Nie mam pojęcia co robić. Mąż wymyślił sobie, że jego rodzice wprowadza się do naszego domu. Nie mogę się na to zgodzić, przecież zwariuję z teściową pod jednym dachem. Tylko jak mu o tym powiedzieć? Nie chcę go skrzywdzić, ale nie mam zamiaru się męczyć. Zwłaszcza że nie jestem ukochaną synową moich teściów. Dają mi to odczuć od samego początku.
Teściowie to wiekowe osoby. Ich stan nie jest najlepszy, a w ostatnim czasie znacznie się pogorszył. Nie mają nikogo poza moim mężem Adamem, dlatego nie dziwie się, że tak bardzo na niego liczą. Co prawda, nie mogą narzekać na samotność, bo pielęgniarka odwiedza ich niemal codziennie, jednak to coś innego niż opieka syna. To właśnie przez to wpadł na ten pseudo genialny pomysł.
– Nie mam wyboru Milena, oni muszą zamieszkać z nami – wystrzelił jak z armaty.
Nie powiem, z przerażenia zrobiło mi się zimno. Mąż od razu zobaczył moją minę. Wiedział, że jestem niechętna. Dziwne, żebym była, skoro proponuje mi zamieszkanie z kimś, kto mnie nienawidzi.
Teściowie odkąd tylko pojawiłam się w ich domu tępili mnie jak wesz. Nie zasługiwałam na ich synka, bo przecież nie skończyłam prawa, nie jestem lekarką, ani żadną inną zamożną panią. Nie satysfakcjonuje ich fryzjerka po zawodówce.
Tolerowałam to, bo przecież wychodziłam za Adama, a nie za jego rodziców. Jednak, gdy ta nienawiść przeniosła się nawet na ich wnuka, postanowiłam, że już tego tak nie zostawię. Zamiast radości, gdy ogłosiliśmy, że jesteśmy w ciąży, usłyszałam obelgi. Ich zdaniem to podpucha. Chciałam tylko wkręcić się w ich rodzinę, a dziecko to najłatwiejszy sposób. Nie rozumiałam tego toku myślenia, zwłaszcza że przecież z Adamem byliśmy już małżeństwem.
Tak właśnie żyjemy już od 20 lat. Kopią pode mną dołki na każdym kroku. Robią co w ich mocy, żeby zniszczyć i utrudnić mi życie. Mogę z całą odpowiedzialnością za moje słowa powiedzieć, że ja ich po prostu nie trawię.
Musimy im pomóc
– Co my z nimi zrobimy? – zapytałam męża.
– Jak to co? Musimy ich zabrać do siebie. Jestem im to winien. Jakoś to ogarniemy – powiedział spokojnie.
Nie byłam zadowolona, ale co miałam zrobić? Powiedzieć, że nie przyjmę schorowanych teściów pod swój dach? Postawić ultimatum: albo ja, albo oni? Nie jestem aż tak bezczelna.
W głowie dźwięczały mi słowa męża:
„Jakoś to ogarniemy”.
Tak, już to widziałam
Nie mam daru przewidywania przyszłości, żeby wiedzieć, jak to wszystko się skończy. Niby w jaki sposób mąż, który pracuje od rana do nocy ma się nimi zająć? Wiadomo, że jego praca jest bardziej wartościowa, mamy z niej większy zysk. Moja wypłata choć pomocna, nie jest tak wysoka. Wiadomo, że cały ciężar męczenia się ze staruchami spadnie na mnie.
– Posłuchaj, nie mam pojęcia, jak ty to sobie wszystko sprytnie zaplanowałeś, ale przypominam ci, że masz też rodzinę tutaj, we własnym domu. Mamy dzieci. One tez potrzebują opieki, pieniędzy i czasu. Oboje pracujemy, już i tak ledwo się ze wszystkim spinamy.
– Nie dramatyzuj. Jakoś się ułoży – mówił.
– Jakoś? Nie akceptuję takiej odpowiedzi. Jestem realistką. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to wszystko spadnie na moje barki. Więc nie my, a JA będę się musiała rozdwoić.
– Przyznaj się, że nie o to ci chodzi...
– Proszę?
– Ty ich po prostu nienawidzisz... – powiedział ze złowrogą miną.
– A to chyba żadna nowość, co? Poza tym to miłosierne uczucie działa w dwie strony, mój kochany.
Nie odpuszczę
Nie skomentował. Po prostu westchnął, odwrócił się na pięcie i wyszedł. Prawda jest taka, że Adam to maminsynek i ukochany dzidziuś tatusia. Uważa ich zdanie za świętość. Nigdy się im nie postawił, choć zdawał sobie sprawę z tego, że źle mnie traktują. Ta toksyczna rodzina spięła się pępowiną, której Adam nie potrafi odciąć. A ja? Czuję się z tym tragicznie, bo nie potrafię wykrzesać z siebie ani grama współczucia. Po prostu ich u siebie nie chcę!
Może uznacie, że jestem bezdusznym potworem, ale to trudno. Nie interesowało mnie, że ci dwoje są starci i chorzy. Wiem, że zrobią z mojego życia piekło. Wyciągną ze mnie ostatni życia i radości.
Teściowie jednak nie dawali za wygraną. Gdy tylko odkryli plan Adama, nie ukrywali entuzjazmu. Nie wiem, czy to dlatego, że faktycznie już sami nie dawali rady, czy cieszył ich fakt, że będą mieli darmową niańkę – mnie. Czułam, że Adam jest między młotem a kowadłem, ale nie miałam zamiaru być pełnoetatową kucharką i służącą. A już tym bardziej nie dla teścia i teściowej. Może, gdyby nasze relacje były inne, to mogłabym się zastanowić. Nawarzyli sobie piwa, to teraz muszą je wypić. Nie odpuszczę.
Ty do reszty zgłupiałaś?
Jedyne rozwiązanie, które przyszło mi do głowy, to oddać ich do domu opieki. Wiem, okropna ze mnie baba. Rodzicom należy się szacunek i takie tam. Nie rozumiem takiego podejścia. Przecież w domu opieki nic złego się nie dzieje. Choć brzmi to bezdusznie, to muszę myśleć o mojej rodzinie. Tej, którą mam w domu. Postanowiłam sprytnie podrzucić ten pomysł mężowi. Zebrałam ulotki z pobliskich domów opieki i rozłożyłam na stole.
– Co to jest? – powiedział niewzruszony.
– A wiesz, byłam w sklepie i leżały, pomyślałam, że w naszej sytuacji trzeba rozpatrywać wszelkie możliwości – starałam się mówić, jak najbardziej polubownie.
– Ty do reszty zgłupiałaś? Mam oddać rodziców do przytułku? Jakiego ty ze mnie chcesz zrobić człowieka? Tfu... potwora!
– Po pierwsze, to nie jest przytułek. Po drugie, to jest miejsce, które zagwarantuje im wygodę i opiekę 24/7. Stały dostęp do lekarzy i wykwalifikowanego personelu. Będą mieli ciepłe posiłki, mnóstwo ludzi w swoim wieku i inne atrakcje. Wiele się słyszy o takich domach. Poza tym, na biednych nie trafiło, mogą sobie pozwolić nawet na ten luksusowy, który jest kilka dzielnic stąd...
Z każdym słowem twarz męża robiła się bardziej czerwona. Wiedziałam, że od wybuchu złości dzielą nas sekundy, ale nie dawałam za wygraną.
– W prywatnych placówkach będą mieli lepiej niż w domu. To świetne miejsca z dobrą opieką.
–Jesteś niemożliwa – odpowiedział zrezygnowany.
Wiedziałam, że jest światełko w tunelu. Jedna z moich przyjaciółek pracuje w takim ośrodku z wyższej półki. Odezwałam się do niej, bo czułam, że być może ja nie brzmię dla Adama wiarygodnie, ale osoba ze środowiska prawdopodobnie przemówi mu do rozsądku. Jestem dobrych myśli.
Milena, 45 lat
Czytaj także:
„Spędziłam jedną upojną noc z obcym facetem i to był błąd. Moje małżeństwo zawisło na włosku”
„Gdy mąż był w delegacji, lądowałam w łóżku z jego szefem. To był układ opłacalny dla wszystkich”
„Mąż dawał mi 300 zł kieszonkowego, a reszty kasy pilnował jak cerber. Siedziałam cicho, bo byłam od niego zależna”