Mój ślub z Michałem miał być najpiękniejszym dniem w moim życiu. I wszystko wskazywało na to, że tak właśnie będzie. Jednak na kilka dni przed tym wydarzeniem zaginęły nasze obrączki, bez których przecież nie mogliśmy powiedzieć sakramentalnego „tak”.
I mimo że nie chciałam, aby to była prawda, to byłam przekonana, że maczała w tym paluchy matka mojego narzeczonego. Chociaż oficjalnie nic do mnie nie miała, to ja wiedziałam, że pragnęła dla swojego synka zupełnie innej żony. Jednak ja się nie poddałam i pokrzyżowałam jej niecne plany.
Jego matka mnie nie zaakceptowała
Kiedy ogłosiliśmy z Michałem nasze zaręczyny, to niemal wszyscy bardzo się cieszyli. Wyjątek był tylko jeden – matka mojego narzeczonego. Wprawdzie przytuliła mnie i powiedziała, że nam gratuluje, to ja wiedziałam, że nie jest zadowolona. Zresztą ona nigdy mnie nie lubiła. Już na początkowym etapie naszej znajomości stroiła fochy, że jej synek wybrał kogoś, kto nie odpowiada jej wymaganiom.
– Twoja matka mnie nie lubi – żaliłam się Michałowi po każdej wizycie w jego rodzinnym domu. Wprawdzie nigdy nie mogłam zarzucić jej, że jest niegrzeczna lub złośliwa w stosunku do mnie, ale podskórnie czułam, że mnie nie akceptuje.
– Przesadzasz – za każdym razem odpowiadał Michał. – Ona po prostu taka jest. Ale na pocieszenie powiem ci, że nie akceptowała żadnej z moich dziewczyn – dodawał z zawadiackim uśmiechem, co od razu mnie rozbrajało.
– To ile ty ich miałeś? – pytałam z udawaną złością. Były to jednak jedynie żarty, bo Michał nigdy nie dał mi żadnych powodów do zazdrości.
Nasze przekomarzania nie zmieniały jednak tego, że nie dogadywałam się z przyszłą teściową. I o ile na początku miałam jeszcze nadzieję, że matka Michała w końcu mnie zaakceptuje i zacznie traktować jak członka rodziny, to z czasem coraz bardziej zaczynałam rozumieć, że nic z tego nie będzie. „Ona nigdy mnie nie polubi” – myślałam z coraz większym rozdrażnieniem. Ale zaraz potem dochodziłam do wniosku, że nie każdy musi przyjaźnić się z teściową. W tym momencie najważniejsze dla mnie było to, aby nie stawała ona na drodze naszego szczęścia.
Miałam złe przeczucia
Kiedy w końcu ustaliliśmy datę naszego ślubu, od razu odetchnęłam z ulgą.
– Bałaś się, że Michał zrezygnuje? – zapytała mnie przyjaciółka, której jako pierwszej powiedziałam o tym, że w końcu mamy datę naszego wielkiego dnia.
– O Michała to ja się nie martwiłam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Bardziej obawiałam się tego, że jego matka zacznie coś kombinować – dodałam. Przyjaciółka spojrzała na mnie z niedowierzaniem, a potem głośno się roześmiała.
– Nie przesadzasz? – zapytała. A potem powiedziała, że na pewno demonizuję swoją przyszłą teściową.
– Mówisz dokładnie tak, jak Michał – powiedziałam. – A przecież ona naprawdę mnie nie lubi.
Marta popukała się w głowę i powiedziała, żebym przestała wymyślać problemy tam, gdzie ich nie ma. A ja pomyślałam, że być może ma rację.
Przygotowania do ślubu ruszyły niemal natychmiast. I od razu zaczęły się problemy – w salonie sukien ślubnych nie było mojego rozmiaru, w ostatniej chwili podniesiono nam cenę cateringu, zespół muzyczny zrezygnował z imprezy z powodu choroby wokalisty, a na domiar złego nie mogliśmy się dogadać z fotografem.
Zaginęły nasze obrączki
– Mam nadzieję, że te obrączki przyniosą państwu szczęście – powiedział jubiler, gdy wkładał je do ozdobnego pudełka.
Ja też miałam taką nadzieję. Spojrzałam na Michała i w jego oczach zobaczyłam miłość. „Wszystko się jakoś ułoży, a my będziemy najszczęśliwszym małżeństwem pod słońcem” – pomyślałam pełna wiary i nadziei w to, że moje marzenie się spełni. Jednocześnie chciałam w końcu pozbyć się swoich wątpliwości i uwierzyć, że matka Michała zaakceptuje w końcu wybór swojego syna.
Jednak na kilka przed naszym wielkim dniem wydarzyło się coś, co postawiło pod znakiem zapytania całe to wydarzenie. Wszystko było już niemal gotowe i teraz wystarczyło jedynie czekać na dzień, w którym razem z Michałem mieliśmy stanąć przed ołtarzem.
– Mogę zobaczyć obrączki? – zapytała mnie przyjaciółka, która pomagała mi w ostatnich przygotowaniach.
– Pewnie, że tak – odpowiedziałam od razu. Byłam tak dumna z tych pięknych obrączek, że miałam ochotę pokazywać je wszystkim tym, którzy chcieli tylko spojrzeć.
Jednak gdy otworzyłam szufladę, przeżyłam szok. Miejsce, w którym jeszcze niedawno leżało pudełko z naszymi obrączkami, było puste.
– Nie ma ich – wyszeptałam przerażona. A potem spojrzałam na przyjaciółkę ze łzami w oczach. – Nie ma naszych ślubnych obrączek – powtórzyłam.
Przyjaciółka podbiegła do mnie i spojrzała na pustą szufladę.
– Jak to nie ma? – zapytała.
– Nie ma. Po prostu nie ma – odpowiedziałam. I od razu poczułam, że ogarnia mnie panika. Przecież obrączki to jeden z podstawowych symboli zaślubin, a bez nich wzięcie ślubu jest niemożliwe.
– I co my teraz zrobimy? – zapytałam przerażona.
Do ślubu zostało zaledwie kilka dni i żaden jubiler w tak krótkim czasie nie byłby w stanie przygotować nowych obrączek.
– Jesteś pewna, że tu leżały? – usłyszałam głos przyjaciółki, która jak zwykle próbowała znaleźć jakieś rozsądne wyjaśnienie.
– Oczywiście, że jestem pewna! – wykrzyknęłam. Nie chciałam podnosić głosu, ale z każdą minutą czułam, że ogarnia mnie coraz większe zdenerwowanie.
– Spokojnie. Coś na pewno wymyślimy – uspokajała mnie przyjaciółka. Ale ja nie była w stanie się uspokoić i wcale nie byłam przekonana, że uda nam się doprowadzić ślub do szczęśliwego końca.
Byłam przekonana, że to jej wina
Gdy tylko Michał wrócił z pracy, od razu powiedziałam mu, co się stało. A on – podobnie jak przyjaciółka – próbował mnie pocieszyć.
– Przecież nie mogły zginąć – argumentował. – W tym mieszkaniu jesteśmy tylko my i ewentualnie rodzina lub przyjaciele. No i moja mama, która kilka dni temu wpadła na kawę – dodał.
– No tak – odpowiedział. – Kilka dni temu wpadła z wizytą.
Teraz wszystko wydawało się oczywiste. „To pewnie ona” – pomyślałam z przekonaniem. Byłam całkowicie pewna, że to moja teściowa zabrała nasze obrączki. Pewnie myślała, że w ten sposób opóźni lub całkowicie odwoła nasz ślub.
– To twoja matka je zabrała! – wykrzyknęłam. Michał spojrzał na mnie z niedowierzaniem i poprosił, abym się uspokoiła.
– Nie możesz oskarżać mojej matki o coś takiego – powiedział ze złością. – Wszystko można o niej powiedzieć, ale nie to, że jest złodziejką.
Już miałam na końcu języka ciętą ripostę, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Wprawdzie wciąż byłam przekonana, że to moja przyszła teściowa była sprawcą tego całego zamieszania, to jednak nie chciałam kłócić się z Michałem. Jeżeli teraz poróżniłabym swojego narzeczonego z jego matką, to w konsekwencji doszłoby do naszego rozstania. A ta piekielna kobieta osiągnęłaby sukces. Nie mogłam do tego dopuścić.
Długo trwało, zanim się uspokoiłam. Ale w końcu postanowiłam zrobić wszystko, aby nasz ślub się odbył i był najpiękniejszym wydarzeniem w naszym życiu. Od siostry dostałam namiary na zaprzyjaźnionego jubilera, który obiecał wykonać nowe obrączki. I chociaż nie były one tak piękne jak te poprzednie, to najważniejsze, że w ogóle były.
Ślub odbył się w terminie. Gdy wkładałam obrączkę na palec Michała, byłam pewna, że jest to na całe życie. W tym podniosłym momencie zerknęłam na teściową. Uśmiechała się, ale ja wiedziałam, że nie jest zadowolona. „To jej problem” – pomyślałam i postanowiłam więcej do tego nie wracać. Najwidoczniej moje relacje z teściową będą jak żywcem wyjęte ze znanych kawałów. Trudno, będę musiała się do tego przyzwyczaić.
Czytaj także:
„Jan traktował mnie jak kryzysową narzeczoną. Gdy pokłócił się z żoną, przybiegał do mojego łóżka, abym go pocieszała”
„Przepisałem na syna świetny interes. Myślałem, że jest godnym następcą, a on pierwszego dnia sprzedał cały mój dorobek”
„Wyjechałem do Anglii, by dorobić. Okazało się, że przelewy utrzymywały nie tylko moją rodzinę, ale też kochanka żony”