„Tinder miał być dla mnie odskocznią od nudnej żony. Okazał się stratą czasu i trampoliną do samotności”

mężczyzna zdradza żonę fot. Adobe Stock, Andrey Popov
„Myślałem, że moje czyny nie będą miały żadnych konsekwencji. Dziś już wiem, że przed odpowiedzialnością nie da się uciec. Podjąłem pewne decyzje, z których skutkami muszę się teraz zmierzyć. Najgorsze, że nie skrzywdziłem wyłącznie siebie, ale także najbliższe mi osoby. Od zawsze fascynowały mnie bowiem nowinki technologiczne”.
/ 19.05.2023 21:15
mężczyzna zdradza żonę fot. Adobe Stock, Andrey Popov

Może wydawać się, że mężczyzna mający żonę, dziecko i stabilną pracę ma wszystko, co jest mu potrzebne do szczęścia. Ja jednak nie odbierałem swojego życia w ten sposób. Mimo że byłem szczęśliwy, z czasem rodzinna codzienność stała się dla mnie nudna, a co robi znudzony facet? Szuka wrażeń.

Właśnie tak było w moim przypadku

Mając wszystko, zapragnąłem więcej i sięgnąłem po to. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak duży błąd popełniam. Myślałem, że moje czyny nie będą miały żadnych konsekwencji. Dziś już wiem, że przed odpowiedzialnością nie da się uciec. Podjąłem pewne decyzje, z których skutkami muszę się teraz zmierzyć. Najgorsze, że nie skrzywdziłem wyłącznie siebie, ale także najbliższe mi osoby.

Od zawsze fascynowały mnie nowinki technologiczne. Swój pierwszą komórkę kupiłem jeszcze jako nastolatek, za pieniądze zarobione dzięki wakacyjnej pracy. To był prosty telefon z monochromatycznym wyświetlaczem i fizyczną klawiaturą, ale wtedy taki sprzęt to było coś.

Gdy na rynku zaczęły pojawiać się smartfony, po prostu nie mogłem nie sprawić sobie takiego gadżetu. To było niesamowite. Urządzenie mieszczące się w kieszeni mogło mi zastąpić komputer. Mobilne technologie zafascynowały mnie do tego stopnia, że postanowiłem związać z nimi swoją przyszłość.

Po liceum zacząłem studiować informatykę w kierunku programowania. Biegle opanowałem języki IT i po uzyskaniu dyplomu zostałem deweloperem aplikacji mobilnych.

W szkole szło mi dobrze. Nie, to złe określenie – szło mi świetnie. Chłonąłem wiedzę niczym gąbka wodę i właściwie z marszu rozumiałem rzeczy, zrozumienie których moim kolegom z roku zajmowało znacznie więcej czasu. Nie mogę jednak powiedzieć, że prowadziłem bujne życie studenckie. Przeciwnie, byłem raczej outsiderem, który wolał trzymać się gdzieś na uboczu. Imprezy do białego rana? Nie miałem też żadnej śmiałości do kobiet.

Nie, to zdecydowanie nie był mój świat

Zamiast bawić się z przyjaciółmi, wolałem siedzieć z nosem w ekranie i pisać kolejne linijki kodu. Inna sprawa, nikt nie zapraszał mnie na domówki ani na wspólne wyjście do klubu. Koledzy ignorowali mnie, dziewczyny nie zwracały na mnie uwagi, a sam nie miałem śmiałości, by zacząć rozmowę.

Wszystko zmieniło się, gdy skończyłem studia i rozpocząłem pracę w zawodzie. Nagle na moje konto bankowe zaczęła spływać całkiem pokaźna suma. Było mnie stać na wymianę garderoby, odnawiany każdego miesiąca karnet na siłownię i regularne wizyty u barbera.

Nabrałem pewności siebie, przestałem stronić od kontaktów z ludźmi i, ku mojemu zaskoczeniu, szybko okazało się, że koledzy i koleżanki z pracy cenią sobie moje towarzystwo. Poznałem świat poza ekranem komputera. Świat zabawy. Wciąż jednak nie mogłem wyzbyć się nieśmiałości względem kobiet.

– Andrzej, wyruszamy dzisiaj w miasto. Poznasz moją kuzynkę. Jest singielką i kto wie, może przypadniecie sobie do gustu – zaproponował Przemek, starszy programista, z którym pracowałem.

Agnieszka spodobała mi się właściwie od razu. Oczarowały mnie jej kasztanowe włosy, oczy jak spodki i pełne usta. Szybko okazało się, że jest nie tylko śliczna jak z obrazka, ale także wygadana i inteligentna. W klubie przetańczyliśmy pół nocy, później udaliśmy się na długi spacer uliczkami spowitymi ciemnością, którą rozświetlał tylko dyskretny blask sodowych latarni. Wymieniliśmy się numerami.

Tak, wtedy byłem już innym człowiekiem, znacznie pewniejszym siebie niż kiedyś, ale wciąż nie mogłem uwierzyć, że taka dziewczyna zainteresowała się mną.

– Nie, to niemożliwe. Ty z taką dziewczyną? To się nie uda, więc lepiej daj sobie spokój – wmawiałem sobie.

Postanowiłem nie skorzystać z numeru, który mi dała i zachować w pamięci wspomnienie tego wieczoru. Postąpiłem niemądrze? Pewnie tak, a nawet na pewno, bo po trzech dniach sama do mnie zadzwoniła.

– Chciałabym odwdzięczyć ci się za fantastyczny wieczór i w ramach rewanżu zaprosić cię na kolację. Masz plany na najbliższą sobotę? – zapytała.

Choć byłem zaskoczony jej telefonem, zgodziłem się bez wahania. Spotykaliśmy się coraz częściej. Ani obejrzeliśmy się, a już byliśmy parą. Po dwóch latach zaproponowałem Agnieszce wspólne mieszkanie.

– Andrzej, a czy w twoim mieszkaniu znajdzie się miejsce dla trojga? – zapytała.

– Jak to dla trojga? Kto jeszcze miałby z nami mieszkać?

– Ach, faceci... nie potraficie wychwycić subtelnej aluzji. Jestem w ciąży, głuptasie. Dowiedziałam się o tym wczoraj.

Spadła na mnie jak grom z jasnego nieba

Mogłem się tego spodziewać, w końcu nie oszczędzaliśmy się w sypialni. Nigdy jednak nie dopuszczałem do świadomości, że możemy zostać rodzicami. Wielu facetów na moim miejscu wpadłoby w panikę. Ja nie spanikowałem. Przeciwnie, ucieszyła mnie ta wiadomość.

– To pewne? – zapytałem.

– Okres spóźnia mi się o trzy tygodnie. Tydzień temu zrobiłam test, a wczoraj byłam u lekarza. Tak, to pewne. Będziemy rodzicami – powiedziała z przekonaniem.

– Kochanie, to... wspaniała informacja!

– Naprawdę tak sądzisz? I nie zamierzasz mówić mi, że to za wcześnie, że nie jesteś gotowy?

– Nie, nie zamierzam. Zamierzam jednak zadać ci niezwykle ważne pytanie. Co prawda miałem to zrobić dopiero po twojej przeprowadzce, ale lepszej okazji nie będzie: najdroższa Agnieszko, skoro zostaniesz mamą naszej kruszynki, to czy zgodzisz się zostać też moją żoną? – zapytałem, wyjmując z kieszeni pudełko z pierścionkiem.

Trzy miesiące wypowiedzieliśmy „tak” przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego. Spełniło się moje największe marzenie. Miałem żonę, a niebawem na świat miało przyjść nasze pierwsze dziecko.

Niestety, każda bajka kiedyś się kończy

Początkowo żyło się nam wspaniale. Nasza mała rodzinka była dla mnie całym światem. Kamilka, bo właśnie takie imię daliśmy naszej córeczce, rosła jak na drożdżach. Nie mieliśmy dla siebie zbyt dużo czasu, każdą wolną chwilę wypełniała nam opieka nad małą.

Oboje rozumieliśmy jednak, że to naturalna kolej rzeczy. Agnieszka była wspaniałą mamą, ja robiłem wszystko, by być wspaniałym tatą. Miałem wszystko, ale z czasem zacząłem odczuwać wewnętrzną pustkę.

Wspominałem już, że na studiach byłem nieśmiałym outsiderem? Mówiąc wprost, nie wyszumiałem się w młodości, a ten krótki okres między moją zewnętrzną i wewnętrzną metamorfozą a związania się z Agnieszką nie zaspokoił mojego głodu szaleństwa. Z czasem zaczęło do mnie docierać, że to wszystko potoczyło się za szybko.

Coraz częściej wychodziłem wieczorami z domu, zostawiając wszystkie obowiązki na barkach mojej żony. Zawsze potrafiłem znaleźć wymówkę. Spotkanie z ważnym klientem, impreza firmowa, grupowe omówienie projektu przy piwie – nie brakowało mi kreatywnych pomysłów.

W pracy miałem już na koncie masę małych i kilka naprawdę dużych projektów. Gdy zespół, do którego należałem, dostał zlecenie utworzenia nowej aplikacji randkowej, ucieszyłem się. Taka pozycja w portfolio to nie byle co, tym bardziej, że nowy program miał konkurować z najlepszymi.

Zabrałem się do pracy

Zacząłem od przeglądania funkcji dostępnych w najbardziej znanych tego typu narzędziach. Zawsze to jakiś punkt wyjścia. Na swój telefon ściągnąłem całą masę apek towarzyskich. Na liście nie zabrakło niekoronowanego króla – Tindera.

Po dwóch miesiącach mieliśmy określone funkcje i cechy produktu. Cztery miesiące później powstał działający prototyp. Nie potrzebowałem już żadnych punktów odniesienia. Mimo to, Tinder nie zniknął z mojego telefonu. Za bardzo podobała mi się ta apka i możliwości, jakie daje.

Początkowo znana randkowa aplikacja służyła mi tylko do flirtów. Ot, taka niewinna odskocznia od rodzinnego życia. Gdy jednak za jej pośrednictwem poznałem Elę, zapragnąłem, by ta znajomość przeniosła się ze strefy wirtualnej do realnego świata.

– Wychodzisz dziś wieczorem? – zapytała Agnieszka, gdy zobaczyła, że wyjmuję z szafy wyjściowe ciuchy.

– Tak. Klient zaakceptował naszą aplikację randkową i razem z chłopakami oblewamy sukces.

To było kłamstwo. Nie było żadnego spotkania firmowego. Miałem randkę z Elą, dziewczyną z Tindera, która napisała mi, że nie szuka niczego zobowiązującego.

– Pewnie wrócę dopiero nad ranem, więc nie czekaj na mnie.

– Tylko proszę cię, bądź jutro w formie. Pamiętasz, że wpada do nas na kolację moja kuzynka, która niedawno wróciła z Irlandii? – zapytała przypominająco.

– Pamiętam i nie musisz się o nic martwić. Będę rześki i wypoczęty – zapewniłem, całując żonę w policzek na pożegnanie.

Ela była fantastyczna

Dosłownie emanowała energią i seksapilem, a jej bezpośredniość była dla mnie niezwykle pociągająca.

– Nie chcę marnować czasu w tym klubie. Chodźmy do mnie, mieszkam dwie ulice stąd – wyszeptała mi do ucha, kończąc drugiego drinka.

Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego. To było niesamowite. Ela nie pytała o nic. Nie interesowało ją, czym się zajmuję i czy mam rodzinę. Wiedziała, czego chce ode mnie i jak ma to zdobyć.

Nie musiałem wymykać się z jej mieszkania. Oboje rozumieliśmy, że to była jednorazowa sprawa. Po wszystkim wypiliśmy piwo, zamieniliśmy kilka słów i pożegnaliśmy się. Taki układ mi odpowiadał, jej też. Nikt niczego nie obiecuje, nikt nie cierpi.

Wróciłem do domu, wziąłem prysznic, zajrzałem do córeczki i położyłem się obok żony, zanim zdążyła się obudzić. Byłem pewny, że ta przygoda nigdy się nie wyda. Parafrazując znane za Wielką Wodą powiedzenie: „Co dzieje się na Tinderze, zostaje na Tinderze”.

O 18:00 rozległ się dźwięk dzwonka.

– Andrzej, skończ nakrywać do stołu i miej na oku Kamilę – poprosiła wyraźnie podekscytowana Agnieszka.

Gdy tylko otworzyła drzwi, usłyszałem głośny pisk.

– Aaaaa.... kochana, nie widziałam cię tyle lat – wykrzyczała, nie oszczędzając gardła. – Nie stój tak, wchodź do środka!

„Te babskie powitania” – pomyślałem. Gdy nasz gość był już w przedpokoju, przywołałem swój firmowy uśmiech i wziąłem małą na ręce.

– Rozbieraj się i wchodź, musisz poznać mojego męża i córeczkę. – Ela, to jest Andrzej, a ta mała księżniczka to nasza Kamilka – przedstawiła nas Agnieszka. – Kochani, poznajcie Elę.

W jednej chwili serce podeszło mi do gardła

Stanąłem jak wryty i niemal wypuściłem naszą pociechę z rąk. To była ta sama kobieta, z którą spędziłem minioną noc. Ela była w jeszcze większym szoku niż ja. Cała pewność siebie, którą emanowała jeszcze kilkanaście godzin temu, nagle gdzieś się ulotniła.

– Ja... ja... ja przepr... przeprasz... ja przepraszam, nie... nie mogę, przepr... przepraszam was  – wymamrotała niezrozumiale, chwyciła płaszcz i wybiegła.

– Ela, a dokąd ty biegniesz? Andrzej, co tu jest grane? Możesz mi to wyjaśnić?

W głosie Agnieszki zdenerwowanie mieszało się ze zdziwieniem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Zabrakło mi języka w gębie. Więc po prostu powiedziałem jej prawdę. To był potężny cios, dla niej i dla naszego małżeństwa.

Obecnie jesteśmy w separacji. Nie wiem, co będzie dalej. Czy ona zdoła mi wybaczyć i ponownie zaufać? Oby tak, ale jej milczenie trwa już cztery miesiące.

Czytaj także:
„Boję się przyznać mężowi, co zrobiłam naszemu dziecku. Czuję, że poległam jako matka”
„Wyrywałam sobie włosy ze strachu, bo mężowi zachciało się kochanki. Ja i teściowa pokażemy mu, gdzie raki zimują”
„Zażądałam rozwodu, bo chciałam uwolnić od siebie męża. Kocham go nad życie, ale dobrze wiem, że przeze mnie cierpi”

Redakcja poleca

REKLAMA