„Teściowa to wyjątkowo wredne babsko. Gdy zadała mi bardzo intymne pytanie, posłałam ją do diabła”

synowa z teściową fot. Adobe Stock, JackF
„– Spokojnie. Kocham dzieci. Nie będę czekać do ostatniej chwili – powiedziałam. – To bardzo miłe, ale same chęci nie wystarczą – skrzywiła się. – O co chodzi? – O to, że nie wiem, czy jesteś płodna. Nie chcę, żeby Jareczek czuł się potem zawiedziony”.
/ 27.11.2024 14:25
synowa z teściową fot. Adobe Stock, JackF

Gdy poznałam mamę Jarka, byłam pewna, że złapałam Pana Boga za nogi. Miła, uprzejma, uśmiechnięta. Podczas pierwszego spotkania skakała koło mnie jak koło księżniczki, zapewniając, że bardzo się cieszy, że jej syn się ożeni.

Im lepiej ją poznawałam, tym bardziej mój zachwyt słabł. Zorientowałam się, że te uśmiechy to tylko pozory, a tak naprawdę to wyjątkowo wredne babsko, które nie liczy się z uczuciami innych. Choć w niczym nie zawiniłam, usłyszałam od niej wiele przykrych słów.

Chwilami miałam wrażenie, że wcale nie cieszy się ze ślubu i chce nas rozdzielić. Znosiłam to w milczeniu. Kochałam Jarka i wiedziałam, że kłótnie z jego matką sprawiłyby mu przykrość.
Ostatnio jednak nie wytrzymałam.

Zaprosiła mnie na spotkanie

W ostatnią sobotę teściowa zadzwoniła wczesnym rankiem i zaprosiła mnie do siebie na rozmowę. Tylko mnie. Bez Jarka. Wydało mi się to podejrzane, więc zaczęłam podpytywać, o co chodzi. Stwierdziła, że chce pogadać ze mną jak kobieta z kobietą, pośmiać się i poplotkować. A mężczyźni tylko w tym przeszkadzają. Nie wierzyłam w ani jedno jej słowo, ale obiecałam, że przyjdę. Byłam ciekawa, co tym razem knuje.

Na początku miło gawędziłyśmy. Teściowa dolewała mi kawy, częstowała ciastem i opowiadała rodzinne anegdoty. W pewnym momencie zmieniła temat.

– Jareczek wspomniał, że nie chcesz mieć dzieci od razu po ślubie, że zamierzasz zajść w ciążę dopiero po kilku latach – uśmiechnęła się.

To było bezczelne

Znałam ten fałszywy uśmiech, więc w głowie zapaliło mi się czerwone światełko.

– Owszem. A to jakiś problem? – spojrzałam jej prosto w oczy.

– Nie, oczywiście, że nie. Zastanawiam się tylko, jaką mam gwarancję, że w ogóle doczekam się wnuków.

– Spokojnie. Kocham dzieci. Nie będę czekać do ostatniej chwili.

– To bardzo miłe, ale same chęci nie wystarczą – skrzywiła się.

– O co chodzi?

– O to, że nie wiem, czy jesteś płodna. Może byś zrobiła badania? Jeszcze przed ślubem? Nie chcę, żeby Jareczek czuł się potem zawiedziony.

– Słucham? – nie wierzyłam własnym uszom.

– Coś taka zdziwiona? Nie oglądasz telewizji? Nie słyszałaś, że mnóstwo młodych kobiet ma trudności z zajściem w ciążę? To dramat dla rodziny – zrobiła zatroskaną minę.

– Owszem słyszałam. Ale z tego, co pamiętam, to nie kobiety są temu winne tylko mężczyźni i ich słabej jakości plemniki. Rozumiem, że Jarka też wyśle pani na badania. Żebym ja nie poczuła się zawiedziona i oszukana!

– Jak możesz! W naszej rodzinie mężczyźni zawsze byli pod tym względem bardzo sprawni! – oburzyła się.

– A w mojej – kobiety płodne. Jeszcze jakieś żądania? – warknęłam.

– W zasadzie to wszystko. Ale mam jeszcze jedno pytanie.

Wyprowadziła mnie z równowagi

– Jakie znowu? – wycedziłam.

– Czy ty przypadkiem nie masz syndromu Tourette’a? – wypaliła.

– Co takiego?!

– To taka choroba genetyczna. Bardzo poważna. Podpytaj rodziców…

– Dobrze wiem, co to jest – ucięłam. – Skąd taka myśl?

– Jakoś dziwnie ci szczęki drżą. Często masz takie tiki? – dopytywała się. Oniemiałam.

– Nie. Tylko w jednym wypadku.

– Tak? Kiedy?

– Gdy muszę wysłuchiwać tych bzdur, które pani wygaduje!

Domyślacie się, co było potem? Teściowa zdębiała. Nigdy wcześniej się do niej w ten sposób nie odezwałam. Ale też nigdy nie doprowadziła mnie do takiej irytacji. Milczała, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Tymczasem ja wpadłam w szał. Wrzeszczałam, że nie pozwolę się więcej obrażać i poniżać, że mam dość jej durnych pomysłów.

– Od dziś proszę się do mnie zwracać z szacunkiem, bo na dobre zapomnę o dobrym wychowaniu – wrzasnęłam na koniec.

Kątem oka dostrzegłam, jak ciężko oddycha i łapie się za serce.

Nie, nie dostała zawału. Takie jak ona tak łatwo nie padają. Od tamtej pory w ogóle się do mnie nie odzywa. Łazi po rodzinie ze zbolałą miną i rozpowiada, jaka to jestem okropna. I jak boli ją, że Jarek nie odwołał ślubu. Bezczelna, stara ropucha! Nawet jej syn zrozumiał, że to ona mnie poniżyła i obraziła. Ja się tylko broniłam.

Agnieszka, 24 lata

Czytaj także: „Od 20 lat tęsknię za pierwszą miłością. Żałuję, że moje dzieci nie mają oczu tamtego chłopaka”
„Znalazłam na przystanku laptopa i biłam się z myślami. Boleśnie przekonałam się, że w Polsce uczciwość nie popłaca”
 „Mój mąż był biednym mięczakiem, więc odeszłam do bogatego kochanka. Przejechałam się na swojej chciwości”

 

Redakcja poleca

REKLAMA