„Teściowa wymyśliła imię dla mojego syna. Zagroziła, że wszyscy pożałujemy, jeśli nie spełnię jej żądań”
„Nagle uśmiech zniknął z jej twarzy. – Jeśli dacie dziecku inne imię, to nie będę traktować go jak wnuka. Poczułam, jak robi mi się słabo. – Że co proszę? – Słyszysz, co mówię. Nie będę go odwiedzać, nie będę go rozpieszczać, nie będę go znać”.

- redakcja
Byłam w ósmym miesiącu ciąży i wszystko wydawało się pod kontrolą – aż do momentu, gdy usiedliśmy przy stole z moimi teściami. Teresa, jak gdyby nigdy nic, oznajmiła, że nasz syn musi nazywać się Kazimierz. Byłam przekonana, że to żart, ale szybko zrozumiałam, że ona mówi zupełnie poważnie.
Nie biorę tego imienia pod uwagę
Spojrzałam na Pawła, ale on tylko spuścił wzrok, jakby bał się zabrać głos. Teresa mówiła o „rodzinnej tradycji”, o tym, jak bardzo jej ojciec był wyjątkowy i że nie wypada dać dziecku innego imienia. Poczułam, jak ściska mi się żołądek. Nigdy nie planowałam, by moje dziecko nosiło to staromodne imię. To nie była prośba. To było żądanie. Czułam, że to początek prawdziwej wojny o moje dziecko. Nie zamierzałam siedzieć cicho.
– Kazimierz? – uniosłam brwi. – Nigdy nawet nie braliśmy tego imienia pod uwagę.
Teresa spojrzała na mnie z politowaniem, jakbym była dzieckiem, które nie rozumie powagi sytuacji.
– Ależ Natalio, to oczywiste, że wnuk powinien nosić imię po moim ojcu. To rodzinny zwyczaj.
– Tyle że to nasze dziecko – odparłam stanowczo.
Paweł podrapał się po karku, wyraźnie spięty.
– Mamo, jeszcze nie wybraliśmy imienia… – zaczął niepewnie.
– Ależ już wybraliście! – Teresa klasnęła w dłonie. – Kazimierz to piękne, silne imię. Mój ojciec był wspaniałym człowiekiem, mądrym i szanowanym. To będzie dla waszego syna zaszczyt.
– Nie – moje słowo zabrzmiało jak cięcie noża.
W pokoju zapadła cisza. Teresa spiorunowała mnie wzrokiem.
– Nie?
– Nie – powtórzyłam spokojnie. – To nie podlega dyskusji. Wybór imienia należy do mnie i Pawła.
Teresa uśmiechnęła się chłodno.
– A więc nie masz nic do powiedzenia na temat tradycji tej rodziny?
– To moje dziecko, nie twoje – odparłam, patrząc jej prosto w oczy.
Paweł nerwowo przesunął ręką po twarzy.
– Może porozmawiamy o tym później…
– Nie ma o czym rozmawiać – warknęła Teresa. – Wnuk powinien mieć imię, które ma znaczenie.
Zacisnęłam zęby. Jeśli myślała, że mnie złamie, to bardzo się myliła.
To był dopiero początek
Od tamtej rozmowy minęły dwa dni, ale napięcie w naszym domu było wręcz namacalne. Paweł chodził spięty, unikał tematu, jakby liczył, że wszystko samo się rozwiąże. Tylko że ja nie zamierzałam odpuszczać.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam, siadając naprzeciwko niego przy stole.
Westchnął ciężko.
– Znowu o imieniu?
– Nie „znowu”, tylko nadal. Bo twoja matka myśli, że może podejmować za nas decyzje.
Paweł potarł skronie.
– Natalia, ona po prostu chce, żebyśmy uszanowali rodzinę…
– Rodzinę? – przerwałam ostro. – To nie o rodzinę tu chodzi, tylko o jej widzimisię.
Nie odpowiedział. Widziałam, że się waha.
– Daj spokój, przecież Kazimierz to nie jest takie złe imię – powiedział po chwili.
Zrobiło mi się gorąco.
– Chcesz mi powiedzieć, że się nad tym zastanawiasz?!
– Ja tylko… próbuję znaleźć rozwiązanie, żeby wszyscy byli zadowoleni.
Prychnęłam.
– Wszyscy, czyli kto? Ty i twoja mama? A ja? Mam się podporządkować?
– Natalia, po prostu nie chcę kłótni…
– To szkoda, bo właśnie w nią wchodzisz. Albo wybieramy imię razem, albo robię to sama.
Paweł spojrzał na mnie bezradnie, ale nie powiedział nic więcej. Wiedziałam, że jego matka nadal na niego naciska. Pytanie brzmiało: czy w końcu wybierze mnie, czy pozostanie posłusznym synkiem Teresy?
A ta znowu swoje…
Kiedy w weekend odwiedziliśmy teściów, czułam się jak na polu bitwy. Teresa uśmiechała się uprzejmie, ale jej oczy zdradzały chłodną determinację. Czekała na moment, by ponownie uderzyć. Nie musiałam długo czekać.
– No, Pawle, powiedziałeś już żonie, że zdecydowaliście się na Kazimierza? – zapytała, nalewając sobie herbaty.
Spojrzałam na Pawła. Jego ręka zacisnęła się na kolanie, ale milczał.
– Nie podjęliśmy takiej decyzji – odparłam lodowato.
Teresa podniosła wzrok, unosząc brwi.
– Nie? Myślałam, że Paweł już cię przekonał.
– Nikt mnie nie musi do niczego przekonywać – powiedziałam. – To moje dziecko.
– Wasze dziecko – poprawiła mnie z uśmiechem, ale jej ton był twardy. – I ja, jako babcia, mam prawo wyrazić opinię.
– Możesz wyrażać opinie, ile chcesz, ale nie będziesz podejmować decyzji.
Zerknęłam na Pawła, który wciąż unikał mojego wzroku. Teresa odsunęła filiżankę.
– Wiesz, byłam pewna, że masz więcej szacunku do rodziny. Do tradycji. Ale skoro tak…
Nagle uśmiech zniknął z jej twarzy.
– Jeśli dacie dziecku inne imię, to nie będę traktować go jak wnuka.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Że co proszę?
– Słyszysz, co mówię. Nie będę go odwiedzać, nie będę go rozpieszczać, nie będę go znać.
Spojrzałam na Pawła.
– Powiedz coś – zażądałam.
Paweł wziął głęboki oddech i podniósł wzrok na matkę.
– Mamo… Przesadzasz.
To był pierwszy raz, kiedy naprawdę jej się postawił.
Posunęła się za daleko
Przez moment wydawało mi się, że Teresa się przesłyszała. Patrzyła na Pawła w milczeniu, jakby nie mogła uwierzyć, że jej ukochany syn właśnie się jej sprzeciwił.
– Przesadzam? – powtórzyła powoli.
Paweł wyprostował się i spojrzał na nią z determinacją, której nie widziałam u niego od dawna.
– Tak, mamo. To nasze dziecko. Nie możesz nas szantażować.
Serce podskoczyło mi w piersi. Po raz pierwszy czułam, że naprawdę jesteśmy w tym razem.
Teresa odsunęła filiżankę i skrzyżowała ramiona.
– Więc wybierasz ją zamiast mnie?
Zamarłam. Ta kobieta naprawdę myślała, że to jakaś rywalizacja.
– Nie chodzi o wybieranie stron – westchnął Paweł. – Chodzi o to, że to nasza decyzja. Nie twoja.
Zapadła cisza. Czułam jej wzrok na sobie, ale nie spuściłam głowy.
– Róbcie, co chcecie – powiedziała w końcu Teresa chłodno. – Ale pamiętajcie, że konsekwencje tego wyboru poniesiecie sami.
Wiedziałam, co miała na myśli. Już się obraziła. Już nas wykreśliła. Nie czekałam na dalszy ciąg.
– Dziękujemy za herbatę, ale musimy już iść – powiedziałam, wstając.
Paweł odetchnął i również wstał, choć widziałam, że było mu ciężko. Gdy wychodziliśmy, Tomasz – teść, który dotąd się nie odzywał – podszedł do Pawła i ścisnął jego ramię.
– Dobrze zrobiłeś, synu – powiedział cicho.
Teresa już się nie pożegnała.
Wybraliśmy mu piękne imię
Minęło kilka tygodni. Nasz syn przyszedł na świat, zdrowy i piękny. Daliśmy mu imię Antoni, które wybraliśmy razem z Pawłem. Byliśmy szczęśliwi, ale w powietrzu nadal wisiała ciężka chmura. Teresa nie zadzwoniła, nie odwiedziła nas w szpitalu. Nie odpisała nawet na wiadomość z informacją o narodzinach wnuka. Paweł udawał, że go to nie boli, ale widziałam, jak zerkał na telefon, czekając na sygnał od matki.
Pewnego popołudnia, gdy karmiłam syna, usłyszałam dzwonek do drzwi. Paweł otworzył i po chwili zamarł.
– Mamo?
Wstałam i zobaczyłam Teresę stojącą w progu. Twarz miała chłodną, dumną, ale jej oczy… w jej oczach zobaczyłam coś innego. Spojrzała na mnie, potem na dziecko w moich ramionach.
– Mogę go zobaczyć? – zapytała cicho.
Nie odpowiedziałam od razu. Chciałam ją ukarać, kazać jej odejść, jak ona próbowała odsunąć się od naszego syna. Ale nie zrobiłam tego. Wzięłam głęboki oddech i skinęłam głową.
Podeszła bliżej, spojrzała na chłopca i nagle jej twarz złagodniała.
– Jest śliczny… – wyszeptała.
Paweł odetchnął z ulgą. Nie powiedziała „przepraszam”. Nie przyznała się do błędu. Ale przyszła. I to było więcej, niż się spodziewałam. Wiedziałam, że jeszcze wiele razy będziemy się z nią ścierać. Ale w tamtej chwili zrozumiałam, że nie zawsze trzeba wygrać wojnę, by osiągnąć zwycięstwo.
Natalia, 31 lat
Czytaj także:
„Nawoziłam syna miłością i kasą, a on potraktował mnie jak śmiecia. Wstyd mi przed sąsiadami za to, co robi moje dziecko”
„Smród z podwórka był nie do wytrzymania. Sądziłam, że to niechlujny sąsiad, ale sprawa była bardziej śmierdząca”
„Na Dzień Wagarowicza dostałam prezent od ojca. Okazało się, że nie tylko mojej mamie dał swoje nasionko”