Jako dziecko do Łeby jeździłem praktycznie co roku. Zakład, w którym pracowała moja mama, miał tam swój ośrodek. Do końca życia będę pamiętał zapach ryb ze smażalni czy nawoływania sprzedawców lodów na plaży. Gdy dorosłem, oczywiście też nie wyobrażałem sobie lata bez wizyty nad polskim morzem…
W tym roku hotel w Łebie zarezerwowałem już wiosną. I dobrze, bo okazało się, że nawet o miejsce w prywatnej kwaterze w sezonie nie jest łatwo. Na plaży zastałem to samo, co zawsze: tłumy turystów, parawan przy parawanie, ręcznik przy ręczniku. I tylko pogoda tym razem była dla mnie łaskawa. Od kilku dni żar lał się z nieba, a synoptycy zapowiadali kolejne gorące dni.
Była jak ze snu
Szybko rzuciłem ręcznik na piasek i wbiegłem do wody.
– Aaaaa, proszę uważać! – usłyszałem blisko siebie rozdrażniony głos. Obok mnie, po kostki w wodzie, stała kobieta. Wysoka, długowłosa szatynka w eleganckim, niezwykle skromnym bikini.
– Bardzo przepraszam, nie zauważyłem pani – odpowiedziałem czym prędzej.
– To chyba nie jest pański sposób na podryw? – rzuciła z lekkim uśmiechem.
Parsknąłem śmiechem. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby w ten szczeniacki sposób, czyli ochlapując delikwentkę, zwracać na siebie uwagę kobiet. Skończyłem już kilka lat temu trzydziestkę, jestem wprawdzie kawalerem, ale w taki sposób kobiet nie podrywam.
– Nie, nie, po prostu pani nie zauważyłem – powtórzyłem, ale ona już wskoczyła do wody, by popływać. Próbowałem ją dogonić, ale gdzieś mi zniknęła. Szukałem jej jeszcze potem na plaży, lecz w tłumie trudno kogoś znaleźć.
Następnego wcześniej zjadłem śniadanie i od razu poszedłem nad morze. Byłem przekonany, że dzięki temu na plaży zajmę lepsze miejsce. Nic z tego, okazało się, że przed godziną 10 najlepsze już dawno są zajęte.
– Panie, pierwsi tu są podobno po siódmej – powiedział mi mężczyzna w średnim wieku.
Udało mi się w końcu znaleźć jednak kawałek plaży blisko brzegu, idealne miejsce na jeden ręcznik, od którego tylko krok, by schłodzić się w wodzie. Czytałem książkę, ale chyba przysnąłem, bo nagle obudził mnie zimny prysznic. Dosłownie.
– Rewanż – nade mną stała kobieta, którą ochlapałem, wbiegając do Bałtyku. Tym razem woda z jej mokrych, długich włosów leciała wprost na moje rozgrzane plecy. Była w innym niż wczoraj, ale chyba jeszcze skromniejszym bikini.
– Szukałem pani wczoraj, gdzieś mi pani znikła – powiedziałem zgodnie z prawdą.
– Nigdzie nie znikałam, leżałam kilka metrów dalej od pana – stwierdziła. – Martyna jestem – wyciągnęła rękę.
– Oj, przepraszam… Kamil – zrobiło mi się głupio, że pierwszy się nie przedstawiłem.
Martyna miała piękny uśmiech. Na jej śnieżnobiałe zęby mógłbym patrzeć bez końca. A te dołeczki w policzkach… Urocza, śliczna kobieta. Zaprosiłem ją na kawę do baru na plaży. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, patrząc, jak pije cappuccino. I jak bosko, serdecznie się uśmiecha. Długo rozmawialiśmy, okazało się, że Martyna jest studentką ostatniego roku medycyny. Niedaleko od Łeby ma praktyki, przyjechała tylko na kilka dni wypocząć.
– A ty mi coś o sobie powiesz? – spytała nagle, odstawiając pustą szklankę.
Romans przerodził się w coś więcej
Nie miałem wiele do ukrycia, zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że jestem informatykiem, pracuję w dużym międzynarodowym koncernie i jestem kawalerem.
– Do wzięcia? – zapytała Martyna.
– Nooo, pewnie tak… – odparłem kompletnie zaskoczony. Zgłodnieliśmy, ale Martyna podziękowała za zaproszenie na obiad.
– Muszę jeszcze coś załatwić. Może spotkamy się wieczorem? Znam tu kilka fajnych miejsc – zaproponowała. Zgodziłem się bez wahania.
Trochę było mi nie w smak, że wybrała akurat dyskotekę, bo nie jestem wielkim fanem tańca, ale cóż. Nie wypadało odmówić. Punktualnie o dwudziestej byłem na miejscu. Tłum, jaki zastałem, był nie do opisania. Wprawdzie to największa dyskoteka w tym kurorcie, ale tego wieczora przyszli do niej chyba wszyscy turyści. Zacząłem szukać wzrokiem Martyny, a tymczasem to ona od razu wypatrzyła mnie stojącego w drzwiach.
– Chodź, zarezerwowałam stolik! – podeszła i wzięła mnie za rękę. Miała na sobie sukienkę ledwo zakrywającą pośladki, włosy zaczesane do tyłu. Wyglądała ślicznie. I pachniała bosko.
– Tu jest tak codziennie – rzuciła Martyna, gdy zapytałem, czy te tłumy to jakiś wyjątek. – Ale ja uwielbiam tańczyć, więc przychodzę tu każdego wieczora. Świetna muzyka, fajna atmosfera… – wyjaśniła. Faktycznie, didżej puszczał same najpopularniejsze kawałki.
Nie zdążyłem napić się drinka, gdy Martyna porwała mnie do tańca. Udzieliło mi się jej szaleństwo, tańczyłem jeden kawałek za drugim, zupełnie jak nie ja. Co jakiś czas wracaliśmy do stolika i odpoczywaliśmy przy drinku.
– Dawno nie spotkałam tak dobrze tańczącego faceta. Świetnie się z tobą bawię – stwierdziła Martyna około północy. Już chciałem się wytłumaczyć, że właśnie taniec nie jest moją silną stroną, gdy w głośnikach zabrzmiał motyw przewodni z kultowego filmu „Dirty Dancing”, chyba najbardziej romantyczna piosenka świata.
Nie trzeba było nic mówić. Martyna czym prędzej odstawiła drinka, wzięła mnie za rękę i zaciągnęła na środek parkietu. Myślałem, że patrzy na nas cała sala. Martyna oplatała mnie raz jedną, raz drugą nogą. Jej dłonie lądowały w moich włosach, a za moment na pośladkach. Nie byłem jej dłużny. Także moje ręce tuliły jej całe ciało. Nigdy w życiu nie tańczyłem tak namiętnie, zmysłowo. W pewnym momencie zaczęliśmy się całować.
– Chodźmy do mnie – zaproponowałem.
– Chwilę potańczmy – odparła Martyna. Chwila minęła bardzo szybko, już po kolejnej piosence wyciągnęła mnie z klubu. Prowadziła mnie jednak w dziwnym kierunku.
– Mój hotel jest w przeciwną stronę – zauważyłem szybko.
– Ale po co do hotelu… – rzuciła Martyna.
Znaleźliśmy się przed wejściem na plażę. Pierwszy raz w życiu spędziłem noc nad brzegiem morza, pod gołym niebem. Rozpaleni do czerwoności przeżyliśmy upojne chwile. Było cudownie. Zasnęliśmy nad ranem w wiklinowym koszu plażowym, ale obudził nas chłodny poranek. Chciałem odprowadzić Martynę do jej mieszkania, ale się nie zgodziła.
– Pójdę sama – stwierdziła i dała mi na pożegnanie słodkiego całusa.
– Widzimy się później na plaży – rzuciłem jeszcze, ale ona tylko mi pomachała.
Nie spotkałem jej na plaży ani tego samego dnia, ani w kolejne. Dwa razy byłem w „naszej” dyskotece, ale tam także jej nie znalazłem. Nie mogłem do niej zadzwonić, bo nie wymieniliśmy się numerami telefonów.
Nieoczekiwany zwrot akcji
Tamtego dnia wszystko działo się tak szybko. Wróciłem do pracy, rozpamiętując jeszcze przez jakiś czas tę piękną wakacyjną historię. Bardzo żałowałem, że więcej nie spotkałem się z Martyną. I dlaczego tak nagle znikła? Któregoś dnia w biurze zadzwonił telefon.
– Panie Kamilu, to do pana – poinformowała pracownica sekretariatu naszej firmy i przełączyła rozmowę. To była Martyna. Przepraszała, że zawraca mi głowę w pracy, ale tylko w ten sposób mogła mnie znaleźć. Bardzo chciała się spotkać.
Ucieszyłem się, bo po głowie chodziło mi pytanie: „Dlaczego wtedy wyjechała bez słowa?”. Zaproponowałem, że przyjadę na przykład w najbliższy weekend, gdzie tylko zechce.
– Nie, zejdź na dół, jestem tutaj, pod twoją firmą – powiedziała. Dotarło do mnie, że coś się musiało stać. Na twarzy Martyny nie było tak pięknego uśmiechu jak wtedy na plaży czy w dyskotece. Siedliśmy w kawiarni na parterze biurowca, w którym pracuję.
– Jestem w ciąży – powiedziała szybko. Chciałem zapytać: „Ze mną?”, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język.
– Co chcesz zrobić? – spytałem.
– Urodzę to dziecko. Pytanie, co ty chcesz z tym wszystkim zrobić – odparła Martyna. Nie wiedziałem, co jej powiedzieć. Bałem się każdego słowa.
– Zrobię wszystko, co będzie trzeba, ale… muszę być pewien, że to jest moje dziecko.
– Jasne – stwierdziła. Lada dzień rozpoczniemy badania, które mają potwierdzić lub wykluczyć moje ojcostwo. Wtedy okaże się, czy wakacyjna przygoda całkiem zmieni moje życie.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Moja przyjaciółka zakochała się w psychopacie
Nie wiem, czy dam radę być samotną matką
Wujek chciał oddać babcię do domu starców