„Teściowa sterowała moim mężem jak marionetką. Gdy wmówiła mu, że mam rzucić pracę, bo go zdradzam, nie wytrzymałam”

Mężczyzna, który jest maminsynkiem fot. Adobe Stock, Syda Productions
„Mamusia i maminsynek: klasyczny, najbanalniejszy pod słońcem tandem, który potrafi zniszczyć każde małżeństwo. Byłam wściekła, kiedy odkryłam, że każdą decyzję w naszym związku podejmowała ona. Wybór mebli, tapety, podłogi, mieszkania. Nawet mnie wybrała dla swojego synalka”.
/ 15.03.2022 05:51
Mężczyzna, który jest maminsynkiem fot. Adobe Stock, Syda Productions

„Spotkajmy się…” – przeczytałam a moje serce zabiło mocniej. Przyznaję, że bałam się tej propozycji, a jednocześnie podświadomie jej wyczekiwałam: chciałam wreszcie zobaczyć Damiana.

„Czy okaże się wysokim brunetem? A może krępym szatynem? Będzie miał zielone, niebieskie czy brązowe oczy?” – zastanawiałam się, choć w gruncie rzeczy nie miało to dla mnie specjalnego znaczenia. Już raz popełniłam błąd, zakochując się w mężczyźnie jak z obrazka, na dalszy plan spychając, jaki ma charakter. To była katastrofa.

Jego mama uznała mnie za idealną kandydatkę

Dlaczego? Bo za pociągającą fizjonomią kryła się niedojrzałość i uzależnienie od mamy. Mój mąż po prostu nie był w stanie podjąć samodzielnie żadnej decyzji. Mamusia wybrała mu kierunek studiów, była wyrocznią co do strojów i sposobu urządzenia jego kawalerki, a nawet wybrała żonę, czyli mnie.

Jak się później okazało, najpierw obejrzała spory wianuszek kobiet „starających się o rękę” jej synka i na koniec doszła do wniosku, że to ja jestem idealną kandydatką. Kiedy to odkryłam, jakoś nie było mi miło, że w swoim czasie zdobyłam jej uznanie…

Mamusia i maminsynek: klasyczny, najbanalniejszy pod słońcem tandem, który potrafi zniszczyć każde małżeństwo. Byłam wściekła, kiedy odkryłam, że każdą decyzję w naszym związku podejmowała ona.

W rezultacie zamieszkam w domu, który pośrednio mi urządziła. A ja, głupia, tak się cieszyłam, gdy w markecie budowlanym Janusz zdecydowanym gestem wskazywał kafelki, które mają się znaleźć na ścianach naszej łazienki, albo wybierał dywany do pokojów!

Ustępowałam mu, nawet jeśli jego gust nie pokrywał się z moim, ale miarka przebrała, gdy teściowa poprzez Janusza zaczęła się wtrącać w moje życie. W to, gdzie pracuję i ile zarabiam. Skończyło się na tym, że zażądał, abym w końcu urodziła dziecko i została w domu. Dlaczego? Bo wtedy będę wolna od pokus i na pewno nie zdradzę maminsyneczka!

Zagotowało się we mnie, kiedy Janusz wyłuszczył mi te niby swoje argumenty. Czułam, że jako związek zmierzamy donikąd. Przecież kiedy tylko pojawi się dziecko, moja teściowa  z pewnością stwierdzi, że to ona wie najlepiej, jak je wychowywać. A on ją poprze.

Wiedziałam już, że go nie zmienię. Poddałam się i poprosiłam o rozwód. Janusz przyjął moją propozycję spokojnie i to chyba najbardziej mnie zabolało. Że nie walczył o mnie, nie starał się mnie zatrzymać i nie przekonywał, że się zmieni.

Po rozwodzie wyprowadziłam się do innego miasta. Przez trzy lata byłam sama. Obserwowałam znajome pary i odkrywałam z przerażeniem, jak często za decyzjami facetów stoją ich zaborcze matki. Bałam się, że kolejny, z którym się zwiążę, będzie taki sam. Nie zauważę tego, omamiona jego wyglądem, a potem już będzie za późno. Dlatego zdecydowałam się poszukać partnera w Internecie.

Już na wstępie odrzuciłam tych, którzy za bardzo się ze mną zgadzali, czując, że robią to na pokaz. Także ci znający romantyczne filmy i kobiecą literaturę byli dla mnie podejrzani. Wyobrażałam sobie, jak oglądają popularne seriale, siedząc na kanapie obok mamusi.

Mimo obaw dałam się namówić na spotkanie

Jednak Damian był inny. Sondowałam go długo, bo aż pół roku. Jemu też się nie spieszyło do spotkania w realnym świecie, co mnie utwierdziło w przekonaniu, że facetowi nie chodzi o jednorazowy numerek, lecz być może o coś więcej. Wiedziałam, że został mu rok do końca studiów, choć był moim rówieśnikiem. Jednocześnie pracował. Mieszkał sam.

O swojej rodzinie ujawnił tylko tyle, że ojciec zmarł, a matka mieszka daleko. „Kocham ją bardzo, ale to moje życie, nie jej” – napisał, a moje serce fiknęło koziołka z radości. Trzy miesiące później wreszcie zgodziłam się na spotkanie. Ponieważ bałam się, czy się sobie spodobamy, Damian obiecał stopniować wrażenia.

W umówionym dniu pojawiłam się przed klubem, którego nazwa niewiele mi mówiła. Wiedziałam tylko, że było w niej słowo „czarny”. I ono okazało się znamienne, gdyż w klubie panowały iście egipskie ciemności.

– Pani przyjaciel już czeka, zapraszam do stolika – powitał mnie przy wejściu kelner z czymś dziwnym na głowie.

Okazało się, że to noktowizor. Jednak mnie czegoś takiego nie założył, tylko zaprowadził do stolika. Usiadłam, ale mój wzrok w żaden sposób nie mógł przyzwyczaić się do otaczającej mnie ciemności. Powiodłam dłońmi po blacie, żeby wyczuć kontury stolika i poczuć się chociaż trochę bezpieczniej.

Odkryłam leżące przede mną sztućce – ostrą krawędź noża, ząbki widelca. Ze wszystkich stron dobiegały odgłosy jedzenia. Szczęk sztućców mieszał się ze stłumionym gwarem rozmów. Czułam także wyraźnie, że przy swoim stoliku nie siedzę sama…

– Cześć, Moniko – odezwał się Damian.

Miał przyjemny, głęboki głos, który chyba gdzieś już słyszałam. „To pewnie dlatego, że go nie widzę, i wydaje mi się, że go znam od zawsze” – pomyślałam. Kelner przyniósł przystawkę i musieliśmy się skupić na jedzeniu. Próbowałam dwukrotnie nabrać coś na widelec, lecz się nie udało, więc bardziej rozbawiona niż speszona zaczęłam jeść palcami.

„Sałata, szynka parmeńska…” – pomyślałam rozpoznając znane mi kształty i smaki. W tym momencie moja dłoń natrafiła na coś niepokojącego. Śliskiego i okrągłego jak… gałka oczna!
Aż krzyknęłam z obrzydzenia. Jednak w tej samej chwili dłoń Damiana wśród ciemności znalazła drogę do mojej i pogłaskała ją uspokajająco.

Poczułam przyjemny dreszczyk emocji i pewność, że przy tym facecie nic mi się złego nie stanie. Pewnym ruchem włożyłam „oko” do ust. Okazało się koktajlowym pomidorkiem. Roześmiałam się i już rozluźniona spokojnie zjadłam zupę, całe drugie danie i deser.

Rozmawiałam z moim niewidzialnym przyjacielem, jakbyśmy znali się od lat. Był człowiekiem, jakiego pamiętałam z maili – stanowczym i wiedzącym, czego pragnie od życia. Kompletnym przeciwieństwem mojego byłego męża. Tylko głos miał równie przyjemny jak Janusz,
a nawet nieco podobny…

Kiedy spytał, czy jestem gotowa go zobaczyć, z przekonaniem odpowiedziałam „tak”. Byłam gotowa, bo zyskałam już całkowitą pewność, że jego wygląd nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia.

Kelner z noktowizorem poprowadził nas z powrotem do drzwi. Szłam przodem, czując za sobą oddech Damiana. „Pewnie jednak się denerwuje. Może zgaduje, jak wyglądam. Mam nadzieję, że go nie rozczaruję” – myślałam.

Drzwi restauracji otworzyły się. Zmrużyłam oczy przed nagłym blaskiem, robiąc krok na ulicę i wychodząc w jasny dzień. Stanęłam na chodniku i zaintrygowana odwróciłam się w stronę Damiana.

Nie do wiary, kogo ujrzały moje piękne oczy!

– Janusz? – krzyknęłam zaskoczona.

Przede mną stał mój były mąż. Niby on, a jednak jakby inny… Bardziej męski, dojrzały, z jego oczu biła pewność siebie zabarwiona szczyptą niepokoju, jak zareaguję na jego widok.

– Tak, to ja – odpowiedział. – Przepraszam, że ukrywałem pod tym imieniem. Czułem, że tylko w ten sposób mogę cię przekonać do siebie.

– Ale jak mnie rozpoznałeś pod moim nickiem? – byłam zaszokowana.

Uśmiechnął się tylko. No tak – uzmysłowiłam sobie, że tylko on mógł wiedzieć, kim jest „Wiatr z Księżyca”. W końcu to była moja ulubiona książka z lat dzieciństwa!

– Czy to wszystko, o czym mi pisałeś, jest prawdą? – chciałam wiedzieć.

– Tak – potwierdził stanowczo. – Naprawdę kończę studia, które sam sobie wybrałem. Przeprowadziłem się daleko od matki i teraz sam decyduję o swoim życiu. Po rozwodzie dotarło do mnie, że miałaś wiele racji. Twoje zarzuty dały mi do myślenia. Postanowiłem podjąć walkę z samym sobą i się zmienić, a potem odzyskać jedyną kobietę, która dla mnie coś znaczyła, czyli ciebie.

Słuchałam go oszołomiona. Nagle poczułam niewysłowioną dumę z Janusza, że potrafił tak bardzo się zmienić. I radość, że się zmienił specjalnie dla mnie, choć wiedział, że ja już dawno go skreśliłam… Zrozumiałam, że oboje zasługujemy na drugą szansę. Miesiąc temu znowu wzięliśmy ślub. Tym razem spokojny, bez rodziny.

Czytaj także:
„Ukradli nam psa i sprzedali. Gdy go odnaleźliśmy, chcieliśmy go zabrać, ale okazało się, że należy do chorego chłopca”
„Myślałam, że zez córki to niegroźny defekt, z którego się wyrasta. Teraz Klara będzie płacić za moją naiwność”
„Matka sabotowała mój związek, bo Mirek nie wyglądał jak Adonis. Uważała, że stać mnie na coś więcej, niż ciepłe kluchy”

Redakcja poleca

REKLAMA