Kompletnie nie czułam się na siłach, żeby gdziekolwiek iść. Jedyne o czym myślałam, to zwinąć się w kłębek pod kołdrą i nie wychodzić stamtąd przez następny rok albo i dłużej.
Nieustanne pytania nie dawały mi spokoju
– Za moment znowu zaczną swoje gadanie... – westchnęłam, patrząc na Antka, który z zapałem czyścił moje buty.
– Nikomu nie musimy się z niczego tłumaczyć – odpowiedział cicho, nie odrywając wzroku od swojego zajęcia.
Męczyły nas już do granic możliwości te nieustanne sugestie i dociekania od rodziny i znajomych. Ludzie, nawet gdy wprost nie pytali czy spodziewamy się dziecka, robili dziwne aluzje, puszczali znaczące oczka albo krążyli dookoła tematu jak sępy wypatrujące ofiary. Psychicznie czułam się właśnie jak taka ofiara –kompletnie wykończona, bez krzty energii, żeby gdzieś wyjść i kolejny raz prowadzić te same rozmowy.
– Spotkanie robimy u babci. Jest super i nie może się nas doczekać – powiedział, otrzepując moje palto z sierści kota. – Zawsze gdy nie mogłem już wytrzymać kłótni rodziców, dzwoniłem po babcię i przyjeżdżała po mnie. W jej mieszkaniu panowała taka cisza i spokój, że od razu czułem się bezpieczny.
Wciąż pamiętam, jak wyglądała tamtego dnia na weselu – niewielka staruszka ubrana w sukienkę z kropkami. Mimo że była małomówna, nic nie umknęło jej uwadze. Kiedy wszyscy wokół się bawili – jedni na parkiecie, inni wznosili kolejne toasty albo spacerowali po pomieszczeniu – ona siedziała sama ze swoją herbatą. Z lekkim uśmiechem na twarzy obserwowała bawiących się ludzi. Tego dnia też w końcu zmusiłam się do wstania, założyłam świeżo wyczyszczone okrycie i błyszczące kozaki, po czym pojechaliśmy do babci Antka uczcić trzydzieści lat małżeństwa jego rodziców.
Miałam ochotę stamtąd uciec
Sprawy przyjęły dokładnie taki obrót, jakiego się spodziewałam. Matka Antka zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się znacząco w okolicy mojego brzucha. Jego ojciec klepnął go w ramię i wypalił bez ceregieli: „Co tam? Udało się trafić do bramki?”. Z kolei ciotka, wyraźnie przejęta całą sytuacją, wciskała mi do ręki broszurę ośrodka specjalizującego się w pomocy bezpłodnym parom.
– U nich leczyła się moja Kasia – powiedziała cicho, łapiąc mnie za rękę. – Będzie tu później razem z bliźniakami. Spokojnie możesz ją wypytać o wszystko, na pewno chętnie ci opowie – dodała.
Jasne, przecież to moje ulubione zajęcie – rozmawiać o moich problemach z kimś, kogo prawie nie znam. No i oczywiście wysłuchiwanie historii o tym, jak udało jej się urodzić bliźniaki, to dopiero przyjemność... Pociągnęłam męża za rękaw garnituru i skinęłam głową w stronę drzwi. W zamian dostałam tylko błagalne spojrzenie mówiące „wytrzymaj jeszcze momencik”, po czym objął mnie ramieniem i pociągnął w kierunku stołu zastawionego przekąskami.
Teść wstał z kieliszkiem w dłoni, by uczcić swoją piękną żonę i ich wspólne trzy dekady małżeństwa oraz prawie 30 lat rodzicielstwa. Nie przepuścił też okazji, żeby publicznie zasugerować, jak bardzo marzy o zostaniu dziadkiem. Wszyscy zaczęli bić brawo i spoglądać w moją stronę z wymownymi uśmiechami, a ja tak mocno ścisnęłam nogę Antka pod blatem, że aż się skrzywił z bólu.
Chciało mi się płakać
– Muszę się stąd zmywać – szepnęłam po przekąskach. – Nie dam rady dłużej wytrzymać. Ty zostań i coś im wytłumacz.
Gdy kierowałam się do wyjścia, droga prowadziła przez kuchnię, gdzie spotkałam babcię Antka – Anastazję.
– Też najchętniej dałabym stąd nogę – szepnęła konspiracyjnym tonem, jakby wiedziała o moich planach. Kompletnie nie wiem, jakim cudem zorientowała się, że nie idę tylko do łazienki. – Słuchaj, a może udam atak serca, a ty powiesz wszystkim, że zabrałaś mnie do szpitala, co o tym myślisz?
Roześmiałam się głośno, gdy to usłyszałam.
– Gdyby wezwali karetkę, cały nasz plan by się posypał – pokręciłam przecząco głową.
– No to może przynajmniej wejdziemy na górę? Z tego co wiem, przepadasz za kotami, prawda?
Nie bez powodu o to zapytałam, bo na piętrze spały cztery koty, każdy czarniejszy od nocy. Kiedy zainteresowała mnie ta kocia jednobarwność, starsza pani wyjaśniła, że wybiera właśnie takie zwierzaki, bo ludzie zwykle ich nie adoptują. Choć jej odpowiedź brzmiała całkiem sensownie, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jest w tej kobiecie coś niezwykłego. W końcu nie każdy dziewięćdziesięciodwulatek potrafi wbiec na piętro bez zadyszki. A jej oczy? Patrzyły tak bystro, jak spojrzenie małego dziecka, które próbuje rozgryźć tajemnicę iluzjonisty.
Jej obecność była kojąca
W powietrzu wyczuwałem woń przywodzącą na myśl rodzinne wspomnienia i beztroski okres, kiedy byłem dzieckiem.
– To jest Arystoteles – powiedziała, kiedy lśniący kot o czarnej sierści przytulił się do moich nóg. – Tamto miejsce koło Safony jest wolne. Hej, Pitagorasie, złaź stamtąd! Ten fotel należy do mnie.
Czwarta kotka w tym gronie, można by rzec – prawdziwa dama, została nazwana Teano. Zabawne, jak wszystkie czarne kociaki dostały imiona po greckich filozofach. Trudno było nie polubić tej ciekawej postaci. A jeszcze te wszystkie książki poustawiane na półkach, dziwaczne figury, kamienie i starodawne drobiazgi.
– W moim życiu było sporo magicznych momentów – powiedziała, widząc jak rozglądam się po pokoju. – Wszystkie te skarby i tajemnicze księgi przywiozłam z najodleglejszych miejsc na ziemi. Dużo podróżowałam po świecie. Ale starczy już tej gadaniny o mnie. Powiedz lepiej, dlaczego uciekłaś z przyjęcia w moim domu? Może ktoś sprawił ci przykrość?
Od trzech lat staramy się z Antkiem o dziecko – zaczęliśmy jeszcze zanim wzięliśmy ślub. Opowiedziałam o wszystkich badaniach, przez które musieliśmy przejść. Okazało się, że z moim mężem jest wszystko w porządku, natomiast problem tkwi we mnie. Lekarz stwierdził, że moje jajniki są „leniwe”. Później wytłumaczono mi, że słabo reagują na stymulację. Próbowaliśmy też terapii hormonalnej, ale bez powodzenia. Co prawda hormony jakoś zadziałały – przytyłam i zrobiłam się strasznie wrażliwa emocjonalnie, ale ciąży jak nie było, tak nie ma.
Anastazja słuchała mnie w milczeniu, co jakiś czas rzucając zamyślone spojrzenia. Kiedy łzy popłynęły mi po policzkach, dostałam od niej chusteczkę. Później poprosiła, bym zaczekała chwilkę. Zostając sama w pomieszczeniu, otoczona książkami wielkich myślicieli i uczonych, zastanawiałam się nad powodem jej wyjścia. Wróciła po chwili, niosąc parujące naczynie. Z naczynia wydobywał się charakterystyczny aromat – połączenie zapachu traw z łąki, runa leśnego oraz jakiegoś dodatkowego składnika, prawdopodobnie kory drzewnej.
– Koniecznie musisz to wypić – powiedziała zdecydowanym tonem. – Masz, trzymaj – położyła mi na kolanach małą sakiewkę z pachnącymi ziołami. – Po każdym zbliżeniu z twoim partnerem pij to ziołowe lekarstwo. Niech on ci je przygotowuje. Ty masz się tylko relaksować i stosować się do tych wskazówek – podczas tych słów wykonywała koliste ruchy, masując skronie.
Mówiła też o tym, jak ważne jest masowanie określonych obszarów na twarzy, choć najważniejsze i tak pozostają zioła. Poczułam przypływ nadziei. Wiem dobrze, że współczesna medycyna nie zawsze jest w stanie wyleczyć wszystkie dolegliwości i czasami warto sięgnąć po naturalne metody.
Rady babci zadziałały
W kolejnych tygodniach razem z Antkiem trzymaliśmy się wskazówek od jego babci. Po każdym stosunku mój mężczyzna z wielkim zaangażowaniem szykował mi herbatki ziołowe, bo jak to powtarzał – jego babka miała w sobie coś z szamanki. Opowiadał mi różne historie ze swojego dzieciństwa.
Wspominał, że rośliny zbierane przez jego babunię działały jak magia. Pomagały uspokoić jego mamę, kiedy wpadała w dziwne stany, a tacie przynosiły ulgę przy dolegliwościach wątroby po alkoholu. Twierdził, że sam też pił te specyfiki dla zdrowotności i według jego słów, był dzięki temu najsilniejszym dzieckiem w sąsiedztwie.
Na dobrą sprawę, byłam przekonana, że naturalne preparaty z ziół i specjalna technika masowania twarzy, przypominająca mi się z chińskiej medycyny i punktów uciskowych, przyniosą oczekiwany efekt. Dlatego wcale się nie zdziwiłam, kiedy zobaczyłam pozytywny wynik testu. „Nareszcie się powiodło!" – powiedziałam do siebie i zaczęłam planować, jak zaskoczyć męża tą wiadomością.
Po wypiciu drugiego naparu z ziołowej mikstury babci Anastazji, przyszedł mi do głowy pomysł upieczenia ciasteczek w kształcie maleńkich dziecięcych bucików. W czasie przygotowywania wypieków czułam, że ta metoda po prostu musi działać. Kiedy pierwsze emocje opadły, powiedziałam do mojego partnera, że powinniśmy rozpowszechnić informacje o tych cudownych ziołach i technice masażu skroni. Przecież jeśli mnie udało się zajść w ciążę po trzech latach starań, inne kobiety też mogą odnieść sukces!
Zdradziła mi ten sekret
Przepełniona radością i mnóstwem koncepcji, natychmiast ruszyłam odwiedzić babcię Anastazję.
– Drogie dziecko... – powiedziała z ciepłym uśmiechem na twarzy. – Chcesz wiedzieć, co było w tym napoju? To była zwykła mieszanka herbat – czarnej i zielonej, plus dorzuciłam do tego melisę, trochę pokrzywy i różne inne zioła, które akurat znalazłam w kuchennej szafce. Wiesz, jak to jest z nami, starszymi osobami – uwielbiamy zioła i zawsze mamy ich spory zapas. To nie był żaden magiczny przepis. Chodziło mi tylko o to, żebyś mogła się uwolnić od tego strasznego stresu związanego ze staraniem się o dziecko. Chciałam pomóc ci się odprężyć, stąd pomysł z tym masowaniem twarzy. A co do Antka – no cóż, uznałam, że warto go powoli przyzwyczajać do tego, że niedługo będzie musiał wstawać z łóżka, iść do kuchni, podgrzewać posiłki i podawać je komuś. To wszystko, kochanie – żadnej magii.
Przez moment nie mogłam uwierzyć, że babcia Anastazja tak sprytnie mnie wykiwała z tą herbatką. Kiedy w końcu do mnie dotarło, roześmiałam się na całe gardło. Ta starsza pani okazała się prawdziwym ekspertem od ludzkich serc – świetnie wyczuła, czego mi brakowało i dyskretnie pomogła mi to odnaleźć: spokój ducha, ciepło ze strony męża i szczyptę nadziei, że czasem dzieją się rzeczy magiczne.
Właśnie tak spełniła swoje marzenie o dzieciach. Niedługo zostanie prababcią. Z pewnością to ona założy maleństwu czerwoną wstążeczkę na rączkę, żeby odpędzić pecha. Na pewno puści też oko do zestresowanej młodej mamy i powie jej, że teraz już nic złego się nie stanie. I rzeczywiście tak będzie – z taką prababką małemu nie może się nie powieść!
Edyta, 32 lata
Czytaj także:
„Mój facet bał się ślubu jak ognia. Musiałam sama paść na kolana, by nie być panną z dzieckiem”
„Były mąż nagle chce zabrać syna na ferie zimowe w góry. Boję się, że jedyną atrakcją będzie jego nowa żona”
„Starsza siostra traktowała mnie jak śmiecia. Zemściłam się tak, że będzie ją bolało do końca życia”