Cierpliwość mojego męża, Romka, wyczerpała się tej nocy, gdy zadzwonił telefon. Było już dobrze po drugiej, na ekranie zobaczyłam sygnalizujące połączenie zdjęcie Franka. Momentalnie oprzytomniałam, brat nie dzwoniłby o tak późnej porze, gdyby nie stało się coś naprawdę złego.
– Marta, obudziłem cię? Sorki, siostra, ale mam dla ciebie ważne info, chciałem zadzwonić wcześniej, tylko zapomniałem – głos Franka był podejrzanie wesoły, w tle słyszałam odgłosy hucznej imprezy.
Zezłościłam się.
– Znowu balujesz? Gdzie jesteś i z kim? – spytałam jak zwykle i jak zwykle nie dostałam odpowiedzi, a ponieważ głośno mówiłam, udało mi się obudzić Romka.
– Stało się coś? – Zerknął na budzik, a potem na mnie.
Pokręciłam przecząco głową, a wtedy niespodziewanie się wkurzył.
– Czyli rozmawiasz z bratem – podsumował. – Nie mogłabyś raz zostawić chłopaka w spokoju? Dorosły jest, a tobie się ciągle wydaje, że musisz mu matkować.
– Nie wiem, gdzie by wylądował, gdybym go nie pilnowała – syknęłam. – Ma skłonności do nieciekawego towarzystwa i zacięcie do balowania. A teraz nie wiem, co się z nim dzieje, nigdy nie dawałam się nabrać na uspokajające komunikaty, które mi serwuje, odkąd zamieszkał sam. I co? Na moje wyszło, miałam rację.
Franek znowu poszedł w tango!
– O mnie rozmawiacie? – usłyszałam w słuchawce, którą wciąż trzymałam przy uchu.
– A o kim? – najechałam na Franka. – Wiecznie gdzieś łazisz, włóczysz się po nocach, nie mam pojęcia, co z ciebie wyrośnie i jak sobie dasz radę beze mnie.
– Już wyrosło, siostra, jeszcze będziesz ze mnie dumna – kwiknął braciszek, zdradzając podejrzanie dobry humor.
– Piłeś? – spytałam surowo. Romek złapał się oburącz za głowę, pokazując, jak bardzo załamują go moje teksty.
– No jasne, przecież świętujemy założenie firmy – głos Franka oddalał się i przybliżał, częściowo zagłuszały go gromkie wybuchy śmiechu dobiegające z oddali.
– Masz firmę? Dlaczego nic nie powiedziałeś, nie poradziłeś się. Pomoglibyśmy ci z Romkiem – usiadłam na łóżku z wrażenia. – Ale nie, oczywiście musiałeś zrobić mi niespodziankę. Znowu nawywijasz, i trzeba cię będzie ratować.
– A niby kiedy tak było? – Frankowi z miejsca minął dobry nastrój.
– Zapomniałeś już, jak odbierałam cię z komisariatu? Nie wniesiono oskarżenia za znieważanie słowne funkcjonariusza na służbie tylko dlatego, że byłeś nieletni a ja, twoja opiekunka, niewiele starsza od ciebie, zrobiłam na policjantach dobre wrażenie, można powiedzieć, że puścili nas z litości.
– Siostra, kiedy to było, miałem wtedy czternaście lat – jęknął Franek.
Zobaczyłam, że Roman wstaje i wychodzi z pokoju
Tym samym demonstrując, jak bardzo nie podoba mu się to, co mówię. Od pewnego czasu wypominał mi, że przesadnie zajmuję się młodszym rodzeństwem, nie rozumiał, że boję się o nich. Nusia i Franek dorośli, ale nadal mnie potrzebowali, nocny telefon od brata to potwierdzał.
– A teraz masz niewiele więcej – krzyknęłam zdenerwowana. – To że jesteś pełnoletni, nie upoważnia cię do robienia nieprzemyślanych kroków. Dlaczego nic mi nie powiedziałeś o swoich planach?
Romek jednak wrócił, usiadł na łóżku i wpatrywał się we mnie okrągłymi ze zdziwienia oczami. Chciałam go zapytać, o co chodzi, ale moją uwagę przykuły niespodziewane odgłosy w telefonie.
– Nic nie słyszę, przerywa, tracę zasięg… – głos Franka zagłuszały trzaski, mogłam się założyć, że produkuje je pomysłowy braciszek, chcąc, bym się od niego odczepiła.
– Zostaw ten celofan w spokoju, nie nabierzesz mnie na takie stare numery! – Zawołałam.
– ...Nusia… Kumpel… Padła jak nieżywa… Dzwoniłem… Nie odbiera – usłyszałam tylko pojedyncze słowa i brat się rozłączył.
Zadzwoniłam ponownie, ale wyłączył telefon
Nie zważając na późną porę, wybrałam numer siostry. Bez skutku. Wyskoczyłam z łóżka i zaczęłam się prędko ubierać, wyjaśniając nieskładnie Romkowi, co podejrzewam.
– Franek miał mi przekazać, że Nusia źle się czuje, ale oczywiście zrobił to w ostatniej chwili. Zawsze czaił się ze złymi wiadomościami. Muszę sprawdzić, co się u niej dzieje – dopięłam spodnie i pobiegłam po kurtkę.
Romek widząc, że tym razem to nie przelewki, dogonił mnie w przedpokoju. Bez słowa ubrał się i razem pojechaliśmy do Nusi. O nic nie pytał, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Nie umiałabym wyjaśnić, dlaczego kilka oderwanych słów Franka wzbudziło we mnie paniczny lęk o siostrę.
Oparłam głowę o zimną szybę samochodu i starałam się opanować. Powtarzałam sobie, że tym razem nic złego się nie wydarzy, moi bliscy są bezpieczni, ale sama w to nie wierzyłam. Może dlatego, że nocny telefon odświeżył tragiczną chwilę sprzed lat?
Minęło już tyle czasu, a ja wciąż pamiętałam
Noc, nagły telefon i ta wiadomość. Mama i ojczym mieli wypadek, zostali odwiezieni do szpitala, czy mogłabym posiedzieć z dziećmi, dopóki coś się nie wyjaśni?
Miałam 22 lata, studiowałam, życie wydawało się takie proste i obiecujące, nie rozumiałam, że oto się zmienia i nigdy nie będzie już takie samo.
Pojechałam do Nusi i Franka, we trójkę czekaliśmy, aż ktoś nam powie, co mamy robić, ale nikt się nie odzywał. W końcu postanowiłam obdzwonić szpitale, znalazłam ich niemal od razu, ojczym nie żył, a mama była operowana. Odeszła dwa dni później.
Na mnie spadł obowiązek powiedzenia dzieciom, że zostały sierotami, nikomu nie życzę takiej misji. Ja straciłam mamę, ale mój ból się nie liczył, w obliczu ich rozpaczy musiałam się wziąć w garść. Tamtej nocy dokonałam niemożliwego, w ciągu kilku godzin zmieniłam skórę na twardszą, stałam się silna i odporna na przeciwności.
Nie byłam jednak gotowa na matkowanie dzieciom
| wcale tego nie chciałam. Dziesięcioletnia Nusia była słodką dziewczynką, dwa lata starszy Franek uroczym łobuziakiem, z talentem do wpadania w kłopoty a ja nie nadawałam się na ich opiekunkę. Stanowiliśmy bardzo niedobrane trio.
Łudziłam się, że ktoś z rodziny pojawi się i zdejmie mi z barków ten ciężar, wrócę do siebie, a z dzieciakami będę utrzymywała stały kontakt, kto wie, może nawet zabiorę je na wakacje?
Życie zafundowało mi przyspieszony kurs dorastania, pierwszą jaskółką zmian była wizyta pracownicy opieki społecznej. Dowiedziałam się od niej, że dostaniemy pomoc, na Nusię i Franka czekają miejsca w miłym Domu Dziecka, w którym będą przebywać aż do pełnoletności, potem wrócą do mieszkania po rodzicach.
– Błagam, nie oddawaj nas – szczękała zębami zszokowana Nusia, wciskając się we mnie ze wszystkich sił, jakby chciała się ukryć. Niedawno straciła mamę i tatę, a teraz dowiadywała się, że musi opuścić dom.
– Możecie mnie zabrać, ja i tak ucieknę – Franek reagował inaczej, był blady jak płótno i mocno zaciskał pieści.
– Dam wam czas, musi pani porozmawiać z rodzeństwem, przygotować dzieci na nadchodzące zmiany – kobieta była serdeczna, ale nie mogła osłodzić gorzkiej pigułki. – Potrzebują opieki, dom dziecka im ją zapewni. Lepsza byłaby rodzina zastępcza, ale na razie nie mamy miejsc.
Przesunęła po mnie wzrokiem, niczego nie sugerując.
– Czy ja bym mogła… nadawała się? – usłyszałam swój głos.
W ten nieprzemyślany do końca sposób, w wieku 22 lat, podjęłam decyzję, by stać się prawną opiekunką rodzeństwa, starszą siostrą, matką i ojcem w jednym.
– Jesteśmy – Romek zahamował pod blokiem Nusi.
Wyskoczyłam z samochodu, mąż pobiegł za mną
Oczekiwałam najgorszego, kiedy siostra długo nie otwierała, o mało nie poprosiłam Romka, by wyważył drzwi. W końcu jednak się doczekałam.
– Co tu robisz? – Nusia była zaspana, ale kiedy mnie zobaczyła, szerzej otworzyła oczy. – Marta, jak ty wyglądasz, powiedz coś! Romek, ona zaraz zemdleje, łap ją! Czy moja siostra jest chora?
– Nie jestem i umiem sama odpowiedzieć – na widok świetnie się mającej Nusi wstąpiły we mnie nowe siły. – Franek mnie przysłał, zasugerował, że padłaś jak nieżywa i nie odbierasz telefonu. Szeleścił przy tym celofanem, imitując zakłócenia na linii, więc niewiele było słychać, ale to akurat udało mi się wychwycić.
Nusia, moja mądra siostrzyczka, prawidłowo zrozumiała zawiły komunikat. Potrafiła też wyjaśnić przyczynę nieporozumienia, a był nią kumpel Franka, któremu Nusia bardzo się podobała. Mówiąc wprost, kumpel ów zakochał się w niej jak głupi i nie wiedział, co z tym zrobić, bo Nusia nie odpowiedziała na uczucie.
Franek próbował mu pomóc, zapraszał ją gdzie popadnie, by jak najczęściej przebywała w towarzystwie owego kumpla, przekonując się, co traci. Tym razem padło na oblewanie świeżo założonej firmy. Nusia miała dość tego nagabywania, odmówiła, twierdząc, że jest zmęczona i pada z nóg, a potem wyłączyła telefon.
I to właśnie powiedział Franek, trzeszcząc do słuchawki celofanem i udając zakłócenia na linii.
– Czyli nic się nie stało – podsumował Romek – przepraszamy cię, Nusiu, za najście, Marta jest przewrażliwiona na waszym punkcie, wciąż się o was boi. Myślałem, że z czasem jej to przejdzie, ale widzę, że raczej się nasila.
– Wcale nie – oburzona do żywego wyprzedziłam Romka w drodze do wyjścia.
– Czasami bywa dolegliwa, opiekuje się nami jakbyśmy byli dziećmi, wszystko musi wiedzieć, chce nad nami sprawować pieczę, krytykuje nasze poczynania – usłyszałam cichy głos Nusi. – Trudno z nią wytrzymać, nie dziwię się Frankowi, że wyłączył telefon. Marta w niego nie wierzy, nie przyjęła do wiadomości, że się zmienił. Chce go chronić, a efekt jest taki, że go dręczy.
Myślałam, że się przesłyszałam
Poświęcam rodzeństwu za wiele uwagi, podcinam im skrzydła i jestem jedzą? Nusia naprawdę tak o mnie myślała? Ostry cierń trafił w czułe miejsce, zabrakło mi tchu, czułam się, jakby niewidzialna ręka uderzyła mnie w brzuch. Zabolało.
Zgięłam się, osłaniając ramionami przed niesprawiedliwością, jaka na mnie spadła. Przecież tak się starałam, nieustannie czuwałam nad nimi, próbowałam zapewnić im bezpieczeństwo. Chroniłam przed błędami, nieprzemyślanymi decyzjami, nieodpowiednim towarzystwem.
Robiłam tylko to, co musiałam, wiedziałam, jak kruche jest życie i obawiałam się, że pewnej nocy znowu zadzwoni telefon, który zburzy nasz świat.
Cierpliwość Romka ponownie została wystawiona na próbę, mąż martwił się o mnie, co prawda wiedział, jaki los spotkał naszą trójkę, ale i tak uważał, że powinnam mieć więcej zaufania do rodzeństwa. Myślałam o tym, co powiedziała Nusia, zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Nie byłam wystarczająco dojrzała, by wychowywać dzieci, kierował mną strach, skupiłam się wyłącznie na ich bezpieczeństwie.
To wydawało się najważniejsze, stale prześladowała mnie myśl, że jedna zła wiadomość może zburzyć nasze szczęście, jak wtedy – przekazana nocą przez przypadkową osobę, świadka wypadku samochodowego.
– Oboje zostali zabrani do szpitala, pani matka była przytomna, prosiła by zawiadomić, że dzieci zostały same. Czy mogłaby pani do nich pojechać?
Te słowa wciąż do mnie wracały, przypominały, jak wiele można stracić przez chwilę nieuwagi. Szczęście, życie, wszystko, na czym nam zależy. Byłam więc czujna, starałam się zapobiec ewentualnej katastrofie i dopiero od Nusi dowiedziałam się, że przesadziłam.
Za bardzo pilnowałam rodzeństwa, niechcący stałam się apodyktyczna i uprzykrzyłam im życie.
Czy to się jeszcze da naprawić?
Nie miałam siły wstać z kanapy, a co dopiero odpowiedzieć na to pytanie. Ostatnio byłam wciąż śpiąca, zwinęłam się w kłębek i właśnie odpływałam w krainę marzeń, gdy usłyszałam podniesione głosy. Frankowi udało się przekrzyczeć Nusię.
– Marta, jesteśmy. Dlaczego nam nie powiedziałaś, nie dawałaś znaku życia? Romek dzwonił, że martwi się o ciebie. Podobno test ciążowy wypadł pozytywnie, ale kiepsko się czujesz. Cieszyłbym się, siostra, że będę wujkiem, ale szczerze mówiąc, boję się o ciebie.
Obsiedli mnie, nie dbając o brak miejsca na kanapie. Zrobił się ścisk, ktoś przygniótł mi rękę, czyjeś ramiona objęły mnie za szyję, inne w pasie.
– Udusicie mnie – oganiałam się, ale rodzeństwo nie popuszczało.
Franek mocno mnie ściskał, Nusia opowiadała za dwoje
Mówiła, jak się przestraszyła, kiedy Romek powiedział, że bardzo ich potrzebuję. W niej też tkwił strach o bezpieczeństwo bliskich, więc bardzo się przelękła, że mnie straci.
– A tego bym nie zniosła – pociągnęła nosem.
– Jesteś dla nas jak matka – Franek mówił niewyraźnie, ukrywając twarz na moich plecach.
Leżałam przygnieciona przez dwoje dorosłych ludzi, którzy kiedyś byli dla mnie jak dzieci, słuchałam jaka byłam dla nich ważna, i spływał na mnie spokój. Kochali mnie. Popełniłam wiele błędów, postępowałam z nimi po omacku, ale ostatecznie chyba mi się udało.
Wychowałam dwoje wspaniałych ludzi, brata i siostrę i już nie muszę się o nich martwić. Mogę zacząć nowy rozdział życia.
Przytulali się, jak wiele razy przedtem w dzieciństwie, ale tym razem miałam wrażenie, że to oni mnie trzymają.
– Strasznie was kocham i obiecuję, że nie będę was dłużej męczyć, dam wam swobodę – obiecałam, opierając brodę na ramieniu jednego z nich.
– A to się dobrze składa, bo teraz nasza kolej, nie opędzisz się od nas. Wyglądasz blado, więc nie spuścimy z ciebie oka. Nie masz pojęcia, jak ja się o ciebie bałem, zupełnie jakbyś miała zniknąć i nas zostawić – Franek zaplątał się, nie chcąc za wiele wyjawić. On też pamiętał noc, kiedy zginęli rodzice, to wspomnienie było własnością nas trojga.
– Nie mam zamiaru was zostawiać i wam też zabraniam – uśmiechnęłam się do niego. – Ale nie będziemy się już dłużej martwić, opowiedz mi lepiej o swojej nowej firmie. Chyba nie narobiłeś głupstw?
– Nie narobiłem – Franek nagle zaczął się śpieszyć, a Romek posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.
Wyciągnęłam pojednawczo rękę do brata, zatrzymując go.
– Już nie będę wtrącać się w twoje sprawy – obiecałam – Staram się, ale muszę potrenować. Opowiesz mi, kiedy zechcesz, zgoda?
– Umowa stoi – Franek uścisnął mnie. – A ty informuj, jak się czujesz, już się denerwuję, nie wiem, jak wytrzymam do rozwiązania.
– Obiecuję, że telefon nie zadzwoni w nocy i nikt nie przekaże wam złej wiadomości – spojrzałam na nich porozumiewawczo.
– Tym razem nie musicie się bać, wszystko będzie dobrze. Możecie mi zaufać, przecież nigdy was nie oszukałam.
Uwierzyli, ale mnie nie udało się dotrzymać słowa
Telefon zadzwonił w nocy, stawiając ich na równe nogi. Romek nie bawił się w omówienia, powiedział tylko: „to już” i odłożył słuchawkę.
Spotkaliśmy się wszyscy w szpitalu, ja z mężem u boku walczyłam na sali porodowej, brat i siostra czekali na korytarzu. Spędzili tam kilkanaście godzin, zanim zostali wujkiem i ciocią, ale żadne z nich nie odeszło nawet na chwilę.
Tym razem nocny telefon zwiastował szczęśliwe wydarzenie, pojawił się nowy członek naszej rodziny, czterokilogramowy chłopczyk, Adrian. W tym jednym miałam rację, wszystko skończyło się dobrze.
Czytaj także:
„To było jedno z najbardziej skomplikowanych zleceń, jakie wykonałem. Miałem dość, cała ta rodzina była siebie warta”
„Moja babcia to niezłe ziółko, a teraz zaszalała jak nigdy. Wyciąga rabaty od grabarzy, a pościel trzyma w trumnie”
„Mój syn był już dorosły, a cały czas chciał wygodnie mieszkać u mamusi. Oczywiście nie dokładał się do czynszu ani rachunków”