„To decyzja o rozstaniu uratowała nasze małżeństwo. Uświadomiliśmy sobie, że nie możemy bez siebie żyć”

Rozstanie uratowało nasz związek fot. Adobe Stock, Syda Productions
„Wiem, że na Ciebie nie zasługuję. Cieszę się, że znalazłeś kobietę, która dała Ci to, czego ja nie potrafiłam: miłość i zrozumienie. Wybacz mi, proszę, zdradę, ale przede wszystkim wybacz mi, że zapomniałam, jak bardzo Cię kocham.”
/ 07.09.2021 17:14
Rozstanie uratowało nasz związek fot. Adobe Stock, Syda Productions

Dom lśnił czystością, kolacja była gotowa, a ja w mojej najlepszej sukience czekałam na męża, który od godziny powinien już tu być. To nasza dziesiąta rocznica ślubu...

„Dziesięć lat razem, dziesięć lat wspólnych radości, zmartwień, wzruszeń. Dziesięć lat...”. Z rozmyślań wyrwał mnie błysk świateł przed domem. Po chwili w progu stanął Karol. Wysoki, przystojny. Niebieskie oczy, lekki zarost, wyraźnie zarysowany podbródek. Nienaganny.

– Cześć, kochanie, wybacz mi spóźnienie, ale musiałem iść na spotkanie z kluczowym klientem. Wyglądasz pięknie. Czarująco.

Mówił to wszystko, ale wcale na mnie nie patrzył

Cmoknął w czoło. Obserwowałam, jak sprawnie otwiera butelkę czerwonego, francuskiego wina, mojego ulubionego szczepu. Jedliśmy pieczeń w sosie żurawinowym, popijaliśmy winem, rozmawialiśmy o minionym dniu, było miło. Podarował mi piękną, złotą bransoletę. A jednak czegoś brakowało. Karol był jakby nieobecny.

– Wszystko dobrze? – zapytałam.

– Tak, tak, wszystko świetnie. Przepraszam, po prostu jestem zmęczony.

Każdego kolejnego dnia czułam, jak się ode mnie oddala. W pewnym momencie zupełnie przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Nie kłóciliśmy się, nie śmialiśmy się razem ani nie płakaliśmy.

– Kochanie, czy wszystko dobrze? – pytałam chyba setny raz, chociaż czułam, że tak naprawdę przestaje mnie to już obchodzić.

– Tak, kochanie – odpowiadał machinalnie i uciekał ode mnie.

Do pracy, na spotkanie z klientem, w sen

Ula, moja przyjaciółka skubała ziarna słonecznika. Jedno po drugim. Kiedy już myślałam, że skończyła, sięgała po następne. I tak w kółko od godziny.

– Przestań, do cholery jasnej, ile można?

– Dobra, Kama, widzę, że coś cię gryzie i albo powiesz mi, o co chodzi, albo sama to z ciebie wycisnę. Wiesz, że potrafię.

Wiedziałam, Urszula jako pani prokurator wydobywanie informacji miała opanowane do perfekcji.

– Ulcik... właśnie chodzi o to, że o nic.

– To może o to chodzi, że o nic nie chodzi? Kochana, spójrz na siebie! Zawsze była z ciebie taka laska! A teraz? Kiedy ty byłaś u fryzjera? Usychasz moja różo!

– Ula, naprawdę wszystko OK.

– Jasne, tylko że jak róża usycha, to znaczy, że brakuje jej wody. Czego więc tobie brakuje? Mów szczerze, żeby ci pomóc, muszę wiedzieć. Od dawna jesteś jak struta, ale ostatnio, chyba jest gorzej, co?

– Tym razem nie chodzi o mnie. To Karol... jest jakby gdzieś indziej.

Kama, wiesz, jak on cię kocha, nie zmarnuj tego, co dobre w imię jakichś mrzonek.

Po wizycie u Urszuli byłam przybita.

Jakie to proste, dawać dobre rady

„Nie zmarnuj tego, co dobre w imię jakichś mrzonek”. Słowa przyjaciółki wciąż brzmiały w moich uszach. Zaparzyłam sobie dzbanek zielonej herbaty i sięgnęłam po albumy ze zdjęciami – odbicie naszego życia na kawałkach papieru.

My w Bieszczadach przy ognisku na studiach, my przed egzaminem z prawa, my po moim występie w teatrze akademickim, my w naszym pierwszym mieszkaniu, popijający tanie wino i jedzący zapiekankę przy odświętnie zastawionym stole z okazji drugiej rocznicy ślubu, biedni, ale szczęśliwi. Zakochani. Łezka zakręciła mi się w oku.

Zamknęłam klaser i sięgnęłam po aktualniejszy. Sprzed trzech lat. Karol z Januszem na Majorce, ja z Ulą w Paryżu, kilka zdjęć z wesela siostrzenicy, tańczymy, śmiejemy się, ale osobno, na dwóch różnych końcach sali.

Nagle coś sobie uświadomiłam. Coś oczywistego, ale niewypowiedzianego. Coś, o czym powinnam była pogadać z przyjaciółką, ale przede wszystkim z mężem.

Jest już za późno. To nie tak, że my się mijamy, jak statki we mgle, które wciąż mogą odnaleźć dobrą drogę, zawrócić. My się minęliśmy. Lata temu.

Zboczyliśmy z kursu i nie ma odwrotu

A w zasadzie, to ja zboczyłam pierwsza... Choć ostatnio to Karol był tylko dalej i dalej. Usłyszałam odgłos przekręcanego klucza w drzwiach.

– Cześć, kochanie!

To samo od lat machinalne przywitanie. „Cześć, kochanie” i cmok w policzek. Wspólna kolacja. Książka. Obok siebie, jednak osobno. Harmonijne współistnienie dwóch odrębnych bytów.

– Karol, musimy porozmawiać.

– Wiem, już dawno powinniśmy byli to zrobić – odparł Karol, pierwszy raz od dawna patrząc na mnie z uwagą.

Byłam zdziwiona, że mój mąż również nie jest szczęśliwy. Naiwnie myślałam, że nie poruszając problemu, lecz jakby nigdy nic jeżdżąc co niedzielę razem do kościoła, kupując razem kwiaty do ogrodu i wybierając wspólnie chleb w supermarkecie, zaklinamy rzeczywistość.

– Nie układa nam się, kochanie, jako parze.

– Wiem o tym, czekałem, aż wreszcie to sobie uświadomisz – jego głos stał się zdecydowany, teraz patrzył przed siebie.

Co się stało? Byliśmy tacy szczęśliwi, tacy zgodni. Wspólne pasje, cele, marzenia – szlochałam jak dziecko, które nie dostało wymarzonego prezentu. – A teraz, właśnie teraz, kiedy mamy wszystko, o czym marzyliśmy, zabrakło tego jednego, co mieliśmy zawsze, zanim jeszcze mieliśmy cokolwiek – więzi, bliskości, pasji. – Nagle wybuchłam niepohamowanym płaczem.

Karol podszedł do mnie, przytulił i delikatnie głaskał po włosach.

– Dlaczego zabrakło nam tej pasji, tego szaleństwa, drżenia rąk, trzęsienia ziemi?

I wtedy to powiedział.

Powiedział coś, co powinno rozedrzeć mi serce, ale sprawiło, że poczułam ulgę

– Myślę, że skoro ty też nie jesteś szczęśliwa, skoro tak – spojrzał mi głęboko w oczy – to powinniśmy się rozstać.

Karol był moim jedynym facetem, dobry, szarmancki, przystojny. Nie wiem, dlaczego któregoś dnia po prostu przestałam go kochać. Jednak nigdy, nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby się rozstać. Zakończyć nasze sacrum, nasze małżeństwo.

„Skoro ty też nie jesteś szczęśliwa”. To on też nie jest szczęśliwy? Od kiedy? Jak długo?

– Czy jest ktoś inny, jakaś inna kobieta?

– Tak – odparł z rozbrajającą szczerością. – Nie zdradzam cię, oczywiście. Ale chyba ją pokochałem, a ona mnie. Dużo rozmawiamy. Rozumiemy się bez słów. Stałam jak wryta. „Mój Karol i jakaś inna kobieta?!”.

Milczałam, a on mówił dalej

Zupełnie inaczej niż zwykle w naszym małżeństwie – to ja głównie mówiłam, a on słuchał. Słuchał i zaspakajał moje potrzeby.

Nigdy nie pokocham jej, tak jak kocham ciebie. Ty jesteś miłością mojego życia, ale nie mam już siły walczyć o tę miłość. Zawsze o ciebie walczyłem. Nadskakiwałem ci, trzy lata temu przestałem, zacząłem po prostu żyć obok, a ty nawet tego nie zauważyłaś. Do tej pory. To był cios. To było jednoznaczne. Zrozumiałem, że mnie nie potrzebujesz.

– Masz rację. Przepraszam cię. Zasługujesz na szczęście – sama byłam zaskoczona wypowiadanymi przez siebie słowami.

– Wybaczysz mi? – zapytał.

– Wybaczę tobie, jeśli ty wybaczysz mi – powiedziałam.

I wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do naszego domku nad morzem. Potrzebowałam ukojenia. Chciałam być gdzieś, gdzie poukładam rozbiegane myśli, gdzie przypomnę sobie, kim naprawdę jestem. Czego pragnę. O czym marzę.

Pobyt nad morzem dobrze mi zrobił, było cicho, już bez turystów. Wszystko pozamykane. Strasznie zimno jak na wrzesień. Miałam spokój i dużo, dużo czasu na przemyślenia.

Karol się nie odzywał

Oczyma wyobraźni widziałam go z nową kobietą i... czułam ukłucie zazdrości. Po tygodniu spacerowania po plaży, analizowania sytuacji, ostatnich lat, dochodziłam do zaskakujących wniosków. To była dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Karol zawsze był przy mnie. Irytowało mnie nawet, że tak mi nadskakuje.

Ale on był po prostu we mnie zakochany do szaleństwa. A ja? Ja kochałam go bardzo... na początku. Wszystko zmieniło się pięć lat po ślubie, kiedy poznałam Jarka. To było nagłe, szalone uczucie. On miał żonę, ja męża. Pragnęłam go, jednocześnie byłam wściekła, że burzy mój poukładany świat.

Nigdy między mną a moim mężem nie było takiej namiętności, takiej pasji, szaleństwa.

Zakończyłam tę znajomość, kiedy Karol zaczął się czegoś domyślać

I tak od jakiegoś czasu zżerały mnie wyrzuty sumienia. Jednak nie zapomniałam o Jarku. Tęskniłam za nim w myślach, byłam z nim w marzeniach. Dla Karola stałam się oschła.

Miałam do niego żal, że nie potrafi być tak dowcipny jak mój kochanek, że nie drżę pod wpływem jego dotyku. Że nie zna pięciu języków obcych, nie mam ochoty na romantyczne wyjazdy i spacery w jego towarzystwie. Jednocześnie gardziłam sobą przy nim. Za moją bezwzględność, za moją niesprawiedliwość, za to, że go nie doceniam i za to, że przestałam go kochać.

Po mojej rozmowie z Karolem stało się jednak coś dziwnego. Przestałam myśleć o Jarku, a zaczęłam myśleć o czułym, kochającym facecie, który zawsze przy mnie był. Uświadomiłam sobie, że wcale nie pragnę już Jarka, że może tak naprawdę nigdy go nie pragnęłam, że być może był on tylko symbolem nieosiągalnej miłości, o której marzyłam jako nastolatka.

Niestety, nigdy nie potrafiłam docenić tego, co mam

Zawsze oglądałam się za siebie. Zamiast cieszyć się z tego, co daje mi los, myślałam, czego mi brakuje. Pomyślałam o mężczyźnie, z którym spędziłam dziesięć lat. Przecież gdyby mnie nie pokochał, gdybyśmy nie wzięli ślubu, właśnie o nim marzyłabym do końca moich dni.

Tydzień temu napisałam do Karola list. Przelałam na papier wszystko to, co czułam. Całą prawdę; o Jarku, o moich odczuciach wobec niego, na początku naszego małżeństwa, przez ostatnie lata i o tym, co czuję teraz. Byłam mu to winna.

List zakończyłam słowami:

„Wiem, że na Ciebie nie zasługuję. Cieszę się, że znalazłeś kobietę, która dała Ci to, czego ja nie potrafiłam: miłość i zrozumienie. Wybacz mi, proszę, zdradę, wybacz mi zdrady w myślach, ale przede wszystkim wybacz mi, że zapomniałam, jak bardzo Cię kocham. Wybacz, że marzyłam o innym, zapominając, że to Ty jesteś moim marzeniem. I zawsze będziesz. Kocham Ciebie i tylko Ciebie. Bądź szczęśliwy! Na zawsze Twoja. K.”

Idąc plażą, wdychałam mocno powietrze. Usiadłam na piasku i napisałam, jak kiedyś, patykiem na piachu imię faceta, który był zawsze ze mną, nawet wtedy, gdy ja byłam już tylko obok. „Karol”. Fale zmyły napis, zostawiając gładką powierzchnię. Sięgnęłam po papierosa.

„Dobra, czas wracać do domku” – pomyślałam w końcu. Robiło się już ciemno. Po drodze zajechałam jeszcze do sklepu. Kupiłam butelkę wina i coś na kolację. W domu rozpakowałam zakupy, rozpaliłam w kominku. Wnętrze zaczęło wypełniać się ciepłem i zapachem ognia. Przygotowałam kolację. A potem usiadłam do stołu i... rozpłakałam się.

Płakałam nad sobą, nad utraconą miłością

„Dobrze, że mam chociaż przyjaciółkę” – pomyślałam, słysząc odgłos podjeżdżającego samochodu. „Jednak Ula przyjechała, choć mówiła rano, że nie da rady”. Podbiegłam by otworzyć drzwi i... nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Na progu stał mój mąż.

Padliśmy sobie w ramiona.

– Kocham cię! – wykrzyknęłam słowo, które od wielu lat nie przechodziło mi przez gardło.

– A ja ciebie – przytulił mnie.

– A co z tamtą kobietą? – zapytałam.

Nigdy nie było żadnej innej kobiety. Skłamałem, żeby dać ci odejść. Od dawna czułem, że nie chcesz być ze mną.

– Chcę być z tobą i tylko z tobą! Ale wybaczasz mi? Naprawdę mi wybaczasz?

– Cii.. – powiedział i zamknął mi usta pocałunkiem. – Nie dzisiaj, będzie jeszcze czas na rozmowy, mamy całe życie. A teraz, jeśli pozwolisz, mam lepszy pomysł.

Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Jestem szczęśliwa. Uświadomiłam sobie, jak bardzo kocham mojego męża i jak wielki błąd popełniłam, żyjąc wydumanymi marzeniami, nie uświadamiając sobie, że te najpiękniejsze już się spełniły. 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA