„Teściowa podrobiła wyniki testów DNA, bo ubzdurała sobie, że zdradziłam jej syna. A ten kretyn jej uwierzył!”

Kłótnia w małżeństwie fot. Adobe Stock
Po mojej teściowej nie mogłam spodziewać się niczego dobrego. Ale fakt, że zawiódł mnie własny małżonek, naprawdę zabolał…
/ 25.02.2021 13:59
Kłótnia w małżeństwie fot. Adobe Stock

Nigdy nie zapomnę nienawistnego wyrazu twarzy matki mojego męża, która wychodząc z mojego domu, zagroziła, że jeszcze ją popamiętam. Aż się popłakałam, bo czułam, że ona naprawdę coś knuje przeciwko mnie. I to coś większego, niż tylko wycieczka z plotkami po sąsiadach. Nie ja jedna trafiłam na wredną teściową, ale moja była wyjątkowo podłą babą.

Ze swoim eksmężem procesowała się aż 17 lat, walcząc o to, aby sąd uznał jego winę, jeśli chodzi o rozpad ich małżeństwa. Co w końcu nastąpiło. To podobno rekord w naszym rejonowym sądzie. Wiedziałam, w co się pakuję już przed ślubem. Szybko bowiem stało się jasne, że nie spełniam wymagań, co do idealnej synowej. A jednak myślałam, że z miłości do Artura jakoś to przetrzymam. Byleby tylko teściowa sprawdziła się jako babcia.

Nawet wnuk nie wzbudził jej miłości

Niestety, moje nadzieje były płonne. Kiedy tylko nasz synek przyszedł na świat stał się dla tej baby takim samym wrogiem, jak ja. Jakby nowo narodzone dziecko czymkolwiek jej zawiniło! Pamiętam, jak wpadła do szpitala zobaczyć wnuka po raz pierwszy. Leżałam w łóżku i trzymałam na rękach uśpione maleństwo. Było takie śliczne…
– Mama zobaczy, on ma uszy Artura – szepnęłam z promiennym uśmiechem. Tymczasem teściowa warknęła: – Ty mnie tutaj nie przekonuj!

Przyznam, że trochę mnie zatkało i zaczęłam się zastanawiać, o co jej chodzi. Do czego mam jej nie przekonywać?
Moim zdaniem, to ona wyraźnie dała ci do zrozumienia, że nie jest wcale przekonana o tym, że urodziłaś dziecko jej syna – stwierdziła moja przyjaciółka.
No cóż… Sama bym na to nie wpadła, bo przecież nie miałam sobie nic do zarzucenia! Dziecko urodziło się półtora roku po ślubie i było owocem prawdziwej miłości. Po co miałabym szukać uczucia lub seksualnych przygód gdzieś na boku, skoro miałam w domu ukochanego męża, który był dla mnie wszystkim?

Pamiętam, że kiedy Agnieszka uświadomiła mi intencje mojej teściowej, z żalu przepłakałam cały wieczór. A potem postanowiłam wziąć się w garść!
– Ona jest zwyczajnie głupia i nie zamierzam się przejmować tym, co gada! – stwierdziłam, obiecując sobie, że matka Artura nie zagrozi mnie i mojej rodzinie.

Nie udało mi się całkowicie unikać konfliktów z teściową, ale zawsze potrafiłam milczeć i nie odpowiadać na jej słowne zaczepki. Aż do tamtego wieczoru…

Nie byłam wtedy w dobrej formie, bo akurat dowiedziałam się od pediatry, że prawie czteroletni Michałek ma jakieś szmery w sercu. Martwiłam się o niego.
– Zalecam EKG i echo serca – powiedział lekarz. – Oczywiście, to nie musi być nic poważnego, ale warto sprawdzić.
– Będzie dobrze – pocieszał mnie mąż, ale widziałam, że i on jest zaniepokojony. Tym bardziej że badanie w szpitalu wyznaczono nam dopiero za pół roku, a my chcieliśmy wiedzieć już, natychmiast, czy z naszym synkiem nie dzieje się nic złego!
– Moim zdaniem powinniśmy zbadać go od razu, prywatnie – zasugerowałam w pewnym momencie, a mąż się zgodził.
– Zbadać kogo? – teściowa wyrosła jak spod ziemi w naszej kuchni. Musiałam chyba nie zamknąć frontowych drzwi, skoro weszła bez problemu.
– Michałka – wyznał jej od razu Artur, chociaż usiłowałam dać mu znak, aby z nią na ten temat nie rozmawiał. Jeszcze mi tego brakuje, żeby ta baba wtrącała się w nasze domowe sprawy i wszystkich denerwowała swoimi durnymi komentarzami.

Nie chciałam wszczynać z nią dyskusji, ale się nie udało. Matka mojego męża wygłosiła długą mowę na temat chorób w jej rodzinie, które absolutnie nie występują, w szczególności takich jak wady serca.
– W mojej rodzinie także nikt nie ma takiej wady! – syknęłam wkurzona. Ale ją to tylko rozochociło…
– Prawda, jakie to zastanawiające? – podchwyciła od razu teściowa ze złośliwym uśmiechem. – Ciekawe więc, w czyjej rodzinie takie wady występują…

To była już tak jawna aluzja do tego, że być może Michałek nie jest synem Artura, że zwyczajnie nie wytrzymałam!
Bardzo proszę, aby mama wyszła z mojego domu! – rzuciłam krótko. Nawet nie pomyślałam w tym momencie, jak na to zareaguje Artur, ale na szczęście milczał, również zszokowany zachowaniem swojej rodzicielki. Teściowa widząc, że nie żartuję, zawinęła się błyskawicznie i wypadła na klatkę. A kiedy zamykałam za nią drzwi, rzuciła mi w twarz tę groźbę. „Jeszcze mnie popamiętasz” – powiedziała.

Wiedziałam, że się zemści, ale to była przesada

– Naprawdę nie mam pojęcia, czego ona ode mnie chce… – płakałam potem Arturowi w rękaw. – Czy ja coś robię nie tak? Jestem złą żoną, matką?
– Przestań! Jesteś wspaniała! – zapewnił mąż, przytulając mnie do siebie. – A ona… Opowiadałem ci, że miała ciężkie życie. Musiała mnie wychowywać całkiem sama. Znikąd nie miała pomocy. Może przez to jest teraz troszkę zgorzkniała. Spróbuj jej to wybaczyć. „Z powodu swojego ciężkiego życia, nie musi mojego zamieniać w piekło – pomyślałam. – Dziś jej wybaczę, a jutro podłoży mi kolejną świnię”.

Nawet nie sądziłam, jak dalece prawdziwe są te moje podejrzenia wobec niej… Teściowa nie pokazywała się u nas przez dłuższy czas, a i ja nie kwapiłam się z tym, aby do niej zadzwonić. Artur nie nalegał, chociaż widziałam w jego oczach niemą prośbę, abym to w końcu zrobiła. Ale ja naprawdę nie umiałam.

Któregoś dnia, kiedy poszłam po Michałka do przedszkola, miała miejsce dziwna sytuacja.
– Myślałam, że dzisiaj pani synka odbiera babcia, przed chwilą tutaj była – powiedziała pani przedszkolanka. Okazało się, że teściowa faktycznie wpadła do przedszkola, porozmawiała chwilę z wnukiem i poszła. Sądziłam, że może jednak stęskniła się za Michałkiem, jak to babcia i przyszła się z nim zobaczyć. Nie zwróciłam w ogóle uwagi na to, co powiedziało mi dziecko, że babunia robiła mu badanie, jak u doktora.
– Kazała powiedzieć: „Aaaa”! – wyznał Michaś, a mnie wydało się to nieistotne.

Tymczasem miesiąc później okazało się, że to było bardzo ważne! Teściowa bowiem, bez mojej wiedzy i zgody, pobrała w ten sposób Michasiowi próbkę śliny z wewnętrznej strony policzka i… wysłała ją do specjalistycznego laboratorium, zajmującego się badaniem DNA! Próbkę od swojego syna także pewnie zdobyła bez trudu. Wystarczyło bowiem, że miała włos Artura. Kiedy wkrótce nadeszły wyniki, teściowa triumfowała!

Okazało się bowiem, że… Michał nie jest synem mojego męża.
– Genetycznie nie mają ze sobą nic wspólnego! Są dla siebie całkiem obcymi ludźmi! – matka Artura aż piała z zachwytu, że udało jej się mnie pogrążyć.

– Dlaczego mi to zrobiłaś? – pytał mąż.
– Ależ ja ciebie nigdy nie zdradziłam! – protestowałam gorąco, jednak wszystkie fakty świadczyły przeciwko mnie.
– Powiedz, czyim synem jest Michał, a wybaczę ci wszystko! – namawiał mnie mąż, ale ja przecież nie mogłam nikogo wymienić, bo nikogo takiego nie było. Miałam wrażenie, że żyję w jakimś koszmarze. Marzyłam, żeby się obudzić.
Skąd wiesz, że twoja matka nie podrobiła tych wyników? Przecież od początku mnie nienawidziła! Chce się mnie pozbyć z twojego życia! – próbowałam mu uświadomić jedyną możliwość.
– Mówisz tak, bo nie chcesz ujawnić nazwiska kochanka! – usłyszałam od mężczyzny, który jeszcze kilka dni temu deklarował, że kocha mnie nad życie, a teraz patrzył na mnie z nienawiścią. – Widziałaś pieczątki na wyniku? Są autentyczne! Zdradziłaś mnie!
– Może więc twoja matka zamieniła próbki? Nie wiadomo, czy wysłała do badania ślinę Michałka! – broniłam się, ale sama słyszałam, jak naiwnie to brzmi.
Jesteś… ohydna i amoralna. Brzydzę się tobą! – usłyszałam w odpowiedzi i pomyślałam, że oto właśnie Artur nie przeszedł pierwszej próby na zaufanie.

Może i wyszło na dobre

Byłam pewna, że moja teściowa cały czas triumfuje, chociaż po oznajmieniu nam tej rewelacji trzymała się z daleka ode mnie. Nic dziwnego, bowiem za to, że zrobiła z mojego synka bękarta, najchętniej wyrwałabym jej wszystkie włosy! Sytuacja w domu zrobiła się nie do zniesienia. Ciche dni, przerywane karczemnymi awanturami. Mąż był głuchy na wszelkie moje argumenty. W końcu się wyprowadził, a miesiąc później dostałam od niego pozew rozwodowy.

Byłam zdruzgotana tym, jak szybko to wszystko poszło… Mój mąż podał jako przyczynę rozpadu małżeństwa moją zdradę i nieślubnego syna. Ja natomiast nie zamierzałam brać winy na siebie i zażądałam nowych badań DNA. W laboratorium wyznaczonym przez sąd. Byłam pewna, że wykażą ojcostwo Artura, bo przecież, na miłość boską, nie sypiałam z nikim innym! Trzeba być zresztą ślepym lub tak wrednym jak teściowa, aby nie zauważyć podobieństwa.

Oczywiście, nowe badania, przeprowadzone z dala od podłego babsztyla i jego kombinacji, wykazały prawdę…
– Czy w tej sytuacji, skoro okazało się, że jednak jest pan ojcem dziecka, nadal chce pan rozwodu? – zapytała sędzia. Mój mąż patrzył to na nią, to na mnie z głupią miną, po czym stwierdził: – Chyba nie…
„Chyba! A więc nadal nie jest pewny?” – pomyślałam ironicznie. Artur wycofał pozew rozwodowy. Lecz mnie już to nie obchodziło. Wyszłam z sali, nie czekając na niego i pojechałam do parku, gdzie w ciszy i spokoju zadałam sobie jedno zasadnicze pytanie: „Czy jestem w stanie żyć z człowiekiem, który mnie zdradził psychicznie i upokorzył, nie mówiąc już o obcowaniu z jego mamusią, prowodyrką wszystkiego?”.

– Nie! – odpowiedziałam sobie. Straciłam zaufanie do męża i resztki cierpliwości do teściowej. Następnego dnia to ja złożyłam pozew o rozwód. Uważam, że zasłużyłam sobie, aby resztę życia spędzić z innym facetem, takim, który będzie mnie kochał i szanował, bez względu na to, co powiedzą o mnie inni. 

Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Mąż zamykał mnie w domu. Znęcał się nade mną i bił dzieci. Jakimś cudem udało mi się uciec”„Urodziłam chorego syna, a mąż odszedł do innej kobiety, żeby zacząć wszystko od nowa”„Ja i moja córka byłyśmy w ciąży w tym samym czasie. Agatka jest młodsza o dwa tygodnie od Oli, ale jest... jej ciocią”

Redakcja poleca

REKLAMA