„Teściowie chcieli bogatą synową z ziemią, a nie biedaczkę w starym Polonezie. Nasze małżeństwo uznali za mezalians”

załamana żona fot. iStock, Ekaterina Goncharova
„Jego rodzice traktowali mnie jak powietrze, a żadne przeprosiny czy pokuta za zachowanie przy poprzedniej kolacji nie przeszły im pewnie nawet przez myśl. Nie raz słyszałam, że to Klaudia powinna zająć moje miejsce”.
/ 24.09.2023 15:30
załamana żona fot. iStock, Ekaterina Goncharova

Zakochałam się w Łukaszu, moim mężu, praktycznie od pierwszego wejrzenia. Spotkaliśmy się na urodzinach u wspólnej koleżanki i nie byliśmy w stanie rozstać się do końca imprezy.

Szybko zaczęliśmy związek

Po imprezie regularnie do siebie pisaliśmy i dzwoniliśmy. Po pierwszej prawdziwej randce wiedzieliśmy, że będziemy ze sobą do końca życia. Jasne, pewnie wiele młodych ludzi ma takie optymistyczne wyobrażenia, gdy się zadurzą, ale my naprawdę byliśmy tego pewni. Wiedzieliśmy, że nie istnieje przeszkoda, która stanie nam na drodze do szczęścia. Nie potrafiliśmy sobie nawet wyobrazić, żeby cokolwiek mogło nam uniemożliwić bycie razem. Po dwóch miesiącach mieszkaliśmy już razem, a po czterech – byliśmy zaręczeni.

To wtedy Łukasz postanowił przedstawić mnie rodzicom. Uprzedził mnie, co prawda, że marzy im się tzw. „mariaż z korzyściami”. Chcieli, żeby zaręczył się z córką właściciela cukrowni położonej miasto obok. Łukasz lubił Klaudię, ale nigdy nie był nią zainteresowany w romantycznych kategoriach. Byłam gotowa na to, że mogę być lekkim zaskoczeniem dla potencjalnych teściów. Ale tego, co spotkało mnie tego dnia w ich domu, nigdy nie zapomnę. Nie mogłam uwierzyć, że dorośli ludzie są w stanie się tak zachować.

– Dzień dobry, bardzo miło mi państwa poznać – oznajmiłam uprzejmie, gdy po raz pierwszy pojawiłam się w domu Łukasza.

Jego rodzice kompletnie mnie zignorowali. Matka obdarzyła mnie tylko lodowatym spojrzeniem, po czym zwróciła się jedynie do syna:

– Dobrze, że jesteś, gołąbki zrobiłam.

– Ekhm... Mamo, tato, to jest Jagoda – powiedział Łukasz.

Zmierzyli nas badawczym spojrzeniem. Dopiero po chwili teść przerwał ciszę:

– Dzień dobry – mruknął pod nosem. – Ty od sadowników?

– Tak, mój tata ma sad przy wjeździe do miasta. Jabłka, śliwki... – odpowiedziałam grzecznie, starając się nie okazywać zdenerwowania.

– Chodź, Łukaszku, jedzenie już ciepłe – przerwała mi matka ukochanego, nawet nie patrząc w moją stronę.

Byłam w szoku

Przecież nie zrobiłam im niczego złego. Byłam dobrą dziewczyną dla Łukasza, kochaliśmy się. O co tu chodziło?

– Mamo, Jagoda lubi dziergać, jak ty. Może pokażesz jej jakieś swoje wzory? – zagaił Łukasz, gdy zasiedliśmy już do stołu.

– Nie sądzę – mruknęła nieprzyjemnie, zatapiając łyżkę w misce z ziemniakami.

Spojrzałam na ukochanego pytającym wzrokiem. W odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami. Wyglądał na tak samo zaskoczonego tą sytuacją, co ja.

– Dobrze się dziś czujecie? Wydajecie się być nieswoi... Coś się stało? Może coś was zdenerwowało? – zapytał troskliwie.

– Och, daj spokój – warknęła teściowa. – Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi. Po co przyprowadzasz tu jakieś bidule, skoro i tak wszyscy wiemy, że ożenisz się z Klaudią? – zapytała.

„Co takiego?!”, pomyślałam. „Co za wredna, chamska i perfidna małpa! Mówić takie rzeczy w mojej obecności? Zupełnie bez zająknięcia?”.

– Mamo, co to w ogóle ma znaczyć?! Między mną a Klaudią nigdy niczego nie było! – uniósł się Łukasz. – Przyprowadziłem Jagodę, bo chciałem, żebyście ją poznali, zanim się pobierzemy, ale nie pozwolę jej tak traktować. Jeśli tylko o to wam chodzi, myślę, że czas, żebyśmy wyszli...

– Jakie pobierzemy?! Czyś ty oszalał? Żenić się z... nią? – teść spojrzał na mnie z niesmakiem, jakby miał przed oczami coś wybitnie nieapetycznego.

Wtedy mój narzeczony zerwał się z krzesła, wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Z ulgą opuściliśmy ich dom, a ja cieszyłam się, że Łukasz tak stanowczo zareagował.

Teściowie ani myśleli nas przeprosić

– Bardzo cię przepraszam – powiedział cicho Łukasz po kwadransie jazdy samochodem w ciszy. – Nie miałem pojęcia, że zachowają się aż tak...

– W porządku, nie twoja wina – odpowiedziałam, patrząc w okno. – Chociaż to bardzo przykre. Nie wyobrażam sobie, żebyś mógł zostać tak potraktowany w moim domu.

Zacisnął wargi i nic nie odpowiedział. Resztę drogi ponownie wypełniła nam cisza. Trzy tygodnie później Łukasz zaproponował mi kolejną wizytę u swoich rodziców.

– To urodziny mojego ojca, muszę tam być. Proszę, daj im jeszcze jedną szansę, może przemyśleli i przeproszą... – prosił mnie.

Zgodziłam się, choć nie miałam najmniejszej ochoty spędzać kolejnych godzin w towarzystwie tych okropnych ludzi. Niestety, pobożne życzenia Łukasza się nie spełniły. Jego rodzice traktowali mnie jak powietrze, a żadne przeprosiny czy pokuta za zachowanie przy poprzedniej kolacji nie przeszły im pewnie nawet przez myśl. Tym razem, co prawda, nie usłyszałam, że to Klaudia powinna zająć moje miejsce, ale miałam okazję wysłuchać „niby przypadkowych” peanów na jej cześć.

Wybraliśmy samotny ślub

– Słyszałam od Basi ze sklepu, że Klaudusia skończyła studia z wyróżnieniem. Taka dziewczyna to ma cały pakiet: piękna, mądra, zdolna i do tego jeszcze z bogatego domu... – wyliczała teściowa.

– To świetnie, oby trafiła na kogoś, kto to doceni – uciął Łukasz.

Teściowa była wyraźnie zniesmaczona tą odpowiedzią, ale nie ustawała w wysiłkach „reklamowania” cudownych cech Klaudii. Dzielnie ignorowałam jej przytyki do końca kolacji, ale dom teściów ponownie opuściłam z wielką ulgą.

– Łukasz, ja nie dam tak rady... Nie zasłużyłam sobie na coś takiego – powiedziałam stanowczo, gdy wróciliśmy do mieszkania.

– Ciii... Wiem – powiedział cicho narzeczony, obejmując mnie. – Nie martw się. Jeśli nie zmienią do ciebie nastawienia, nie będę mieć z nimi kontaktu. Pobierzemy się we dwójkę, tylko ze świadkami. Nie chcę, żeby zepsuli nam ślub. Jeśli nie cieszą się moim szczęściem, nie powinni tam być.


Spojrzałam na niego zdziwiona.

– Jesteś pewien? To w końcu twoi rodzice... – bąknęłam, chociaż w środku skakałam ze szczęścia.

– Właśnie. Powinni być zadowoleni, że znalazłem cudowną kobietę, z którą chcę spędzić resztę życia.

Łukasz dotrzymał słowa

Już dwa miesiące później staliśmy na brzegu sopockiej plaży z urzędnikiem i parą najbliższych przyjaciół. Tylko oni i przypadkowi spacerowicze towarzyszyli nam w ceremonii.

Moi rodzice, na szczęście, zrozumieli, że pragniemy ślubu w intymnej atmosferze. Nawet jeśli było im nieco przykro, w żaden sposób nie okazali, że są na nas źli lub rozczarowani naszą decyzją. Łukasza przyjęli do naszej rodziny jak swojego, a w prezencie ślubnym podarowali nam obraz... sopockiej plaży. Byliśmy tym bardzo wzruszeni.

Rodzice Łukasza, oczywiście, byli zbulwersowani prywatnym ślubem, na który nie zostali zaproszeni. Zupełnie nie umieli pojąć związku między swoim zachowaniem a naszą decyzją. Naprawdę myśleli, że zaproszę na swój ślub ludzi, którzy tak mnie traktują i uważają za ostatnią wywłokę? Niedoczekanie.

Mąż udawał, że w żaden sposób nie rusza go nieobecność rodziców i to, że nawet nie złożyli nam życzeń ślubnych, ale wiedziałam, że w głębi duszy cierpi. Dopiero po miesiącu przełamał się i zadzwonił do matki, żeby powiedzieć jej, że ma dla niej nasze pamiątkowe zdjęcie ze ślubu. Wyciągnął rękę, choć wcale nie powinien, ale taki już jest Łukasz: spolegliwy, kochany i zupełnie niekonfliktowy.

– Mamo, wiem, że macie swoje przekonania, ale chciałem wam powiedzieć, że jestem z Jagodą bardzo szczęśliwy. Mam nadzieję, że to zaakceptujecie i przyjmiecie ją do naszej rodziny tak, jak powinniście. Przykro mi, że nie było was na naszym ślubie, ale mam nadzieję, że zrozumiesz, że zależało nam na bardzo prywatnej ceremonii... – zaczął uprzejmie swoją wyuczoną formułkę, gdy tylko matka odebrała telefon.

– Łukasz, nie jesteś już dzieckiem. Sam podejmujesz swoje decyzje i my musimy się z tym pogodzić... – usłyszałam w słuchawce głos teściowej.

Po twarzy męża pociekły łzy

„Coś takiego! Może to jakiś przełom? Może jednak coś przemyśleli?”, pomyślałam z nadzieją.

– ...dlatego ty musisz pogodzić się z tym, że nie zaakceptujemy jakiejś prymitywnej biedaczki, kiedy mogłeś mieć Klaudię. Nie chcemy jej, nie jest mile widziana w tym domu. Zasługujesz na kogoś lepszego i liczę, że zdasz sobie w końcu z tego sprawę. Nigdy nie jest za późno – dokończyła teściowa i zakończyła rozmowę.

Po twarzy męża pociekły łzy. Łzy złości? Frustracji? Smutku? Nie wiem. Objęłam go mocno, wyjęłam z jego ręki telefon i odłożyłam na stolik.

– Zrobiłeś, co mogłeś. A teraz zostawmy to za sobą i zacznijmy naszą wspólną przyszłość... Przed nami całe życie – szepnęłam mu do ucha.

Czytaj także:
„Przez własną głupotę omal nie doprowadziłem do tego, że córka miałaby pogrzeb na własnym weselu”
„Była taka dobra, że prawie zagłaskała mnie na śmierć. Pod płaszczykiem miłości skrywała się chciwa pijawka”
„W szkole byłam dla niego popychadłem, a teraz on czyścił mi podłogi. Zemsta jest słodka”

Redakcja poleca

REKLAMA