Dźwięk dzwonka przerwał moje ponure rozmyślania. „Ale to naprawdę dziwne” – przeszło mi przez głowę, kiedy niespiesznie podnosiłam się z kanapy. W końcu każda normalna dziewczyna na kilka dni przed własnym weselem powinna się świetnie bawić i cieszyć życiem.
A ja? Siedzę tu sama jak palec i zawracam sobie głowę jakimiś głupimi wątpliwościami. Czy przypadkiem nie powinnam jednak zrezygnować z tego małżeństwa?
Pogrzeb pamiętam jak przez mgłę
– Słucham, kto przyszedł? – zapytałam.
– Listonosz z tej strony — odezwał się mężczyzna. – Mam coś do pani!
„Ciekawe co to może być?” – zastanawiałam się zdziwiona.
Gdy usłyszałam dzwonek i uchyliłam drzwi, moim oczom ukazała się niezbyt ciężka, choć spora przesyłka. Kurier dał mi do podpisania dokument, a kiedy tylko to zrobiłam, zostałam sama ze swoją tajemniczą paczką. Zaczęłam powoli rozpakowywać eleganckie, połyskujące opakowanie.
Moje ręce się trzęsły, a puls przyspieszył z emocji. Pod warstwą błyszczącego papieru znalazłam pudełko, a w nim — niczym śnieżnobiała dekoracja na jasnym tle — leżał mój welon do ślubu.
Od najmłodszych lat żyłam bez mamy. Nie pamiętam jej wcale, bo miałam ledwo dwa i pół roku, gdy odeszła w strasznych okolicznościach. Przynajmniej taką historię przekazał mi tata.
To właśnie tę wersję powtarzali wszyscy — zarówno rodzina, jak i bliscy znajomi. Każdy wiedział o chorobie mojej mamy. Ponoć moje narodziny sprawiły, że na krótko poczuła się lepiej. Niestety, później jej stan znacznie się pogorszył. Tata do dzisiaj obwinia się, że nie zdołał zapewnić jej właściwego leczenia.
Tamtego wieczoru zostałam z sąsiadami, podczas gdy tata jak zwykle nie wracał z pracy. Mama wtedy postanowiła wybrać się na jezioro. Nie był to pierwszy raz — często wypływała w samotne rejsy, gdy potrzebowała chwili wytchnienia. Mieszkaliśmy wtedy na Mazurach, tuż przy wodzie. Pogoda była fatalna — lało jak z cebra, a do tego szalała jesienna nawałnica... Nad ranem, gdy ojciec zorientował się, co się stało i powiadomił służby ratunkowe, odnaleźli tylko wywróconą łódź dryfującą na tafli...
Pogrzeb pamiętam jak przez mgłę. Pojedyncze obrazy — kwiaty ułożone w wiązanki, wielki wieniec, płacz i rozmowy, z których nic wtedy nie docierało do mojej świadomości. W głowie mi się nie mieściło, że moja mama odeszła na zawsze, że zostałam bez jednego rodzica.
– Ponoszę za to odpowiedzialność – powiedział tata wiele lat później, gdy byłam już dorosła. – Miałem romans, zdradzałem twoją matkę...
– Miałeś inne romanse oprócz mamy?
– Parę ich było. Wydawało mi się wtedy, że to nic poważnego — wyznał ze smutkiem. – Co za głupiec ze mnie! Nie sprawdziłem się jako mąż. Właśnie dlatego później starałem się być dla ciebie możliwie najwspanialszym ojcem. I chyba się to powiodło, całe szczęście.
Ale nie to jest teraz najważniejsze. Zawiodłem, ponieważ zabrakło mnie u jej boku, gdy najbardziej potrzebowała wsparcia. Nie zauważyłem, jak poważna była sytuacja. Kompletnie nie widziałem tego, co się dzieje. Musiała sama mierzyć się z chorobą.
Zostawiła mnie samą
Objęłam go ramionami.
– Daj już spokój z tym tematem — powiedziałam łagodnie, choć z nutką niepewności. – Przecież to było tak dawno. Każdy z nas robi w życiu różne głupstwa...
– Wiem o tym doskonale, ale chciałbym, żeby ciebie takie rzeczy omijały. I żebyś nigdy nie trafiła na faceta, który je robi — odrzekł.
– Wiem, tatku. Ale spokojnie, Paweł jest zupełnie inny! – broniłam narzeczonego. – To porządny facet. Naprawdę się w sobie zakochaliśmy.
– No tak — rozpromienił się.
Nastała między nami krótka cisza. Tata przerwał ją niepewnym głosem.
– Wiesz... Zastanawiam się... Brakuje ci bardzo mamy?
Moje policzki zrobiły się czerwone. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. To było skomplikowane pytanie. Sama nie byłam pewna, co czuję.
– Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć – wyznałam otwarcie. – Zdarza się, że tak. Jednak... była mi zupełnie obca. I... mam w sercu sporo goryczy. W końcu przez tyle lat nie wykazała najmniejszej troski. Nawet nie sprawdziła, co u mnie. Zostawiła mnie samą. I teraz gdy wkraczam w nowy rozdział życia, kto będzie przy mnie w tej ważnej chwili?
Poczułam, jak mój głos się załamuje. Nasza rodzinna tradycja zawsze mówiła jedno — córka dostaje welon od mamy, co ma zapewnić jej udane małżeństwo. To trochę jak zwyczaj, gdzie tata odprowadza swoją córeczkę przed ołtarz. Martwiłam się, co przyniesie mi przyszłość bez tego ważnego symbolu matczynej troski.
Przypomniałam sobie, że moja mama, wstępując w związek małżeński, miała na głowie toczek zamiast welonu. Wtedy jeszcze nie wiedziała nic o naszym rodzinnym zwyczaju — dopiero miała dołączyć do rodziny. Czasami myślę, że może los tak właśnie chciał...
Wyjęłam prawdziwy skarb
– Nie bądź dla niej taka surowa – powiedział łagodnie. – Matka chrzestna już zajęła się welonem. Wszystko mamy pod kontrolą...
Otworzyłam paczkę i wyjęłam z niej prawdziwy skarb. Welon zachwycił mnie od pierwszego spojrzenia. Delikatna koronka w śnieżnobiałym kolorze była wykończona błyszczącym obszyciem, podczas gdy z wianuszka spływały maleńkie różyczki wykonane z jedwabiu.
Kiedy przesuwałam go między palcami, materiał falował niczym krystalicznie czyste źródło w świetle nocnego nieba. To było tak piękne, że aż zapierało dech! W jednej chwili mój nastrój się odmienił, a życie nabrało nowych barw.
Chwyciłam telefon, żeby podziękować cioci Zosi, która jest moją chrzestną, za przepiękny prezent. Kiedy usłyszałam jej głos w słuchawce, nie mogłam uwierzyć w to, co mówi:
– Kochana, coś mi się tu nie zgadza... Przecież ja żadnego welonu nie wysyłałam. Owszem, kupiłam go. Razem z twoim ojcem wybieraliśmy go kilka dni temu. Ale trzymam go u siebie! Chciałam ci go wręczyć osobiście...
Szybko się rozłączyłam i od razu wybrałam numer do swojego taty.
– Naprawdę to od ciebie dostałam ten welon?!
– O jakim welonie mówisz? – w głosie taty słychać było szczere zaskoczenie.
– Posłuchaj – wzięłam głęboki oddech. – Przed chwilą kurier przywiózł mi welon. Rozmawiałam z ciocią i zapewnia, że to nie ona...
Nie pozwolił mi dokończyć
– Co za nonsens...
– Poczekaj!
Urwałam wpół zdania. Musiałam się zatrzymać, by zadać to jedno, kluczowe pytanie. By zmobilizować się do tego. Chociaż brzmiało to zupełnie niedorzecznie, dopiero w tej chwili dotarło do mnie...
– Znaleźli mamę?
Przez chwilę nie było żadnej odpowiedzi.
– Tato, powiedz!
– Niestety nie... – usłyszała jego głos. – Wciąż jej nie znaleźli. Takie rzeczy się zdarzają... Kochanie, to jezioro jest ogromne! Szukali jej przez kilka dni, ale bez skutku. W końcu musieli uznać, że już nie żyje — tak mówią przepisy. To dlatego pogrzeb odbył się dopiero po jakimś czasie i możesz go sobie przypominać. Pochowaliśmy pustą trumnę...
– Wiesz, zastanawiałam się czasem...
– Rozumiem — nie pozwolił mi dokończyć. – Sam o tym myślałem, szczególnie gdy emocje brały górę. Nawet wynająłem kiedyś prywatnego detektywa. Bez rezultatu. Posłuchaj, kochanie, nie można się łudzić — twojej mamy już z nami nie ma...
– To kto przysłał mi ten welon?
– Nie wiem. Szczerze mówiąc, kompletnie nie wiem... – odparł.
W życiu bywa lepiej, gdy nie znamy wszystkich odpowiedzi. Kto wie, czy nasz umysł zawsze nadąża za tym, co podpowiada nam serce? Pamiętam ten moment — idę do ołtarza, otulona mięciutkim welonem, a w duszy mam niezwykły spokój i poczucie spełnienia. Głęboko wierzę, że mama była przy mnie tamtego dnia. I tak już zostało — nasze małżeństwo to historia pełna szczęścia i miłości...
Gracja, 32 lata
Czytaj także:
„Nie wiedziałam, dlaczego w ogrodzie znajduje się mała kapliczka. Historię odnalazłam w starym dzienniku babci”
„Córka porzuciła dobrego męża i związała się ze starym kawalerem z kotem. Musiałam działać, żeby przejrzała na oczy”
„Przy tym chłopaku płonęłam jak rozgrzany kominek w grudniu. Nie wiem, co na to moja przyjaciółka, ale muszę go mieć”