„Traktuję męża jak bankomat i wyciągam mu kasę z portfela. Spełniam zachcianki, a on się cieszy, że jestem szczęśliwa”

uśmiechnięta kobieta fot. Getty Images, Westend61
„No i tak od Mojito do greckich pierożków, od greckich pierożków do innych fiziu miziu pasztecików... umówiliśmy się na randkę. Potem na kolejną i po pół roku... uff, oświadczył mi się. Bo już miałam dość tych kolacyjek pod gwiazdami Paryża”.
/ 11.08.2024 11:15
uśmiechnięta kobieta fot. Getty Images, Westend61

Wyszłam za mąż za miłość mojego życia, czyli za wypchany portfel. Skrupulatnie robiłam te wszystkie rzeczy, aby dopiąć swego. Mam jednak pomysł, aby zostać jeszcze większą milionerką.

Zasługuję na to, aby tego nie robić

Luksusowe auta, egzotyczne wycieczki, homary w najlepszych knajpach, sukienki od Chanel – skąd to mam? Wyszłam za milionera. No, może nie takiego milionera z Dubaju, ale... Faktem jest, że sama to sobie mogę zarobić tylko na waciki. Samej nie byłoby mnie stać na rajskie wakacje – co miesiąc w innym Egipcie.

– Proszę kochanie, na nową torebkę od tej... Vivienne Westwood.

– Dzięki! – mówię i nie przychodzi mi nawet do głowy, aby mężowi oddać za tę torebkę pieniądze.

Uważam, że zasługuję na luksusy. Dlaczego? Choćby same moje nogi – nie po to są do nieba, aby ich nie pieściły hiszpańskie promienie słońca. Z kolei moje piersi wydają się być stworzone do tego, aby okalał je delikatny staniczek Diora. Dobra prezencja jest mi zresztą potrzebna – muszę fajnie wyglądać w mediach społecznościowych.

Moi fani utwierdzają mnie w tym, że jestem sporo warta:

– Prześlicznie wyglądasz, Agata.

– Uwielbiam twoje outfity!

– Przepięknie Ci w tych nowych włosach!

Oczywiście zdarzają się też hejty, ale korzystam tutaj z opcji radosnego blokowania niechcianych gości, przez co moje życie jest jeszcze bardziej idealne, jak z obrazka! Do tego nie muszę, wzorem starszych influencerek, nakładać filtrów wygładzających. Za to chętnie korzystam z rozmaitych dermabrazji, a nawet zoperowałam sobie nos i ujędrniłam biust.

– Dziękuję, Mareczku, jeszcze tylko dwie stówki na drenażyk limfatyczny i Agatka będzie gotowa na jutrzejszy bankiecik.

Trzeba w siebie inwestować i iść do przodu.

Już ja tam swoje wiem

Powiem wprost – wyszłam za mąż dla pieniędzy. Można to też inaczej nazwać – wyszłam za mąż z rozsądku. Co ja poradzę na to, że mój tyłek nie jest stworzony do tego, aby latać drugą klasą? Do tego... nie jestem jakąś pusta lalą, która nie myśli o swojej przyszłości.

Dobrze wiem, że mój słodki misio może zmienić strategię, że tak powiem, miłosną, i znaleźć sobie inną długonogą blondynkę. A nawet i jakąś rudą flądrę, czemu nie. A wręcz i dobrze zaokrągloną brunetkę może sobie znaleźć, bo i za takimi się oglądał – kiedy myślał, że tego nie widzę.

– Ej, a co to za oglądasy za moimi plecami? – rzuciłam mu wtedy uważne spojrzenie.

– O czym ty mówisz, Aguś? – zrobił niewinną minę.

– Nie wystarczam ci?

– No co ty...

– Już ja tam swoje wiem – Zamyśliłam się.

Zadbałam więc o to, aby Mareczek dawał mi kasę na inwestowanie w nieruchomości. I daje mi co miesiąc pokaźną sumkę. Korzystam, bo przecież może mu się odwidzieć. Jemu albo... mnie.

– Masz tu, kochanie coś dobrego od misia – powiedział w ostatni piątek, wręczając mi całe sto tysięcy.

Zainwestowałam te pieniądze w dokończenie remontu warszawskiej kamienicy. Mam nadzieję sprzedać ją ze sporym zyskiem. Muszę przyznać, że kosztuję go dosyć sporo – bo i jeszcze fryzjer, kosmetyczka, co tydzień nowa markowa torebka i inne gadżety. Ciągnę, ile wlezie. Chciało się wymoczkowi mieć księżniczkę, to niech płaci.

Zaczęłam to robić, aby znaleźć milionera

Ale zacznę od początku. Jak się poznaliśmy? Może to nietypowe, ale wcale nie przechadzałam się brzegiem morza, a z naprzeciwka nie szedł uśmiechnięty pan w średnim wieku i w drogim ubraniu. Nie zaczepił mnie, mówiąc:

– Co taka piękna dziewczyna robi sama na plaży?

– Jak to co, szukam bogatego frajera  – nie odpowiedziałam.

No żartuję – jestem na to za sprytna, aby wykładać na starcie wszystkie karty. Męża sobie wygooglowałam. Któregoś dnia wpisałam w Google: „7 sposobów na to, jak zdobyć męża milionera”. Znalazłam tam porady, jak znaleźć miłość swojego życia, czyli zasobny portfel. No więc wyczytałam, że mój wymarzony milioner nigdy nie ożeni się z panną, która nie przeczytała żadnej książki. Tak, atrakcyjna, pusta niunia to podobno mit.

Do tego taka kandydatka na żonę milionera powinna mieć wykształcenie. No i bingo, bo osobiście uzyskałam licencjat z socjologii. Lepsze to niż nic, i studia raczej kulturalne, dające pole do rozmów o życiu, o problemach społecznych. Zaczęłam się zatem interesować polityką, nowościami teatralnymi, wydawniczymi, filmowymi.

Postanowiłam też przeprowadzić się z rodzinnego Trzebiatowa do Warszawy i zatrudnić w agencji nieruchomości. Nieruchomości, banki, hotele – to podobno miejsca, gdzie można spotkać milionera. Znalazłam też sobie ciekawe hobby – jak radził artykuł. Operę. Super sprawa, zawsze chciałam pójść do opery, ale jakoś u mnie w Trzebiatowie było mi nie po drodze. „Pojawiaj się na firmowych imprezach, bankietach, przyjęciach” - pouczał dalej internetowy poradnik. No i właśnie na jednym z takich bankietów organizowanych przez moją firmę poznałam Mareczka.

Dał się złapać na haczyk

Pamiętam, że poczułam na sobie jego wzrok. Stał z drugiej strony sali oparty o ścianę, sączył drinka i przyglądał mi się spod bankietowo zmrużonych oczu. Puściłam do niego oczko, a on się uśmiechnął. Nie podszedł od razu. Dopiero po kilku minutach powoli zaczął iść w moją stronę.

–  Pani też jest zainteresowana kupnem nieruchomości? – prześlizgnął się wzrokiem po mojej cielistej, eleganckiej sukience od Chloe i dyskretnie zawiesił oko na wyjątkowo zgrabnych pośladkach.

A było na czym, bo od pół roku ćwiczyłam ostro na siłowni.

–  O tak, nieruchomości interesują mnie od dawna, działam w tym temacie zawodowo – odpowiedziałam, wpatrując się w jego złote spinki do mankietów.

–  Napijemy się drinka, co pani lubi? Albo... niech zgadnę. Taka elegancka dziewczyna pewnie pija Mojito?

–  Może... być? – odpowiedziałam, chociaż szczerze mówiąc, trochę myliły mi się te drinki. Margeritę, Cosmopolitan, Vesper Martini, Bloody Mary, Manhatan znałam, ale jak na złość nie kojarzyłam tego Mojito.

Mój adorator w końcu przyniósł drinka i...

–  Pycha! Skąd pan wiedział, że akurat Mojito najbardziej lubię?

–  A... pani włosy i w ogóle prezencja nasuwają skojarzenie z czymś takim właśnie odżywczo miętowym jak Mojito.

–  W takim razie za... Mojito – stuknęłam się z nim kieliszkiem – Agata.

–  Marek – popatrzył mi przeciągle w oczy.

Prezencja informatyka na zdalnym

W ogóle był niczego sobie. Chociaż... jakby go rozebrać z tego markowego anturażu (tak! Błyszczę elokwencją, czytanie książek nie poszło w las) to zostałaby sama (jak on to lubi ujmować) prezencja jakiegoś byle informatyka, i to jeszcze na zdalnym. Chudy, wcale nie wyższy ode mnie, taki wymoczek. Ale cały ten biznesowy anturaż dodawał mu przystojności.

No i tak od Mojito do greckich pierożków, od greckich pierożków do innych fiziu miziu pasztecików... umówiliśmy się na randkę. Potem na kolejną i po pół roku... uff, oświadczył mi się. Bo już miałam dość tych kolacyjek pod gwiazdami Paryża. Mogłabym przebierać w innych milionerach, zdobywać wprawę, ale racjonalniej wydawało mi się podgrzewać to, co już mam. Przynajmniej na początku...

– Zostaniesz moją żoną? – zapytał.

–  Pewnie, a ty moim bankomatem? – odpowiedziałam. No żartuję! Oczywiście, że grzecznie się zgodziłam. –  Żoną takiego przystojniaka? Pewnie! ­

I tak nam się żyje, od jego super wypłaty, do jego super wypłaty. Od fryzjera do kosmetyczki, od kosmetyczki do galerii handlowej.

Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – mówi mi, kiedy leżę obok niego w sypialni. Ale tak naprawdę wiem, że on także jest szczęśliwy z tą moją prezencją. Byłby nikim, gdyby nie drogie garnitury i atrakcyjna dziewczyna przy boku.

Hmm, teraz powiem szczerze, że męczy mnie już to wszystko. Fajnie to wygląda na instagramowej karuzeli, czy innym story. Miałam rację, inwestując w nieruchomości. Jeszcze z rok traktowania mojego Mareczka jak bankomatu, a sama zostanę milionerką. Tymczasem zdobywam wiedzę, Marek nie szczędzi na moje szkolenia, webinary.

A potem? Znajdę innego milionera. Tym razem  mam nadzieję przystojniejszego. 

Agata, 29 lat

Czytaj także:
„Rodzina uważa, że samotny ojciec jest skazany na porażkę. Nasyłają na mnie opiekę społeczną i straszą odebraniem syna”
„W wakacje pracowałem w sanatorium. Z jednymi babciami chodziłem na spacery, a z innymi do łóżka”
„Siostra przed ślubem zachowywała się jak rozhisteryzowana księżniczka. Dajcie spokój, to tylko impreza z jedzeniem”

Redakcja poleca

REKLAMA