„Myślałam, że to mężczyzna z moich snów, a okazał się być dusigroszem. Wszystkie wydatki dzieliliśmy po równo”

para, która kłóci się o pieniądze fot. Adobe Stock, JackF
„Przyjaciółka od początku przebąkiwała, że Tom jest za bardzo oszczędny. Widać było, że oszczędza na kwiatach dla mnie. Zawsze kupował najtańsze prezenty. Robił mi kanapki z serkiem topionym. Na wakacje nie chciał jechać za granicę, tylko na Mazury”.
/ 15.10.2021 10:49
para, która kłóci się o pieniądze fot. Adobe Stock, JackF

Lało od tygodnia. Czyli prawdziwe polskie lato. Prawie jak w tropikach. W dzień parno, od czasu do czasu burza, a wieczorem leje. Kiedyś wpadłabym w depresję, że wakacje spędzam w kaloszach i bluzie zamiast w ulubionych sandałkach i kobiecych sukieneczkach.

W tym roku byłam zachwycona deszczowymi wakacjami

W ogóle byłam zachwycona. Czułam się jak nastolatka, która przeżywa pierwszą miłość i poznaje, co to seks. Może i tak się czułam, ale jak nastolatka przestałam wyglądać dawno temu. Nic dziwnego, za sobą miałam już czterdzieste urodziny, małżeństwo, rozwód i upojny romans z młodszym facetem. Jednak naprawdę miałam wrażenie, jakbym dopiero teraz zakochała się po raz pierwszy. To podobno typowe dla kobiet. Niektóre z nas, gdy zakochują się z wzajemnością, czują się tak, jakby właśnie odkrywały, co tak naprawdę znaczy rozkosz. Ja też czułam, że wcześniejsze orgazmy to nie było to.


– To samo mówiłaś przy Pawle – powątpiewała Monika, której regularnie zwierzałam się z przemyśleń na temat mojego życia seksualnego.

– Tak? – zmarszczyłam brwi. – W takim razie jest coraz lepiej. Albo mój mózg wymazuje pamięć i wciska mi kit: „Dopiero teraz jest super”.


Zaśmiałyśmy się. Trochę obawiałam się opowiadać Monice o moim związku z Tomem, bo swatałam ją z nim kilka miesięcy temu. Wtedy spodobał się jej, ale teraz na szczęście miała inny obiekt westchnień. Swoją pierwszą miłość z liceum. Spotkali się na weselu wspólnej przyjaciółki. On właśnie po rozwodzie, ona po nieudanym internetowym romansie. Obydwoje otwarci na nowe uczucie. W tym wypadku okazała się nim pierwsza miłość. Kto wie, może będzie też ostatnią? Monika twierdziła, że Tom wcale, ale to wcale jej nie interesuje.


 – I dobrze, bo nie byłabym w stanie być z facetem, który oszczędza na kwiatach – skrzywiła się, patrząc na bukiet różnokolorowych astrów, które dostałam od mojego ukochanego.

– Ależ ty jesteś snobką! – zaśmiałam się. – A co, zamiast ślicznych ogrodowych kwiatów wolałabyś dostawać kosze z egzotycznymi storczykami, poprzetykanymi tu i tam koronkowymi, złotymi wstążkami? Poczekamy na kwiaty, które dostaniesz od swojego amanta, i wtedy pogadamy.


Broniłam Toma, lecz Monika trafiła w czuły punkt

Bo rzeczywiście miałam wrażenie, że mój ukochany nie należy do facetów obrzucających kobiety kwiatami, klejnotami i futrami. Na szczęście byłam zakochana po uszy i zachwycona wszystkim, co on robi. To, że nie lubił wydawać pieniędzy na prawo i lewo, nawet mi odpowiadało. Ja lubiłam i może dlatego wciąż mi brakowało do pierwszego. „To nawet dobrze” – myślałam. „Bo gdy razem zamieszkamy, to on przystopuje moją rozrzutność i moje finanse tylko na tym zyskają”.


Byliśmy parą od miesiąca, ale ja już snułam poważne plany na wspólną przyszłość. No bo na co mamy czekać? Ja po czterdziestce, on przed pięćdziesiątką, z prawie dorosłymi, bo 18-letnimi dziećmi. Zastanawiałam się, kiedy powinniśmy zamieszkać razem i gdzie. Czy u mnie, czy u niego, czy może wynajmiemy swoje mieszkania, a sami rozejrzymy się za czymś większym? Potrzebowaliśmy sypialni dla nas, pokoju dla mojej córki, pokoju dla jego syna, salonu i najlepiej dwóch łazienek, bo moja córeczka potrafiła tkwić w wannie i przed lustrem godzinami.

Oczywiście potrzebny jest też balkon, najlepiej z dachem, żeby deszcz nie uniemożliwiał korzystania z uroków lata i siedzenia na dworze. Toma nie wtajemniczałam w te plany, bo mimo choroby umysłowej zwanej zakochaniem udało mi się zachować odrobinę rozsądku.


– A wiesz, że w umyśle osoby zakochanej wydzielają się te same substancje chemiczne co w umyśle osoby chorej psychicznie? – żartowałam.

Leżałam w łóżku przytulona do Toma i czułam się bosko.

– Rzeczywiście, odkąd jesteśmy razem, czuję, że mam nie po kolei w głowie – zaśmiał się Tom. – Wydaje mi się, że jestem za stary na to, żeby cały czas myśleć o pewnej niebieskookiej, szczupłej, pięknej i kapryśnej pani.


„Kapryśna” było przytykiem do mojego narzekania na śniadanie. Wolałam kanapki z twarożkiem, a nie topionym serem. Nie mogłam się powstrzymać, by o tym nie powiedzieć, gdy Tom przyniósł mi śniadanie do łóżka. Cóż, trzymanie języka za zębami nigdy nie było moją mocną stroną. Tom udał, że się obraził. Choć tak naprawdę tylko czekał na moment, żeby wskoczyć do łóżka i się do mnie przytulić.


Teraz leżałam oparta na jego ramieniu i patrzyłam w okno. Było koło południa, ale nie zamierzałam wstawać. Na szczęście Tom zrobił rano zakupy, a Rudi był z moją córką u dziadków, więc nie musiałam go wyprowadzać jak zwykle trzy razy dziennie. Mogłam rozkoszować się zapachem kawy, którą mój mężczyzna przyniósł mi do łóżka, i jeść batonika. Słodycze od zawsze były moją słabością…

Teraz jednak, szczerze mówiąc, zamiast batonika jakiejś podejrzanej firmy wolałabym jakieś pyszne, wykwintne czekoladki. „Może następnym razem podsunę mu, żeby mi kupił przynajmniej takie z marcepanem?” – pomyślałam. Batonik nie był wart zastanawiania się, gdy wylegiwałam się w ciepłej pościeli, przytulałam do mojego mężczyzny i wzdychałam nad szczęśliwym zbiegiem okoliczności, który nas połączył.


– Pomyśleć, że gdyby dwa miesiące temu ktoś mi powiedział, że będę szaleć z tobą w łóżku, wysłałabym go do psychiatry – powiedziałam.

Naprawdę, wciąż byłam zdumiona rozwojem wydarzeń

Najpierw przyjaźń zupełnie pozbawiona seksualnych podtekstów, a potem uderzenie pioruna, czyli chwila, gdy nagle dostrzegłam w nim seksownego mężczyznę.

– Usłyszałem dzwonek ostrzegawczy, gdy Jane powiedziała, że jeśli zechcę, to ona jest gotowa przeprowadzić się do Warszawy – wyznał Tom, gładząc moje ramię. – Pomyślałem, że nie zniosę kobiety, która cały czas gada. Wtedy też pomyślałem o tym, że z tobą można milczeć. I w domu, i nad Wisłą, i w parku. A po naszej wycieczce rowerowej do Kampinosu poczułem, że chcę spędzać z tobą więcej czasu.


– Czy dlatego, że byłam wtedy w krótkich spodenkach i bluzce na ramiączkach, i miałam dla ciebie kanapki z ogórkiem? – zapytałam z przekorą.

Zmarszczył krzaczaste, czarne brwi i odpowiedział poważnie:


– Prawdę mówiąc, przestraszyłem, że coś ci się stało, kiedy się wywaliłaś na piachu. A ty tymczasem, kochanie, tylko zaklęłaś szpetnie, otrzepałaś się z piachu i pojechałaś dalej.

 – Tak naprawdę chodziło o to, że poczułeś ulgę, że nie musisz przerywać wycieczki, żeby zajmować się ranną kobietą! – zaśmiałam się.

– Moja droga, pomyślałem sobie wtedy, że bardzo mi się to podoba, gdy kobieta jest dzielna i nie cacka się ze sobą – potargał mnie po włosach. – Ale teraz myślę, że zrobiłaś to celowo, żeby mnie zmylić i omotać.

– Oczywiście! – potwierdziłam z poważną miną. – Spadanie z roweru ćwiczyłam przez równy tydzień. Tak samo jak wysyłanie na twoją komórkę pomyłkowych SMS-ów.

– Do końca życia zachowam ten telefon z SMS-em od ciebie – zaśmiał się. – „Moje obawy się sprawdziły. Raczej jest zakochany w Jane. Więc pozostaje mi wzdychanie do niego w samotności i noce z wibratorem”. Żaden SMS mnie tak nie ucieszył jak ten! To był moment, gdy zrozumiałem, że chcę cię przytulić.

– Całe szczęście, że wylałam na siebie wino i miałeś okazję przydybać mnie w łazience – przekomarzałam się.

Przytulił mnie tak, że aż odechciało mi się gadać. A potem zaczął mnie całować i zapomniałam o całym świecie.
 Zapomniałam, lecz nie na tak długo, żeby wieczorem nie przypomnieć sobie o wakacjach. Ale wtedy Tom musiał lecieć, żeby odebrać syna z lotniska. Jego 18-letni Victor wracał z wakacji u wujka w Londynie. Nie o wakacjach Victora chciałam jednak porozmawiać z Tomem, tylko o naszym wyjeździe. Jakiś czas temu ustaliliśmy, że poszukamy jakiegoś last minute i wyskoczymy gdzieś, gdzie jest słońce, plaża i morze. Tom jednak wciąż miał do zrobienia coś innego niż sprawdzanie w internecie ofert i rezerwowanie wczasów.


– Coś mi to wygląda na skąpstwo – kiwała głową Monika. – Mój były miał takie same zagrania. Zawsze trafiały się jakieś wymówki i do ostatniej chwili odciągał decyzję o wakacjach. Potem wszystkie fajne oferty były wykupione i w efekcie lądowaliśmy u jego ciotki na działce pod Płockiem. Owszem, taniej niż w Grecji lub Chorwacji, ale standard też był znacznie niższy. Dopiero po trzech latach zorientowałam się, że to jego normalna strategia, i postanowiłam przyjąć własną. Wyszukałam świetne last minute w Grecji, zarezerwowałam i postawiłam go przed faktem dokonanym. Tak się tym przejął, że cały tydzień na Rodos chodził jak struty. Na lotnisku urządził mi karczemną awanturę, że wydaję pieniądze na kawę zamiast napić się wody. Po powrocie więc nie pojechałam z nim do wspólnego mieszkania, tylko do matki, a na drugi dzień spakowałam rzeczy i wyprowadziłam się na dobre!


Tej historii z życia Moniki nie znałam. Wiedziałam tylko, że zaraz po studiach zamieszkała z kolegą z pracy i mieli się pobrać. Najwyraźniej ślub przegrał z wakacjami, a miłość ze skąpstwem. Tak jakoś się składa, że zwykle to mężczyźni są dusigroszami, a kobiety wydają na prawo i lewo. Tom to mężczyzna, więc jest bardzo prawdopodobne, że lubi mieć pieniądze, a nie wydawać. Byłam jednak pewna, że z tymi różnicami między nami sobie poradzę. Pierwszym krokiem było zarezerwowanie wakacji w Tunezji. To znaczy ja je zarezerwowałam, a potem zadzwoniłam do Toma, że musimy zapłacić. Gdy powiedziałam: „Dwa tysiące za osobę”, usłyszałam głębokie westchnienie. Wolałabym usłyszeć: „Kochanie, zapłacę za nas obydwoje”.

Był ode mnie zamożniejszy i zarabiał więcej, więc byłby to piękny gest. Nie doczekałam się tego. Zamiast tego usłyszałam:


– Tam jest strasznie gorąco. Nie lepiej wynająć jakiś domek na Mazurach?

– Oczywiście! Tym bardziej że w ramach wczasów all inclusive na Mazurach mamy deszcz, podpitych rodaków śmigających motorówkami po jeziorze i tabuny komarów – ironizowałam, po czym przeszłam do perswazji: – Kotku, w Tunezji najwyżej będziesz siedział w klimatyzowanym pokoju z książką i kieliszkiem wina w ręku.


Na lotnisku czułam, że coś  nie tak


 – Boli mnie żołądek – tak wyjaśnił swoją skrzywioną minę.

Wiedziałam, że od lat ma problemy z odnawiającymi się wrzodami żołądka, więc nie miałam powodów myśleć, że kłamie. Mimo wszystko było mi przykro i kusiło mnie, by się zacząć obnosić z podobną miną. Uratował mnie rozsądek. Pomyślałam: „Czy po to jadę na wymarzone wakacje, żeby się denerwować? Czy mądrze jest zaczynać wakacje od pretensji i przejmowania się jego skwaszoną miną?”.

Odpowiedź wydawała się oczywista. Na wszelki wypadek obiecałam sobie, że będę się dobrze bawić… sama. Niby nie po to jedzie się na wakacje razem, żeby spędzać je oddzielnie, ale jeśli to jedyny sposób na dobre samopoczucie, to co człowiekowi pozostaje? Uzbrojona w te myśli w samolocie wzięłam Toma za rękę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który zdążyłam poznać. Wyraźnie wymuszony.

Jednak Tom nie wypuścił mojej dłoni, dopóki steward nie przyniósł nam kolacji. Miał wyraźnie lepszy humor.
 „No tak, posiłek wliczony w cenę lotu to miła rzecz dla oszczędnego faceta” – pomyślałam z przekąsem. Zaraz jednak pouczyłam siebie samą: „Moja droga, pamiętaj o samospełniających się proroctwach. Jeśli założysz, że facet jest sknerą, który twoje wakacje zamieni w koszmar, tak się stanie. Więc lepiej pomyśl, że on ma gorszy dzień, a jutro wszystko będzie dobrze”.


Lepiej było już kilka godzin później, gdy siedzieliśmy na tarasie naszego pokoju i wsłuchiwaliśmy się w szum morza. Było gorąco, ale w pokoju sprawnie działała klimatyzacja, więc spaliśmy jak dzieci.


– Kochanie, dostaniesz medal za znalezienie świetnego hotelu i medal dla wspaniałej towarzyszki podróży – mówił Tom.


Słusznie, bo hotel okazał się świetny. Kilka kroków od morza, w pięknym ogrodzie i niedaleko uroczego miasta. Jedzenie pyszne, ludzie mili. Narzekać mogliśmy tylko na upał. W prawie czterdziestu stopniach zdarzało się nam zatęsknić za polskim morzem, deszczem i komarami. Chociaż i na upał znaleźliśmy sposób. Wstawaliśmy o szóstej rano, pływaliśmy do ósmej, potem pochłanialiśmy ogromne śniadanie, wracaliśmy na plażę pochlapać się w wodzie.

Najgorszy upał przeczekiwaliśmy w chłodnym pokoju

Tomowi przeszły bóle żołądka, a mnie czarne myśli, że nie wytrzymam z facetem, który ma węża w kieszeni. Mój ukochany okazał się cudowny na wakacjach. Nie kaprysił, był zachwycony mną w bikini i mną bez kostiumu kąpielowego. Czułam się atrakcyjna i kochana.


No i wreszcie miałam czas, żeby poczytać od dawna odłożone książki. Czarne chmury nad naszym związkiem pojawiły się niespodziewanie wtedy, gdy przyszło do płacenia za taksówki i restauracje. Umówiliśmy się, że skoro jesteśmy w kraju arabskim, to wypada, żeby płacił mężczyzna. Ustaliliśmy też, że wspólne wydatki podzielimy po połowie i oddam mu tyle, ile trzeba. Biję się w piersi, że o tej umowie zapomniałam. Nie rozumiałam, dlaczego dwa dni przed wyjazdem siedzi naburmuszony przy obiedzie.


– Masz zły humor? – zapytałam. – Co się stało?

– Nic – odparł i zajął się jedzeniem.


Kolację skończyliśmy w milczeniu. Niewiele odzywając się do siebie, poszliśmy na spacer po okolicy.
 Zwykle Tom brał mnie za rękę, ale tym razem szedł obok. Ba, szedł szybko, więc ledwie dotrzymywałam mu kroku. Czułam się coraz bardziej nieswojo. Nie rozumiałam, co zamieniło mojego kochającego, czułego mężczyznę w zimnego, obcego faceta.

Przez głowę przebiegały mi nieprzyjemne myśli: „Wspomina wakacje z byłą żoną”, „Żałuje, że przyjechał ze mną”, „Uważa, że jednak to nie jest miłość i ma mnie dość”. Czułam, że za chwilę albo się rozpłaczę, albo zrobię mu awanturę. Jedno i drugie wyglądałoby nieźle wśród palm, na ulicy pełnej kafejek, w których siedzieli sami mężczyźni. Zrobiłabym z siebie wariatkę, gdyby nie to, że pierwszy wybuchnął Tom.


Miałaś mi oddać 10 euro, ale oczywiście dla ciebie umowa ze mną to nic zobowiązującego – powiedział.


Zrobiłam wielkie oczy.


– I z powodu marnych 10 euro ty się boczysz od dwóch dni i psujesz nastrój? – zdziwiłam się.


Spojrzałam z niesmakiem na tego wysokiego, wychudzonego bruneta z zakolami, niedbale ogolonego, w niezbyt twarzowych okularach. Jeszcze dwa dni temu wydawał mi się najbardziej seksownym mężczyzną na świecie. Dziś był stary i odpychający.


– Nie chodzi o 10 euro, tylko o umowę – Tom uspokoił się nieco.

Być może w końcu dotarło do niego, o co właściwie się kłócimy.

– Umawiamy się na coś, a ty to zupełnie lekceważysz. O to mi chodzi.


Milczałam. Rozważałam obrażenie się na niego i nieodzywanie się aż do powrotu do Warszawy. Tam powiedziałabym, że potrzebuję czasu, żeby zastanowić się nad naszym związkiem. Nie odbierałabym jego telefonów ani nie odpisywałabym na SMS-y. Potem przypomniałam sobie to, co mówił mój nauczyciel w szkole psychoterapeutycznej: „Wejdź w buty drugiej osoby i popatrz na sytuację jej oczami”.

Usiadłam na ławce pod palmami i myślałam: „Rzeczywiście, obiecuję mu coś i nie dotrzymuję słowa. Ma prawo czuć się źle. Pieniądze to dla niego drażliwa kwestia, bo wychował się w rodzinie, w której oszczędzanie było cnotą. Jego rodzice ciągle się bali, że mają za mało, więc nic dziwnego, że on ma to zakodowane w głowie”. Uznałam, że przesadzam i nie mam powodu być zła. Poczułam się spokojniejsza.


– Przyznaję, że nie dotrzymałam swojej obietnicy i przepraszam cię za to – oznajmiłam Tomowi.

Westchnął z ulgą.


– A ja przepraszam, że zamiast powiedzieć o tym od razu, byłem tak długo obrażony – powiedział i objął mnie. Poczułam ulgę i spokój.
 – Och, jak dobrze, że mamy to za sobą – uśmiechnął się.

 – Do następnego razu, kiedy znów pokłócimy się o pieniądze – westchnęłam..

Czytaj także:
Moje przyjaciółki gadają tylko o wnukach. Mam tego dość
Zostałam kochanką szefowej. Bez tego nie zrobiłabym kariery
Po trzech rozwodach miałem dość kobiet. Skupiłem się na córce

Redakcja poleca

REKLAMA