„Teściowa wie, że jej syn to bawidamek. Podstawiła mu pod nos kochankę, żeby się mnie pozbyć”

kobieta kłóci się z teściową fot. iStock, jeffbergen
„Zamiary teściowej były przejrzyste i w pełni zrozumiałe. Najwyraźniej miała nadzieję, że jej synalek poleci na młódkę i puści mnie z torbami. Jej niedoczekanie”.
/ 27.09.2023 15:15
kobieta kłóci się z teściową fot. iStock, jeffbergen

Teściowa nigdy za mną nie przepadała. Robiła mi na złość i traktowała jak zło konieczne, nie szczędząc przykrych uwag przy każdej możliwej okazji. Uważała, że jej Mareczek zasługuje na kogoś lepszego i nie zamierzała spocząć, dopóki się mnie nie pozbędzie. Uknuła intrygę – jeśli naprawdę myślała, że wpadnę w jej sidła, to się grubo pomyliła.

Czego więcej mogłam chcieć?

W Marku zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Czarujący, przystojny, nieźle zarabiający i do tego wpatrzony we mnie niczym w święty obrazek. Czego więcej mogłam chcieć? Moje dotychczasowe związki jeden za drugim okazywały się jednym wielkim nieporozumieniem, więc gdy los na mej drodze postawił czułego i szarmanckiego mężczyznę, wpadłam jak śliwka w kompot.

Doskonale pamiętam imprezę u Anki, na której chwaliłam się wszystkim świeżo otrzymanym pierścionkiem zaręczynowym. Piękny brylant oprawiony złotem błyszczał na dłoni, a ja byłam taka dumna i szczęśliwa.

– Jesteś pewna, że chcesz za niego wyjść? – Krzysiek, z którym znałam się od przedszkola, nie przejawiał entuzjazmu.

– Oczywiście, że tak – odparłam bez chwili wahania.

– Chyba wiesz, że ma opinię lowelasa? – chciał upewnić się mój przyjaciel.

– Bzdury wygadujesz – lekceważąco wzruszyłam ramionami, nie podobało mi się takie gadanie.

– Krzysiek ma rację – do rozmowy włączyła się Anka. – Znam parę dziewczyn, które się na nim przejechały.

– Dajcie spokój – machnęłam dłonią – przesadzacie. Poza tym ludzie się zmieniają, nie słyszeliście o tym?

– Jakby co, uprzedzałem cię – stwierdził Krzysiek.

Jaki ojciec, taki syn

Gdybym wtedy nie miała na nosie różowych okularów, pewnie bym się nie władowała w małżeństwo z Markiem. „Tak” powiedzieliśmy sobie cztery lata temu. Niby to niezbyt długi staż, ale przez ten czas zdążyłam na wylot poznać teściową i przekonać się, że słowa znajomych na temat mojego męża nie były rzucane na wiatr.

Stare porzekadło mówi, że jaki ojciec, taki syn. Jest w tym sporo prawdy. Nieżyjący już teść uwielbiał uganiać się za spódniczkami. Teściowa rzecz jasna wiedziała o jego wszystkich skokach w bok, ale konsekwentnie ignorowała temat i udawała, że nic się nie dzieje. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że nie cierpiała z tego powodu, chociaż nie dawała niczego po sobie poznać.

Przyjaciele ostrzegali, iż Marek to nie najlepszy materiał na męża, bo poszedł w ślady tatusia. Nie mam pojęcia, czy za moimi plecami spotykał się z innymi kobietami, ponieważ nigdy nie zdobyłam potwierdzających to dowodów. Niemniej już rok po ślubie, kiedy euforia opadła, a rzeczywistość pokazała pazurki, dotarło do mnie, że nie tylko ja interesuję Marka.

Nawet w mojej obecności bezczelnie się oglądał za ładniejszymi laskami na ulicy, komentował wygląd aktorek i prezenterek telewizyjnych, zdarzało mu się też porównywać mnie do innych. Próby rozmów na temat spełzały na niczym.

– Maleńka, jesteś przewrażliwiona – tak reagował na moje zarzuty. – Przecież dobrze wiesz, że liczysz się tylko ty i ty jesteś najważniejsza.

Niejednokrotnie pragnęłam pogadać o tym z Anką lub Krzyśkiem, ale nie miałam ochoty wysłuchiwać czegoś w stylu „a nie mówiłam/em”. Tymczasem teściowa postanowiła użyć słabości Marka do płci pięknej przeciwko mnie.

Ta podła baba nie przebierała w środkach, aby uprzykrzyć mi życie, a jej perfidia nie znała granic. Któregoś dnia zadzwoniła z zaproszeniem na niedzielny obiad, co od razu wydało mi się podejrzane. W jej zwyczaju było wpraszanie się na obiadki czy kolacje, co traktowała jako sposobność do krytykowania przygotowanych przeze mnie potraw. „Ciekawe, co ona knuje?” – zastanawiałam się w myślach. Przyznaję, że przeszła samą siebie, gdyż oprócz nas zaprosiła również Marzenę, córkę swojej koleżanki.

– Spotkałyśmy się wczoraj z Marzenką w sklepie i tak się nam dobrze gawędziło, że poprosiłam, aby zajrzała dzisiaj – z każdego słowa przebijał fałsz.

Teściowa lustrowała mnie wzrokiem

Zajęłam się jedzeniem. Kantem ucha puszczałam jej idiotyczne uwagi. Marek był za to wniebowzięty. Mało mu gały z orbit nie wylazły. Ślinił się na widok Marzeny jak szczeniak. Dziewczyna była młodsza ode mnie i na bank większość dnia spędzała na siłowni.

Zachowywała się przy tym jak skończona idiotka. Na głupie kawały opowiadane przez Marka reagowała histerycznym wręcz chichotem, a co nie powiedziała teściowa, to wszystko było super i wspaniałe. Szczerze powiedziawszy, miałam chęć zwymiotować.

Zamiary teściowej były przejrzyste i w pełni zrozumiałe. Najwyraźniej miała nadzieję, że jej synalek poleci na młódkę i puści mnie z torbami. Jej niedoczekanie! Mimo wszystko kochałam Marka. Powtarzałam sobie, że to z nim się związałam, a nie z jego mamusią – ani mi się śniło ustąpić teściowej choćby na krok. Pełna obaw zdecydowałam się w końcu pogadać o tym z Krzyśkiem.

– Nie martw się, nie będę cię oceniał – właśnie to chciałam usłyszeć od serdecznego przyjaciela.

Zrzuciłam z siebie cały balast i się popłakałam. Krzysiek napomknął, że szkoda, iż kilka lat temu zignorowałam ostrzeżenia, ale nie brnął w ten temat.

– Moim zdaniem powinnaś wybrać się do terapeuty – poradził.

– Sądzisz, że mi to pomoże? – do tej pory jakoś nie wpadłam na ten pomysł.

– Jeżeli chcesz, dam ci namiary na świetną specjalistkę, moja żona do niej chodzi i bardzo ją chwali.

– Jasne, chętnie – byłam Krzyśkowi niezmiernie wdzięczna.

– Poproszę Ewę o numer telefonu i ci podeślę.

– Dziękuję.

– Uszy do góry, wszystko się poukłada – pocieszył mnie i mocno przytulił.

Trochę zwlekałam z umówieniem się na wizytę do poleconej przez przyjaciela terapeutki, ponieważ w międzyczasie okazało się, że jestem w ciąży. Spadło to mnie niczym grom z jasnego nieba, lecz póki co nikomu nie pisnęłam ani słowa – nawet Markowi.

Zależało mi na tym, żeby najpierw pogadać z kimś, kto bez emocji i zupełnie obiektywnie spojrzy na moją sytuację. Zaledwie dwa spotkania w gabinecie terapeutycznym sporo rozjaśniły w mojej głowie i dały dużo do myślenia. Szybko zrozumiałam, że jeśli nie zmienię swojego podejścia, będę pogrążać się w bagnie.

Kiedy teściowa niespodziewanie wpadła pod pretekstem napicia się herbaty w naszym towarzystwie, z góry wiedziałam, że znowu będzie nawijała o Marzence.

– Byłaby cudowną synową – podsumowała z triumfem swój wywód.

– To dlaczego wcześniej jej z synem nie wyswatałaś, co? – zapytałam zadziornie.

– Słucham? – tego się po mnie nie spodziewała, zawsze siedziałam cichutko jak myszka pod miotłą.

– Chyba słyszałaś. Było ich wcześniej połączyć w parę, to byś miała teraz spokój. Powiem szczerze, że mam cię dość i nie życzę sobie, abyś tu dzwoniła i przychodziła. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, bo jesteś zgorzkniałą, wredną babą, która zamiast zająć się własnym życiem, miesza w cudzych sprawach. Jesteś żałosna i żal mi ciebie. I wiesz co? Przysięgam, że wnuka na oczy nie zobaczysz, bo na to nie pozwolę.

Zapadła cisza. Oboje – teściowa i mój mąż – patrzyli raz to na siebie, to na mnie z konsternacją.

Nawet nie protestowali

– Jesteś w ciąży? – wydukał wreszcie mój małżonek.

– Tak, a teraz wyjdźcie. Oboje. Chcę posiedzieć sama.

Wieczorem poważnie rozmówiłam się z Markiem. Wygarnęłam mu, jak bardzo mnie rani. Postawiłam mu ultimatum: albo w końcu się ogarnie, albo się z nim rozwiodę.

Zażądałam, aby poszedł na terapię i ograniczył do minimum kontakty z matką. Podtrzymałam to, o czym mówiłam wcześniej: jej noga już nie postanie w naszym mieszkaniu, a ja nie będę chodzić do niej. Marek obiecał, że się zmieni, ale jak to się poukłada, czas pokaże. Tym razem zamierzam być konsekwentna – a teściowa niech się trzyma ode mnie z daleka, już wystarczająco namieszała i krwi napsuła.

Czytaj także:
„Przyłapałam ojca na zabawianiu się ze sklepową z zoologicznego. Robił tarło przy akwariach, w domu czekała chora żona”
„Teściowie chcieli bogatą synową z ziemią, a nie biedaczkę w starym Polonezie. Nasze małżeństwo uznali za mezalians”
„Mama zachowywała się jak opętana dewotka. Nie chciałam słuchać, gdy mówiła, że umiera”

Redakcja poleca

REKLAMA