Miała być świadkiem na moim ślubie z Filipem, zatem była przekonana, że właśnie w tej sprawie się spotykamy. Ja jednak zadzwoniłam do niej z zupełnie innego powodu.
– Nie do końca – odpowiedziałam spokojnie.
– A co? Stres cię zżera? To chyba normalne. Wszyscy przez to przechodzą. Tyle rzeczy do przygotowania, nic dziwnego, że masz obawy – trajkotała.
Spojrzałam na nią, tak żeby wiedziała, że czas już w końcu, żeby przestała gadać, i zaczęła słuchać.
Muszę zmienić zaproszenia ślubne – powiedziałam, a ona dosłownie zamarła.
– Ale jak to? – zachichotała nerwowo. – Przecież zaproszenia są już rozesłane. Nie da się nic zmienić. A co jest grane? Chcesz zaproponować inną godzinę ślubu? Ksiądz coś pomylił? Tak nie można, jest już za późno…

Wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie należała do łatwych, ale w ostatnich dniach miałam za sobą kilka trudnych przepraw, między innymi z moimi rodzicami i Filipem, więc z Iwonką miało być z górki. Ta wiadomość jednak za każdym razem nie chciała mi przejść przez gardło.
– Nie, nie godzina. Pan młody się zmienił. Wychodzę za mąż za Leszka – wydusiłam to w końcu z siebie.

Gdyby nie fakt, że sprawa była naprawdę poważna, chyba zaczęłabym się śmiać. Iwonie dosłownie opadła szczęka. Wiedziałam, że w pewnym sensie będzie tym zachwycona. Nie przepadała za Filipem i uważała, że do siebie nie pasujemy, więc cóż… jej było na wierzchu. Mimo wszystko ta informacja zupełnie rozłożyła ją na łopatki. Po chwili spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko.
– Maryśka, nawet nie wiesz, jak się cieszę. Marzyłam o tym skrycie od dawna. Pasujecie do siebie idealnie. Aż trudno mi było uwierzyć, że sama tego nie dostrzegłaś. Ale cóż, lepiej późno niż wcale. To co? Do roboty. Wysyłamy nowe zaproszenia!

Przytuliłam ją mocno. Byłam jej taka wdzięczna za to, że mnie wspiera, że aż trudno było to ująć słowami. Wiedziałam doskonale, że obdzwanianie wszystkich zaproszonych z informacją, że zmienił się pan młody, nie będzie należało do przyjemnych, ale cóż mogłam zrobić? Może ta informacja brzmiała jak sensacja z tabloidu, ale ja nie miałam wątpliwości, że tym razem postępuję słusznie. Wiedziałam, co robię, i cieszyłam się najbardziej na świecie, że podjęłam ryzyko. Każdy dzień z Leszkiem utwierdzał mnie w przekonaniu, że to mężczyzna mojego życia i będziemy się kochać do grobowej deski.
A Filip? Z tego, co widziałam w internecie, ma już nową narzeczoną. Bardzo elegancka kobieta, która jest kimś wysoko postawionym w dużej firmie. Mam nadzieję, że oni także będą razem żyć długo i szczęśliwie, bo my właśnie tak zamierzamy!

Czytaj także:
„Mój mąż raz w życiu powiedział mi, że mnie kocha. Gdybym umarła, pewnie nawet nie uroniłby ani jednej łzy”
„Przez starania o dziecko prawie rozpadło się moje małżeństwo. Nic nie było dla mnie ważniejsze, nawet miłość męża”
„Nie chciałam zostawić męża i rodziny, by uciec z kochankiem. Straciłam za to ich wszystkich…”

Redakcja poleca

REKLAMA