„To były niezapomniane święta. Przyszła teściowa uraczyła mnie skwaśniałym mlekiem i dostałam rozstroju żołądka”

kobieta, która miała w święta problemy żołądkowe fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„To była moja pierwsza wizyta u rodziców Kuby. Bardzo chciałam zrobić dobre wrażenie, dlatego nie skomentowałam dziwnego smaku kawy. Potem okazało się, że mleko było skwaśniałe... Całe święta przeleżałam z termoforem na brzuchu, a teściowa mnie doglądała”.
/ 25.12.2021 06:15
kobieta, która miała w święta problemy żołądkowe fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Kiedy Kuba zapytał, czy pojadę na święta do jego domu, zawahałam się. Spotykamy się dopiero od trzech miesięcy. Fakt, że w głębi duszy mam nadzieję, że to ten jedyny, ale do poważnych deklaracji jeszcze daleko… Zgodziłam się jednak. Uznałam, że przecież i tak nie mam nic do roboty. Moi rodzice nie żyją, rodzeństwa nie mam. Dopiero później naszły mnie wątpliwości.

– Zgłupiałaś? Jedziesz od razu na kilka dni? Już obiadek u potencjalnych teściów bywa tragiczny, a co dopiero świąteczny pobyt – wzdrygnęła się przyjaciółka, gdy powiedziałam jej o swoich planach.
– Może nie będzie tak źle – uśmiechnęłam się blado.
– No, nie wiem. Przez bite trzy dni będziesz musiała udowadniać, że jesteś warta ich syna, odpowiadać na niewygodne pytania, spowiadać się z dotychczasowego życia, kiedy ślub, dzieci… – dywagowała Zośka.
– Jezus Maria, my się trzy miesiące znamy! – żachnęłam się.
– A ty już się pchasz w paszczę lwa. Ja wiem, co mówię, trzy razy rozstawałam się z facetem tuż po pierwszej wizycie u rodziców. Przypadek? – zapytała, a ja poczułam, że ma trochę racji.

Na wycofanie się było jednak za późno

Kuba każdą moją wątpliwość natychmiast torpedował kontrargumentem, że już obiecał domownikom moją wizytę i wszyscy mnie pokochają. Wszyscy, czyli mama, tata, trzy siostry, z tego dwie z rodzinami, i babcia. Przyznaję, że na samą myśl o tej wesołej gromadce ogarniało mnie przerażenie.

– Jesteśmy na miejscu – oznajmił mój luby, wyrywając mnie z zamyślenia.

Moim oczom ukazał się bajkowy widok, drewniany dom nad jeziorem. Wysiedliśmy z samochodu. Z zachwytem nabrałam mazurskiego powietrza w płuca. Strach nieco zelżał, bo czy w tym raju coś może pójść nie tak?

– Dzień dobry! – na progu domu stała starsza kobieta. – Nareszcie jesteście! Synu, to jest twoim zdaniem wcześnie? – od razu dostaliśmy reprymendę.

Ukradkiem zerknęłam na zegarek, była ledwie dwunasta!

– A to jest pewnie Marta! Miło mi cię poznać, kochana! Kuba tyle mi o tobie opowiadał! – kobieta spojrzała na mnie serdecznie, a ja onieśmielona bąknęłam tylko:
– Bardzo mi miło panią poznać.

Ja jestem naburmuszona? Chyba raczej zmęczona…

Po chwili dołączył do nas ojciec Kuby, który z kolei mruknął jedynie „Dzień dobry” i zniknął w garażu. Poznałam też siostry: Kamilę, Justynę i Julkę. W domu zrobił się niemiłosierny harmider. Myślałam, że może rozpakujemy rzeczy i pójdziemy na spacer, ale gdzie tam! Owszem, napiliśmy się herbaty, porozmawialiśmy, usłyszałam, że taka jestem chuda, pewnie wcale nie jem, że mam podkrążone oczy i trzeba mi świeżego powietrza, i właściwie co to za praca marketingowiec, w sumie nic konkretnego…

Minęło ledwie pół godziny, a ja już czułam się jak po przesłuchaniu. Oczywiście mamie Kuby serdeczny uśmiech nie schodził z twarzy, ale odnosiłam wrażenie, że po prostu próbuje ukryć rozczarowanie swoją potencjalną synową. Kamila i Justyna wymieniały się spojrzeniami, Julka chwilami próbowała zmienić temat, a mój chłopak zdawał się nie dostrzegać, wielkiego S.O.S. w moich oczach.

– No, kochani! Starczy tego lenistwa! Kuba, ty jak zwykle, pojedziesz po zakupy, a my stajemy do garów. Justynka smaży ryby, a Kamila i Julka biorą się za ciasta. My, moja droga, trochę ogarniemy ten bałagan – spojrzała na mnie, a ja miałam odwagę jedynie nieśmiało kiwnąć głową.

Chwilę później dostałam w dłoń mopa, potem ścierkę do kurzu, itp. Pani Jagoda co chwila kręciła głową z niezadowoleniem, mówiąc:

– Dziecko drogie, nie tak! – czułam, że zaraz się rozpłaczę.

Jezioro, które tak mnie urzekło, widziałam tylko kątem oka przez okno, mój luby zniknął gdzieś z horyzontu, bo gdy wrócił ze sklepu, też został zagoniony do pracy. Miałam dość! Kiedy usłyszałam: „A rozmawialiście już o ślubie? Uprzedzicie nas chyba?” – myślałam, że zemdleję.

– Nie, jeszcze nie. Znamy się w sumie dość krótko – odpowiedziałam.
– Może i krótko, ale mój syn jeszcze nigdy nikogo tu nie przywiózł – mama Kuby spojrzała na mnie z uśmiechem i dodała: – Marzę o wnukach! Mam nadzieję, że wiesz, że wcale nie macie szczególnie dużo czasu – dodała znaczącym tonem, a ja chciałam się zapaść pod ziemię.

Powoli zaczynałam rozumieć, o czym mówiła moja przyjaciółka. Dzień minął nam na takiej gonitwie, że nawet nie miałam okazji przytulić się do Kuby i odetchnąć. Za to jego mama zdołała mnie prześwietlić i miałam wrażenie, że nie jest szczególnie zadowolona. Wieczorem padałam na twarz. Miałam nadzieję, że zaznam nieco ciszy i spokoju, ale nie było mi to dane. Domownicy szykowali święta do późnej nocy, co i rusz nerwowo na siebie pokrzykując, a to, że pisanki nie takie, a to, że firanki w oknach złe powieszone, albo że obrus niedoprany.

Gdy pomyślałam, że mam w tej atmosferze wytrzymać jeszcze kilka dni, zrobiło mi się słabo. W moim domu nigdy tak nie było. Mama zawsze szykowała potrawy z wyprzedzeniem, wszystko musiało być idealnie już na tydzień przed świętami. Ojcu za to chyba było to obojętne. Nigdy jednak w domu nie było takiego rozgardiaszu. No a od kilku lat spędzałam święta sama i nie obchodziłam ich jakoś szczególnie… Na domiar złego wieczorem usłyszałam, jak pani Jagoda mówi do Kuby:

– Synu, ta twoja Marta jakaś dziwna jest, mam wrażenie, że jest wiecznie naburmuszona…

Nie słuchałam dalej. Poszłam do pokoju Kuby i ze łzami w oczach położyłam się do łóżka. Gdy przyszedł Kuba, udawałam, że śpię. Rano obudziło mnie słońce wpadające przez okno. Pora była jeszcze wczesna, więc wszyscy jeszcze spali. Uznałam, że to moja jedyna szansa, żeby iść na spacer. Kto wie co dzisiaj zaplanowała dla nas mama Kuby – pomyślałam, wkładając buty.

Spojrzałam na śpiącego Kubę z czułością i pomyślałam, że gdyby nie on, już dawno by mnie tu nie było.

Święta spędziłam na sofie w salonie, pod kocem

Powietrze było rześkie, ale tego właśnie mi było trzeba.

– Pięknie tu u nas, prawda? – usłyszałam za plecami głos pani Jagody.

Miałam chęć skoczyć z pomostu, na którym stałam.

– Tak – odpowiedziałam krótko.
– Słuchaj, Marta… Rozmawiałam wczoraj z Kubą. Uświadomił mi, że nie każdy musi być przyzwyczajony, że w domu przed świętami jest jak w obozie pracy. Przepraszam, niestety, często przed ważnymi uroczystościami dostaję małpiego rozumu… – powiedziała. Byłam w szoku!
– Nie ma sprawy – wykrztusiłam. – Ja znowu nie jestem zbyt rozmowna. Po prostu taki rozgardiasz to dla mnie nowość – odpowiedziałam szczerze, a ona pokiwała głową.
– To może kawa na zgodę? – zaproponowała, na co chętnie się zgodziłam.

Zrobiło mi się miło, gdy zobaczyłam, że pani Jagoda zapamiętała, ile słodzę, i że piję kawę z mlekiem. Cała złość z poprzedniego dnia zaczęła ze mnie wyparowywać. Po chwili gawędziłyśmy pogodnie o wszystkim i o niczym nad kubkami z kawą. Smakowała trochę dziwnie, ale nie marudziłam, nie chciałam zrywać dopiero co nawiązanej nici porozumienia. Niebawem do kuchni zszedł zaspany Kuba. Gdy zobaczył nas razem, na jego twarzy wymalowała się mieszanina zaskoczenia i radości. Rozczulił mnie ten widok.

– Jeśli panie pozwolą, chętnie się przyłączę – powiedział i sięgnął do lodówki po mleko do kawy.

Najpierw jednak je powąchał i zrobił dziwną minę.

– Oj, ono się już zepsuło – stwierdził, odsuwając karton ze wstrętem; ja i jego mama zrobiłyśmy wielkie oczy.
– O Boże, Marta, czemu nic nie mówiłaś? – pani Jagoda rzuciła się do mojego kubka.
– Nic nie poczułam – skłamałam w żywe oczy. – Może nic mi nie będzie… – dodałam z nadzieję.

Niestety, niebawem mój żołądek wyprowadził mnie z błędu i rozpoczął ostry strajk. Mój Boże, jakże ja się pochorowałam! Nie dla mnie była świąteczna uczta czy wyprawy do kościoła z całą rodziną. Calutkie święta spędziłam z termoforem na brzuchu, pod kocem. Muszę jednak przyznać, że opiekę miałam fantastyczną. Moja przyszła teściowa doglądała mnie jak dziecka, i nie mogła się pogodzić z tym, że to ona uraczyła mnie tym nieszczęsnym mlekiem. Kuba także był jak najczulsza pielęgniarka.

I wiecie co? Mimo że bardzo się wtedy nacierpiałam, a zapach smażonych ryb przyprawiał mnie o mdłości, to chyba były moje najpiękniejsze święta.

Czytaj także:
W Wigilię mój kochanek miał zostawić żonę i spędzić ze mną święta. Wyłączył telefon
W Wigilię znowu będę sama. Mój mąż pojedzie do dzieci i byłej żony. Ja zawsze jestem gorsza
Moja wnusia prosi Mikołaja, żeby jej mama wróciła z zagranicy. Nie wie, że ją porzuciła

Redakcja poleca

REKLAMA