Kiedy wychodziłam za Krzyśka, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. W tamtym momencie byłam przekonana, że czeka mnie spokojne i szczęśliwe życie u boku ukochanego. I nawet jeżeli nie do końca przepadałam za teściami, to myślałam, że jakoś sobie z tym poradzę. Niestety szybko przekonałam się, że rodzice mojego męża mają zamiar układać nam życie. A ich syn okazał się zwykłym maminsynkiem.
Nie pasowaliśmy do siebie
Krzyśka poznałam w swojej pierwszej pracy. Dorabiałam w firmie architektonicznej jako sekretarka, a on był wschodzącą gwiazdą zespołu projektowego. I chociaż już od swojego pierwszego dnia zwróciłam na niego uwagę, to nawet nie przyszło mi na myśl, że ktoś taki jak on zwróci na mnie uwagę. Przecież byłam zwykłą sekretarką, a on wielkim architektem.
– Dasz się zaprosić na kawę? – usłyszałam jednak pewnego przedpołudnia.
A kiedy spojrzałam w stronę, z której padło pytanie, to zobaczyłam przed sobą Krzyśka. Prezentował się wspaniale – przystojny, męski i zadbany. A do tego ten uśmiech, który rozświetlał jego całą twarz.
– Niestety, nie mogę – wydukałam.
A zaraz potem dodałam, że mam dużo pracy. Oczywiście nie była to prawda, ale ja nie znalazłam w sobie tyle odwagi, aby iść na kawę z biurowym przystojniakiem.
Był uparty
– To może jutro? – Krzysiek jednak nie rezygnował.
A ja skwapliwie przytaknęłam. "Jutro i tak o mnie zapomni" –pomyślałam. A potem wróciłam do swojej nudnej roboty, której wcale nie miałam tak dużo.
Krzysiek jednak o mnie nie zapomniał. Następnego dnia powtórzył swoją prośbę, a ja tym razem mu nie odmówiłam. A ta kawa była początkiem czegoś wyjątkowego. Krzysiek okazał się przemiłym człowiekiem. A na dodatek bardzo skromnym i nieśmiałym.
– I nie bałeś się mnie zagadnąć? – żartowałem potem z niego.
– Zakochałem się od pierwszego wejrzenia – mówił.
A ja mu wierzyłam. I bardzo szybko przyjęłam jego oświadczyny.
Byłam szczęśliwa
Stojąc w kościele nie mogłam pozbyć się myśli, że jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. "Czym sobie na to zasłużyłam?" – pytałam sama siebie. I dopiero z czasem zaakceptowałam to, że ja też jestem przecież fajną babką. Utwierdzał mnie w tym mój mąż, który na każdym kroku powtarzał, że jestem jego największym szczęściem.
– Spotkanie ciebie było jak wygrana na loterii –mówił.
A ja to bardzo lubiłam. Potrzebowałam tego zwłaszcza po wizytach u teściów. I chociaż nie mogę powiedzieć, że mnie nie lubili, to jednak zawsze czułam, że w ich oczach jestem osobą, która nie zasługuje na ich synka.
Teściowa była wredna
A najgorsza była teściowa, która za każdym razem wypominała mi brak potomstwa. A tymczasem to my wspólnie z Krzyśkiem zadecydowaliśmy, że jeszcze wstrzymamy się z powiększeniem rodziny. Jednak teściowa uważała zupełnie inaczej.
– Nie jesteś coraz młodsza – mówiła za każdym razem, gdy zaprzeczałam temu, że jestem w ciąży. – A poza tym chciałabym zostać wkrótce babcią. Czy to cię dziwi?
Nie, nie dziwiło mnie. Natomiast nie zamierzałam pozwolić, aby to ktoś inny decydował o tym, kiedy zostaniemy rodzicami.
Mąż chciał otworzyć własny biznes
Dwa lata po naszym ślubie Krzysiek wpadł na pomysł, aby otworzyć własną firmę.
– Ale po co ci to? – pytałam zaskoczona.
Mój mąż pracował w renomowanej firmie, w której zarabiał naprawdę przyzwoite pieniądze.
– Bo chcę być w końcu na swoim – słyszałam za każdym razem. A ja za każdym razem nie mogłam tego zrozumieć. Własna firma to przecież stres, odpowiedzialność, praca ponad siły i ciągła walka o utrzymanie firmy na powierzchni. I nie miało tu znaczenia, że mąż miał dobry zawód. Przecież na rynku nie potrzeba aż tak dużo architektów, a zdobycie własnych klientów wcale może nie być takie łatwe.
– Własna firma to tylko kłopoty – próbowałam go przekonać.
– Przesadzasz – słyszałam za każdym razem.
I chociaż bardzo tego nie chciałam, to wiedziałam, że nie uda mi się przekonać Krzyśka. Jak mój mąż coś sobie wymyślił, to nie spoczął dopóki nie doprowadził tego do końca. A dodatkowo miał solidne wsparcie.
– Zawsze ci mówiłam, że warto zastanowić się nad własnym biznesem – powiedziała teściowa, gdy Krzysiek przedstawił jej swoje plany.
Jednocześnie spojrzała na mnie zimnym wzrokiem. Tak jakby wiedziała, że ja jestem przeciw i chciała mi zrobić na złość.
– Ja będę cię wspierać – dodała.
I zapewniła, że tak samo zrobi jej mąż.
To było kosztowne
Jeszcze przez kilka tygodni miałam nadzieję, że Krzysiek jednak się opamięta i zrezygnuje z założenia własnej firmy. To były jednak płonne nadzieje. Niedługo po naszej ostatniej rozmowie na ten temat mój mąż złożył wypowiedzenie z pracy i założył swój własny biznes.
– Nawet nie wiedziałem, że to tak szybko pójdzie – ekscytował się, gdy udało mu się założyć działalność internetowo w zaledwie kilka minut. –Teraz możemy już ruszać z kopyta.
Niestety okazało się, że założenie firmy to jedynie początek. Trzeba było jeszcze znaleźć klientów. A to wcale nie było takie proste. Wprawdzie Krzysiek odzywał się do swoich dawnych partnerów biznesowych, ale żaden z nich nie chciał zrezygnować ze współpracy z dużą i uznaną firmą. A rachunki, składki i inne opłaty trzeba było uiścić.
Nie zgodziłam się
– Chyba będę musiał zlikwidować konto oszczędnościowe – powiedział któregoś wieczoru.
Właśnie wyliczał wszystkie koszty i okazało się, że nie ma środków na ich pokrycie. Do tej pory wykonał jedynie jeden projekt, który jeszcze nie został sfinalizowany.
– Nie ma mowy – zaprotestowałam.
To konto oszczędnościowe to było nasze jedyne zabezpieczenie na czarną godzinę lub nieprzewidziane okoliczności.
– Nie zgadzam się – powiedziałam stanowczym głosem.
– Ale kochanie... – w głosie Krzyśka usłyszałam błagalny ton.
– Nie i koniec – ucięłam dyskusję.
A mój mąż zrobił obrażoną minę i powiedział, że sam to załatwi. I owszem, załatwił. Tylko szkoda, że moim kosztem.
Wcale nie było różowo
Kilka dni później Krzysiek wrócił do domu cały rozanielony.
– Zdobyłem kolejnego klienta – wykrzyknął. A ja – pomimo wcześniejszych obiekcji – ucieszyłam się razem z nim. "Może ta firma to wcale nie taki zły pomysł" – pomyślałam. I w końcu zaczęłam wierzyć, że wszystko się jakoś ułoży.
Szybko jednak okazało się, że podpisanie jednej umowy nie rozwiązało problemów finansowych. Zapłata za projekt miała być dopiero po jego ukończeniu, a bieżące płatności trzeba było uregulować już teraz.
– I co zrobisz? – zapytałam zaniepokojona.
Jednak mój mąż machnął tylko lekką i powiedział, że ma już plan B. "Ciekawe jaki" – pomyślałam sarkastycznie. I bardzo szybko się tego dowiedziałam.
Teściowie pomogli, ale mieli swój warunek
Krzysiek w końcu zdobył pieniądze. Okazało się, że potrzebną sumę pożyczyli mu rodzice.
– I zrobili to bezinteresownie? – zapytałam z niedowierzaniem.
Jakoś nie chciałam uwierzyć w to, ze teściowie byli tacy chętni do pomocy. Jednak nawet w najśmielszych snach nie przewidziałam tego, czego zażyczyli w zamian.
Pamiętam ten dzień doskonale. Właśnie czytałam książkę i coraz bardziej zagłębiałam się w historię. I wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Na progu stała teściowa.
– Dzień dobry – powiedziała i mocno mnie objęła. "Skąd u niej ten przypływ czułości?" – pomyślałam. A potem spojrzałam na męża, który stał z dziwnie zaniepokojoną miną.
Teściowa tymczasem usiadła na kanapie i spojrzała na mnie swoim bazyliszkowatym wzrokiem.
– To kiedy doczekam się spełnienia obietnicy? – zapytała.
Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. Spojrzałam na Krzyśka.
– Mamo, nie teraz.. – usłyszałam jego głos.
Czułam się coraz bardziej niekomfortowo. Nie wiem dlaczego, ale byłam przekonana, że ta dwójka ma jakieś tajemnice. I owszem – miała.
Byłam w szoku
– Synku, nie powiedziałeś jej? – usłyszałam głos teściowej.
I w tym samym momencie postanowiłam zareagować.
– O czym miałeś mi powiedzieć? – zapytałam męża, który sprawiał wrażenie coraz bardziej zdenerwowanego.
– Mamo.. – jęknął.
Jednak nie udało mu się powiedzieć nic więcej.
– Pomogliśmy wam finansowo pod jednym warunkiem – zaczęła teściowa.
A ja nie chciałam dalej słuchać, bo wiedziałam, że to mi się nie spodoba.
– Mieliście postarać się o dziecko.
Zamarłam. Nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam.
– Słucham? – wydukałam.
– To co słyszałaś –powtórzyła matka Krzyśka. – Krzysiek obiecał, że postaracie się o dziecko. A wtedy my nie będziemy domagać się zwrotu gotówki – dodała. I jednocześnie spojrzała na nas z chytrym uśmiechem.
Mąż mnie przehandlował
Spojrzałam na swojego męża jak na obcego faceta. Wiedziałam, że marzy o własnej firmie i że zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel. Ale coś takiego?
– Magda.. to nie tak – usłyszałam głos męża.
Nie chciałam go słuchać.
– Sprzedałeś mnie – powiedziałam tylko.
A potem wyszłam z salonu i zamknęłam się w sypialni. Jeszcze przez kilkanaście minut słyszałam podniesione głosy, ale zupełnie mnie to nie interesowało. Ja chciałam jedynie opuścić to mieszkanie.
– Co ty robisz? – zapytał mnie Krzysiek godzinę później.
Właśnie spakowałam walizkę i zmierzałam z nią do drzwi.
– Wyprowadzam się – powiedziałam. – I zostaw mnie w spokoju –dodałam.
Krzysiek chciał do mnie podejść, ale moje słowa go zatrzymały.
– Wybacz mi – wyszeptał.
A ja nic nie powiedziałam. Odwróciłam się na pięcie i opuściłam nasze mieszkanie.
Teraz mieszkam u mamy i próbuję zrozumieć to, co się stało. Krzysiek wydzwania do mnie codziennie i próbuje namówić mnie do powrotu. Ale ja nie wiem czy tego chcę. Kocham swojego męża, ale nie potrafię mu zaufać. I nawet nie chcę zgadywać, co jeszcze naobiecywał swojej mamusi.
Magdalena, 29 lat
Czytaj także: „Wzięłam kredyt, by w końcu zostać mamą. Zostałam z brzuchem i długiem, bo mąż się nagle rozmyślił”
„Gdy wygrałam auto, mąż zaczął się przymilać. Myślał, że mu je od razu oddam, bo jest facetem”
„Mąż jeździł w delegacje, a ja miałam kochanka na telefon. Było idealnie, aż jeden z nich zrobił mi dziecko”