„Tęskniłem za beztroską domu i idealizowałem rodzinę. Wypierałem z pamięci, ile krzywdy się tam działo”

Matka mnie porzuciła, a potem pozwała o alimenty fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Miałem dość tych opowieści. Burzyły świat mojego dzieciństwa. Rozwalały to, co hołubiłem w sercu jako przykład sielskiego życia. Czy to możliwe, bym nie dostrzegał wcześniej tego wszystkiego? Gdybym był bardziej dociekliwy, zdziwiłoby mnie, że Sylwek przestał zachodzić na nasze podwórko, a Daria nigdy nie śpieszyła się do swojego domu”.
/ 06.01.2023 17:15
Matka mnie porzuciła, a potem pozwała o alimenty fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Wiedziałem, że Susan nie zrozumie. Dla niej sprawa była jasna – odziedziczony dom należy sprzedać, a kasę zainwestować albo odłożyć w banku.

Gospodarstwo dziadków to kawał mojego życia – próbowałem żonie wytłumaczyć. – Spędzałem tam najpiękniejsze wakacje, jakie można sobie wyobrazić.

– Wierzę – wzruszyła ramionami. – Ale nie będziesz drugi raz chłopcem, Robert.

Coś wam powiem, słynny brytyjski pragmatyzm zachwyca tylko na początku. Potem człowiek po prostu dochodzi do wniosku, że Angolom brak nitki łączącej serce z umysłem, i zaczyna się martwić, że jego dzieciak przejmie to w genach.

– Ciągle się boczysz? – usłyszałem dzień później od Susan.

Żona wbija mi nóż w plecy i pyta, czy się boczę?!

Wzruszyłem ramionami: co będę gadał ze ślepym o kolorach?

– Musisz pojechać do Polski i załatwić tę sprawę – stwierdziła. – Stan zawieszenia tylko generuje koszty.

– Masz rację – zdecydowałem w jednej chwili, korzystając z okazji. – To znaczy, wszyscy byśmy pojechali, nie? Będzie super.

– Przypominam, że mamy zabukowaną Kornwalię na sierpień – pokręciła nade mną głową. – Bez sensu tracić zadatek.

Zapytałem, czy nie będzie jej ciężko, gdy zostanie sama z synem, ale stwierdziła, że zaprosi swoją matkę.

– I tak marudzi, że ciągle siedzi w domu – uśmiechnęła się. – Jedź, kochanie, i nie przejmuj się nami.

No cóż, może jednak nie jest z tą moją Susan tak źle? Umówiłem się z kuzynem, że po mnie przyjedzie na lotnisko, ale zamiast Tadka zobaczyłem jego żonę. Ledwo ją poznałem: kiedyś była z niej wiejska łobuziara, a teraz szpilki, elegancka krótka fryzurka, delikatny makijaż… Trudno było utożsamić tę laskę z Darią, która chodziła z nami po drzewach i najdłużej wytrzymywała pod wodą w czasie kąpieli w gliniance.

– Nie mów, że nie poznałeś – parsknęła, gdy już zgarnęła mnie sprzed hali. – Aż tak się nie posunęłam.

No nie, po prostu wypatrywałem Tadka – wytłumaczyłem się.

– Tadzio nie dał rady – wzruszyła ramionami. – Ale ustalenia zostają takie same. Jakbyś czegoś potrzebował, wystarczy telefon.

Jakoś mnie onieśmielała w tej nowej postaci

Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy widziałem ją ostatni raz, i wyszło mi, że w czasie ich wesela. Noż, do licha, przecież nie mogła wtedy nosić portek do kolan i końskiego ogona!

– Daria – wyrwało mi się w końcu. – Ja to byłem na waszym ślubie, co nie?

Spojrzała, jakbym spadł z Księżyca.

– A wiesz, nie pamiętam – przewróciła oczami. – Co to w ogóle za tematy?

Zamknąłem się, kontemplując krajobraz za oknem, chociaż po prawdzie, koszmarne banery reklamowe zasłaniały go niemal całkowicie.

– Dobrze, że przyjechałeś – przemówiła w końcu Daria. – Trzeba w końcu coś zdecydować, zanim gospodarstwo popadnie w ruinę.

– Trzeba – zgodziłem się. – Co u was?

Machnęła ręką, jakby odganiała natrętną muchę: stara bida!

Wierz mi, nie jesteś ciekaw – raczyła dorzucić. – A co w wielkim świecie?

– Chińczycy trzymają się mocno – zrewanżowałem się, ale widząc jej minę, dodałem po chwili zastanowienia: – Jest okej. Aleks rośnie, robi się coraz bardziej podobny do dziadka Heńka, tylko rudy.

Zaczęła się tak śmiać, że aż zjechała na pobocze.

– Robert! – objęła mnie znienacka za szyję i ucałowała w czoło. – Super, że przyjechałeś. Nie śmiałam się tak od… – zastanowiła się. – Od dawna.

– To może bym wrócił i kabaret założył, zamiast tyrać na obczyźnie? – rzuciłem po pańsku, ale popukała się w czoło.

Żona kuzyna była jakaś nieswoja

Wyraźnie coś ją dręczyło. Czyżby problemy małżeńskie? Kiedy dojechaliśmy na miejsce, dom wydawał się większy, niż pamiętałem, za to sad wokół jakiś mikry… Naprawdę bałem się go przebiec, zdążając nocą do wygódki? Daria pomogła mi wnieść zakupy, które zrobiliśmy po drodze, pamiętała też, aby sprawdzić, czy rower w szopce jest sprawny.

– Dobra, zmykam – zdecydowała wreszcie. – Duży jesteś, poradzisz sobie. Jakbyś czegoś potrzebował, dzwoń.

– Pewnie do gminy trzeba będzie mnie podwieźć – powiedziałem. – Was o to prosić czy szukać innych ofiar?

– Ja cię podrzucę – roześmiała się. – Trudno by ci było znaleźć lepszą ofiarę. Musisz tylko dać znać trochę wcześniej, okej?

Skinąłem głową w zamyśleniu, a kiedy już wsiadała do samochodu, powstrzymałem ją pytaniem:

– Co jest z Tadzikiem, Daria? Czemu ty mnie odebrałaś z lotniska? Wszystko gra?

– Tadzik… – zaczęła, urwała w pół słowa i wzruszyła ramionami. – On ma teraz trochę na głowie, chyba nie będzie mógł ci pomóc, ale tak jak mówiłam, możesz liczyć na mnie.

– Nie przyjdzie się nawet przywitać? – obruszyłem się. – Aż taki jest zajęty?

– Naprawdę jeszcze muszę się za niego tłumaczyć? – mruknęła Daria, odwracając głowę, by wierzchem dłoni wytrzeć policzek.

Czy najtwardsza sztuka z naszej paczki, która nawet nie pisnęła, kiedy rozbiłem jej głowę przypadkowo rzuconym kamieniem, uroniła właśnie łzę?

Coś jest nie halo między wami? – spytałem cicho.

Wtedy Daria wybuchła długo powstrzymywanym płaczem, a kiedy ze współczuciem dotknąłem jej ramienia, odwróciła się i wtuliła twarz w moją pierś. Nie pozostawało mi nic innego, tylko objąć ją i poczekać, aż się uspokoi. Trochę to trwało, ale w końcu jej ramiona przestały drgać, a oddech stał się miarowy i spokojny. Jeszcze parę razy chlipnęła w moją koszulę i odwzajemniła uścisk.

A wiesz, że ja się w tobie podkochiwałam? – odezwała się stłumionym głosem. – Miałam nadzieję, że to ty będziesz moim mężem.

Zesztywniałem, ta rozmowa zdecydowanie zmierzała w niewłaściwym kierunku.

– Nie bój się – chyba wyczuła moje zmieszanie. – Nie zamierzam cię uwodzić, ale pozwól mi jeszcze chwilę tak postać. Ostatnio nie narzekam na nadmiar miłych chwil.

Wyluzowałem trochę i mocniej przytuliłem ją do siebie.

– Dziękuję – powiedziała po dłuższej chwili, wyswobadzając się z uścisku. – Potrzebowałam jakiejś czystej koszuli, by się w nią wysmarkać. Przepraszam, że padło na twoją.

Faktycznie, całą koszulę miałem mokrą, ale ucieszyłem się, że Darii wraca humor.

Naprawdę musisz już jechać? – spytałem. – Zaprosiłbym cię na kawę, ale nie wiem nawet, czy jest możliwość zagotowania wody w tym domu.

– Chodź – skinęła dłonią i ruszyła w stronę kuchni. – Zobaczmy, co da się zrobić.

Taką ją pamiętałem: pełną energii i pomysłów

W kuchennej szafce znaleźliśmy elektryczny czajnik i w miarę czyste kubki. Wodę i kawę przywieźliśmy ze sobą, więc wyglądało na to, że jednak się razem napijemy. Po podróży miałem na kawę wielką ochotę, dlatego dla siebie wybrałem olbrzymi kubek, a dla Darii jakiś szczerbaty i malutki. Usiedliśmy z tymi kubkami na zmurszałej ławeczce pod domem, na której kiedyś uwielbiał przesiadywać mój dziadek.

– Opowiadaj – zarządziłem. – Zawsze byliśmy jak jedna rodzina, więc nie ma się co obcyndalać.

Idealizujesz, Robert – przewróciła oczami. – Jak zwykle zresztą. Przyjeżdżałeś tylko na wakacje i widziałeś jedynie wycinek naszego życia. Cóż, ono nie zawsze przypominało letnią przygodę.

– Opowiesz mi o tym, czego nie widziałem? – spytałem, z przyjemnością upijając łyk gorącego napoju.

– A o czym chciałbyś usłyszeć? – odstawiła swój kubek na pieniek stojący obok. – O moim starym, który upijał się jak świnia i regularnie spuszczał mi łomot? Między innymi dlatego przebywałam więcej czasu, biegając z chłopakami po lesie, niż we własnym domu. A może chcesz, bym ci opowiedziała o ojcu Tadzika, moim obecnym teściu, który próbował mnie przelecieć, kiedy uciekając przed domową awanturą, nocowałam u nich w domu? O, wiem! Pewnie chcesz poznać historię rudego psa, który biegał za Sylwkiem…

– Pamiętam tego psa – wtrąciłem ponuro. – Jak on się wabił, Krokiet?

– Roki – sprostowała Daria. – Wiesz, jak skończył Roki? Twój dziadek powiesił go na gałęzi drzewa rosnącego przy miedzy. Podobno zagryzł mu kurę, ale zwyczajnie nie lubił psów, wszyscy wiedzieli.

– Nie wierzę! – przerwałem jej. – Jeżeli w ogóle to jego sprawka, musiał mieć jakiś poważniejszy powód.

Zagryzioną kurę na przykład? – Daria uśmiechnęła się gorzko.

– Jezu, dziewczyno! Chcesz mi wmówić, że mój ukochany dziadziuś był jakimś psychopatą?

– No. Ale poza tym był raczej w porządku – Daria wzruszyła ramionami. – Chociaż Sylwek pewnie by się ze mną nie zgodził.

– To dlatego przestał się z nami zadawać? – domyśliłem się.

– Między innymi – przyznała Daria.

Mówiąc szczerze, miałem dość tych opowieści

Burzyły świat mojego dzieciństwa. Rozwalały w drobny mak to, co hołubiłem w sercu jako przykład sielskiego, bezpiecznego życia na ojczystej prowincji. Czy to możliwe, bym nie dostrzegał wcześniej tego wszystkiego? Byłem dzieciakiem, jasne i nie miałem pojęcia o ciemnych stronach ludzkiej natury. Ale gdybym był bardziej dociekliwy, zdziwiłoby mnie, że Sylwek przestał zachodzić na nasze podwórko, a Daria nigdy nie śpieszyła się do swojego domu.

Tadzik znalazł sobie młodszą – odezwała się znienacka. – Dureń.

– Niech to szlag! – zakląłem. – Faktycznie, dureń. Co teraz?

– Szukam jakiegoś lokum – wzruszyła ramionami. – Zaczynam wszystko od nowa.

– Chcesz kupić tę chałupę? – wypaliłem.

Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a potem z namysłem pokręciła głową.

– Chyba nie chcę zostawać w tej wsi – stwierdziła. – Za dużo złych wspomnień. Ale dzięki za propozycję.

Miałem chyba ten sam problem. Wszystkie dobre wspomnienia szlag trafił i sentyment do tego miejsca minął jak ręką odjął. Myślałem już tylko, jak pozbyć się gospodarstwa i wracać do domu. Chyba pierwszy raz pomyślałem o Anglii jak o swoim miejscu na Ziemi. Zakończyłem polski etap. Przy ogromnej pomocy Darii udało mi się pozałatwiać wszystkie urzędowe sprawy i zlecić sprzedaż domu pośrednikowi. Nie widziałem się z Tadzikiem i nie odczuwałem z tego powodu straty. Z Darią wymieniliśmy się telefonami i obiecaliśmy sobie stały kontakt, ale nie wydaje się, byśmy dotrzymali słowa. Ona też zamykała pewien etap w swoim życiu i odcinała przeszłość grubą kreską. Odwiozła mnie na lotnisko i pożegnaliśmy się zwykłym uściskiem ręki. Potem wybrałem numer do Susan.

– Wracam do domu, kochanie – powiedziałem – Stęskniłem się za wami. 

Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”

Redakcja poleca

REKLAMA